wtorek, 8 września 2015

MARIUSZ KUROWSKI. A jednak Ceynowa (polemika)


MARIUSZ KUROWSKI. "Kociewie w gazecie" - tytuł prześmiewczy, ale sprawa poważna

MICHAŁ KARGUL. Jeszcze raz o początkach Kociewia



Panie Michale, świetny artykuł! Tym niemniej kilka rzeczy muszę wyjaśnić, inne sprostować, a jeszcze inne skomentować.

Pisząc "Kociewie w gazecie" starałem się znaleźć "złoty środek" w opisie tego, jak doszedłem do stwierdzenia, kto jest autorem artykułu, a informacjami o Kociewiu. Nie do końca mi się udało. Wyszedł tekst o Ceynowie, który o tyle mnie interesuje, że był związany z Kociewiem, ale przede wszystkim z Kaszubami i Borami Tucholskimi, zamieszkiwanymi przez Boraków-Borowiaków. Był związany przez swoje burzliwe życie, pisma i informacje, które można w nich znaleźć. Ale skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Tak więc przedstawię więcej informacji. Może ktoś bardziej zaznajomiony z pismami i życiorysem Floriana Ceynowy ostatecznie potwierdzi (albo zaprzeczy), że to jednak on jest autorem?

Polecam skonfrontowanie informacji zawartych w "Mieszkańcach Pruskiego Pomorza" z publikacją Aleksandra Hilferdinga z 1862 roku "Ostatki Słowian na południowym brzegu bałtyckiego morza". Ja znajduję wiele podobieństw do poglądów Hilferdinga, a jednocześnie on sam nie mógł napisać tego artykułu, ponieważ niewiele wiedział o Borowiakach. Albo inaczej, o Borowiakach mógłby tyle wiedzieć jedynie od Ceynowy. To, że Ceynowa i Hilferding korespondowali ze sobą, nie podlega dyskusji. Nie bez znaczenia jest też data publikacji, ledwie kilkanaście dni po wybuchu Powstania Styczniowego. Na ile znajomość nastrojów wtedy (i wcześniej) panujących, nadziei na odmianę sytuacji politycznej mogła wpłynąć na sposób pisania autora? Podkreślić należy, że nigdzie nie pada zdecydowana deklaracja: Kaszubi to Polacy. Wciąż tylko odmiana: polski, polska, polskich, polsku itd. Cokolwiek niedorzecznie wyglądałoby opisanie przez Hilferdinga Pomorza z punktu widzenia Borowiaków, a i pierwsze zdanie artykułu na to nie wskazuje. Dlatego też autorstwo Aleksandra Hilferdinga zdecydowanie wykluczam. Ale jego życiorys i pisma jest świetnym punktem odniesienia do wykazania powiązań autora "Mieszkańców…" z Ceynową.

Sam tytuł "Mieszkańcy Pruskiego Pomorza" moim zdaniem nie pochodzi od autora. Raczej został on wymyślony przez redaktora "Nadwiślanina". Dlaczego? Ponieważ sam autor w tekście nigdzie nie ponawia tego wyrażenia. Pisze "Prusy Zachodnie" lub "Pomerania".

To, że Ceynowa ze swoimi poglądami wymyka się prostemu zaszufladkowaniu, można określić słowami jego krytyka, księdza Gustawa Pobłockiego: "Człowiek z wielu względów oryginalny. W życiu codziennym gorliwy Polak, kochający swą narodowość, a w pismach swoich wróg Polaków, mianowicie szlachty; z chrztu i przekonania wierzący katolik, choć luźnych obyczajów i wcale niegorliwy w wykonywaniu praktyk religijnych, a jako pisarz zwolennik prawosławia, szydzący z wiary katolickiej, papieża i duchowieństwa; mąż utalentowany i dobry znawca języków słowiańskich, a jednak cokolwiek napisał, jest do cna niedorzecznym; chce być poważnym, a jest smieszny, uczonym, a płaski; pisał niby po kaszubsku i dla Kaszubów, a Kaszubi ani go czytają ani rozumieją, po części dla brudnej a niemoralnej treści, po części dla pisowni nad wszelki wyraz przewrotnej i dziwacznej."

Powtórzę to, co sam autor o sobie napisał "Tych kilka krótko zebranych uwag oparłem na własnych spostrzeżeniach, pisząc pod wpływem wrażeń lat ubiegłych, które wnet wszystkie wśród Kaszub i Boraków przeżyłem, dla tego też ze stanowiska czysto ludowego me doświadczenia skreśliłem". Jedno zdanie, a jakże konkretna charakterystyka Ceynowy. Ceynowy, jeśli "lat ubiegłych" nie potraktujemy jako "całego życia". Nie jestem naiwny sądząc, że autor tylko i wyłącznie na podstawie "własnych spostrzeżeń" napisał ten artykuł, ale moim zdaniem kluczowe jest tu stwierdzenie "stanowiska czysto ludowego". Cały artykuł jest bardzo bogaty w szczegóły życia zwykłych, prostych ludzi, ale jednocześnie autor porusza sprawy polityczne, kościelne i narodowościowe, krytykując tak naprawdę wykształcone elity ówczesnych Prus Zachodnich. Tym bardziej ciekawy jest ten opis ówczesnych realiów.

Ta krytyka szczególnie widoczna jest w zdaniu "uciechę sprawia o naszym ludzie powyższe pochwały pisać, ale tylko o ludzie, bo tak zwana klasa oświecona, obywatele nie wszędzie z zasady wierni mowie ojczystej zostawali". Hmm…, "tak zwana" to wyraz ironii autora czy tylko wyrażenie bez znaczenia? Ja odczytuję to jako wyraz prodemokratycznych i proludowych poglądów autora. W całym tekście elity są krytykowane, a prosty lud chwalony.

Podkreślić należy, że krytyka z 1865 i 1866 roku spotkała Ceynowę za próbę powołania "Towarzystwa Kaszubsko-Słowiańskiego Narodu" i za jego panslawizm. Chodziło o towarzystwo przemysłowe, jakie Ceynowa zamierzał zorganizować dla rzemieślników kaszubskich. Użył tam słowa "narodu", co poczytano wręcz za zdradę, szczególnie w kontekście panslawizmu i niedawno przegranego Powstania Styczniowego. W 1863 roku, kilka tygodni po opublikowaniu tego tekstu, pojawiła się jednak krytyka autora "Mieszkańców Pruskiego Pomorza" w "Nadwiślaninie". W numerze 22 z dnia 22 lutego 1863 roku ukazała się druga część listu korespondenta "z Kaszub", w którym krytykuje autora, lecz tylko za część językoznawczą artykułu. Nie wiem, czy zachowały się numery 20 i 21, w których jest pierwsza część tej korespondencji, ale myślę, że warto to sprawdzić. Krytycy Ceynowy często podnosili jego nieznajomość kaszubskiego zapominając o tym, że gwara kaszubska nie była monolitem językowym i nawet pomiędzy sąsiadującymi wioskami występowały różnice.

Tylko jeden raz autor w całym artykule powołuje się na innego pisarza: "Kaszubi, czyli jak Mrongowiusz w przypiskach do przekładu Xenofonta ich zowie Kaszebowie". Niby zdanie proste i oczywiste, ale pytanie, dlaczego odwołuje się do "przekładu Xenofonta", a nie jego tekstów językoznawczych? I co to za publikacja Mrongowiusza? Otóż jest to wydany w 1831 roku w Gdańsku przekład "Słowo Xenofonta o wyprawie woienney Cyrusa, po grecku Anabasis Xenophona". Tam na stronie 230 w kilkuzdaniowym przypisku można przeczytać: "Nasi Kaszebowie nazywają do tych czas marszałka weselnego starostą wesela. NB. Lud ten nienazywa się kaszuba, ale kaszeba … Może od wyrazu koża, koaża = skóra, futro, kożuch; jak koszula, koszulka w pierwotnym znaczeniu skorka. Różnią się Kaszebowie od Kabatków. Pierwsi nad morzem mieszkający niemogą się obejść bez kożuchów baranich, Kabatkowie zaś noszą nazwisko od kabatów sukiennych". Dlaczego podkreśliłem Kabatków, a nie Kaszebów? Ano dlatego, że wystarczy zajrzeć do Wikipedii, aby pod hasłem "Kabatkowie" znaleźć taką definicję: "kontrowersyjna i nieużywana obecnie nazwa kaszubskiej grupy etnograficznej, której przedstawiciele mieszkali na obszarze na południe od jeziora Łebsko. Posługiwali się dialektem północnokaszubskim (gwarą słowińską)". I dalej "Nazwa została wprowadzona przez Aleksandra Hilferdinga w XIX w. jako określenie kaszubskich mieszkańców Główczyc i okolic. To określenie od początku było kwestionowane przez część uczonych jako nie mające uzasadnienia i szybko zostało zastąpione przez wprowadzoną również przez Hilferdinga nazwę Słowińcy (jako określenie luterańskich Kaszubów z okolic Łeby).".

A co napisał Hilferding o Kaszubach i Kabatkach?

"Nazwy Kabatków jak i Kaszubów są to widocznie przezwiska tylko, zapożyczone od nazwy odzieży, jaka mogła od dawna wyróżniać między sobą ludność prawego i lewego brzegu rzeki Łeby. Albowiem kabatem nazywają tam kurtkę (osobliwie noszoną przez tutejsze kobiety), a nazwę Kaszubów dotąd jeszcze Kabatki wywodzą od wyrazu szuba i rozpowiadają, że dawniejszymi czasy ludzie ci nosili w miejsce zwierzchniej odzieży dwie całkowite, nie wyprawne skóry owcze czy baranic zeszyte z sobą, bez rękawów i sierścią na wierzch, które wkładali na siebie przez głowę i które na nich wisiały na kształt worów; taki ubiór nazywają, tam szubą i twierdzą, że szuby takowe w dobrej jeszcze zachowali
pamięci starcy niezbyt dawno zmarli."

A jak pisze o samym Mrongowiuszu? (fragment)

"Tłumaczy na j. polski autorów greckich, historyków, filozofów (Ksenofonta celniejsze ustępy)".

Nieprawdopodobnym jest, żeby Hilferding aż tak dobrze znał dzieła Mrongowiusza, ale Ceynowa mógł je znać. Mrongowiusz zmarł w 1855 roku, na rok przed podróżą Hilferdinga po Kaszubach. A to Ceynowa latem 1856 roku przez cztery dni podróżował z Hilferdingiem. Nie twierdzę, że Hilferding tylko i wyłącznie od Ceynowy usłyszał o Kabatkach, ale dziwne jest, że Hilferding podkreślił akurat ten przekład Ksenofonta. Tak jak nasz autor.

Jest i inne powiązanie mające związek z poprzednim. W książce Jana Karnowskiego "Dr Florian Ceynowa" na stronie 91 w przypisach można przeczytać "E. E. K. K. Lohmann z Nadrenii, pastor główczycki (1853-85), odprawiający polskie nabożeństwa. Hilferding zauważył, że traktował równo Słowian i Niemców, nauczył się języka polskiego i uczył słowiańskie dzieci czytania, pisania i modlenia po polsku. Wedle Majkowskiego z nim korespondował Ceynowa." A co pisze nasz autor w "Mieszkańcach Pruskiego Pomorza"? "Wierny zawsze kościołowi trzymał się mocno wiary, a nieodstępując upornie swego języka uczył nawet cudzoziemców po polsku. Wysyłani we wielkiej liczbie kapłani niemieckiej narodowości zmuszeni byli uczyć sie dla ludu języka polskiego, aby tem samem jego zaufanie pozyskać. Wielu na ten sposób kapłanów zpolszczyło sie tak, że nietylko w obecnym czasie nie są polskiej narodowości nieprzychylnemi, ale nawet kochają język polski jako język ojczysty, starając sie nadto o rozszerzanie pisemek polskich śród ludności polskiej, w celu jej oświecenia". Ja znajduję tutaj wyraźne nawiązanie do postaci Lohmanna (lub Lomanna jak pisze Hilferding), pastora luterańskiego. Tym bardziej, że Ceynowa napisał (za co był krytykowany) "Pjnc głovnech wóddzałov Evangjelickjeho Katechizmu (...). V dodatku: Spóvjedz e Nobóżenstwo codzenne," w 1861 roku.

Opis wiosek w artykule z 1863 roku dotyczącego Kaszub odczytuję jako uzupełnienie terenów odwiedzonych przez Hilferdinga w 1856 roku. W roku 1856 Ceynowa wędrował z Hilferdingiem z Gdańska przez Wejherowo i Lębork do Główczyc i Bytowa. O swojej podróży z 1862 roku tak Ceynowa pisze 8 kwietnia w liście do księdza Malinowskiego "Tylko przed paru tygodniami objechałem główną część Kaszub teraźniejszych, byłem w Czersku, Kościerzynie, Wejherowie, Pucku, Lęborku, Bytowie itd." (oryginalna pisownia została przeze mnie poprawiona). Z opisu w artykule widać, że skupił się głównie na ośmiu wioskach w pasie od Karsina po Swornegacie, i kilku w rejonie Pucka.

O tym, że widział te ziemie osobiście albo co najmniej o nich słyszał z bezpośredniej relacji innych osób, jestem przekonany przez drobne szczegóły opisu.

Podam tylko niektóre:

- "Kaszubi bliżsi zamieszkują bardzo piaszczystą równinę najwięcej choiną jak u boraków obsianą".

- "Szwornigace maja jednakże kościółek filialny z drzewa". Kościół ten można dzisiaj zobaczyć w skansenie we Wdzydzach Kiszewskich a Swornegacie były wtedy filią parafii Konarzyny.

- "Dobry wiec był pomysł, aby założyć seminarium nauczycielskie w Kościerzynie z zastosowaniem do potrzeb polskiej ludności Kaszub.". Katolickie Seminarium Nauczycielskie powstało dopiero 4 grudnia 1866 roku, czyli w cztery lata pod podróży Ceynowy. Ale plany jego założenia musiały być już znane wcześniej a Ceynowa w 1853 r. został członkiem Towarzystwa Pomocy Naukowej dla Młodzieży Prus Zachodnich i do śmierci płacił spore pieniądze na stypendia dla biednych uczniów i studentów.

- "Z jednej z ich gór, czyli pagórków drzewami porosłej, do Borzestowa należącej jest dziura, w której gdy kamień się wpuści, wiatr w niej się znajdujący, takowy bezwłocznie wyrzuca.". Uważam, że to legenda usłyszana przez Ceynowę w trakcie podróży. Pani Izabella Trojanowska opisała ją w "Z podaniem i legendą na kaszubskich szlakach" w numerze "Pomeranii" lipiec-sierpień 2011 następująco: "I nim ktokolwiek się spostrzegł, zamek zniknął we wnętrzu góry. Pozostał po nim tylko dziwny otwór - dziura, która wszystko, co się w niej wrzuciło, wyrzucała z powrotem, ale już bez zewnętrznej powłoki: jeśli to była gałąź - bez kory, jeśli kot - bez sierści i skóry. Dziś, chociaż dziury już nie ma, jednak pamięć o jej szczególnych właściwościach jeszcze trwa."

- ""Nadwiślanina" i "Przyjaciela Ludu" trzymają także już od lat przeszło dwóch.". Skąd tak precyzyjna w czasie informacja, jak nie z informacji z pierwszej ręki?

- nazwa miasta Wajerowo. Chodzi o kaszubską nazwę miasta Wejherowo. Hilferding zapisał ją natomiast jako "Wejerowo".

I kolejne zdanie z opisu ludności okolic Pucka: "Lud ten oprócz Morlachów najwięcej ze Słowian może dostarczyć majtków i żeglarzy do marynarki." Kim są Morlachowie?

To społeczność Wołochów (dziś już nieistniejąca), zamieszkująca Góry Dynarskie na Bałkanach. A co można wyczytać w biografii Aleksandra Hilferdinga? "Jako pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych w 1856 r. Hilferding został mianowany konsulem rosyjskim w Bośni. Pobyt na Bałkanach zaowocował kolejnymi pracami z dziedziny słowianoznawstwa." Chociaż trzeba przyznać, że także Wincenty Pol w późniejszym okresie, bo 1866 roku, pisze, że w Lewancie (azjatyckie wybrzeże Morza Śródziemnego) miejsce trzecie (jako naród morski) zajmują "nadmorscy Słowianie, Morlachami zwani".

Myślę, że także analiza zwrotów, składni użytej przez autora mogłaby potwierdzić autorstwo Ceynowy. Przytoczę tylko jeden, ale bardzo charakterystyczny. "Prawie wszyscy jeografowie w zbyt ciasnych granicach Kaszubów zamykają", a Ceynowa w "Kile słow wó Kaszebach e jich zemi" napisał: "Gvesno njicht njebędze chceł całeho rode Słovjanskjeho v dopjerze verzekłech grancach zamknąc".

Co do zwrotu "mowa bliższych Kaszub nie ma prowincyonalizmów", to Hilferding pisze tak: "mowa kaszubska, osobliwie w Pomeranii, gdzie typ jej prowincjonalny zachował się dotąd" i dalej "mowa kaszubska jest to gwara prowincjonalna roboczego tłumu (czerni): czyż podobna wielmożnym panom zajmować się tak niskiego stanu ludźmi i ich grubą gwarą?".

To tyle wyjaśnień w sprawie autorstwa artykułu "Mieszkańcy Pruskiego Pomorza". Występują w nim wyraźne podobieństwa do poglądów Hilferdinga. Dla mnie sprawa autorstwa Ceynowy jest oczywista, chociaż mam świadomość tego, że można długo o tym dyskutować. Byłby to naprawdę niesamowity zbieg okoliczności, gdyby autorem okazał się ktoś inny niż Florian Ceynowa.

Przyznam, że nie rozumiem zarzutu "Należy zgodzić się z autorem "Kociewia w gazecie", że ten zapis przesuwa nam wstecz drugą historyczną wzmiankę o Kociewiu, a pierwszą w formie znanej nam dzisiaj. Jednak nie o dwadzieścia lat, jak pisze Mariusz Kurowski, a ledwo o dwa i ma to związek właśnie z Ceynową.". Pisałem wyraźnie o słowie, które jest "dokładnie tym samym, jakim je znamy dzisiaj". Odniosłem się także względem "Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego", ponieważ jest to swego rodzaju encyklopedia. A cały artykuł wręcz pasowałby jako jego kolejne hasło: mieszkańcy pruskiego Pomorza. Zdaję sobie sprawę z tego, że muszą istnieć także inne źródła mówiące o Kociewiu i Kociewiakach (nie tylko "frantovki" Ceynowy), a które także pan Michał Kargul w dalszej części przywołuje. Jednym z takich źródeł jest także sprawozdanie Oskara Kolberga dla Komisji Antropologicznej Akademii Umiejętności w Krakowie z podróży z 1875 roku na Pomorze i fragment "W Pelplinie ks. Rąbca opowiadał mi pouczające szczegóły o życiu Kaszubów i Kociewiaków (z okolic Gniewa, Tczewa).".

Co do części dotyczącej meldunku 1807 roku to "chapeau bas"! Ja skupiłem się bardziej na przeszłości, aby wykazać, jaka była świadomość i realia ówczesnej sytuacji. Pan Michał odwrotnie, bo na przyszłości, aby wykazać swoje racje. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że chociaż przyjmujemy skrajnie różne, wręcz wykluczające się założenia, to wniosek w określeniu miejsca jest podobny. Nie mam zamiaru się o to spierać, bo uważam, że wnioskowanie przy takich założeniach jest jak najbardziej poprawne. Gociewie mimo wszystko jest tam, gdzie należy szukać początków Kociewia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz