poniedziałek, 16 kwietnia 2012

JOACHIM CHOINA. Czy wolontariat jest "babski"? Inne

Starogardzkim Centrum Wolontariatu ,,Można Inaczej"": "Na koniec mocno nas wycałowała" -
Natalia Engler, "Poczułam, że chcę zrobić coś dobrego" - Karolina Probe, "Orkiestra a my" -
Natalia Czartoryska, "Kiedy widzę merdający ogon" - Anna Haras, "Czy wolontariat jest babski?" - Joachim Choina, "Dlaczego przychodzą" - Małgorzata Linda, "Wolontariat… ale czym byłby on bez dzieci!" - Konstancja Aszendorf...




















Kółko dziennikarskie

Kincia

31 marca oraz 3 kwietnia w Starogardzkim Centrum Wolontariatu ,,Można Inaczej"" odbyły się warsztaty dziennikarskie prowadzone przez Tadeusza Majewskiego.
Na początku poznałyśmy, jak wygląda praca dziennikarzy. Pan Majewski opowiedział o swoich sukcesach, jak i o porażkach. Pytał nas o naszą działalność w wolontariacie oraz czego oczekujemy po tych warsztatach. Każdy miał okazje do opowiedzenia o pozytywnych, jak i negatywnych stronach pracy wolontariusza. Opowiadaliśmy, jakie działania wykonujemy. Są to m.in.: zbiórki żywności, integracyjne pokazy mody, opieka nad dziećmi w przedszkolach i w ,, Akademii Małego Człowieka"", pomoc na festynach oraz osobą starszym.
Każdy z nas niesie tę pomoc bezinteresownie. Tak, aby zauważyć uśmiech na twarzach ludzi, usłyszeć słowo dziękuję za pomoc w sprawach, które dla nas są codziennością, a dla innych wielkim problemem.
Uczyliśmy się również, jak komponować strony w gazecie, jak trzeba przeprowadzić wywiad oraz jakie mamy prawa i obowiązki jako dziennikarze.
W czasie tego spotkania poznaliśmy wiele zabawnych oraz miłych ludzi, którzy mogą zostać naprawdę dobrymi dziennikarzami.






Na koniec mocno nas wycałowała

Natalia Engler

Wolontariusze spotykają się na co dzień z różnymi reakcjami ludzi dotyczącymi pomocy. Jedni reagują uśmiechem, wspierają nas i dopingują do dalszego działania. Inni zaś zniechęcają i krytykują, nie wiedząc nawet, na czym to wszystko polega. Wolontariusze biorą udział w różnego rodzaju akcjach. Jedną z nich są zbiórki żywności. Podczas nich nieraz spotykamy się z nieprzyjemnymi sytuacjami. Niektórzy ludzie są nam niechętni. Uważają, że to co robimy, jest nie do przyjęcia. Potrafią powiedzieć bardzo przykre słowa, którymi ranią. Nie mają pojęcia, jak wiele osób wkłada swoją pracę i serce w pomoc potrzebującym osobom. Oczywiście takich niemiłych sytuacji jest o wiele mniej niż tych pozytywnych. Zazwyczaj ludzie popierają to co robimy i nas wspierają. Cieszy nas to, ponieważ dzięki takim osobom ludzie potrzebujący otrzymują tak bardzo potrzebne wsparcie. Na twarzach osób, które otrzymują od nas paczki, pojawia się uśmiech. Wiem o tym, bo sama nieraz spotkałam się z taką reakcją. Podam tu przykład. Po jednej ze zbiórek pani Ania poprosiła mnie i jeszcze jedną wolontariuszkę o zaniesienie paczki do pewnej pani. Obawiałyśmy się trochę, jak zareaguje na naszą wizytę. Okazało się, że jest bardzo miła. Strasznie ucieszyła się na nasz widok. Kilka razy z jej ust wydobyło się słowo "dziękuję", a uśmiech z jej twarzy nie znikł nawet na chwilę. Na koniec mocno nas wycałowała. Ludzie zawsze są bardzo wdzięczni za to, co dla nich robimy. Jedni dziękują i wycałowują wszystkich dookoła, innym zaś brakuje słów, jakimi mogą wyrazić swoje podziękowania. Miło patrzeć na uśmiechnięte twarzyczki dzieci, które cieszą się z paczek ze słodyczami otrzymanymi na święta. Pamiętajmy, że każdy z nas może pomóc i że MOŻNA INACZEJ.



Poczułam, że chcę zrobić coś dobrego

Karolina Probe
W starogardzkim schronisku przebywa wiele zwierząt, w tym psy i koty. Pracownikom przytułku pomagają wolontariusze. Ich zadaniem jest pomoc w pielęgnacji i socjalizacji zwierząt oraz wyprowadzanie psów na spacery. Są organizowane imprezy publiczne oraz zbiórki. Postanowiłam zostać wolontariuszką, ponieważ nie mam zwierzaka. Poczułam, że chcę zrobić coś dobrego. Początki były ciężkie, ale teraz idzie mi coraz lepiej.
W pamięci utkwiła mi jedna sytuacja. Byłam z koleżankami w schronisku i chciałyśmy wyprowadzić szczeniaki. Okazało się, że było ich sześć, a nas cztery. Dwie osoby musiały wziąć o jednego więcej. Na samym początku uciekł nam jeden szczeniak, na szczęście koleżanka złapała uciekiniera. Dostałam dwa pieski do wyprowadzenia. Szliśmy powoli i nagle pies zerwał się z obroży. To było straszne. Szybko oddałam tego drugiego i biegłam za tamtym. Zauważyłam, że po chwili się zatrzymał. Postanowiłam zwolnić, aby go nie przestraszyć. Niestety, szczeniak pobiegł, a ja znowu ruszyłam za nim. W głowie tylko myślałam, co powiem w schronisku, jak go nie złapię. W ostatniej chwili go złapałam.
Zwierzęta nie podziękują słowami, ale fantastyczne jest to, jak one się cieszą z każdej chwili spędzonej z człowiekiem. Dlatego właśnie lubię chodzić do schroniska. Dzięki temu mogę powiedzieć, że jestem wolontariuszką z powołania i cieszę się z każdego spotkania z czworonogami.





Orkiestra a my

Natalia Czartoryska

Czym różni się Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy od wolontariatu? Wiele osób sądzi, że są to dwa odmienne rodzaje pomocy. Tak naprawdę bardzo mało ludzi wie o różnicach, które nas dzielą. Jerzy Owsiak działa na wielką skalę, czyli całą Polskę i świat. Ratuje życie wielu chorym za pieniądze, które zostają zebrane podczas akcji organizowanych co roku jako WOŚP. Jeśli spyta się kogoś, co sądzi o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, nie usłyszy się negatywnej odpowiedzi. Działanie Jerzego Owsiaka jest bardzo nagłaśniane, co powoduje, że zbiórki przynoszą niezwykle efekty. Jego fundacja charytatywna skupia się na pozyskaniu środków niezbędnych do ratowania lub podtrzymania życia. Jedynym przekazem dla chorego jest najwyżej nalepka na sprzęcie podłączonym do pacjenta. I wtedy wkraczamy my, czyli wolontariusze. Nie zbieramy pieniędzy, jak robi to WOŚP, nie ratujemy życia w sytuacjach szczególnie, ale staramy się pomóc i dać nadzieję oraz otuchę najlepiej, jak umiemy, tym, którzy tego oczekują. "Leczymy" ludzi poprzez rozmowę i dobre uczynki, po których dostajemy najlepszą zapłatę, jaką można sobie wymarzyć... uśmiech. Idąc do przedszkola lub zbierając jedzenie dla biedniejszych rodzin odczuwamy satysfakcje z tego, co robimy i sprawia nam to przyjemność. Nie oczekujemy od nikogo żadnego wynagrodzenia i zawsze jesteśmy gotowi na więcej. Tak są to dwa zupełnie odmienne rodzaje pomocy, lecz według mnie każda praca, zarówno Orkiestry (i tych urządzeń, zakupionych dzięki niej), jak i nasza - młodych wolontariuszy, daje to, co w życiu najważniejsze - nadzieje, pomoc i szansę na lepsze jutro.


Kiedy widzę merdający ogon

Anna Haras

Moje ulubione zwierzę to pies. Zawsze marzyłam, aby go mieć. Od najmłodszych lat prosiłam o to moich rodziców, niestety bezskutecznie. Dlatego właśnie zostałam wolontariuszem w schronisku dla zwierząt w Starogardzie Gdańskim. Głównym tam zajęciem jest wyprowadzanie czworonogów na spacer. Sprawia mi to ogromną przyjemność, a moi podopieczni są dzięki temu szczęśliwi.

W schronisku jest około stu dwudziestu psów. Każdy z nich chciałby znaleźć dom, w którym zaznałby odrobinę ciepła i miłości. Nie wszystkie czworonogi mają takie szczęście. Większość do końca swoich dni przebywa w zamknięciu. Zwierzęta te są najczęściej niechciane i porzucone przez swoich właścicieli. Mają szczęście, że trafiły akurat w to miejsce, ponieważ tu nie umrą z głodu lub zimna oraz są pod opieką weterynarza i pracowników schroniska.

Satysfakcja, którą czuję, kiedy widzę merdający ogon, jest nie do opisania. Tak niewiele trzeba dla nich zrobić, aby je uszczęśliwić. Psy potrzebują trochę czułości. Są radosne, kiedy się je głaszcze lub przytula. Bardzo chciałabym pomóc im wszystkim, poprawić ich warunki życia.

Ważne jest, aby zachęcić ludzi do adopcji tych jakże wspaniałych zwierząt. Co jakiś czas jest organizowana akcja pod nazwą "spacer przyjaźni". Polega on na tym, że każdy chętny bierze jednego psa, z którym chodzi po mieście. Nie tylko biorą w tym udział wolontariusze, ale także zwykli ludzie. Po tych akcjach wiele zwierząt znajduje dom.

Zachęcam wszystkich, aby zostali wolontariuszami. Musicie pamiętać, że jest to praca, którą wykonujecie bezinteresownie. Wyprowadzając psy na spacer nie tylko spędzicie mile czas na świeżym powietrzu, ale także zrobicie coś bardzo pożytecznego. Jeśli macie taką możliwość, możecie również przygarnąć jakiegoś psa. Na pewno po pewnym czasie odwdzięczy się bezinteresowną miłością.


Czy wolontariat jest babski?

Joachim Choina
Jestem świeżo upieczonym wolontariuszem. Na pierwszym spotkaniu od razu zwróciłem uwagę na zdecydowaną przewagę liczebną dziewczyn. Zastanawiam się z czego wynika ta dysproporcja.
W naturę kobiety jest wpisana opiekuńczość
Warsztaty dziennikarskie, które odbywają się w siedzibie stowarzyszenia "Można Inaczej", umożliwiły mi wysłuchanie wielu historii wolontariuszek. Obserwowałem również pracę bardziej doświadczonych koleżanek w trakcie opieki nad dziećmi w świetlicy. Zaobserwowałem u nich matczyną wręcz troskę, a dzieci traktują je jak własne siostry. Potrafią z wielkim wdziękiem, naturalnością i delikatnością obchodzić się z podopiecznymi. Mają to we krwi. Doszedłem do wniosku, że kobieta instynktownie potrafi należycie zaopiekować się dziećmi. Wynikać to może z czysto biologicznych uwarunkowań, które zakładają należyte obchodzenie się przez matkę z potomstwem. Wolontariusze, oprócz opieki nad dziećmi, prowadzą też inne działania. Między innymi zajmują się zbiórką żywności i pieniędzy, opieką nad zwierzętami czy też nad osobami niepełnosprawnymi lub starszymi. Trudno mi coś powiedzieć na temat tych prac, gdyż nie miałem jeszcze okazji ich obserwować. Ale z moich informacji wynika, że i w tych kategoriach wolontariatu dominują panie. Kobietom przypisuje się częściej takie cechy, jak troskliwość, wrażliwość i odpowiedzialność, i zapewne dlatego i w tych działalnościach przeważają.
Dlaczego jednak mężczyźni są potrzebni w wolontariacie?
Spotkałem się kiedyś z opinią, że mężczyzna to strateg i że jest stworzony do innego rodzaju odpowiedzialności niż kobieta. Praca w świetlicy pokazuje, że gdy jestem jedynym wolontariuszem wśród załóżmy dziesięciu wolontariuszek, to cieszę się u dzieci dużym zainteresowaniem. One dostrzegają inność mojego zachowania wobec nich, gdyż inaczej podchodzę do nich niż moje koleżanki. To, że bawią się ze starszym kolegą, cieszy je i wypędza z nich nudę. Stają się przez to również grzeczniejsze. To zrozumiałe, gdyż szkraby czują większy respekt przed chłopakami. Chłopacy też mają pozytywny wpływ na pracę wolontariuszek. Zdarzyło mi się zwrócić raz uwagę, gdy kilka koleżanek się zagadało, a dzieci chwilowo zostały bez opieki i zrobił się nieład. Uważam, że czasami potrzebne jest wobec niektórych twarde stanowisko, a zdolności przywódcze, strategiczne i organizacyjne są najczęściej domeną mężczyzn. Myślę, że nie można wolontariatu traktować jako "babskiej roboty". Każdy chłopak, który ma chęci, na pewno spełni się w roli opiekuna.


Dlaczego przychodzą

Małgorzata Linda

Wolontariusz kojarzy się nam z osobą, która chce pomagać innym bezinteresownie. Dobrze wiem, że do końca tak nie jest. Do wolontariatu zgłaszają się na przykład młodzi ludzie, którym zależy tylko na dodatkowych punktach, bo mają one wpływ na wybranie lepszej szkoły pod koniec gimnazjum. A gdy się skończy rok szkolny, odchodzą. Wielu z nich "odpada" juz po pierwszym spotkaniu. Judyta podczas zajęć dziennikarskich powiedziała, że z 30-osobowej grupy została tylko ona. Są też tacy, co chcą pomagać. Tak jak nasz 19-letni kolega Joachim w zabawny sposób dołączył do nas. Wszedł do środka, wyjrzał zza ściany i spytał, czy może zostać wolontariuszem. Miał bardzo poważną minę. Było widać, że jest przejęty całą tą sytuacją. Każdy wolontariusz ma inną historię pojawienie się w wolontariacie, jednak wszystkim przyświeca ten sam cel - pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują. Nagrodą dla nas jest uśmiech osoby obdarowanej.


Wolontariat… ale czym byłby on bez dzieci!

Konstancja Aszendorf

Różnie to bywa w pracy wolontariusza...

Pani Irena, osoba starsza, bardzo uczuciowa, traktuje wolontariuszy jak przyjaciół. Gdy gościmy w jej malutkim mieszkaniu, wygląda to tak, jakby to ona miała nam pomóc, a nie my jej. Zdarzało się, że gdy ktoś chciał jej pomóc, mówiła: ,,Siedzi, siedzi, ja to zrobię. Ty jesteś gościem"".

Dzieci to coś zupełnie innego...

Każde dziecko jest inne. Przez lata mojej pracy z nimi zaobserwowałam "kochane dzieciątka". Należy do nich 8-letnia Natalia. Choć ma zapał do pracy "na trochę", to świetnie odrabia zadanie domowe i cieszy się na każde: ,,Ale ładni zrobiłaś tę pracę"". W podziękowaniu za pomoc w odrabianiu pracy domowej maluje rysunek albo zbiera bukiecik polnych kwiatków. Są tez tacy, jak Arek. U niego co drugie słowo to ,,k...", a co trzecie to ,,ja p...". Mówi to wchodząc na drzewo. Ale czasami potrafi stać się łagodny jak baranek i być naprawdę grzecznym. To dobry chłopak, tylko trochę zagubiony. Są też dzieci Władcy. Uważają się za królów podwórka. Najchętniej powiedziałby taki:,,Ja tu, na tym podwórku, rządzę. Spier..."". A mały Kubuś najchętniej zjadłby wszystkie cukierki nie dzieląc się z nikim.

Każdy z nich ma swoją historię i swoje wspomnienia z wolontariuszami. Warto poznawać ich bardziej, gdyż to pozwala wyjść im naprzeciw.


Od babci po chłopczyka, czyli wydarzenia, które zostaną w mojej pamięci do końca życia
Zapamiętam na całe życie

Judyta Szreiber
Moja przygoda z wolontariatem oficjalnie zaczęła się w 3 klasie gimnazjum. Dowiedziałam się od przypadkowych ludzi, że w Starogardzie oprócz Caritas istnieją jakieś inne organizacje pomagające ludziom. Od zawsze chciałam pomagać, choćby biorąc udział w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Jest ona przykładem pomocy drugiemu człowiekowi. Przychodząc do wolontariatu nie liczyłam, że będzie łatwo. Domyślałam się, że znajdują się tu osoby, które potrzebują pomocy nawet od 15-letniej dziewczyny. Nie myliłam się. Dwa wydarzenia z życia wolontariatu na zawsze zostaną w mojej pamięci. Jedno z nich wiąże się z wizytą u starszej pani, której miałam zrobić zakupy. Gdy otworzyła drzwi, zaprosiła mnie do środka i z uśmiechem powiedziała, że nie muszę iść do sklepu, bo zakupy już ma. Pomyślałam, że sobie pójdę, skoro zakupy ma już zrobione. Ale ta pani poprosiła mnie o chwilę rozmowy. Nigdy bym nie pomyślała, że rozmowa (a raczej opowieść) zajmie nam dwie godziny, a ja będę zapatrzona w starszą panią i będę jej słuchać nie przerywając. Babcia zaczęła mi opowiadać, gdzie kiedyś pracowała, jak wyglądało jej życie podczas wojny, jak sobie poradziła po stracie męża i syna. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. W jej oczach widziałam łzy, tęsknotę i ból. Siedząc z nią uświadomiłam sobie, że należy dbać o to co się ma, bo nie wiadomo, kiedy możemy to stracić. Drugie zdarzenia wydaje się banalne, a jednak zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Raz w tygodniu przychodzę do Centrum Wolontariatu, gdzie pomagam dzieciom w lekcjach, bawię się z nimi, organizuję różnego rodzaju zabawy. Pewnego dnia, gdy w taki zwykły dzień poszłam do mojego "drugiego domu", aby pomóc dzieciakom, jakiś chłopiec siedział i nic nie robił. Podeszłam do niego i spytałam: " Masz coś zadane?". Przyniósł z niechęcią książki i zaczęliśmy robić zadania. Po jakiś 30 minutach skończyliśmy, a on wtedy wypowiedział to "dziękuję". Ten urwis, w słowniku którego znajduje się sama "podwórkowa łacina", kompletnie mnie zaskoczył i bardzo wzruszył. Moim zdaniem powinno być więcej takich stowarzyszeń jak "Można Inaczej". Nie tylko pomagają one osobom potrzebującym, ale także otwierają oczy wolontariuszom, którzy mogą zdać sobie sprawę, jak wygląda życie niektórych dzieci. Nie jest ono kolorowe, jakie ma wiele. Czasem trzeba zobaczyć jego szare oblicze i spróbować to zmienić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz