wtorek, 24 sierpnia 2004

Na kwaterze - Lisówko

LISÓWKO, GM. OSIEK. Kupowali siedliska, by odpocząć z rodziną. Teraz coraz częściej próbują zrobić z nich kwatery agroturystyczne
W Lisówku stoją zaledwie 22 domostwa. Są od siebie bardzo oddalone, czasem o ponad pół kilometra. Urok Lisówka odkryli ludzie z miasta. A wydawało się, że trudno taką wieś znaleźć. Pierwsi kupili tu posiadłość Wanda i Wacław Symoni z Gdańska. Obecnie siedliska wykupiło już pięć rodzin. - Ci ludzie znaleźli się tu przez przypadek. Jedna z kobiet mówiła mi, że objechała pół Polski i nigdzie nie było tak pięknie i spokojnie jak tu. Poza tym miejscowi są bardzo przyjaźnie nastawieni. Nawet jak ktoś przyjeżdża na krótko, zapewnia, że będzie wracał. Tak mu się podoba - mówi sołtys wsi Teresa Owczarek.
Konie muszą być
15 lat temu Jerzy Janusz z Gdańska kupił w Lisówku gospodarstwo rolne. I odpoczywała tu cała bliższa i dalsza jego rodzina. Przed trzema laty rozpoczął adaptację budynku mieszkalnego. Wygospodarował pięterko i poddasze użytkowe, a na starych fundamentach postawił stajnię z zamysłem stworzenia gospodarstwa agroturystycznego. Pan Jerzy ma dwa konie sportowe - Cara i Kaszmira i zimnokrwistego Karina. W bliskiej przyszłości zamierza wydzierżawić jeszcze cztery.
Trafił przez internet
Tymi trzema końmi od roku opiekuje się hipoterapeuta i trener w jednej osobie Ryszard Roznierski. - Uciekłem z gdańskiego mrowiska, za którym nigdy nie przepadałem. Mam nadzieję, że niebawem dotrze żona z dwiema córkami. Też są złaknione spokoju. Poza tym sześcioletnia córka jest niepełnosprawna i hipoteraia wyjdzie jej na zdrowie.
Ryszard Rozniewski końmi interesował się od zawsze. Dziadkowie też je posiadali. Właśnie u nich je polubił i nauczył się z nimi pracować. Potem został hipoterapeutą w Ośrodku Rehabilitacyjnym w Wiatrowie pod Poznaniem. W końcu zdobył uprawnienia trenera jazdy konnej. Pracę w Lisówku znalazł przez internet. Z podobnymi uprawnieniami zgłosiło się 30 osób. Trzeba było przejść przez gęste sito. Zgłoszenia przyjmowała Teresa Owczarek. Byli to ludzie z całej Polski.
Mistrz przyjechał z anonsów
- Na medalowych miejscach jako senior się nie znalazłem. Byłem dwa razy czwarty. Ale jako junior byłem pierwszym powojennym mistrzem w skokach przez przeszkody - mówi Tomasz Pacyński (l. 60). Przyjechał w maju do Lisówka z Tczewa. Jest z wykształcenia lekarzem weterynarii, inżynierem zootechniki i trenerem jeździeckim II klasy. Do pracy skłoniły go prozaiczne pobudki - potrzeba pieniędzy na remont domu. - Wyczytałem w "Koniach i rumakach" anons, zadzwoniłem i czekałem na rozmowę. Traf chciał, że właściciel tej posesji, także miłośnik koni, przyjeżdżał kiedyś jako student do Kadyn (stadnina koni nad Zalewem Wiślanym), gdzie pracowałem. Znają się z moim szwagrem, też studentem szkoły morskiej, razem bywali w stadninie... I dalej już poszło. Na razie obie strony są zadowolone, ale jak będzie, trudno przewidzieć. Mieszkam w Lisówku od 12 lipca. Przedtem dojeżdżałem dwa, trzy razy w tygodniu. Do moich obowiązków należą jazdy i sprawy koni. Lubię te zwierzęta i ciszę, więc spędzam tu czas z przyjemnością.
Gospodarstwo Jerzego Janusza oferuje przejażdżki bryczką, naukę jazdy konnej, świeże powietrze i dobrą kociewską kuchnię. Zdobywa klientelę, ale jak wszędzie jest o nią trudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz