poniedziałek, 23 czerwca 2003

Kociewie - Tartaki

Proces prywatyzacji niektórych państwowych tartaków trwał "krótko", bo 13 lat. Jakby formą przejściową - spółka akcyjna z udziałami skarbu państwa, NFI i pracowników (15%) - było przedsiębiorstwo Gdański Przemysł Drzewny. Do niego należały tartaki w Kaliskach i Szlachcie (mówimy o naszym powiecie).Forma przejściowa - wiadomo - ma często charakter trwały. Tutaj, niestety nastał kryzys. GPD popadł w tarapaty finansowe. Firma nie mogła tego ukrywać, bo trudno ukryć, że się przestaje płacić pensje. Więcej - przestała też odprowadzać pieniążki na obowiązkowy Fundusz Świadczeń Socjalnych. Jak można jeszcze dalej pożyć? - być może zadano sobie pytanie w GPD. Ano sprzedać co się da. I tak oddano ostatnio duże tartaki: w Szlachcie wydzierżawiono (2,5 tys. m3 tarcicy na miesiąc), sprzedano w Kaliskach. Na marginesie - tartak w Czarnej Wodzie to osobna historyjka. Nie należał do GPD. Nikt go nie kupił, bo został rozkradziony, co jest trochę dziwne, bo taki tartak to przedmiot wielkogabarytowy. Pracownicy jednego z byłych tartaków GPD chcą przy pomocy "Solidarności" odzyskać od GPD swoje pieniądze. Nie bardzo jednak chcą iść do pracy u nowego prywatnego. Zupełnie jakby przecieranie drewna w nie do końca prywatnym (czytaj - często z gwarancjami państwowymi) a całkowicie prywatnym było zupełnie inne

Szlachta - Przecieranie mentalności

Koniec ewolucji

Przekształcenia własnościowe, jakie obserwujemy w ostatnich miesiącach w "drewnianym" biznesie na Kociewiu, są końcem ewolucyjnego procesu. Kilka ładnych lat po 1990 r. były to tartaki państwowe, ostatnio spółki akcyjne z udziałami m.in. skarbu państwa. Dzisiaj te tartaki jak jakieś drzewne hieny wykupuje w stu procentach prywatna konkurencja. Zwycięża ekonomia, czytaj - kapitalizm. Przykładowo - już całkowicie prywatny zakład w Szlachcie zatrudnia cztery osoby na stanowiskach nierobotniczych, a pozostali, prawie pół setki, to robotnicy. Dla porównania - w tymże tartaku, gdy był państwowy, w biurach pracowało 10 osób.

Kaszub kupuje

Prywatna firma Kaszub z Wejherowa przyspieszyła proces ewolucji. Wykupiła ostatnio tartaki w Kościerzynie, Kaliskach i stara się o wykup tartaku w Szlachcie. Kupowanie chyba nie jest trudne, gdyż GPD popadł w tarapaty i utracił płynność finansową. Tak więc tu - generalnie rzecz biorąc - idzie ku normalności, czyli prywatyzacji na skutek ekonomicznego przymusu. Kaszub wykupił tartak w Kaliskach w tym miesiącu, a w Szlachcie dzierżawi od lutego. O tym drugim głośno ostatnio w mediach. Głośno za sprawą samych pracowników, którzy protestują przeciwko... no właśnie. Może przeciwko warunkom zaproponowanym im przez nowego pracodawcę, który chce płacić regularnie, ale najniższą krajową stawkę (800 zł brutto) plus premię? Forma umowy o pracę? Na czas określony. Coś wkurzyło byłych pracowników GPD, bo zamiast przyjąć te warunki, wolą protestować. Próbujemy ustalić, co ich tak wkurzyło.

W Szlachcie

Sławomir Kropidłowski jest kierownikiem i pełnomocnikiem Kaszuba w Szlachcie. W celu miękkiego wejścia w drażliwy temat rozpoczynamy ogólną dyskusję o drewnie. My uważamy, że nie ma stagnacji w budownictwie, bo wystarczy choćby objechać Starogard po obrzeżach, żeby zobaczyć, ile rośnie - w szybszym czy wolniejszym tempie - budynków mieszkalnych z więźbą dachową każdy. A więźba jest z drewna. Pan Sławomir ma inne zdanie. Twierdzi, że prawdziwy boom budowlany skończył się w połowie 2000 r. Rewelacyjne były lata 1998 i 1999. Mówi, że przy tej dekoniunkturze utrzymanie firmy w granicach rentowności jest dziś bardzo trudnym zadaniem. Pracuje się po 24 godziny na dobę, nawet śpiąc. Oczywiście to przenośnia. Ale te godziny już dają efekty. Tartak w Szlachcie za trzy miesiące odnotował minimalny zysk. Dlaczego nie został, tak jak w Kaliskach, kupiony przez Kaszuba, a wydzierżawiony od GPD? Ponieważ pojawiły się pewne wątpliwości własnościowe. Trudno ustalić, kto jest pierwotnym właścicielem zakładu. Po tym wstępie rozmawiamy o roszczeniowych postawach części byłej załogi GPD - tartaku w Szlachcie z... No właśnie, z kim?

Próbujemy ustalić

Zacytujmy stanowisko związkowców z Solidarności: "W związku z trudną sytuacją finansową GPD postanowił wydzierżawić tartak w Szlachcie Przedsiębiorstwu Produkcyjno-Handlowemu Kaszub z Wejherowa. O planowanej zmianie pracownicy dowiedzieli się, kiedy nowy pracodawca [Kaszub - red.] wręczył im listę, na którą mieli się wpisać chcący dalej pracować w tartaku w Szlachcie. Tenże nowy pracodawca zaoferował im najniższą płacę oraz zażądał likwidacji organizacji zakładowej NSZZ "S". Tyle związkowcy. My do tego dorzucimy swoją wiedzę. Otóż kontrola Okręgowej Inspekcji Pracy w Gdańsku w tartaku wykazała, że na konto Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych GPD nie trafiło ponad 153 tys. zł, a wynagrodzenia za październik i grudzień 2002 r. zostały pracownikom wypłacone nieterminowo. Za styczeń br. pracownicy otrzymali jedynie zaliczki w wysokości 160 zł. Pierwszą zaliczkę za luty dostali w marcu. Było to od 170 do 200 zł. Od marca nie dostają już nic. Wydawać by się mogło, że jedynym adresatem pretensji może być GPD, a nie nowa prywatna firma Kaszub w Szlachcie, która oferowała pracę wszystkim zatrudnionym. Wygląda na to, że rozżaleni pracownicy nie chcieli przystać na nowe warunki pracy, gdyż przerzucili na nowego pracodawcę pretensje, jakie mieli do poprzedniego. A może wierzyli, że GPD znajdzie pieniądze, ureguluje należności i z powrotem wróci stare, czyli nie do końca prywatne? Albo może w to, że to Kaszub powinien spłacać długi poprzednika?

Prywatny chce zatrudniać

Zdaniem naszego rozmówcy, warunki zatrudnienia w nowej firmie były czytelne dla każdego. Nie wierzy, że pracownicy nie rozumieją, że nowy zakład nie może się poczuwać do spłaty długów GPD. No bo z jakiej niby racji? Nie wierzy, gdyż w GPD był mistrzem i dobrze wie, co ludzie myślą. Dziwi go to, że wielu pracowników GPD nie chce pracować w Kaszubie. Szlachta nie Warszawa i wielkiego wyboru nie ma. A praca w tartaku jest dla każdego. To nie żart. Firma przyjmie każdego, kto ma pojęcie o tej pracy, jest bezrobotny i przyniesie skierowanie z Powiatowego Urzędu Pracy. Proste. Ale nie dla każdego. Pan Sławomir opowiada, jak przeżył dzień, kiedy to został bez świeżo zatrudnionych w Kaszubie byłych pracowników GPD, bo ci pojechali protestować do... Czarnej Wody. Firma straciła tego dnia sporo pieniędzy. Niedawno zwolniło się 19 kolejnych pracowników [z ostatniej chwilki: czterech wróciło]. Nie jest łatwo zarządzać w takich warunkach.

Wszyscy pracujemy

Wszyscy więc pracują. Kaszub pracuje nad zmontowaniem ekipy pracowniczej, bo ma zbyt i chce produkować, byli pracownicy GPD pracują nad tym, by dalej pracować w GPD, ktoś w Gdańsku w GPD pracuje nad tym, by odzyskać płynność finansową i uratować swoje cztery litery, związki zawodowe pracują nad polepszeniem swojego image, sąd pracuje nad ustalaniem, kto ma wypłacić zaległe pobory robotnikom (kto ma, to jest oczywiste - GPD), a my w pocie czoła pracujemy nad jak najprostszym wyjaśnieniem, o co w tym wszystkim chodzi. Może - czego nie wykluczamy - o te 15% własności robotniczej, którą w przedstawionym wyżej procesie prywatyzacji gdzieś po drodze wcięło.

Tekst: Tadeusz Majewski, Jarosław Stanek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz