Wędrujemy po przypałacowym parku. Prowadzi Michał Poliński. Wycieczkę kończymy w domu Ewy i Piotra Landowskich, którzy opiekują się pałacem.
Michał
jest małomówny, ale prowadzi na pewniaka. Od czasu do czasu wyrywa mu się - Ooo, to jest główna aleja. Tam jest, już za parkiem, boisko, a za boiskiem chojna. W szczególnie zagęszczonym od samosiejek miejscu odkrywamy pomnik von Plehnów - niegdysiejszych właścicieli pałacu, potem fragment drugiego, trzeci leży płasko w ziemi. Pokryte mchem litery można czytać wiodąc palcami po szczelinach. Michaś od pomników ciągnie w stronę ogromnego stawu. Przy przedwieczornym świetle wygląda fantastycznie - tysiące odcieni zieleni, od rzęsy na wodzie, po listowie płaczących wierzb. Obok tego stawu jest drugi, mniejszy. Mamy kłopoty ze znalezieniem ścieżki powrotnej. Po deszczach wyolbrzymiały łopuchy i Michał stracił orientację.
Młodzież
Pałac jest olbrzymi. Obok drugi, mniejszy. Tu kiedyś mieściła się stołówka i świetlica. Przed wielkim pałacem mierzymy wzrokiem wspaniałe okazy żywotników i dębów. Grupa młodzieży, siedząca przy schodach jakiegoś bocznego wejścia do obiektu, traktuje nas z początku nieufnie. Zabrakło w nas w tym momencie profesjonalizmu, pewności siebie, tak potrzebnego w tym fachu. Spróbujcie podejść do grupki nastolatków i zaproponować zdjęcie, nawet jak reprezentujecie New York Timesa. Po chwili, kiedy już odchodzimy, proponują sami. Pozują na głównych schodach.
Szkic
Ewa i Piotr Landowscy z córką Agatką mieszkają w bloku przy pałacu. Oboje
pierwszy miesiąc opiekują się obiektem. Ewa opowiada, że robią co się da, żeby jakoś wyglądało - trawę skoszą, przy krawężnikach pooczyszczają. - Mieszkam tu 14 lat - mówi Ewa. - Park, kiedy go koszono, był śliczny. Ścieżki biegną jak kiedyś. Prosto od pałacu idzie się przez park do chojny, lasku. Między chojną a parkiem jest boisko do piłki nożnej. Niestety, tam nie grają. Kiedyś w stawie się kapali i były ryby. Nie słyszałam, żeby mieszkańcy Kopytkowa kiedykolwiek dyskutowali o tym, aby zająć się parkiem. Do parku chodzimy codziennie, w niedzielę najwięcej, zimą na lód na stawek. Najlepiej jakby go kupili Polacy. Przyjeżdżają Niemcy, oglądają. Szkic parku? Oczywiście - ja umiem rysować. Mama rysuje, Agatka się śmieje.
M.K.
Na podstawie materiału zamieszczonego w Kociewiaku - środowy dodatek do Dziennika Bałtyckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz