czwartek, 12 czerwca 2003

Kto będzie balował?

Zespoły pałacowo-parkowe w powiecie na ogół znalazły już swoich nowych arystokratów (nabywców). Jako jeden z ostatnich w ub. r. nabywcę (antykwariusza Bera z Łodzi) znalazł śliczny pałac w Sucuminie. Jakoś nie ma chętnego na Kopytkowo (cóż za park!). Wartość zespołów pałacowo-parkowych jest trudna do oszacowania ze względu na różny stan dewastacji.Najlepiej utrzymanymi nieprywatnymi pałacami są obiekty w Rokocinie (DPS), Szpęgawsku (DPS), Kręgu (b. szkoła), Bolesławowie (szkoła). Tanio kupić taki pałac - to dopiero gratka! I właśnie przyszedł czas na Rokocin. Rada Powiatu postanowiła go zbyć. Jeden z radnych powiatowych, przeciwny sprzedaży, wysunął sensacyjną hipotezę, że nabywcą ma być Polpharma (czytaj - właściciel) i obcy kapitał farmaceutyczny, by prawdopodobnie eksperymentować na jego mieszkańcach. Takiego scenariusza nie wymyśliłby nawet R. Ludlum (ten od Tożsamości Bournea). Pojechaliśmy do pałacu w Rokocinie sprawdzić, jak sprawy mają się od środka

Kilka słówek o historii

Pałac w Rokocinie powstał na początku XX wieku i - co tu dużo gadać - jest ładny, ba, nawet bardzo ładny. Tak ładny, że jeszcze w okresie późnego PRL-u przyjeżdżali tu potomkowie byłych właścicieli w ramach podróży sentymentalnej. Na szczęście podczas działań wyzwoleńczych nie został dostrzeżony przez bratnią armię (może dlatego, że stoi w wielkim parku). To oszczędziło mu losu np. pałacu w Klonówce, który nasi przyjaciele puścili z dymem najprawdopodobniej w trakcie arystokratycznej popijawy. Więc to było pierwsze szczęście. Drugie szczęście wynikło z faktu lokalizacji w obiekcie Domu Pomocy Społecznej, a nie PGR-u (dla małolatów wyjaśnienie: PGR - Państwowe Gospodarstwo Rolne). DPS, istniejący tutaj od 14 listopada 1947 roku, dawał pałacowym salom gwarancję, że nikt nie będzie tu składował zboża albo nawozu. DPS nazywał się różnie, w zależności od podejścia aktualnej władzy i trendów. Do 1970 nosił brutalne miano Dom Starców. Potem nie mniej brutalne - Dom dla Mężczyzn Upośledzonych z haniebną końcówką, której tutaj nie przytaczamy. Dzisiaj to DPS, czyli Dom Pomocy Społecznej.

Każda dobra strona ma swoją złą stronę

Usytuowanie w pałacach DPS-ów, jak widać na powyższym przykładzie, ma swoje dobre strony. Po prostu broniło zabytkową substancję przed pegeerowskim agresorem. Ma jednak też i złe strony. Otóż te obiekty nigdy nie były budowane z myślą o takiej "depeesowskiej" funkcji, stąd ich adaptacja na te cele jest bardzo trudna, jakkolwiek nie niemożliwa (przykładem jest tu udana adaptacja pałacu w Wyrębach Wielkich). Problem z całą ostrością wyłazi dzisiaj, kiedy standardy lokali dla niepełnosprawnych itp. zostały wyśrubowane do maksimum. Przykładowo pokoje muszą być: 1-, 2- lub 3-osobowe, a z jednej łazienki może korzystać najwyżej pięć osób. A jak było i jest w Rokocinie? Od 1947 roku nikt specjalnie nie zwracał uwagi na jakieś tam przegęszczenie czy bariery architektoniczne. W wielkich pałacowych pomieszczeniach mieszkało po kilkanaście osób. W 1973 roku, po pożarze jaki miał miejsce w Domu, 15 mieszkańców przeniesiono do innych placówek (paradoksalnie na skutek nieszczęścia przybyło nieco przestrzeni życiowej). W pałacu zostało 60 mieszkańców. Za dużo, za ciasno, za mało pokoi.

Portret pani Ireny

Siadamy w pomieszczeniu biurowym. Przepytujemy, co i jak. Pani Irena Macińska pracuje tu 34 lata, a więc szmat czasu. Nie każdy może się pochwalić, że pracuje w jednej firmie tak długo (inna sprawa, że dzisiaj nie wiadomo, czy to dobrze, czy źle). Pani Irena całe swoje zawodowe życie związała z tym miejscem. Dyrektorem jest od 12 lat. Pani Irena Macińska ma ten sam pogodny, szczery uśmiech, co 12 lat temu, kiedy to oprowadzała nas po swojej domenie, z dumą pokazując jedną jedyną odrestaurowaną salę z pozłacanym sufitem. Mówiła wówczas o swoich nader śmiałych planach rekonstrukcji świetności całego obiektu. Przyjmowaliśmy wtedy te słowa jak wypowiedzi Juliusza Verne"a z pierwszej lepszej powieści. Co z tych planów zrealizowała? Ogólnie rzec biorąc - wszystko! Zrobiła tu rzecz wspaniałą. Dyskretnie, jakby na uboczu, w cieniu medalodajnych głośnych dokonań innych osób. O szczegółach tej 12-letniej pracy opowiemy niżej i pokażemy ją na zdjęciach.

Pani Irena działa

Efekty osiągnięć pani Ireny budzą nasze zdumienie. - A co? Śmieliście się panowie ze mnie te 12 lat temu? - z dobrotliwą ironią mówi pani dyrektor. I ona dokładnie pamięta tamten tekst, chyba zatytułowany "Pozłacane sufity". Może i było w nim powątpiewanie... Od 1992 roku, kiedy została dyrektorem, doprowadziła do wymiany więźby dachowej i całego dachu, przedtem pokrytego łupkiem eternitowym, zainstalowała porządne ogrzewanie, wyremontowała taras i oranżerię, wyprowadziła ścieki nowoczesną oczyszczalnią mechaniczno- biologiczną do przepływającej przez park rzeczki Smeli (czy ktoś słyszał, że taka rzeczka płynie sobie tuż pod Starogardem?), odnowiła elewację, wymieniła wszystkie okna na nowoczesne, z klejonki. Coroczne porządkuje park. Niejeden chłop by tyle nie zrobił...

Dlaczego DPS nie może być Rokocinie

Jednym zdaniem - dzisiaj jest to najlepiej utrzymany pałac nieprywatny w powiecie. Rację ma radny powiatowy, pisząc w Internecie, że na jego modernizacje poszły bajońskie sumy. Mimo tego w pałacu Rokocinie nie może istnieć dalej DPS. No, może jeszcze trochę istnieć, do końca 2006 roku.

Oglądamy dokumenty, które mogłyby przekonać co do tego zdania nawet najstarszego osła z oliwskiego zoo. Wyjaśniamy, dlaczego tak jest, a raczej ma być. Zaraz po 1990 r. pani Irena już wiedziała, jakie standardy będą obowiązywały obiekty depeesowskie. Podstawowym problemem do rozwiązania, czym się od razu zajęła, było przegęszczenie placówki. Należało więc "rozdgęścić" (brrr... brzydkie słowo). W jaki sposób? Na terenie obiektu stała sobie lumpenkamera. Wiecie, co to lumpenkamera? Graciarnia - po polsku. |Tę graciarnię postanowiła zaadaptować na drugi obiekt mieszkalny. Jak postanowiła, tak zrobiła. Z lumpenkamery powstał śliczny... pałacyk, do którego przeprowadziło się 13 osób. Niestety, nie rozwiązało to problemu. Nadal w centralnym pałacu mieszka po sześciu w jednym pokoju, niektórzy nawet w przechodnich. I tu się nie da już nic więcej zrobić - na przykład przedzielić ścianami działowymi, bo to by się wiązało z kompletną przebudową systemów wodnych, kanalizacyjnych itp. Nie ma też mowy o likwidowaniu barier architektonicznych czy o normalnej już w DPS-ach windzie. To jest, proszę Państwa, pałac i tu rządzi Konserwator Zabytków. Tu jest problem nawet z podwyższeniem murka, żeby mieszkańcy nie zrobili sobie krzywdy. Pani dyrektor jednak nadal jednak chciała obronić placówkę. Wpadła na pomysł, żeby wybudować na sąsiadującej z pałacem pawilon dla 15 - 20 mieszkańców. Nie dopuścili do tego konserwatorzy zabytków (wojewódzki, krajowy). - Dobrze, że tego ostatniego posadzili - zauważą z satysfakcją pani dyrektor.

Na zakończenie tego rozdziału. Ile pani dostała medali za tę pracę? - pytamy. To pytanie ją nawet nie zdziwiło. Co tam medale, robiła dla ludzi, a nie dla siebie.

Na sprzedaż

Logiczne - jeżeli w pałacu nie może istnieć DPS, to zostanie opuszczony, najpóźniej do 2006 roku. Właścicielem zespołu pałacowo-parkowego jest powiat. Ale to nie jest tak, że zamieszka w nim pan Sławomir Neumann (chociaż być może by chciał). Po prostu powiat musi ten obiekt zbyć. Pomysł sprzedaży jest całkiem logiczny, bo da pieniądze na budowę nowoczesnego obiektu DPS-u. Sama pani Irena popierała pomysł zbycia pałacu już w 1998 roku. Wtedy myśl była przedwczesna. Ale istotne jest tutaj, ile nabywca jest skłonny zapłacić i czy te pieniądze w całości pokryją koszty budowy nowego obiektu.

No właśnie: ile?

Pytamy się nawzajem. Pani Irena patrzy na nas, my na nią - bezradnie, wszak nie jesteśmy rzeczoznawcami. Ale w sumie nasza wiedza jakaś tam jest. Według pani Ireny wartość pałacu wzrosła o 200-300 proc. od czasu, kiedy rozpoczęła modernizację i remonty. Żeby kupić sobie ten pałac, trzeba byś biznesmenem z Australii albo... trzeba być Polpharmą. My liczymy inaczej. Najpierw sumujemy aktywa. Powierzchnia przypałacowego parku to 4,62 ha. W parku nie ma unikatowych drzew, ale są dęby i aleja topolowa. Na taką wielkość drzew, Szanowny Czytelniku, musiałbyś poczekać całe swoje życie i jeszcze trochę. Powierzchnia użytkowa obiektu wynosi 1511,43 m2. Plus 224,74 m2 willi - lumpenkamery. W sumie = 1736,17 m2. Nie widzimy żadnych przeszkód, żeby każdy metr kwadratowy był tańszy niż w bloku (wiemy, że w przypadku takich domów cena spada do 1000 zł, ale tu mamy do czynienia z wartością dodaną: doskonały stan techniczny, doskonała lokalizacja - przy głównej trasie, pod miastem, a jednocześnie w parkowej enklawie). W sumie wychodzi nam za same metry kwadratowe ok. 2,78 mln złotych. - Na klimat i atmosferę tego miejsca nie ma ceny. To jest klejnot - podkreśla pani Irena. Jest.

Będzie przetarg

Planowany przetarg nie jest tajemnicą. Mówiono o nim na sesji Rady Powiatu. Generalnie radni byli za, nawet ci z SLD (oni chyba generalnie nie lubią, jak kapitaliści kupują pałace). Na zdanie SLD-owców wpłynęła postawa radnego Andrzeja Wyborskiego, który głosował za sprzedażą dlatego, że ma go kupić go Polpharma. Dlaczego nie zrobić tego teraz? Im prędzej, tym lepiej. I dla pałacu, i dla jego mieszkańców. Do tego układ jest bardzo dobry: Polpharma kupuje, płaci powiatowi, powiat buduje nowy obiekt, a do czasu jego ukończenia mieszkańcy mieszkają nadal w pałacu.

Jeden kontra wszystkim

Takiej logiki nie rozumie jeden z radnych powiatowych - przewodniczący komisji rewizyjnej w Radzie Powiatu Tadeusz Pepliński. Na swojej stronie internetowej napisał, że zagraniczne koncerny farmaceutyczne będą prowadzić testy na mieszkańcach. Przyjechał nawet trzy tygodnie temu z dziennikarką z NIE, która jednak wyśmiała jego tezę. Z całym szacunkiem dla Pana Tadeusza w tym wypadku musimy jeszcze raz wyrazić zdanie, że tego by nawet nie wymyślił R. Ludlum. Rozumiemy rolę radnego T.P. - strażnika kociewskiego Teksasu, uczciwości, praworządności, ale jeżeli wszystkie jego zarzuty pod adresem władz powiatowych i gminnych są równie absurdalne, co ten przez nas opisany, to lepiej, by pan T.P. zajął się pisaniem powieści science political.

Jarosław Stanek i Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz