środa, 23 września 2015

Dagmara - królowa Kociewia. Powrót tablicy.



Mermet, gmina Lubichowo. Wydawałoby się, błaha sprawa. Może nawet trochę dziwaczna

Dagmara. Powrót tablicy

O Dagmarze Mazurek można by pisać serial. Pierwsza część serialu miałaby na przykład tytuł "Dagmara. Cichy powrót na rodzinne", druga - "Dagmara. Nieśmiałe próby", trzecia - "Dagmara. Sukcesy w stolicy i gdzie indziej", czwarta - "Dagmara. Ożywienie Mermetu", piąta - "Dagmara i...". No właśnie, i teraz pierwszy odcinek o niepowodzeniu - "Dagmara. Upokorzenie". Jaki tytuł mógłby mieć następny odcinek, opowiadający o tym, co spotyka Dagmarę teraz?

Królowa Kociewia
Przypomnijmy w skrócie o co idzie.
Dagmara Mazurek przyjechała do Mermetu z Gdyni i zaczęła ostro działać. Zbierała informacje o historii wsi, otworzyła kwaterę agroturystyczną, następnie, ubrana w kociewski strój z bajecznie bogatym czepcem, zaczęła jeździć na rozmaite ogólnokrajowe targi, sławić region, powiat i wreszcie sam Mermet, wymyśliła i zorganizowała w ubiegłym roku imprezę na 100-lecie odbudowy Mermetu po pożarze, połączoną z promocją produkowanej przez siebie mermeckiej żurawinówki (wyrób regionalny).
W domu ma Dagmara mnóstwo dyplomów z rozmaitych targów, mnóstwo artykułów na swój temat z kolorowych pism, sporo zdjęć, na których stoi z wielkimi VIP-ami i pisemnych pochwał. Od nas dostała dumny tytuł "Królowa Kociewia".

Udany festyn
Impreza związana ze 100-leciem Mermetu była bardzo udana. Do daczowiska (ponad 300 daczy), gdzie stałych mieszkańców z trudem policzą na palcach rąk i nóg trzy osoby, zjechało całkiem sporo ludzi. Festyn udał się znakomicie. Powiało optymizmem. A nuż uda się w tej miejscowości daczmenów, którzy żyją tam, bez obrazy, aspołecznie (nie ma nawet wspólnego boiska - widocznie nie mieli potrzeby np. wspólnego kopania piłki), wspólnie coś organizować już cyklicznie, co roku, a może nawet i kilka razy w sezonie. I po drugie - a nuż uda się uratować ten kawałek ledwo jeszcze istniejącej tradycyjnej wsi.

Chlusnęli farbą w wizerunek
I wszystko biegłoby ładnie dalej, gdyby nie wydarzenia, jakie zaszły w Mermecie zapewne między 1 a 4 stycznia AD 2007. W którymś z tych dni ktoś otóż chlusnął srebrną farbą w wizerunek Dagmary, namalowany na postawionej w dniu 100-lecia odbudowy wsi po pożarze w miejscu publicznym tablicy. Na dodatek zamalował wszelkie istniejące na tej tablicy wzmianki o niej. Traf jeszcze chciał, że Dagmara stycznia chciała się pochwalić tablicą reporterkom "Chwili dla Ciebie", które przyjechały zrobić o niej reportaż 4 stycznia. Obciach że hej. Tylko czyj?

Tablica burząca standardy
Tablica, analizując ją od strony grafiki i napisów, rzeczywiście burzy pewne standardy, jeżeli przeczytamy ją na serio. Przytoczmy znajdujący się na niej tekst:
Mermet na Kociewiu żurawiną słynie. 1906 - 2006. TABLICA UPAMIĘTNIAJĄCA 100-LECIE ODBUDOWY WSI MERMET powstała z inicjatywy i wielkiego zaangażowania tutejszej mieszkanki Dagmary Mazurek, która rozsławiła wieś Mermet w Polsce za sprawą "żurawinówki po Mermecku" - Pierwszego Produktu Tradycyjnego na Kociewiu. Wieś Mermet powstała w 1710 roku. Uległa spaleniu 30 lipca 1905. W pierwszą rocznicę tego wydarzenia już istniały nowe zabudowania. W tamtych latach wieś zamieszkiwało 130 osób, a obecnie 29 stałych mieszkańców. Uroczystego odsłonięcia tablicy w dniu 19 sierpnia 2006 r. dokonali: Dagmara Mazurek, Wójt Gminy Ryszard Alechniewicz, przewodniczący Rady Gminy Czesław Cichocki, Sołtys Mermetu Bronisław Słomiński, a poświęcenia dokonał ksiądz Adam Gadomski.

Jeżeli czytać na serio
Jeżeli ten tekst przeczyta się na serio, to dojdziemy do wniosku, że Dagmara w swojej ogromnej pysze i zarozumiałości chciała sobie wystawić za życia pomnik. I wystawiła. Na dodatek, wystawiając sobie za życia pomnik, podpisała się jako pierwsza. Ale można oczywiście tę tablicę potraktować jako dobry marketingowy dowcip, służący nie tylko samej Dagmarze, ale i wsi. A w ostateczności - biorąc wersję, że na serio - można by pod adresem wszystkich, którym dzisiaj ta tablica się nie podoba, powiedzieć: wiedziały gały, co brały - i to przed odsłonięciem i poświęceniem nieszczęsnego obiektu.

Nasze negocjacje
Jeździliśmy po akcie wandalizmu do Mermetu, pisaliśmy reportaż. Byliśmy u Dagmary, byliśmy też u sołtysa Słonimskiego. Pierwszy tekst powstał po to, by pogodzić ewidentnie nabzdyczone strony. W pierwszym tekście metaforycznie napisaliśmy, że pomalowanie tablicy było strzałem w plecy. Strzałem, bo przecież można było przyjść do Dagmary i powiedzieć: "Słuchaj no, pani, nam się to jednak nie podoba, proszę więc to zdemontować". Zauważyliśmy też, że rozumiemy mieszkańców Mermetu - faktycznie zamieszczony na tablicy wizerunek i tekst mógł ich zdenerwować. Podczas tamtego spotkania sołtys kategorycznie zabronił też stawiać z powrotem tablicę z takim samym tekstem i wizerunkiem Dagmary. Zapisaliśmy, odjechaliśmy, wydrukowaliśmy, ciesząc się, że ta nasza pisanina może przełamać kryzys równie duży, jak między Polską a Putinem.

Zaproszenie
Jakież było nasze szczęście, kiedy otrzymaliśmy zaproszenie na spotkanie do Mermetu. Oto rzadki przypadek, że tekst spowoduje consensus. Jakież było nasze zdumienie, gdy okazało się, że sołtys, owszem, nas zaprosił, ale na spotkanie bez Dagmary. Trzej panowie nie mogli zrozumieć, co to za "strzał w plecy", mówili też, że "wywołaliśmy w Mermecie wojnę" (jak się pałują po cichu, to jest ok, ale jak prasa napisze, to już jest wojna). Kiedyśmy namawiali do ugody, sołtys Słonimski z ironią zapytał, kto do kogo ma pójść (mają do siebie ze 150 metrów, na dodatek od sołtysa do Dagmary jest z górki). Odjechaliśmy kompletnie rozczarowani i, co tu gadać, rozeźleni.

Niedziela (25.03). Jest tablica



Tablica wróciła z renowacji. Jest identiko jak była. Stoi w garażu.
- Prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie tego chuligańskiego czynu - mówi Dagmara. - Oczywiście można się odwołać.

Ale czy jest sens? ...I chce pani z powrotem postawić tę tablicę przed szkołą, na tym publicznym miejscu? Nie lepiej na swojej posesji?

Mama Dagmary: - No właśnie. Na swojej posesji to można postawić nawet konia z ogonem w błysku.
- Nie wiem, co zrobić. Jak ją postawię, to zapewne zdewastują na nowo. Z drugiej strony, jak postawię na terenie swojej posesji, to też nie będzie dobrze. Tablica została poświęcona, jej podstawa została zrobiona przez nadleśnictwo. Znajduje się na niej logo gminy i logo nadleśnictwa. Mam tę podstawę wykopać i przenieść tutaj? ...Tak. Uważam, że powinna stanąć w tym samym miejscu, bo była poświęcona... Na marginesie, jak składałam pismo do gminy, padła propozycja, żeby stanęła na moim, ale oni chcieli w tamtym miejscu.

Czy próbowała pani porozmawiać z mieszkańcami wsi? W końcu to chyba nie takie trudne. Czynnych, zainteresowanych tematem pewnie jest kilku...

- Dałam na mszę (było to w Środę Popielcową). Trzecia prośba dotyczyła zgody i jedności.

A nie powinna pani najpierw z nimi porozmawiać, a dopiero potem iść do kościoła prosić o zgodę i jedność? Poszłaby pani porozmawiać do sołtysa?

- Ja mogłabym się z nimi spotkać, ale po co? Czy ja mam ich przepraszać za to, co się z tą tablica stało? Przecież to oni mi zrobili szkodę. Poza tym oni ze mną nie rozmawiają. Mówię "dzień dobry" - nie odpowiadają. .. Ale był taki moment. Siedzieliśmy wszyscy w kościele. Ksiądz mówił o zawiści, złośliwości, zazdrości, o zmowach wszelkiego rodzaju. I o tolerancji, że trzeba sobie wybaczać. I rzeczywiście zastanawiałam się, czy nie iść ich przepraszać. Tylko że ja nie uważam, że ja im zrobiłam jakąkolwiek krzywdę. Nic tym trzem - czterem osobom nie zrobiłam. Ale jeśli cokolwiek widzą, to przeproszę, nawet jak nie wiem, za co.

Nie mieszajmy w te sprawy kościoła...

- Chyba tak. Skoro zamówiona msza ich nie wzruszyła,

No dobrze. Z tą tablica zrobiła się niezręczna sytuacja. Ani tak, ani siak. A impreza, jaką pani wymyśliła? Teraz będzie 101. rocznica?

- Jest w kalendarzu imprez starostwa. Ma być 18 sierpnia, w sobotę. 101. rocznica Odbudowy Mermetu i druga rocznica Święta Mermeckiej Żurawinówki... Byłam ostatnio ze swoim stoiskiem jedna jedyna z Kociewia na Kaziuki Muge. Na święcie Kazimierza w Wilnie. Z 23 Kaszubami. Oni potrafią coś robić razem i jeszcze mi pomagali. Czy tak nie można tutaj? ...Czy będę robić tę imprezę...
Mama Dagmary: Ona chce ją robić. Ja bym tego nie robiła... Potrzebne ci to, żeby znowu cię na jęzory wzięli? Oni patrzą jednokierunkowo. Przekręcają fakty, a w ogóle nie myślą o tym, że kogoś krzywdzą... Nie rób tego. Jak im ustąpisz w tej chwili, to będziesz ustępowała do końca swojego życia.

Dlaczego tyle o tym piszemy
Bo to jest fenomenalne, choć motyw napiętego jak diabli sporu drobniutki. Bo sprawa dotyczy kilku osób, a właściwie - jak się jej bliżej przyjrzeć - dwojga: Dagmary i sołtysa, reprezentanta mikroskopijnej mermeckiej społeczności. Nie chodzi już o to, że oni nie mogą się dogadać. Oni nie umieją się nawet spotkać, choć mają do siebie ze 150 metrów. I im więcej będzie w tej sprawie pojednawczych tekstów, mszy, komentarzy, wielkich słów o chrześcijańskim przebaczaniu, tym bardziej będzie rósł stan naindyczenia. To jest fenomenalne, bo ta drobniutka sprawa jak w soczewce pokazuje Polskę, kraj ludzi, którzy z gębą wypchaną słowami o miłości do bliźniego z dziką ochotą i z bezinteresowną złością każdego ranka skaczą sobie do gardła.

Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego - marzec 2007 r.

Inne części:

Dagmara - powrót tablicy

Dagmara - królowa Kociewia [top gminy Lubichowo 11705 - 6.09.2013]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz