poniedziałek, 5 listopada 2007

Ach, jak ten pan Piotr umie tańczyć!

Na 50-lecie firmy można organizować różne imprezy. Ludzie ze Spółdzielni Inwalidów "Pomorzanka" zorganizowali imprezę nad imprezami

Ach, jak ten pan Piotr umie tańczyć!

Starogardzkie kino
w piątek o godz. 19. W holu tłum. I jak elegancko poubierani! Kto głodny, może wziąć z koszyka cukierka. Dobrego, czekoladowego. Taki tu jest szwedzki stół. Trochę po 19. Wszyscy już siedzą. Gasną światła. Na scenie pojawia się prezes Spółdzielni Inwalidów "Pomorzanka" Zbigniew Gulgowski. Najpierw dziękuje. Nie jakimś tam wielkim władzom. Dziękuje m.in. Teresie Żyndzie, Wacławowi Gudalewskiemu, Bogdanowi Romusiakowi - wcześniejszym prezesom. Serdecznie wita panią księgową Olę Słowińską (czy słyszeliście, żeby ktoś witał na wielkiej imprezie księgową?!), Zygmunta Gajdzińskiego, który już jest na emeryturze... Dziękuje Gerardowi Chybowskiemu, Zbyszkowi Kosiedowskiemu, Kazimierzowi Klamanowi - kierowcom (czy słyszeliście, żeby ktoś kiedyś dziękował kierowcom?!). To oni - mówi prezes - pisali życiorys razem z "Pomorzanką", jej "historię, która przeplata się z historią Polski". Tu po tej historii w ekspresowym tempie się "przejeżdża".


Ludzi w kinie jak na filmie o najwyższej oglądalności. Fot. Tadeusz Majewski

Spółdzielnia Inwalidów powstała
w 1957 r., kiedy w całym kraju wyzwoliły się różne inicjatywy. Tworzyło ją 30 osób. Na początku była wielobranżowa. Miała warsztat krawiecki, szewski, kilkanaście kiosków spożywczych (handlowała spożywką, a czemu nie?). W latach 60. "zawiadywała" "Strzelnicą" oraz, przy ulicy Tczewskiej, "Zaciszem", knajpą sąsiadującą drzwi w drzwi z plebanią. Posiadała obiekty przy ulicach: Sambora, Sobieskiego, Chojnickiej i Buczka. W połowie lat 60., dzięki ścisłym związkom z Łodzią (to stamtąd "Pomorzanka" miała maszyny i technologie), pierwsze wyroby spółdzielni poszły na eksport. Spółdzielnia szyła coraz więcej roboczych rękawic, rozwinęło się chałupnictwo. Pod koniec lat 70. cały zakład udało się skupić przy ul. Kościuszki 52. W ogóle lata 70. to burzliwy rozwój. Pod koniec tej dekady rozpoczęto budować obiekty przy ul. Zielonej. Inwestycje zakończono w czerwcu 1984 r. Na ówczesne czasy obiekty były nowoczesne, sama spółdzielnia też. Miała nawet swoją własną przychodnię rehabilitacyjną. Zatrudniała wówczas 300 osób, z czego 120 chałupników. "I tak rozpędzona - zacytujmy tu znowu prezesa - wchodzi w lata 90.". Zaczyna szukać partnera na Zachodzie, który dałby i materiał, i pracę. Dziś "Pomorzanka" ma 12 tys. metrów kwadratowych, z czego jedna trzecia znajduje się pod dachem. Dwukrotnie była odznaczana przez Radę Miasta. Raz otrzymała Medal za zasługi dla Starogardu, drugi raz - w 2004 r. "Wierzyczankę" w dziedzinie gospodarki. Co jej przeszkadza? Oczywiście mocny kurs złotówki. Jak każdemu eksporterowi. Od poniedziałku SI "Pomorzanka" rozpoczyna nowe pięćdziesięciolecie.
Na scenę wchodzi wiceprezydent Starogardu Henryk Wojciechowski, który - jak każdy wytrawny polityk - mówi krótki i rzeczowo oraz składa życzenia.

No i teraz
się zaczyna. Zgodnie z zapowiedzią prezesa - "najlepsze przed nami". Na scenie pojawia się Ewa Kuklińska. Zapowiada występ Jacka Wójcickiego - "filaru "Piwnicy pod Baranami"", jednego z piękniejszych głosów może i na świecie. Po tym para znakomitych artystów występuje w krótkich przerwach na przemian (Kuklińska w tych przerwach zmienia kreacje). Wójcicki, rzeczywiście jeden z ciekawszych tenorów lirycznych nie tylko w skali krajowej (co on robi poza operą!), zaczyna od nieśmiertelnej "Pieśni neapolitańskiej", a po chwili przypomina - oczywiście pieśniami - Jana Kiepurę, chłopaka z Sosnowca. Wykonuje potem kilka innych operowych i operetkowych hitów. Trochę dziwnie wygląda ten drobny mężczyzna, bez jakichkolwiek oznak wysiłku niesamowicie pięknym głosem śpiewający pieśni, które w telewizji wykonywali wydawałoby się z wysiłkiem potężni włoscy tenorzy. A pani Ewa? Cóż. Jak to Ewa. Też oczywiście pięknie śpiewa, przypominając m.in. Edit Piaff i Lizę Minelli (New York), ale przede ślicznie prezentuje swoje ciało i sporo sobie żartuje, wbrew tendencjom nie o polityce, a o seksie. W ogóle żartów tego wieczoru jest sporo. Weźmy taki (nie cytuję, a opowiadam z pamięci). W pewnym mieście pewna znakomita, już nieco starsza artystka wyszła na scenę na rynku i rzekła, że teraz zaśpiewa piosenkę swojej młodości. Na to głos z podpitej widowni: "Bogurodzica". Łapiecie? Menel dał jej z 400 - 500 lat! Inny wic. Mężczyzna jest nieszczęśliwy w życiu dwa razy. Pierwszy raz, gdy nie może jej zdobyć, drugi - gdy nie może się jej pozbyć. I tak sobie ci państwo z Krakowa w stolicy Kociewia żartują (nie przytoczę żartu o członku na plaży i dwóch paniach emerytkach, bo to juz chyba za mocne). Jednak i my, Kociewiacy, w tym show pokazujemy, że nie tylko w Krakowie i to pod baranami żyją rozrywkowi ludzie. Otóż pani Ewa w pewnym momencie schodzi ze sceny i "poluje" na jakiegoś mężczyznę. "Wyławia" krzepko wyglądającego faceta w jasnym garniturze i jak modliszka wciąga go na scenę. - Jak pan ma na imię? - Piotr! - burczy przyjemnym barytonem nasz men. I się zaczyna taniec. Piotr - wydaje się przez chwilę - jest spięty. Ale to może być tylko złudzenie. Po kilkunastu sekundach tańczy z Ewą Kuklińską jak Travolta. Tak, tak, tu nie ma przesady, mam kilka fotek. (A może ten pan Piotr był podstawiony, też aktor z Piwnicy pod Baranami?)


Na scenie pojawia się pan Piotr. Po chwili zaskakuje elegancją ruchów. Fot. Tadeusz Majewski


Pani Ewa kończy piosenkę i taniec na kolanach pana Piotra. Fot. Tadeusz Majewski

I tak mija
ten wieczór. Widzowie - pracownicy "Pomorzanki" i wszyscy ci, którzy mieli z nią coś wspólnego oraz zaproszeni na imprezę goście, są zachwyceni. Niżej podpisany również. To ci dopiero jubileusz! I z szacunku dla tej szczególnej firmy, która - użyjmy też metafory jak prezes - uparcie płynie przez historię Polski (przez jej fale rozmaitej wielkości), napędzane przez serce wielu ludzi, dedykuję Jubilatce słowa, jakie śpiewała Kuklińska, słowa z ZSRR, z repertuaru Lubow Orłow, z filmu "Świat się śmieje" (że też w reżimie mogły powstawać takie utwory!): "Serce to najpiękniejsze słowo świata...".
Tadeusz Majewski


Prezes Zbigniew Gulgowski dziękuje wspaniałym artystom. Fot. Tadeusz Majewski


Trochę dziwnie wygląda ten drobny mężczyzna, bez jakichkolwiek oznak wysiłku niesamowicie pięknym głosem śpiewający pieśni, które w telewizji wykonywali wydawałoby się z wysiłkiem potężni włoscy tenorzy. Fot. Tadeusz Majewski


Prezes wraz z małżonką. Za nimi siedzi pan Piotr, którego niczym modliszka "wyłowi" Ewa Kuklińska. Fot. Tadeusz Majewski

Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz