poniedziałek, 12 marca 2012

EDMUND ZIELIŃSKI. Spełniłem żądanie anonimowego studenta sprzed 44

Marcowa ulotka 1968

Pracowałem wtedy w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Hurtu Artykułów Gospodarstwa Domowego w Gdańsku Oruni przy ulicy Sandomierskiej 11. Kierowałem dużym magazynem z artykułami oświetleniowymi...



Dostawcami towarów było wiele zakładów z całego kraju. MEOS Warszawa (Zakłady Mechaniczno-Oświetleniowe) dostarczał szeroki asortyment oświetleniowy do mieszkań - żyrandole, kinkiety, lampki nocne, modne wówczas lampy gabinetowe, lampy biurowe itp. Fabryki żarówek, LUMEN z Piły, HELIOS z Katowic i OSRAM z Pabianic, zaopatrywały nas w żarówki głównego szeregu - E-27. Natomiast klosze do lamp oświetleniowych dostarczała huta szkła w Pieńsku. Częstochowska Fabryka Latarek dostarczałam nam latarki kieszonkowe. Już nie pamiętam, kto przywoził nam żelazka elektryczne i piecyki grzewcze. Pamiętam, że obciążony byłem materialnie, przeciętnie, na sumę dwóch milionów złotych, a moja pensja wynosiła 2500 złotych netto. Obciążenie się zwiększało lub zmniejszało w zależności od przepływu towaru.

Kierownikiem Działu Elektrycznego tego przedsiębiorstwa był Tadeusz Szykuła., kapitan rezerwy Ludowego Wojska Polskiego. Przeszedł szlak bojowy od Lenino do Berlina. Pamiętam, jak opowiadał o forsowaniu Odry 16 kwietnia 1945 roku. Podczas przeprawy wszyscy obserwowali padające pociski artylerii niemieckiej i czekali, który trafi w nich. Jeśli pierwszy padł przed celem, drugi za, trzeci powinien być w celu. Szczęśliwie przeprawili się na drugi brzeg i kierunek Berlin.

Moimi pracownikami magazynu byli: Józef Wiśniewski - mój zastępca, Zofia Wypych - kartotekarka (wprowadzała na kartoteki przychody i rozchody magazynowe), Władysława Sarnowska, Anna Kowalska z Osieka i Jadwiga Olszewska. Mile wspominam panią Annę. Ta pochodząca z Kociewia osoba mieszkała na Oruni, w starym pięknym mieszkaniu, którego wyposażenie sięgało lat dwudziestych XX wieku. Często wspominała swoje strony rodzinne kierując wzrok w południową stronę, jakby szukając za horyzontem swojego Osieka. Naszym przewoźnikiem było Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Transportu Handlu Wewnętrznego z Gdańska. Często zabierał towar z naszego magazynu samochód, którego kierowcą był Władysław Ropel, bardzo przyzwoity, inteligentny człowiek. Konwojentem był Tadeusz Kossakowski z Wileńszczyzny. Och, jak on nienawidził komunistów, że jego nie zamknęli za głośne pomstowanie? Ładowaczem na tym samochodzie był Stanisław Garbacz. Wozili towar samochodem ciężarowym marki Star 25 z blaszaną budą. Na owe czasy był nowoczesnym autem.

Każda partia towaru dostarczona do magazynu, zanim trafiła do sklepów, musiała przejść odbiór jakościowy. Tym zajmował się towaroznawca Mieczysław Tuszyński. Kiedy Mieciu był na urlopie lub chorował, ja zajmowałem się odbiorem jakościowym mając ku temu odpowiednie przygotowanie. To był wspaniały człowiek. Był warszawiakiem i walczył w Powstaniu Warszawskim. Zaraz po wojnie osiadł z rodziną w Gdańsku i pracował jako tłumacz podczas przesłuchań Niemców podejrzanych o zbrodnie wojenne. Dobrze znał język niemiecki, był też świetnym rysownikiem.

Trochę się rozpisałem o mojej pracy w PRL-u, chcąc czytelnikom, zwłaszcza młodszym, przybliżyć wiedzę o handlu w latach 60. XX wieku. Przechodzę do tematu związanego z tytułem felietonu.

Pracę kończyłem o godzinie 15. Przed bramą mojego przedsiębiorstwa usytuowany był przystanek tramwajowy linii 6 kursujący na trasie Targ Węglowy - Orunia. Jadąc do pracy wsiadałem na Targu Węglowy, z pracy wysiadałem przy Bramie Wyżynnej i pieszo do dworca PKP. W tamtym czasie kolejkę Gdańsk - Wejherowo obsługiwał tabor kolejowy otrzymany w ramach repasacji wojennych. Otrzymaliśmy wagony z berlińskiego metra U-Bahn. Były dość niskie, miały więcej drzwi, co ułatwiało pasażerom sprawniejsze wsiadanie i wysiadanie.

Na stacji Gdańsk - Stocznia do mojego wagonu wskoczył młody człowiek i w pośpiechu rozdawał ręcznie napisane ulotki. Miało to związek z protestami młodzieży studenckiej Uniwersytetu Warszawskiego z powodu zdjęcia ze sceny Teatru Narodowego utworu A. Mickiewicza "Dziady" w reżyserii Kazimierza Dejmka. Wtedy wiadomości na temat tych wydarzeń docierały do nas pocztą pantoflową i z rozgłośni Radia Wolna Europa. W Gdańsku widzieliśmy wzmożone ruchy milicyjnych aut. Wracając wtedy do domu widziałem wiele milicyjnych "suk" - samochodów do przewozu milicjantów na akcję jak i osób zatrzymanych. Tabor ten stał na Placu Zebrań Ludowych. Z uwagi na trudności z odczytaniem ulotki przytoczę jej treść.

Rezolucja studentów Politechniki Gdańskiej podjęta na wiecu zorganizowanym przez ZSP za zezwoleniem władz Uczelni dnia 12 marca 1968 roku.

1. Solidaryzujemy się ze społeczeństwem, a przede wszystkim

2. Zdecydowanie popieramy studentów Warszawy

3. Potępiamy policyjne metody zastosowane przy rozładowaniu sytuacji na wiecu w Warszawie (bicie, kopanie, stosowanie gazów łzawiących)

4. Odcinamy się od chuliganów i rozrabiaczy, niemniej uważamy, że najwyższy czas, by nie traktować naszych wystąpień jako wybryki bananowych awanturujących się studentów i chuliganów, lecz jako wystąpienia ludzi, których pierwszym celem jest sprawa socjalizmu i demokracji.

5. Domagamy się uczciwego, dogłębnego i wspólnego ze studentami rozważenia sytuacji środowiska akademickiego i społeczeństwa.

6. Zdecydowanie potępiamy dotychczasowe informacje prasowe jako tendencyjne, ubliżające godności obywatela i żądamy oficjalnego odwołania w prasie.

7. Domagamy się równości prasy, publikacji i widowisk oraz weryfikacji metod funkcjonowania organów kontroli.

8. Domagamy się i żądamy cofnięcia represji wobec studentów Warszawy, którzy brali udział w wiecach protestacyjnych.

9. Domagamy się eksterytorialności wyższych uczelni.

10. Żądamy zagwarantowania pełnych swobód obywatelskich dla wszystkich uczestników wieców i zgromadzeń poświęconych ostatnim zajściom, które odbyły się i być może będą się odbywać.

11. Domagamy się i żądamy zamieszczania powyższej rezolucji w prasie, radiu i TV

Robotnicy!!!

Jesteśmy postawieni w trudnym położeniu i prosimy o zrozumienie i poparcie.

Przeczytasz, podaj dalej.


Ja dalej nie podałem, schowałem do kieszeni i dziś mogłem tę historyczną ulotkę wykorzystać w moim felietonie. Trochę ryzykowałem, bo gdyby zauważył to jakiś smutny pan z postawionym kołnierzem, mógłbym się mocno tłumaczyć. To podpadało pod paragraf mówiący o próbie obalenia ustroju socjalistycznego. Tak, takie paragrafy były w kraju demokracji ludowej.

W jakiś sposób spełniłem żądanie anonimowego studenta sprzed 44 lat i opublikowałem treść ulotki. Że w internecie? Takie mamy teraz czasy.

Gdańsk marzec 2012 Edmund Zieliński




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz