niedziela, 24 lutego 2002

Jolanta Ciechowska

Jedna z osób nominowanych do nagrody starosty w dziedzinie kultury była dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury. Pani Jolanta Ciechowska otrzymała swą nominację za 35 lat pracy przy upowszechnianiu i krzewieniu kultury

Urodziła się w Gdańsku Oliwie. Później trafiła do Skórcza. Kiedy dorosła i ukończyła 4 lata pedagogiki, rozpoczęła pracę w kulturze.
Pani Jolanta dyrektorem w Skórczu jest juz 15 lat. Wcześniej dyrektorowała w Lubichowie - przez 13 lat dojeżdżała do Lubichowa autobusem, a przecież praca w kulturze to nie praca od 8 do 16. Czasami nie było jej w domu do późna w nocy.

- Mój syn Klaudiusz najczęściej był sam w tym czasie, kiedy ja zajmowałam się cudzymi dziećmi - mówi pani Jola. - Całe szczęście, że bardzo pomagali mi rodzice, póki jeszcze żyli.
O sobie pani Jola mówi z oporami, za to wychwala pod niebiosa pracowników, którzy wraz z nią pracują z dziećmi w MOK-u.

- Mam naprawdę wspaniałą kadrę. Pani Barbara Pawłowska opiekuje się dziećmi od strony plastycznej. Ma naprawdę rewelacyjne pomysły. Ostatnio wraz z dziećmi zrobiła wystawę pod tytułem "Światło w szkle". Każde z dzieci przyniosło z domu ciekawy szklany pojemniczek, ozdobiono go farbami do malowania na szkle, do środka wstawiliśmy malutka świeczkę. Jakie piękne prace wyszły!

Wiem, oglądałam. Wprawdzie tylko te, które nie powędrowały do domów swoich twórców, ale wszystko było rzeczywiście interesujące.
A ile pięknych wystaw pani Barbara jeszcze przygotowała. Teraz wraz z dziećmi przygotowują spektakl teatralny: "Marzanną do Europy", do którego sama napisała teksty gwarą kociewską. Mój drugi pracownik, pani Iwonka Kleina, również ma tysiące wspaniałych pomysłów. Tacy ludzie to po prostu skarb.

Dzięki ich bogatemu wnętrzu wiele można zmienić, wiele zrobić - niewielkim nakładem finansowym. Pomysłem pani Iwonki jest tradycyjne już coroczne wypiekanie wielkanocnych drożdżowych koszyczków. Ile to daje radości dziciom, kiedy same plotą warkocze, układają je na denko koszyka, po czym wiozą do piekarni na wypiek. Później oczywiście organizujemy wystawę stroików w tych właśnie koszyczkach.

Każda impreza jest oczywiście uwieczniona na zdjęciach. Pani Jola wyciąga z szafy cztery grubaśne albumu zdjęć i opisów imprez zorganizowanych przez MOK. Choć od niektórych minęło już 15 lat, bezbłędnie rozpoznaje twarzyczki, kojarzy nazwiska.

- Przez tyle lat człowiek zapamiętuje twarze - uśmiecha się pani dyrektor. Dzieci mają wolny wstęp na wszystkie niemal imprezy, więc jest ich zawsze pełno czy to na ognisku, czy na wspólnym pieczeniu gofrów, które ma miejsce w prawie wszystkie piątki, czy też na przedstawieniach i koncertach, w MOK-u działa grupa tańca towarzyskiego, która zajmuje dosyć wysokie miejsca w konkursach, dwa zespoły muzyczne "The Tree" i "Małolaty". Latem organizujemy zieloną świetlicę Akcji Lato.

Ta praca wymaga od nas poświęcenia. Tu nie można zamknąć biura i wyjechać. Z młodymi trzeba umieć się dogadać, oni też mają swoje problemy, humory. Ja staram się żyć ze wszystkimi w zgodzie, by w ogóle móc egzystować. Nawet nie zdążyłam wyjść za mąż - żartuje - bo mąż wymagałby od mnie, bym poświęciła mu swój czas, a kiedy?

Wszystko jeszcze przede mną, choć kiedyś już niewiele brakowało, jednak nie czułam się dobrze w Niemczech i wróciłam do Polski. Praca w kulturze jest jak narkotyk - kiedy coś nowego przygotowujesz, jesteś tak podekscytowany, że spać po nocach nie możesz.

Opowiadając o tym pani Janina również jest podekscytowana. Zaangażowała się w ten Dom Kultury całym serce - to widać. Przez cały czas, gdy siedzimy w biurze, na zewnątrz coś się dzieje. Krążą ludzie, chłopcy grają w pingponga. Ktoś rozwiesza dekoracje z okazji Walentynek. Normalny dzień w MOK-u.

- Po południu nie ma tu w mieście innego miejsca, gdzie można by się czymś zająć - mówi uśmiechając się Jola.
Uśmiecha się zresztą przez cały czas. Jest taka pogodna, że nie znać po niej wieku. Nie chce mi się wierzyć, gdy w końcu podaje swój wiek.
To chyba ta praca z dziećmi tak działa, że człowiek się nie starzeje. Ja mam pewnie taką misję do spełnienia, żeby pracować w tej kulturze. By być potrzebna dzieciom. Trzeba dać im wiele serca, by praca przyniosła efekty.

Tak było z WOŚP. W Skórczu imprezy z tej okazji przygotowywał Zespół Szkół Agrobiznesu, choć MOK miał zawsze swój niemały udział. W tym roku organizację całości wzięła pod swoje skrzydła Jolanta Ciechowska i Miejski Ośrodek Kultury. I kwestujących i imprezy towarzyszące. W takim małym Skórczu trwały one do godziny 13.00. Podczas gdy na przykład w Starogardzie do 17.00. Pani Jola pojechała do Gdańska po skarbonki, a później woziła tam pieniądze z kwesty. Ma z Gdańska mnóstwo zdjęć. Między innymi torty w kształcie serca, inny w kształcie uniesionych rąk.

Jednak myślę, że w przyszłym roku zrobimy XI Finał WOŚP wspólnie z Zespołem Agrobiznesu. W koncercie wzięły udział oba nasze zespoły, które prowadzi Piotr Chrapkowski. Wielu z naszych przyjaciół poznałam jeszcze bardzo dawno temu, kiedy sama śpiewałam w kawiarni w Czarnymlesie na koncertach, weselach i dancingach wraz z Józkiem Olszynką i Piotrem Chrapkowskim. Wielu odwiedza nasz Dom Kultury w ramach wymiany. Impreza nazywa się "Z wizytą u Was", przyjeżdżają ludzie z Kalisk, Lubichowa i innych miejscowości. Pokazują to, co mają najlepszego. Dzieki temu i my wiemy, czego potrzeba naszym dzieciom. Być może będą się nawet uczyć Break-dance.
35 lat przetrwałam w kulturze, a przecież różnie bywało.
Jednak o tych gorszych chwilach pani Jola nie wspomina ani razu.
Barbara Skrobisz
Na podstawie Tygodnika Kociewskiego Nr 8(88) z 21.02.2002 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz