środa, 23 września 2015

Dagamara - królowa Kociewia. Nasze miediacje w Mermecie

Dagmara Mazurek z Mermetu (gm. Lubichowo) rozsławia Pomorze na ogólnopolskich konkursach kulinarnych (jako jedyna w Polsce ma 6 wyrobów na liście produktów tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa). Robi też sporo dla podtrzymania starej, ginącej części wsi, liczącej 29 stałych dusz. 19.08.2006 r.






Wymyśliła i zorganizowała Święto Mermeckiej Żurawiny, związane ze 100-leciem odbudowy wsi po pożarze. Prowadzi też w Mermecie kwaterę agroturystyczną. Daliśmy jej za to wszystko tytuł Królowej Kociewia. Niedawno doszło jednak do smutnych wydarzeń. Każą one sadzić, że mieszkańcom ta Dagmarowa działalność się nie podoba.

Nie będzie się za życia wynosić?
(tytuł prasowy)

Jedziemy przez Bory Tucholskie. Tu kałuża, tam kałuża - ślady po chyba już normalnej, styczniowej ulewie. I jest - Mermet. We wsi, gdzie stoi około 350 domów, choć dopiero południe, nie słychać nawet psa. Bo znakomita większość tych domów to dacze. Dagmara już na nas czeka. Po chwili przynosi tablicę, jaka stanęła przed budynkiem świetlicy wiejskiej w ubiegłym roku z powodu ważnego wydarzenia, a którą niedawno ściągnęła, bo ją zbezcześcili poprzez częściowe zamalowanie...

Tablicę postawiono 19.08.2006 r. z okazji festynu, do jakiego doszło przed poszkolnym budynkiem. Festynu, który miał jednoczyć mieszkańców wsi i daczmenów, zamieszkujących ponad 300 domów letniskowych. Impreza miała dać początek nowemu, pokazać, że właśnie tu, w Mermecie, przy ogromnym daczowisku, spokojnie może istnieć i się rozwijać wieś tradycyjna, z której niewiele już przecież zostało. W trakcie m.in. wręczono najstarszym mieszkańcom wsi dyplomy. Tablica, uroczyście odsłonięta i poświęcona, upamiętniała 100-lecie odbudowy wsi Mermet po wielkim pożarze, jaki miał miejsce 31.07.1905 r. (odbudowa trwała rok).

Niektórych mógł zaskoczyć tekst: "Tablica, upamiętniająca 100-lecie odbudowy wsi Mermet, powstała z inicjatywy i wielkiego zaangażowania tutejszej mieszkanki Dagmary Mazurek, która rozsławiła wieś Mermet w Polsce za sprawą Żurawinówki po Mermecku - Pierwszego Produktu Tradycyjnego na Kociewiu (...)". Dodatkowo mógł zaskoczyć wizerunek Dagmary Mazurek w ludowym stroju, nalewającej żurawinówkę, oraz logo jej agroturystycznej kwatery. Były też na tablicy herb gminy i logo Nadleśnictwa Lubichowo - sponsorów dzieła. Te obrazki niedziwne.
- Ale samochwała - powiedziałby ktoś.
- Dlaczego? Miała prawo tak siebie na tablicy pokazać, jeżeli doprowadziła do takiej historycznej uroczystości - odparłby drugi.
- Super, ten wizerunek, tekst i logo agroturystycznej kwatery - rzekłby jakiś specjalista od marketingu. - Na tym polega nowoczesna reklama regionu, miejscowości, kwatery, wyrobów, osoby...
- Panowie - powiedziałaby im Dagmara. - Po co języki strzępić, kiedy o projektowanym wizerunku i napisie widzieli i wójt, i sołtys. I nie zgłaszali krytycznych uwag.





Wróćmy do realnej i ewentualnej roli Dagmary dla Mermetu. Można by rzec, że resztówka tradycyjnej wsi (przypomnijmy - 29 stałych dusz minus kilku zameldowanych na stałe obcych) wygrała los na loterii. Oto znalazła się obywatelka, która chce ją uratować przed całkowitym udaczowieniem. Może też spowodować, że dzięki częstym wspólnym przedsięwzięciom imprezowym powstaną w Mermecie jakieś widoki na kilka miejsc pracy. Słuszność jej myślenia pokazała frekwencja na historycznym festynie. Było ponad trzystu daczmenów i gości, byli też wszyscy miejscowi, za wyjątkiem najstarszego Jana Sychmellera (87 l.), którego jednak reprezentowała siostra. Po raz pierwszy żyjący tu latem daczmeni, dotąd obojętni na losy wsi jako całości i dalecy od jakichś wspólnych przedsięwzięć z tubylcami, zjednali się z miejscowymi, co dało dobre widoki na przyszłość.

Ale widoki w RP nie mogą być za różowe, a tym bardziej w Mermecie. I to w dodatku, gdy zamieszkała tu taka indywidualność, jak Dagmara, niezwykle promująca Mermet oraz region w Polsce.
- 4 stycznia - opowiada Mazurek - przyjechały do mnie panie z kolorowych pism "Chwila dla Ciebie" i "Życie na gorąco". Robiły reportaż o mojej działalności. Po południu podjechałyśmy pod byłą szkołę, żeby wykonać zdjęcia pod tablicą. I zdumienie... Mój wizerunek został całkowicie zalany srebrną farbą i porysowany, logo kwatery też, imię i nazwisko ekstra zamazane inną farbą.

Od tamtego dnia Dagmarę nurtuje pytanie: Czy ten wandalizm był aktem sylwestrowej zabawy oprychów z zewnątrz, czy zespołowym wyrazem niechęci mieszkańców wsi w stosunku do jej osoby, a raczej do jej ożywczej dla Mermetu działalności?
- Momentami czuję się tu jak trędowata, ale w XXI wieku - mówi Dagmara.
- Przesadza pani.
- Nie przesadzam. Czuję się inna. Przyszłam z miasta, to pan wie (chociaż korzenie mam tutejsze). Tutejsi mieszkańcy nie mogą się pogodzić z moim trybem życia, wchodzą w moje prywatne życie w buciorach.
- Może jest pani przewrażliwiona?
- Nie. Były różne fakty. Poszliśmy z mężem do jednego z sąsiadów z wódką i padło, że Dagmara nie zapłaciła za fajerwerki, jakie odpalono na Święto Mermetu... A oczywiście zapłaciłam...
- Z ludzkiej, zdrowej ciekawości pewnie stwierdził. Coś było jeszcze?
- Tak, walenie do drzwi około 2 w nocy, głuche telefony o godzinie 4. Sygnały, że mam się stąd wynosić. Ale konkretnie zorientowałam się, że coś nie jest tak dopiero 18 grudnia, jak były wybory na sołtysa.
- Startowała pani na sołtysa!
- Tak. Niektórzy robili do mnie maślane oczy i namawiali, żebym spróbowała. Zgodziłam się. Nawet wysprzątałam szkołę do wyborów. Narobiłam się. Przyszło 15 osób. Prawie wszyscy mający prawo głosu. Nie przyszli tylko ci, którzy robili maślane oczy. I wtedy po raz pierwszy poczułam się jak trędowata. Ci, którzy przyszli, aż do przyjazdu wójta stali na dworze, przed tablicą. Palili papierosy, a na moje zaproszenie nie wchodzili. A w sali nawet nie wspomnieli o mojej osobie jako o kandydatce. Zdziwiony wójt sugerował, żeby mnie wybrali chociaż do rady sołeckiej. Też nic z tego nie wyszło. Wygrał Bronisław Słomiński, sołtys od 22 lat. Oni mieli to wszystko zaplanowane.
- Ale to właśnie jest demokracja! ...Liczyła pani na to stanowisko sołtysa?
- Liczyłam. Potem mówili do mojej mamy, że nie mogę być sołtysem, bo nie jestem na stałe zameldowana i ciągle nie ma mnie w domu, gdyż przebywam na festynach... Tak, liczyłam. Widzę inaczej działającego sołtysa, ale nie mam nic przeciwko temu wybranemu.





- Wróćmy do tego aktu wandalizmu. Jeżeli to było zaplanowane przez wieś, to mamy do czynienia ze strzałem w plecy. Mogli przecież przyjść i otwarcie powiedzieć...
- No właśnie. Tak byłoby uczciwie. Mogli rzec podczas wyborów: "Słuchaj no, Dagmaro. Nie podoba nam się twoje społeczne działanie i ta tablica". Ale nie powiedzieli.
- Niech spróbuje odgadnąć, za co taka wendeta (jeżeli to była wendeta). Czy za: "Ale zarozumialska! Sobie pomnik na wiejskiej ziemi za życia stawia", czy za: "Ale nas ta miastowa irytuje swoim zachowaniem", czy za: "Chce zrobić z Mermetu Warszawę, kiedy my nie chcim"? I niech pani spróbuje zrozumieć, że ten pani wizerunek i ten napis nie musiały im się podobać. Mogli to odczytać jako przejaw dziwactwa i megalomanii.
- Rozumiem, że nie musi się każdemu podobać. Nie wiem, czy się szarogęszę. Próbuję coś robić dla regionu i kocham to miejsce. I tak, chciałam od kilku lat ożywić umierającą tradycyjną wieś. Ja im nawet sama odtworzyłam i zapisałam historię i wyszukałam tę tradycję. Oni nie wiedzieli, że mają tu jakąś, za wyjątkiem kolędy.
- A co to za tradycja, kolęda? Kolęda jest wszędzie.
- Tu chodzi o to, że ksiądz - przywożony przez jednego z mieszkańców (młody, sprawny, ma samochód) - po kolędzie idzie do wyznaczonego domu, gdzie czeka go tradycyjna zakończeniowa kolacja... Gdzie pan teraz idzie?
- Do sołtysa. Szkoda mi pani, więc podejmuję się specjalnej misji mediacyjnej. Zobaczymy przy okazji, czy to był zwykły wandalizm, czy zmowa wiejska i strzał w plecy... Ale ja ich, wie pani, rozumiem. Ten pani wizerunek na publicznej tablicy rzeczywiście mógł ich denerwować.

Bronisław Słomiński mieszka może ze sto kroków dalej. Jest elegancko ubrany, starannie ogolony. Nie wygląda na ponad 70 lat.
- Na chwilę.
- Proszę.
Żona sołtysa ucieka do pokoju. W niedzielę nie będzie gadać, bo to dzień odpoczynku.
- I dalej jest pan sołtysem. Ale konia pan nie ma (trzy lata temu paradował przed aparatem z pięknym kasztanem).
- Konie już nie mam od dawna. Na sołtysa ja nie wybieram, to wioska wybrała.
- No tak... Ja w sprawie tablicy przed szkołą. Zniszczyli, w miejscu, gdzie był wizerunek Dagmary Mazurek. Nie podobała się wam Dagmara na tablicy?
- Wie pan, wioska po wypaleniu istnieje sto lat. Jak ja mógłbym sam siebie wpisać w tablicę, jeżeli mnie nie było sto lat temu? I w ogóle te napisy, które tam były... Czy ta żurawinówka była w Mermecie sto lat temu?
- To była reklama dla niej... Tak to trzeba było traktować... Co teraz? Takie potraktowanie jej wizerunku na tablicy to jakby powiedział: "Dziękujemy. My tu pani nie chcemy widzieć".
- Nie, tak tego nie można określić! Niech ona tu działa, niech będzie działaczem, ale żeby to inaczej ujmowała, bo to denerwuje ludzi. I wczasowiczów też. Jeżeli idzie o jej działalność, to nie było zarzutów. Byliśmy z tego dumni.
- Jestem tu mediatorem. Widzi pan konieczność spotkania z panią Dagmarą w tej sprawie?
- Jest możliwość takiego spotkania.
- A z tą tablicą jak ma być? Ma wrócić taka sama?
- W żadnym wypadku taka sama! Taka tablica powinna być ułożona wspólnie z całą wioską. To może być tematem takiego spotkania. To, co było na tej tablicy, nie zostało z wioską ustalone.
- No to kiedy to spotkanie? Przyjadę za tydzień.
- Za gorąco! ...No, za szybko. Jest jeszcze rada sołecka. A kto pana przysłał? Ona?
- Sam przyszedłem. Temat znam. Wie pan, panie Bronisławie, sprawa jest znana. I judzić w mediach byłoby łatwo, dużo trudniej być mediatorem.
Sołtys Słomiński po chwili kiwa potakująco głową.
- A wie pan, prawda.
W jego głosie słyszę powolną, autentycznie przeżytą, wielowiekową mądrość zamieszkujących tę leśną wioskę licznych onegdaj pokoleń. A w tych jego kilku zdaniach sołtysa widać zupełne niezrozumienie czegoś takiego, żeby ktoś sobie pomnik za życia stawiał. Nawet jeżeli ten pomnik to tablica i marketingowe chwyty, i nawet jeżeli mają one tę tradycję ratować. Bo wielowiekowa mądrość do grobu pójdzie razem z tradycyjną wsią, ale na żadne takie babskie fanaberie nie pozwoli. Nie mówiąc już o chęci zdobycia jakże męskiego stanowiska sołtysa.
Tekst o foto tadeusz Majewski - Dziennik Bałtycki 2007 r.

Zdjęcia
1. Dagmara Mazurek nie bardzo teraz wie, co z tą zamalowaną tablicą ma zrobić. Fot. Tadeusz Majewski
2. Jest możliwość takiego spotkania - mówi, jak poważny polityk o ewentualnym spotkaniu przywódców dwóch państw sołtys Bronisław Słomiński. Na zdjęciu z wnuczką. Fot. Tadeusz Majewski
3. Mermet - kurcząca się wiejska część miejscowości. Reszta to wielkie daczowisko. Fot. Tadeusz Majewski
4. Uroczy budynek poszkolny. To tu odbyła się impreza i stała tablica. Fot. Tadeusz Majewski

DAGMARA - POWRÓT TABLICY - PRZEJDŹ

Dagmara - królowa Kociewia [top gminy Lubichowo 11705 - 6.09.2013]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz