wtorek, 22 września 2015

ANTONI CHYŁA. Opowieści Urszuli Chrzanowskiej z Bobrowca o "niemieckich porządkach" - cz. 3

Obiad był gotowany przez kucharkę i żonę Dippe. Wszyscy dostawali ten sam posiłek. Głównie to były zupy, jak krupnik i kapuśniak, gotowane na podrobach drobiowych, w sumie były bardzo tłuste. Obiad był o godzinie 12:00, a już o godzinie 13:00 trzeba było być na polu do godziny 19:00. Również do obowiązków dziewcząt będących w kuchni należało palenie w kaflowych piecach, gdzie na opał używano drewna, które było przywożone wozami i chłopy cięli w lesie po robotach jesiennych w polach, oraz węgiel. Rodzina Dippe jadła posiłki w salonie, gdzie zupa była podawana w wazach, inne posiłki na półmiskach. Tam państwu na stół podawała kuzynka Honorata.

















O godzinie 4:30 Dippe budził do dojenia panią Urszulę krzykiem: "Urszula! Wstawaj! Już jest 4:30, zaraz będzie mleczarz!". Rano mleczarz przyjeżdżał konną platformą i odbierał mleko z rannego udoju oraz mleko z wieczornego udoju, z tym że z wieczornego udoju kany (konwie) stały w korytarzu. Rano Szarlota, żona Dippe, kazała pani Urszuli pilnować, czy mąż nie idzie do domu, a ona zbierała z kan śmietanę do kruża. Z tej śmietany Szarlota robiła dla Dippe dodatkowe masło. Do tego miała drewnianą maselnicę, w której do korby były przytwierdzone klepki i kręcąc robiła masło. Po wyciśnięciu maślanki masło było gotowe. Matka pani Urszuli robiła też masło, ale w butelce. Śmietanę miała zebraną z mleka, które dostawała od pani, u której robił ojciec, a matka chodziła do pomocy doić krowy. Ojciec siedział w kuchni i tak długo trząsł tą butelką, aż zrobił masło, które było użyte do jedzenia. Często Dippe mówił, że krowy dostają taki dobry futer (karma) i śrut, a dają takie chude mleko, ale to była sprawka jego żony przez zbieranie śmietany. Mleko było odstawiane do mleczarni w Smętowie do Bruina. Niemcy brali z tej mleczarni przydział bochnów serów i masło. Raz Dippe pytał żonę, z czego jest zrobiony placek (podobny był do pleśniaka). Odpowiedziała, że zbierała śmietanę z mleka, które dostawała do kuchni do kawy.





Do kościoła podczas okupacji chodzili do kaplicy w Smętowie, a przed wojną Bobrowiec należał do parafii Kościelna Jania. Księdzem, który przygotowywał i udzielił I komunii świętej, był Bulitta. W sumie było ich 18. Pani Urszula z uśmiechem wspomina, jak szły boso do I Komunii Świętej i tylko było słyszeć "klap, klap" - nie było butów. Spowiedź odbywała się w języku niemieckim, właściwie to uczyli się jej na pamięć.





Żona Dypy Szarlota wraz z innymi Niemcami - Weber, Górka i Otto - opuściła Bobrowiec przed wejściem Rosjan, udając się pociągiem ze Smętowa do Gdyni na statek do Niemiec. Nie pożegnała się z nimi. Z walizeczką i w futerku szybko oddalała się i pani Urszula zauważyła, jak była na górce koło Wybra. O tym, że pani uciekła, powiedziała koleżance Honoracie. Przedtem jednak - wspomina pani Urszula - miał miejsce fakt zniesienia na dół do salonu kufra, który zniknął, a musiał być wypełniony zastawą stołową i sztućcami, gdyż wszystkie bufety były puste. Kiedy ten kufer został wywieziony - nie mogły ustalić, nie można wykluczyć, że nocą.

Dippe opuścił Bobrowiec, gdy blisko już byli Rosjanie. Powiedział do niej: "Urszula, ja dziś odjeżdżam". Odpowiedziała mu: "To pan wszystko zostawia, całą gospodarkę? Gdzie zginęła żona?" Odparł: "A żona już odjechała statkiem z Gdyni, a Rusek już idzie". Powiedział, że ma iść do góry i przynieść jego oficerki. Te buty musiały być stale wyczyszczone i je ubierał na duże uroczystości, w domu, jak i za domem. Kazał przynieść trzy puszki mięsa, jeden duży chleb, kiełbasę wędzoną i włożyć do pierwszej przegrody torby, a w drugą część torby ręcznik, mydło i pończochy. To wszystko mu zapakowała tak, jak chciał. O tym, że Dippe odjeżdża, powiedziała koleżance. Dippe na stację został odwieziony bryczką przez chłopa od koni. Przyszedł się pożegnać. Każdemu podał rękę i płakał jak bober. Urszula powiedziała, że nie ma płakać, bo będą jeszcze razem robić. Odpowiedział: "Może wrócę za dwa tygodnie, jak się uspokoi, ale gospodarzcie jak na swoim". Na bryczkę to trzy razy wchodził i schodził z niej, mówiąc: "Urszula, co ja się tu narobił, wybudował, tyle wszystkiego i zobacz - wszystko trzeba zostawić". Pomimo że był Niemiec, to Urszuli zrobiło się go żal.





Dippe mieli dwóch synów, którzy zginęli na wojnie. Hans był pilotem, Bruno lekarzem. Dom Dippe składał się z pięciu pokojów, w tym był salon, do którego raz w miesiącu były wpuszczane dziewczęta, aby odkurzyć i wytrzepać dywan. Do obowiązków dziewczyny będącej w kuchni było zanoszenie w porcelanowym dzbanie ciepłej wody do mycia do sypialni, gdzie była do mycia porcelanowa miska. Meble wraz z fortepianem były zabrane księdzu z Lalków, z tym że siostra księdza je odzyskała po wojnie. W tym salonie był obraz z namalowanym Hitlerem - jego cała postać, wielkości drzwi, w ramach złotych, oszklony, wisiał nad kanapą. Jeszcze jak był Dippe, to pani Urszula zauważyła, że Hitlera nie ma, jest tylko rama i szkło. Tą nowiną podzieliła się z chłopakiem od koni, który powiedział, że jest głupia, bo Hitler jest. Pani Urszula powiedziała, że niech idzie zobaczyć. Faktycznie nie było Hitlera.

W majątku Dippe stacjonowali również żołnierze niemieccy. Wyjedli wszystkie weki i puszki z mięsem tak, że nic nie zostało na pracujących Polaków.

W czasie frontu część mieszkańców z Kolonii Ostrowickiej i spod Nowego ukrywała się w piwnicach szkoły. W tym czasie bydło zostało spuszczone z łańcuchów przez ojca pani Urszuli i inne osoby. Część krów była świeżo po ocieleniu i miała nabrzmiałe wymiona, ryczały z bólu. Wtedy to ojciec Urszuli powiedział, że trzeba bydłu pomóc i należy wydoić krowy, bo jest grzechem, aby te krowy tak cierpiały. Gdy ustał nalot lotniczy, to kto mógł, poszedł doić krowy. Mleko leciało do rowu i spływało nim. Gdy nastąpił ostrzał, to wszyscy kryli się w piwnicach, lecz krowy czekały na wydojenie. Jak weszli Rosjanie, to świnie i bydło było zabijane na potrzeby wojska.





Dypa nie polował, ale polowali dwaj mieszkańcy Bobrowca: Wylbrand i Szynwald. Pani Urszula pamięta, jak na nagankę szli chłopcy i dorośli mężczyźni i musieli głośno wołać: "He!". Dostawali parę groszy. Te polowania odbywały się zimą. Na polowanie był przygotowany kastowy wóz z drążkami, na które wieszano za nogi zające. Polowanie zaczynali od Kościelnej Jani, przez Barłożno, Bobrowiec i do Smętowa. Pani Urszula wspomina, że na polach było dużo zajęcy, kuropatw i saren. Uśmiecha się, kiedy opowiada, że kuropatwy na polu podrywały się do lotu z furkotem tak, że często można się było przestraszyć. Najczęściej było to podczas pielenia ziemniaków i buraków. Urszula zna smak mięsa i rosołu z kuropatwy. Ojciec zimą łapał kuropatwy na klapę u tego gospodarza co robił. Była to ramka z desek i miała przeciągnięte druty, tworząc siatkę. Za stodołą rozsypywał plewy i w nich trochę ziarna. W to miejsce stawiał tę kratę, podpierając na kołku, i obserwował kuropatwy, które przychodziły w to miejsce żerować. Przez pociągnięcie sznurka klapa opadała, przygniatając kuropatwy. W ten sposób wiele rodzin zaopatrywało się podczas okupacji w mięso. Wspomina, jak matka wołała ją do domu na kuropatwy.





Dippe i pozostali Niemcy byli ewangelikami. Co niedzielę jeździli brykami do kościoła w Smętowie. Przyjeżdżał Niemiec z Lipiej Góry Barenberg, z Starej Jani i Smardzewa. Kuczer to musiał dbać o kantary i śle. Przy koniach wszystko dosłownie błyszczało. Zimą nogi pasażerów były okrywane deką podbitą z baranich skór. Do obowiązków pani Urszuli należało zapięcie deki na guziki. Najbardziej wszyscy się bali czarnych esesmanów i na nich mówili diabły. Pani Urszula pamięta, że kościół był ogrzewany, gdyż palił w nim jej dziadek. Za kościołem był cmentarz ewangelicki. Najczęściej Niemcy spotykali się w pałacu w Kopytkowie u Plehna, dokąd zjeżdżali z wszystkich majątków. W Smętowie na stacji urzędował w sali Niemiec Hojer - kawał diabła, który dawał cywilne śluby i chrzcił dzieci. Tam również odbywały się zebrania Niemców. Rodzice Dippe zostali pochowani w Bobrowcu. Stary Dippe miał prośbę, aby duży kamień z pola na górze przewieźć na cmentarz i położyć na jego grobie. Ta wola została spełniona. Na tym kamieniu był napis w języku niemieckim i ludzie po wojnie na wszystkich świętych zapalali znicze.

Jadę z panem Zenonem Chrzanowskim na to miejsce. Proszę, aby pokazał, gdzie znajdowało się gospodarstwo Dippe i dom matki Urszuli. Dziś nic nie ma na tych miejscach. Pan Zenon pokazuje mi miejsca, gdzie biegła aleja - dziś tylko pozostały pnie po drzewach. Najbardziej to mu żal czerwonych buków. Mówię, że dziś robiąc zdjęcia w Kopytkowie w pałacu zobaczyłem przy drodze piękny okaz czerwonego buka, z tym że pałac staje się ruiną. Wykonuję zdjęcie miejsca, gdzie kiedyś była szkoła, stał dom państwa Maleckich i gdzie mieścił się staw, gdzie pojono bydło.
Jedziemy polną drogą w kierunku lasu, w stronę Lipiej Góry. Niedaleko rozwidlenia dróg Lipia Góra - Stary Bobrowiec po prawej stronie pod linią energetyczną jest widoczny kamień. Pan Zenon mówi, że to tu. Zatrzymuję samochód po lewej stronie drogi. Podchodzimy do kamienia, wykonuję zdjęcie. Faktycznie jest napis, tak jak mówiła pani Urszula:

"Tu spoczywają w Bogu nasi bliscy Hier ruken In Gott unsere Liben Charlotte Dippe gel. Jurgenss 15.11…… 25 1 1919 Friedrich Dippe 24.08.1855 26 2 1911".

Ten kamień może liczyć sobie około 95 do 96 lat, gdyż napis mógł być wykuty w kamieniu w roku śmierci Charlotte lub rok po jej śmierci. Od tego kamienia w kierunku lasu widoczne są miejsca po grobach. Nawet widać świeże rozkopanie grobu. Pan Zenon pamięta, że jak był chłopcem, to wszystko lepiej wyglądało. Jestem w szoku. Sam pamiętam, że będąc w szkole podstawowej opiekowaliśmy się grobami zamordowanych Polaków, poległych Rosjan i Niemców. Z tym że groby Rosjan były symboliczne, gdyż ich ciała zostały przeniesione na cmentarz wojenny do Cymanowego lasku w Lubichowie. Cmentarz ten został zbezczeszczony, gdyż znalazły się osoby, które rozkopały groby w poszukiwaniu złota.

Dziwne, że tak słynna gmina Smętowo Graniczne, która ma Centrum Historyczno-Edukacyjne we wsi Frąca, zapomniała o grobach Niemców w Bobrowcu, nie mówiąc o grobach żołnierzy rosyjskich z okresu I wojny światowej…

Czy to, co stało się z drugą grupą mężczyzn z Bobrowca, że nie zostali rozstrzelani w lesie Zajączek, to tylko była chęć pozostawienia taniej siły roboczej, czy jednak miejscowi Niemcy mieli kawałek serca dla Polaków? Sądząc po relacjach, pomiędzy uczniami Niemcami i Polakami - nie było nienawiści. Ten jeden epizod świadczy, że mogą wspólnie żyć z sobą różne nacje narodowe. Pomimo że młode lata pani Urszula spędziła pracując u Niemca, to uczy języka niemieckiego swą wnuczkę Zuzię, która wraz z nią zaśpiewali piosenkę niemiecką. Zuzia w chwili obecnej chodzi do pierwszej klasy. Do dziś pani Urszula płynnie mówi pacierz w tym języku.

Czy wszystko udało się nam ocalić od zapomnienia? Uważam że nie, ale dobrze że mała część została uratowana.

Ps. Podczas rozmowy z panią Urszulą często używała zwrotów w języku niemieckim. Padały nazwiska Niemców. Pisząc te nazwiska być może je zniekształcam lub stosuję złą pisownie. Nie można wykluczyć faktów w innej rzeczywistości. Dotyczy to określenia umundurowania czy nazwy funkcjonariuszy niemieckich biorących udział w zatrzymaniu Polaków. Używam również słów, które nie są potocznie używane.

Skórcz, 02.06.2015 rok Antoni

PRZEJDŹ DO CZĘŚCI 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz