wtorek, 22 maja 2012

TADEUSZ MAJEWSKI. Mama była odważną kobietą

Skończyłem notatki o Leonardzie Piotrzkowskim, ale jeszcze rozmawiamy. Bo pani Eryka też ma coś ciekawego do powiedzenia. A zaczęła, gdy wspomniałem, że Leonard ukrywał niejakiego Szarmacha, który dzisiaj jest słynnym lekarzem - profesorem dermatologii Kilometr od centrum - Moja mama też przechowywała. Żydówki - mówi pani Eryka. - A to ciekawe! Nic o tym nie słyszałem. Tu? W Zblewie?...















- Nie, w Białachowie. Jestem z domu Kuśnierz z Białachowa. Roman Kuśnierz, do niedawna sołtys, jest moim bratem. Moja mama, Helena, mieszkała w gospodarstwie, gdzie teraz mieszka Piwowarczyk. - Przy krzyżówce? W centrum? - Nie, to wolno stojące gospodarstwo, z kilometr od centrum. Wiem, że kilometr, bo tyle szłam do szkoły.

Eryka Ronkowska

Przyszły prawie boso - I kiedy pani mama przechowywała żydówki? - To już było w czasie, gdy Niemcy otworzyli te wszystkie bramy i gnali żydów na zachód. U nas gnali polną drogą z Białachówka do Miradowa. Dwie wymknęły się z kolumny, skryły się za jakieś drzewo i oni nie zauważyli. To była wiosna, początek marca, roztopy. Żydówki szły prawie boso, stopy miały okręcone szmatami. Szły polem i weszły do nas do domu. Pamiętam, jak wyglądały. - Pamięta pani? Ile miała pani wtedy lat? - Urodziłam się 1939 roku i miałam 6 lat. Pamiętam je jak dzisiaj. Przyszły całe w łachmanach, takie jak w Oświęcimiu. Młode dziewczyny. Jedna miała może z 18 lat, a druga ze 20, więcej nie. Prosiły, żeby im dać chociaż jakiejś ciepłej strawy i trochę ogrzać. Mama mówiła, że może ich przenocować. Powiedziała tak, choć się bała, gdyż u nas w stodole niemieccy żołnierze mieli konie. Ile ich mogło być? Pełne klepisko. Ze dwadzieścia na pewno. Na podwórku stały też wozy konne z amunicją. Niemcy przychodzili na podwórko karmić te konie. Mama miała problem. Bała się, ale nie miała sumienia wyrzucić żydówek na mróz. Nakarmiła je, a odzież pełną wszy spaliła w piecu i dała swoje ubrania. - I poszły sobie… - Nie poszły. Mama wzięła je do szopy i zagrzebała w sianie. I tam nosiła im jedzenie. Umówiła się z nimi, że gdyby ktoś je znalazł, to miały powiedzieć, że przyszły w nocy i się schowały, i że mama nic o tym nie wie. Po pewnym czasie przyszedł Niemiec. Poszedł do szopy po siano dla koni i nadepnął jednej na nogę. Te nogi miały takie zmarznięte. Mama je opatrywała, ale ciągle były czarne. Gdy Niemiec nastąpił na nogę, żydówka krzyknęła... Zauważył, że tam są żydówki i poszedł do mamy z pistoletem. Przystawił lufę do głowy i mówi: "Zastrzelę cię. Kogo ty tam przechowujesz?". Mama wszystkiego się wyparła. Mówiła, że nic nie wie. A one to potwierdziły.


Helena Kuśnierz - I zabrał je? - Zachował się zaskakująco. Musiał być dobry człowiek ten Niemiec, bo kazał je wziąć do domu, umyć, nakarmić, a potem zgłosić, że one tu są. Ale mama tego nie zrobiła. Nocowały dalej, ale już w domu, w komorze zastawionej szafą. Potem Niemcy wzięli te konie i wyjechali. Przyszli Rosjanie. Te żydówki mieszkały u nas do kwietnia - maja, a potem sąsiad odwiózł je do szpitala do Starogardu. Pochodziły z bogatych rodzin. Prawdopodobnie rodzice jednej mieli w Łodzi fabrykę guzików, a drugiej chyba tkanin. Obiecały, że się odezwą, wynagrodzą. Nie odezwały się. Mama była odważną kobietą.

Przychodzi jakiś chłop - A pani ojciec, tata? Nie było go wtedy w domu? - Tata, Leon, przebywał na froncie w Norwegii. Nie było go w domu. Wrócił pod jesień, po żniwach. Pamiętam, jak przyszedł. Mama akurat pojechała do młyna w Zblewie ze zbożem przemielić na mąkę i na śrut dla bydła. A ja siedziałam z moją siostrą - brat był malutki - i patrzę, przychodzi jakiś chłop. Chce się przywitać z nami, śmieje się do nas, a my nie wiemy, kto to jest.



Leon Kuśnierz

Ja się chowałam, bałam się. Aż moja starsza siostra, Felicja, rozpoznała go, gdy się roześmiał. Poznała go po tym, że nie ma jednego zęba. Ojciec miał swoje rzeczy w drewnianej walizce. Gdy wyjeżdżał, mama dała mu kawałek suchej kiełbasy. Po powrocie otworzył tę walizkę i pokazał kawałeczek tej kiełbasy (pani Eryka pokazuje na palcu ze 4 centymetry) - że jeszcze to przywiózł z powrotem... Za długo poza domem nie był, ale ze dwa lata na pewno. - Leonarda Piotrzkowskiego zabrali Rosjanie. Pani tata walczył w armii niemieckiej w Norwegii i go nie zabrali. Ciekawe, dlaczego jednych brali, a innych zostawiali. - Zabierali tych bogatszych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz