niedziela, 1 kwietnia 2007

Osiecki bakałarz

Do napisania tych wspomnień skłoniły mnie powtarzające się często pytania Osieczna: A pani Wysocka jeszcze żyje? Tak, żyje, dobrze się czuje, mimo iż skończyła 93 lata.

Dom rodzinny

Michalina Kinka, rodem z Brus i Konstanty Masiak, ziemianin z Lutówka koło Złotowa, pobrali się, a w roku 1911 kupili okazały piętrowy budynek w centrum Osieka i ze swoimi dziećmi sprowadzili się do wsi nad jeziorem Kałębie. Tutaj przyszła na świat ich córka, nasza bohaterka Maria.

Państwo Masiakowie w domu na piętrze urządzili mieszkanie. Konstanty na parterze otworzył sklep bławatny. Materiały zwijane w belach nazywano łokciowe (od mierzenia na łokcie). Na garnitury kupowano alpakę, ryps i sukno. Sprzedawca proponował włosiankę i sztywne płótno na rewersy i poły marynarki, podszewkę w dobrym gatunku na plecy i przody, w rękawy - tańszą. Grubsze sukno brano na płaszcze. Na sukienki panie wybierały jedwab, żorżetę, tiul itp.

W sklepie u Masiaka można było kupić adamaszek na bardziej wyszukaną bieliznę pościelową oraz płótno na podrzędną. Na osobistą bieliznę wybierano płótno i barchan (flanelę).
Dobrze wyszkolony subiekt umiał klientom doradzić tkaninę, znając jej przeznaczenie i obliczał w mig potrzebną jej ilość.

Konstanty Masiak równocześnie, aż do wybuchu II wojny światowej, piastował stanowisko wójta gminy.
W prowadzeniu domu pani Michalinie pomagała przez lata Otylia Kaszubowska. Dzieci wyrastały w dobrobycie, miłości - także do ojczyzny i tradycji. Ich ojciec walczył o polskość, był znanym we wsi społecznikiem. Założył organizację "Sokół". Patronował teatrowi amatorskiemu, który wystawiał po polsku przedstawienia, np. "Chatę za wsią", "Genowefa". Ojciec był dla Marii wzorem mężczyzny. Jego główne cechy to wielkość ducha i umysłu.

- Jako ośmioletnie dziecko pamiętam wkroczenie wojska generała Hallera w 1920 roku do Osieka. Towarzyszył temu wydarzeniu ogromny entuzjazm osieczan. Tu i ówdzie słychać było radosne okrzyki. Niejeden ukradkiem ocierał spływające po policzkach łzy wzruszenia. Dziewczynki i chłopcy, odświętnie ubrani, z biało-czerwonymi chorągiewkami w rękach, tworzyli szpaler przez całą drogę i radosnymi okrzykami witali żołnierzy. Recytowałam ten wierszyk:

Jak ja będę duża taka,
Gdy już za mąż będzie czas,
Wyjdę tylko za Polaka,
Za dzielnego spośród was.

Masiakowie wszystkie swoje dzieci kształcili. Dziewczęta skończyły szkoły wydziałowe, syn Edmund został prawnikiem, Bronisław i Kazimierz nauczycielami. Młodzi pobierali nauki w różnych miastach - w Poznaniu, Grudziądzu, Tucholi, Toruniu, Kościerzynie i Bydgoszczy.
Jedna z dziewcząt, Ludwika zrealizowała marzenie swojego życia - wstąpiła do klasztoru Sióstr Miłosierdzia (Szarytek). Opuszczając dom rodzinny, żegnała go na zawsze. W zakonie bowiem obowiązywała surowa dyscyplina. Panujący tam rygor został złagodzony dopiero po wojnie.

W dorosłe życie

W roku 1934 Maria wyszła za mąż za nauczyciela Władysława Wysockiego, kierownika szkoły w Wycinkach. W niedługim czasie jej mąż otrzymał awans, został przeniesiony do nowej dużej szkoły w Janowie koła Gniewa, po drugiej stronie Wisły. W roku 1935 przyszła na świat córka Danuta, a w roku 1938 Maria., dla odróżnienia od matki zwana Misią.
- Tuż przed wybuchem wojny wróciłam z dziewczynkami do Osieka, do rodziców, bo męża powołali do wojska. Wrócił do nas, kiedy polskie wojsko poniosło ostateczną klęskę.

Po kilku dniach Władysław Wysocki otrzymał rozkaz stawienia się do Skórcza na posterunek policji. Upominali go ludzie, przestrzegali przed okrucieństwem Niemców, namawiali do ucieczki. Niestety, Władysław pojechał. Zamknięto go wraz z innymi więźniami w szopie przed wjazdem do miasta.
- Kiedy go odwiedziłam, z żalem opowiadał, jak Niemcy wyśmiewali ich, szydzili, pytając: - Na co zdał się wam polski mundur?".

Po kilku dniach Maria otrzymała wiadomość, żeby odebrać rower, którym jej mąż pojechał do Skórcza. Bezskutecznie czekała na wiadomość o losie jej męża. Dużo później dowiedziała się, że maż wraz z kilkudziesięcioma nauczycielami z powiatu został rozstrzelany w lasach pod Szpęgawskiem.

Dom Masiaków zajęli Niemcy. Maria z dziewczynkami zamieszkała u Mazurów w Osieku, jej rodzice pojechali do Asmusa koło Brus, na leśniczówkę, gdzie mieszkała jedna z sióstr p. Marii.
- Przez całą okupację pomagał mi brat Edmund, który był już szanowanym adwokatem. W Radomiu. Na udzielaną mi pomoc materialną musiał posiadać specjalne zezwolenie. Dzięki bratu nie zaznałyśmy głodu.

Zaraz po wyzwoleniu Maria z dziewczynkami wprowadziła się do własnego domu. Po kilku dniach wrócili rodzice.
- Cały swój dorobek stracili. Został tylko dom. Ale ja się nie załamałam. Nastała wolna Polska. Postanowiłam żyć na własny rachunek.

Praca zawodowa

Maria próbowała się jak najszybciej usamodzielnić, odciążyć brata, który miał własną rodzinę - żonę i dwóch synów. Przecież odpowiedzialna była nie tylko za siebie, ale za swoje córeczki, na które nie otrzymywała żadnej renty.
Ponieważ posiadała tylko małą maturę, postanowiła się kształcić, zdobyć zawód.
- Postanowiłam zostać nauczycielką, choć wiedziałam, że nadal będę źle sytuowana. Na początku mojej pracy za miesięczną pensję mogłam kupić trzy funty masła. Dwaj koledzy, którzy uczyli w sąsiednich Bukowinach, najczęściej odżywiali się zacierkami na mleku. Władek Niedrzwicki żartował: "Chciało nam się zostać panami, teraz mamy".

Maria w roku 1945, kiedy niejednokrotnie samemu trzeba było stworzyć sobie warsztat pracy, czasem na własnych barkach wnieść tablicę czy ławkę, rozpoczęła pracę jako nauczycielka w Osieku, równocześnie kształcąc się w Liceum Pedagogicznym w Tczewie. Nieco później skończyła Studium Nauczycielskie w Gdańsku.
Pierwszym jej kierownikiem był Józef Kłos, który pochodził z Karszanka. Następnym - Władysław Borowicz, pod którego kierownictwem Maria Wysocka pracowała aż do przejścia na emeryturę do roku 1972.

Przez wiele lat uczyła języka polskiego, potem prowadziła klasy I - IV. Pracowała społecznie jako opiekunka szkolnego koła PCK. Sprawdzała czystość. Niejednokrotnie narażała się rodzicom, bowiem zawszonych uczniów zmuszona była wysyłać do domu.
Propagowała czytelnictwo, prowadziła szkolną bibliotekę. Przygotowywała z dziećmi przedstawienia na szkolne uroczystości. Pomagała młodym adeptom w pracy, wprowadzała w tajniki specyficznego dość zawodu nauczyciela.
Ciepło wspomina pani Maria swoich szefów, współpracowników, inspektorów - Szajnera, Burandta, Falkowskiego i uczniów, u których budziła sympatię i szacunek.

Emerytura

Ponieważ obie córki Marii skończyły naukę w Gdańsku, tam poznały swoich mężów, założyły rodziny, postanowiła wstąpić do spółdzielni mieszkaniowej w Trójmieście, chcąc zamieszkać obok nich. Po latach otrzymała mieszkanie Na osiedlu Młodych w Oliwie, w tym samym bloku co jej córka, Misia.

Osieczacy pamiętają, że p. Wysocką cechował takt, umiar i elegancja.
- Zawsze uważałam, że to, jak człowiek się ubiera i zachowuje jest wyrazem jego stosunku do otoczenia. To nie tylko jakiś objaw jego charakteru, ale przede wszystkim szacunku do ludzi, z którymi się przebywa. Rozchełstanie w stroju uważam jako wyraz lekceważenia. Nadal wyznaję pogląd, że uroda płynie z wewnętrznej harmonii.

Pani Maria dawno przestała być młoda, ale ciągle w niej pełno energii i uśmiechu. Przez cały czas jest do dyspozycji młodego pokolenia, gotowa wysłuchać zwierzeń, służyć radą i pomocą, nawet w sprawach sercowych. Bywa powiernicą dla swoich siedmiorga wnucząt, a teraz również i prawnucząt, których jest piętnaścioro. Babcia doradza w kłopotach szkolnych i rodzinnych. Wnuki i prawnuki podziwiają babcię za mądrość , chętnie zwracają się do niej w sprawach osobistych. Ich babcia ma młodą duszę, jest spontaniczna, wszystkim się interesuje, lubi oglądać młodzieżowe filmy. Czyta, rozwiązuje krzyżówki, dba o sprawność intelektualną. Wnukowie często wpadają do babci w pojedynkę, ale w Dniu Babci stawiają się wszyscy na wielki bal.
Pani Maria jest szczęśliwa i spełniona. Uważa, że najważniejszą swoją misję wypełniła należycie - dobrze wychowała córki, one swoje dzieci itd. - Rozkoszuję się teraz energią spełnioną, która rozeszła się po ciele.

Stara się żyć tak, jakby każdy dzień był dla niej ostatni. Uczy młodych, że trzeba umieć w życiu ryzykować, zdobyć się na odwagę, ustępować innym, starać się sprawiać przyjemność bliskiemu, kto ma inne pragnienia niż my. - Bo wcale nie musimy mieć recepty na szczęście.
Młodzi podziwiają jej rozsądek i obiektywizm. Pani Wysocka cieszy się, że doczekała prawdziwej wolności, demokracji, wolnego rynku, dobrze zaopatrzonych sklepów, normalności. - Nie sadziłam, ze doczekam chwili, kiedy będę mogła przyglądać się, jak nasz świat zaczyna się układać.

Nie lubi hipermarketów, woli robić zakupy w mniejszych sklepikach.
Nasza bohaterka należy do rodu długowiecznego., jej rodzeństwo przekroczyło osiemdziesiątkę, a nawet dziewięćdziesiątkę. - Mamy to w genach. Dowcipkuje ze swojego wieku, cytując słowa Jerzego Waldorfa: "Skoro Pan Bóg o mnie zapomniał i obdarował długim żywotem, to na pewno zrobił to celowo. Życie bez starości byłoby niepełne, uboższe." Za wielki dar uważam to, że dożyłam swoich lat…

Teresa Wódkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz