niedziela, 1 kwietnia 2012

TADEUSZ MAJEWSKI. Sołtys Józefa Drożdż gra w Wiejskie Życie na NK

- Pani Józefo, może Pani zdradzić, ile ma Pani lat?

- Sześćdziesiąt dziewięć.

- To nie tak dużo. Troszeczkę ponad wiek emerytalny... Mówię o 67 latach, co ma wejść w życie. Co Pani sądzi o takim wieku emerytalnym?

- Dla mnie to śmieszne, bo przecież we wszystkich zawodach nie można pracować do takiego wieku.

- Każdy sądzi o tej sprawie po sobie. Pani ciągle pracuje...





- Tak, ale nie mam takiej ciężkiej pracy, żebym nie mogła. Pracuję jako instruktor w świetlicy wiejskiej, jako sołtys - już drugą kadencję, do niedawna byłam w radzie Lokalnej Grupy Działania "Chata Kociewia", a od 1995 roku jestem przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Barłożnie.

- Jednym z ciekawszych Pani działań była akcja zbierania starych zdjęć dotyczących Barłożna. Ile Pani zebrała?

- Ponad dwieście. Zbierałam nie tylko stare fotografie. Wyszukiwaliśmy też po strychach stare przedmioty i uwieczniałam je na zdjęciach. Robiłam to dla przypomnienia. Gdy zorganizowałam z nauczycielami wystawę tych zdjęć w szkole, dzieci często pytały, co przedstawiają.

- Przyjechałem do Pani, gdyż przewodnicząca KGW w Czarnymlesie powiedziała mi, że swobodnie się Pani porusza w internecie i że komputer nie jest dla Pani urządzeniem, które w tym wieku trzeba omijać z daleka. Jak to się stało, że zainteresowała się Pani komputerem?

- Kupiłam go w Sylwestra dwa lat temu. Przypadkowo. Wnuk chciał pożyczyć na Nowy Rok komputer ze świetlicy. Gdy się dowiedział, że jest zepsuty, postanowił pojechać kupić sobie nowy, bo jemu też się zepsuł. Pojechałam z nim, żeby kupić również i sobie. W świetlicy wchodziłam do internetu, więc chciałam mieć dostęp do świata także i w domu. Poza tym już wcześniej umiałam zrobić aparatem cyfrowym zdjęcia lub zeskanować, wgrać do komputera i wydrukować na drukarce. To mi się podobało. Robiłam to wszystko do tej wystawy starych zdjęć. Umiałam też trochę pisać w Wordzie. Jak to się robi, pokazała mi w świetlicy młodzież. Nie umiał nauczyć wnuk, gdyż za szybko pokazywał i nie nadążałam.


- No więc kupiła Pani komputer i teraz tu stoi, na Pani biurku. Monitor. A gdzie dyski?

- Są razem z monitorem. Zajmują mniej miejsca...

- Przez te dwa lata czego się Pani nauczyła?

- Kupiłam komputer i zaczęłam jeździć na kurs komputerowy do pana Dariusza Ambroziaka do Lubichowa. Czego się nauczyłam? Jak założyć sobie skrzynkę mailową, wysyłać i odbierać pocztę z załącznikami, zalogować się do Naszej Klasy, pisać w Wordzie, zgrywać i obrabiać zdjęcia - na przykład zmieniać oczy, żeby nie były czerwone, rozjaśniać, wycinać też postaci ze zdjęć.

- To całkiem sporo. Co na to panie z KGW? Czy nie idą w Pani ślady?

- One patrzyły na mnie zaskoczone, że tak się uczę i tyle umiem. Czy idą w moje ślady... Niektóre mają komputer, ale ich to nie pociąga, a niektóre nie mają komputera. Owszem, jedna drugą zachęca. Mówią: "Kup sobie komputer i będzie jak ona".

- Są tacy, którzy mówią, że ludzie w wieku - powiedzmy - emerytalnym przyswajają sobie tę całą komputerową wiedzę z wielkim trudem, a niektórzy w ogóle to omijają, zakładając z góry, że się nie nauczą. Czy to jest takie trudne?

- Dla mnie. Nie miałam żadnych trudności. Ale to prawda, że te dzisiejsze dzieciaki szybciej wchłaniają tę całą wiedzę. Mnie dużo pomagał pan Stanisław Sierko. Też przez przypadek. Zepsuł mu się komputer i nieraz przychodził do mnie popisać, i w zamian mnie uczył.

- A dzisiaj co Pani robi z tym komputerem?

- Archiwizuję zdobyte materiały, przede wszystkim te stare zdjęcia, które skanowałam w świetlicy. Wchodzę też do naszych portali: Chaty Kociewia, Kobiet Kwiatów Kociewia, Kociewiaków, często "uderzę" na Tczew, żeby zobaczyć, co tam się dzieje. Zaglądam na Wirtualną Polskę. Gdy mam jakieś inne zajęcie w domu, to, jak coś jest ciekawe, włączam lektora.

- Jest Pani w Naszej Klasie. Ilu ma Pani znajomych?

- Przeszło 350. Różnych. Jest młodzież, są starsi. Gdy mnie zapraszają, przyjmuję. Mam też dużo krewnych. Niestety z mojego rocznika nie mam nikogo. Jestem w tym internecie babcią. Nie mam nikogo z klas ze szkół, do których chodziłam - w Lipiej Górze i Pelplinie. Nikogo nie znalazłam. To smutne. Posiadam klasowe zdjęcie. Muszę je zeskanować, opisać - pamiętam nazwiska - i wrzucić do NK. Może ktoś się zgłosi.

- I pewnie sobie Pani rozmawia przez NK...

- Rozmawiam przez Skype. Sama podłączyłam... W komputerze wszystko jest napisane, co i jak zrobić, żeby podłączyć. Podłączyłam i zapytałam przez NK koleżankę ze Smętowa, czy ma Skype. Powiedziała, że ma. Napisałam, że sobie założyłam i nie wiem, czy będzie działać. Połączyłam się z nią i działał. To było ciekawe przeżycie: można siedzieć, widzieć rozmówcę i sobie rozmawiać.

- Ile czasu spędza Pani przed komputerem?

- Ze trzy godziny dziennie. Bo bo muszę odpisać coś na NK, wejść na gminę, na nasze portale, przejrzeć informacje, z kimś porozmawiać - mam Gadu-Gadu też - i to zabiera czas. Ale za to prawie nie oglądam telewizora, bo wszystko mam w internecie. Jest szybciej. A filmy oglądam, żeby mnie uśpiło...


- Czy dałoby się wykorzystać internet w pracy sołtysa?

- Na pewno może się przydać. Przykładowo wieszamy informacje na tablicach ogłoszeń (są w Barłożnie trzy) i wiem, że mało kto czyta. Wyjątkiem jest kurenda, czyli informacja dostarczana od sąsiada do sąsiada, na przykład dotycząca zebrania wiejskiego. Gdy wieszam w tablicach, pytają ze zdziwieniem: "A co ty tam wieszasz?". Myślę, że takie informacje można by zamieszczać na stronie gminy, a jeszcze lepiej by było, gdyby Barłożno miało swoją osobną stronę. Tylko zapewne to kosztuje, no i musiałby być ktoś, kto wprowadzałby informacje. Czy ja mogłabym być tym kimś Ojejku, chyba nie!

- Dlaczego ojejku?

- Bo za dużo tego wszystkiego. Mam za dużo obowiązków.

- Aha. Myślałem, że to za dużo pracy. Z przewodniczącą KGW w Czarnymlesie rozmawialiśmy o ewentualnym powołaniu wiejskiego kronikarza, który by wszystko rejestrował. Nie tylko to, co się dzieje w świetlicy czy w szkole. Wszystko, urodzenia, śluby, zgony, różne zmiany… Można by nawet zamieszczać ogłoszenia drobne.

- O zgonach mówi ksiądz w kościele, ale o urodzeniach nie. I wiesza na tablicy przy kościele zapowiedzi przedślubne. To jest czwarta tablica we wsi.

- A co z pączkami? Robiłyście Panie znakomite pączki i namawiałem, żeby je gdzieś sprzedawać...

- Twaróg drogi, jajka drogie i już by nie zarobił.

- Po ile są jajka?

- Nie wiem, bo nie kupuję. Mam swoje, ale słyszałam, że przeszło 60 groszy. Przez krótki czas cena wzrosła o około sto procent.

- Aaaa... jeszcze pytanie. A co robią młodzi w internecie?

- Gierki.

- A Pani gra?

- Też. W "Wiejskie życie" przy NK. Można siać, zbierać i punkty rosną...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz