piątek, 24 stycznia 2014

HAFT. Chętnych było cztery razy więcej

W Pinczynie miały miejsce ciekawe warsztaty rękodzielnicze - z haftu kociewskiego. Ich organizatorem było Koło Gospodyń Wiejskich Pinczyn i koło Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów. Trwały w listopadzie i grudniu 2013 r. jako realizacja projektu w ramach programu Działaj Lokalnie, realizowanego przez Akademię Filantropii w Polsce oraz Lokalną Grupę Działania Chata Kociewia.


- Warsztaty prowadziła Krystyna Engler, świetna twórczyni ludowa (może otrzyma Nagrodę Wójta w dziedzinie kultury - przyp. red. ) - mówi Ewa Piotrowska, koordynator projektu. - Były to zajęcia bezpłatne. Odbywały się raz na tydzień po 5 godzin. Razem mieliśmy 30 godzin. Brało w nich udział dwadzieścia osób. Oprócz pań z Pinczyna były też panie z Pałubinka. Chętnych było o wiele więcej. Po zamieszczeniu ogłoszenia w "Kurierze Zblewskim" zgłosiło się około 80 osób. Ludzie się tak zgłaszali, że nie nadążałam odbierać telefonów. Mówiłam ciągle: "Niestety, ale lista jest już zamknięta". Zgłaszały się różne osoby. Emeryci, bezrobotni, pracujący, prawie same kobiety. Prawie, gdyż zapisał się chłopiec z szóstej klasy szkoły podstawowej. To pokazuje, że jest duże zapotrzebowanie na taki haft. Każdy wykonał około 10 prac. 9 grudnia mieliśmy podsumowanie kursu i zorganizowaliśmy wystawę.


Pani Ewa zauważa też, że niektórzy widzieli w tych warsztatach szansę na zdobycie umiejętności w celu zarabiania pieniędzy.

- Tak, zarabiania pieniędzy na hafcie - przekonuje. - Wydaje mi się, że haft i w ogóle rękodzieło odżywa. Mam na to nawet przykłady. Jedna z naszych pań była z haftem kociewskim na Jarmarku Dominikańskim i wszystko, co wzięła, sprzedała. Fakt, że głównie kupowali Niemcy. Oni doskonale wiedzą, co to jest rękodzieło. Chociaż i u nas dużo ludzi się na tym zna. O tym, że haft i rękodzieło wraca, świadczą też na przykład coraz popularniejsze koronkowe bombki na choinkę.


Nie można powiedzieć, że Pani Ewa na kursie uczyła się haftu.

- Ja te hafty znałam, więc raczej sobie przypominałam - wyjaśnia. - Kiedyś, jeszcze w czasach peerelowskich, takie kursy były organizowane dla KGW. Chodziłam na kursy gotowania, szydełkowania, szycia, haftowania itp. Tak że haft kociewski na tych zajęciach nie był mi obcy. Odróżnia się od haftu z innych regionów kwiatkami. U nas dominują maki i chabry. Są też osty i kłosy zbóż. Niektórzy, podobnie jak ja, sobie przypominali, a inni, zwłaszcza młodzi uczyli się od nowa.

Uczestnicy warsztatów przeważnie robili rzeczy praktyczne: serwetki, obrusy, woreczki na zioła, poduszki do igiełek i fartuszki. A można jeszcze robić krawaty, makatki i wiele innych dzieł. Pani Ewa pokazuje album, gdzie są zdjęcia z tych zajęć.


- To jest album z działalności naszego KGW Pinczyn w 2013 roku. Policzyłam, że członkinie naszego koła w 2013 r. uczestniczyły w 26 imprezach. Poza tym nasze KGW zostało pokazane w dwóch książkach: w albumie "Z dziada pradziada - kultura ludowa Kociewa" i "Aktywność kobiet wiejskich", wydanej pod patronatem Urzędu Marszałkowskiego. Sam Piotr Hołuszczak powiedział, że umieści takie koła, które realizują jakieś projekty. A my zrealizowałyśmy już dwa. Pierwszy, "Sprawne Ręce", był trzy lata temu. Malowałyśmy na szkle, rozbiłyśmy papier czerpany i z papieru rozmaite przedmioty. Też zrobiłam z tego album.

W trakcie kursu panowała atmosfera pracy i skupienia.

- Uczestnicy - zauważa pani Ewa - nic nie gadali, tylko robili. Byli chłonni tej wiedzy. I sporo się dowiedzieli.

Interesuje mnie wątek "zarobkowy". Pytam o czas wykonania niektórych dzieł. Na przykład serwetka 50 na 50 cm, do koszyków do chleba.

- Trochę to trwa. Najpierw trzeba zrobić szydełkiem koronkę kociewską, a potem wykonać haft na czterech rogach. Ta serwetka akurat ma czerwone, rzucające się w oczy maczki. Serwetki są płótnie białym i szarym, wyłącznie lnianym.

- Pani Ewo, ale ile to pochłania czasu? I może coś większego, na przykład 80 na 80 cm.

- Takich rozmiarów haftowany obraz w antyramie zrobiłyśmy dla biblioteki, żeby coś po tym naszym kursie zostało. Dużo motywów kwiatowych. Wyhaftowałyśmy chabry, jarzębinę.

- A czas wykonania? - przypominam pytanie.

- W jeden dzień się nie zrobi.

- Nie zrobi się w jeden dzień?!

- Zrobi, zrobi. Zależy jaki motyw - pospiesznie prostuje pani Ewa.

- Pani jest wygadana.

- Podobno. Mówią, nie widać, ale słychać... Wiem, do czego pan zmierza. Do tego wątku ewentualnej pracy, gdzie czas wykonania jest ważny. Myślę, że warto robić. Kiedyś były "Cepelie", a teraz podobno powstają podobne sklepy, również i w Starogardzie.

- A dlaczego nie miałby powstać sklepik z artystycznymi pamiątkami w Zblewie?

- Ze sklepikiem nie jest łatwo. Trzeba założyć działalność. Na festynach by miało wzięcie.

- Na festynach to raczej idzie piwo, chociaż dobry sprzedawca sprzeda wszystko. Załóżmy, że pani tym (haftowany woreczek na zioła) handluje. Ile on kosztuje?

- Na pewno 15 złotych.

- Szkoda, że nie ma w nim ziół.

- Już nad tym myślimy. Mięta, lipa itd. Wie pan, że lipę piją. Pani z Lip, podaje ją w pobliskich Lipach.

- A po ile to szare płótno?

- Za 50 złotych na pewno. To serweta na stół, 40 na 80 cm.

- Robi pani kroniki KGW. Widzę komputer. Zagląda pani do internetu?

- Oczywiście. Codziennie na stronę gminy Zblewo.

- A stronę internetową KGW ma?

- Nie ma, ale z pana pomocą...

- Jeszcze jedno pani Ewo. To pani mieszkanie nie daje mi spokoju. Duże, elegancko urządzone... Często, gdy zachodzę do bohaterów moich reportaży, właśnie to mnie od razu uderza w gminie Zblewo. A mówią, że bieda...

- Pracuję w pralni w Czarnej Wodzie. Jak się pracuje, to się coś ma.

Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz