piątek, 20 kwietnia 2007

RZEŹBIARZ BACZKOWSKI.

Frank. Po drugiej stronie berlinki, naprzeciw ogrodów Kopciowskich. Nowy dom o ciekawej bryle. Leszek Baczkowski oprowadza nas najpierw po parterze. Tu miała być restauracja, dlatego takie oryginalne drzwi w kształcie przypominającym omegę. Ale restauracji nie będzie. Już niedługo w tych pomieszczeniach ruszy galeria sztuki. Następna prywatna po galerii Michała Ostoja-Lniskiego w Czarnej Wodzie.

Z powrotem zaczął rzeźbić na misji

- Jestem z dziada pradziada Pomorzakiem ze Zblewa - mówi Baczkowski. - Uczyłem się w szkole w Zblewie, potem w "samochodówce" w Gdańsku. Chciałem być pilotem albo kierowcą TIR-a. Pilot albo kierowca TIR-a to byli kiedyś "goście". Pilotem nie mogłem być. Zdyskwalifikowali mnie w Dęblinie w Wyższej Szkole Oficerów Lotniczych ze względu na ucho.
Pilot, kierowca TIR-a? Już widać, że ten facet ma w sobie za dużo adrenaliny. Wiec pytamy...

Za dużo adrenaliny?

- Może. Potem służyłem w Wojskach Ochrony Powietrznej Kraju, w dość elitarnej jednostce. W 1984 poszedłem do milicji...
Chwila ciszy.
- Ale całe życie pracowałem w ruchu drogowym. Chciałem pójść do drogówki i mnie przyjęli.
Niedoszły lotnik, niedoszły kierowca TIR-a, policjant (emerytowany w zeszłym roku) i... rzeźbiarz. Jakoś nie pasuje, nieprawdaż?

Poszukajmy w pana życiu czegoś, co spowodowało, że zajął się pan rzeźbą.

- W tę zabawę wciągnął mnie Zygmunt Oller. Zaraził mnie rzeźbą, kiedy miałem 16 lat. Raz poinformował mnie, że w miejscowości Masłowo koło Kielc organizują ogólnopolski konkurs na rzeźbę ludową dla młodych do lat 25. Zająłem tam czwarte miejsce. Miałem też wystawę swoich prac w księgarni w Zblewie. Potem nie rzeźbiłem przez 20 lat. Wróciłem do rzeźby w 2004 roku. Na misji trzeba było jakoś zagospodarować wolny czas.

Na jakiej misji?!

- W Kosowie.
Znowu chwila przerwy. Gdzie też tego człowieka gnało!
- Do Kosowa na jedną rotację wyjeżdżało 120 policjantów z Polski. Wysyłali po ostrej selekcji. Czy szukałem mocnych wrażeń? ...Może. Poza tym zawsze mogę powiedzieć, że byłem na misji i że ze Starogardu oprócz mnie nikogo już nie wysłali... W Kosowie zrobiłem krzyż do kaplicy policyjnej.

Czyli tam wrócił pan do młodzieńczego hobby. I teraz pan to ciągnie. Wielu w gminie Kaliska czekało na hotel z restauracją przy berlince. Mówili, że będzie w tym domu.

- Owszem, miała być restauracja z hotelikiem, ale to się zmieniło. Będzie pracownia rzeźby i galeria. Wystawię swoje prace, ale wezmę też w komis prace tych, którzy zechcą dać. Galeria ruszy pod koniec roku albo na wiosnę przyszłego roku.

Co pan lubi rzeźbić?

- Mam w dorobku rzeźbę sakralną, użytkową, ludową, zabawki ludowe. Z drewna lipowego, bo ciekawie pachnie. Niestety, teraz najładniejsze prace są w Muzeum Wisły w Tczewie.
Tu Baczkowski wyraża zachwyt, że mają w Tczewie takie piękne, nowoczesne muzeum.
Teraz sobie przypominamy. Na wystawie w Jabłowie była jego zabawka - karuzela.
- Tak, karuzela. Przedstawiająca obrzęd ludowy. Chodzą w koło: śmierć, anioł, kominiarz, diabeł. U nas, na Pomorzu, powinien być jeszcze bocian.
Rzeźbiarz wstaje, sięga po kolorowy przedmiot stojący w kącie. Ptak na kółkach na długim kiju. Mocno malowany. Przypomina się coś z dzieciństwa. Pchałeś ptaka czy motyla, a on klepał skrzydłami.

Na ogół twórcy ludowi nie mają w sobie pokory. Ma pan jakiegoś mistrza, na którym chciałby się pan wzorować?

- Nie mam.

A Zygmunta Bukowskiego z Mierzeszyna pan zna?

- Znam! Nawet o nim nie myślę. Ja mam wobec niego kompleks niższości. Ale szukam własnej ścieżki.

Ile czasu dziennie pan rzeźbi?

- Różnie. Jak przychodzi natchnienie, to rzeźbię nawet o drugiej w nocy.

A skąd ta pierwszoplanowa tematyka sakralna?

- Swego czasu byłem ministrantem... Lubię kościół. Nie szukam innego Boga... Teraz przygotowuję się do wystawy w Szczecinie. Mam wykonać pięć kapliczek. W lipcu moje prace będę zaprezentowane na retrospektywnej wystawie klubu w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie... Więc robię kapliczki na wystawę. Trzy dałem do Muzeum Wisły w Tczewie. Na drzewie też wisi jedna z moich kapliczek.

Lubi pan, jak pana prace wiszą lub stoją u kogoś?

- Tak. Prace twórcy żyją, jeśli są u kogoś. I bardzo bym chciał, żeby coś było w kościele. Kościół ma dwa tysiące lat i będzie. Rzeźby w kościołach są konserwowane i też będą długo żyły. W każdym razie o wiele dłużej niż artyści.. I w kościołach też są prace rzeźbiarzy samouków.

Nie brakuje panu dyskusji z innymi twórcami na temat, jaką drogą pójść?

- Brakuje. Podziwiam Kaszubów. Załamałem się, kiedy na VIII Forum Ziemi Kaszubskiej zobaczyłem, co oni robią. Każdy twórca coś tam pokazywał. W tym roku pokażą prace z rogów zwierzęcych. Byłem pod wielkim wrażeniem. I oni się nie wstydzą. Mówią: jestem Kaszubem i nasze jest najlepsze. Takie forum powinno być na Kociewiu. Niestety, w Starogardzie mało się dzieje. Dostaję zaproszenia od Kaszubów i ze Szczecina, ze Starogardu prawie wcale.

A tam co stoi?

- Siewca. Kult pracy.

Bardzo sympatyczna rzeźba... Ile już pan prac wykonał?

- Nie liczę. Nie fotografuję i nie dokumentuję. Wiem już, że to błąd.

Pana ulubiony święty?

- Raczej nie mam.

A ptaszków pan też nie rzeźbi? Podobno każdy ludowy twórca ma swoje charakterystyczne dla siebie ptaki.

Hmmm... Baczkowski znowu gdzieś na moment idzie. Po chwili wraca dźwigając świętego. Z ptaszkami na drucianej aureoli.
- Indywidualnymi ptaszkami się nie zajmuję. Ptaszki zrobiłem do tej figury świętego Franciszka.
Tadeusz Majewski




1. Leszek Baczkowski przynosi świętego Franciszka. Fot. Tadeusz Majewski




2. Zabawka ludowa - karuzela. Chodzą w koło: śmierć, anioł, kominiarz, diabeł. U nas, na Pomorzu, powinien być jeszcze bocian. Fot. Beata Włoch




3 Dzieła sztuki najdłużej żyją w kościołach i są w nich najpiękniej wyeksponowane. I niekoniecznie muszą być to prace mistrzów z zewnątrz. W kościele w Osiu znaleźliśmy wspaniałe obrazy Anastazego i Kazimierza Falkowskich, związanych ze Starogardem. Wśród dzieł pyszni się Ostatnia Wieczerza namalowana na deskach sklepieniu świątyni. Fot. Tadeusz Majewski

Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz