sobota, 4 grudnia 2004

Jurand Kolaska - Na wsi dzisiaj

STARA JANIA, GM. SMĘTOWO. Gospodarstwo Rolne s.c. J. Kolaska i T. Wojataś. 960 ha ziemi. Spółka produkuje zboże, buraki cukrowe i rzepak. W oborach jest 324 sztuk bydła, w tym 150 mlecznego. Z Jurandem Kolaską i księgową Marią Jeżdżewską badamy, ile miejsc pracy daje taki majątek.

Biuro firmy mieści się w pałacu, który przed wojną - jak inne pałace w tej gminie - należał do "bauera". W PRL-u była to część PGR-u - "Kombinatu Kopytkowo".

Czy wzrost areału i produkcji powoduje, że proporcjonalnie rośnie liczba miejsc pracy?
J.K.: - Gospodarstwa, które zwiększają obszar kosztem ziemi popegeegrowskiej, nie zwiększają zatrudnienia. Jak ktoś obrabiał 20 ha, to tym samym zasobem ludzkim obrobi 100 ha. Po prostu technika poszła do przodu.
Ile osób zatrudnia spółka?
M.J.: - Dwadzieścia. Przy bydle pracuje 7 osób, z czego jedna dowozi paszę. Nad maszynami czuwa mechanik. Grupa uprawiająca ziemię - zasiewy, zbiory - liczy 11 osób. I ja. Więc mamy 20 pracowników. I dwóch szefów. Trudno ich zaliczyć do jakiejś z tych grup, bo pracują wszędzie.
Czyli 22 osoby... Ci uprawiający ziemię mają zapewne zimą urlopy... Mogą sobie pojechać w góry albo za granicę. (Te zdanie wypowiadamy bez ironii. Tego rolnikom życzymy.)
- Tak, ale zimą musi być też przesunięcie. Oni częściowo zastępują tych z produkcji zwierzęcej, żeby urlopy mieli wszyscy.
Mamy relację o zatrudnieniu w Kleszczewie na 140 ha. Na przykład w żniwa szło 5 "kośników", a 5 kobiet wiązało i układało "sztygi". Czyli z 10 osób miało pracę. Dzisiaj te 960 ha koszą kombajny.
- Jeden kombajn. Niemiecki. Zbiera z 560 ha (na tylu rośnie zboże). Jest ze dwa razy wydajniejszy od naszych "Bizonów".
J.K.: - Trzy, bo jak dwa pojechały w pole, to trzeci stał przy warsztacie.
M.J.: - Ten kombajn zaczyna od rzepaku, a kończy na pszenicy i życie. Dziennie powinien zrobić 20 ha (takie ma możliwości), ale robi 15. Te 560 ha teoretycznie obrabia w 37 dni. W praktyce decyduje o tym pogoda. Na przykład w tym roku dzień kombajn co dzień był w drodze na pole i wracał, bo padało. Dlatego żniwa trwały do września.
Przed wojną te 560 ha kosiłoby i ustawiałoby zbiory w "sztygi" 68 osób! Proszę, co zrobiła technika. Wystarczy wielka maszyna i kombajnista... Ilu pracowników przypada tu na 100 ha?
- Jeżeli liczyć 20 pracowników na te 960 ha, to wychodzi 2,08 osoby na 100 ha. Może trochę więcej, bo każda taka jednostka w czasach PGR-ów miała magazyniera. Teraz jest nim szef. To zaoszczędzony etat.
Ale teoretycznie ten etat jest... A ile pracowników na 100 ha przypadało w PGR-ach?
- Kopytkowo miało i 13,5 osób na 100 ha. Gdzie indziej mogło być około 10. Kopytkowo miało dużo, bo tam były trzy gorzelnie i ogromna produkcja - "Kombinat Kopytkowo" (Stara Jania, Leśna Jania, Lalkowy i samo Kopytkowo) hodowało 5 000 sztuk trzody i około 1000 sztuk bydła.
J.K.: - Do tego trzeba doliczyć etaty w przedszkolu, trzech stołówkach, w zakładzie mechanizacji, mieszkaniówce (PGR-y miały przecież swoje osiedla), grupie budowlanej, melioracyjnej. W sumie w kombinacie pracowało 320 osób. Ale liczba bezpośrednio pracujących w polu i przy produkcji była niewiele większa. W tamtym systemie rodzinom pegeerowców dawało się wszystko: mieszkanie, ogrzewanie, wodę, przedszkole, cokolwiek by nie było. Nad tym pracowali pozostali. To powodowało, że były wysokie koszty, a tym samym mniejsze zarobki.
Ale można powiedzieć, że dzisiaj w tej firmie z 100 ha żyją 2 osoby i ich rodziny, a w PGR-ach około 10 i ich rodziny. Z tym że wówczas wokół tych hektarów była rozwinięta cała sieć usług bytowych. Jakaś logika w tym była. Teraz w tej firmie te 22 osoby muszą zarobić na utrzymanie swoich statystycznych 4-osobowych rodzin, czyli na 88 osób. Tyle szacunkowo utrzymuje się z tego majątku.
- Logika PGR-ów może i była, ale i mnóstwo absurdów. Na przykład był zapis, że jeżeli 10 osób samotnych wyrazi chęć stołowania, to PGR musi otworzyć stołówkę. Albo taki, że jeżeli na jakiejś wsi był tylko PGR, to musiał zatrudniać tyle osób, ile się dało. Bez względu na to, czy nadawał się do pracy, czy nie. Poza tym wszystko niezupełnie miało się utrzymywać z produkcji PGR-u. Na przykład przedszkola były dotowane. I skończyło się czym się musiało skończyć.
Można rzec, że po transformacji duże gospodarstwa pozbyły się wszystkiego, co nie jest związane z produkcją. Do tego jeszcze doszedł skutek mechanizacji. Ale za tym powinny powstać jakieś usługi dla mieszkańców wsi, które wtedy wypełniały PGR-y. Na przykład powinny powstać przedszkola, firmy budowlane, kluby itp., czyli miejsca pracy. Wieś pod tym względem upada. Nie ma pracy, młodzi uciekają, a rodziny są małodzietne. Żeby takie prywatne usługi powstawały, to tych 22 ludzi powinno odpowiednio zarabiać, żeby móc za nie płacić.
- Tak. Jak tych 22 będzie zarabiało dwa razy więcej, to wtedy takie usługi powstaną. Rozmaite - od fryzjera po malarza, dekarza.
Czyli - uogólniając - gdyby wszyscy rolnicy zarabiali dwa razy więcej, to takie usługi na wsi by powstały. To dwa razy więcej to pani zdaniem konkretnie ile?
- Około 2 tys. zł na czysto. A to zależy od pogody, cen skupu i polityki państwa. Obecnie - moim zdaniem - przeciętnie wiejska rodzina ma ok. 700 - 800 złotych.
Może będą zarabiać 2000 zł? Są unijne dotacje.
- Dotacje to ok. 500 zł do hektara. To tutaj daje 430 tys. zł. W mieście powiedzą - ten to ma pieniędzy. Tymczasem od tej kwoty dopłat trzeba odjąć ok. 180 tys. z tytułu likwidacji dopłat dotychczasowych. Na przykład zlikwidowano niskooprocentowane kredyty do zakupu środków produkcji (nasiona, pasze, środki ochrony roślin, nawozy). Podrożał olej napędowy. Od 1 maja nie ma dopłat do mleka, nie ma też dopłat do zboża.
J.K.: - Państwo nic nie robi, by dopomóc rolnikom. Dodajmy do tego, że unijne dopłaty to jest 25 procent tego, co dostaje rolnik starej UE, i to, że oni mają jeszcze dodatkowe dopłaty dla paliwa, i że to paliwo jest bez akcyzy. Francuzi dostają ok. 50 procent dopłat do kosztów środków produkcji, w innych krajach jest podobnie. Nawozy też są droższe niż w innych krajach UE. Ostatnio podrożały o ok. 40 procent. Choćby saletra - dziś kosztuje 750 zł za tonę, a niedawno była jeszcze za ok. 500 zł.
Więc wieś nadal będzie się degradować?
- Wieś się na tyle wyludniła, że już się to teraz ustabilizuje na tym poziomie. W 2013 r., jeżeli wejdą całe dopłaty, sporo może się zmienić pod względem jakości życia, tej całej sfery usług. Oby tylko w tym 2013 roku byli jeszcze pracownicy. Na dzisiaj u nas każdy rolnik musi umieć wszystko. Mój mechanik jest tokarzem, spawaczem, hydraulikiem. Kierowca nożem obcina buraki, a jutro będzie siedział na kombajnie. Pod takim kątem powinny przygotowywać pracowników szkoły rolnicze (które się likwiduje!). Absolwent takiej szkoły powinien mieć uprawnienia na ciągnik, kombajn, powinien umieć pracować przy bydle i uprawie zboża, słowem - powinien być alfą i omegą w rolnictwie. Tak jeszcze do niedawna było. Ale coś się zmienia. Niedawno w Pruszczu zaczęli organizować kursy dla oborowych. Coś się jednak robi w tym kierunku.
Not. T. M., D. S.

Zdjęcia

1. Dworek w Starej Jani. Biuro znajduje się w lewym skrzydle patrząc od frontu.
2. Maria Jeżdżewska nie czuje się tutaj ministrem finansów. Jest nim szef. Zresztą kim tu nie jest szef? - Codziennie, jak mam czas, to w ciągnik i jadę orać czy zbierać... - mówi zabiegany Jurand Kolaska. Foto: T. Majewski

Na podstawie Tygodnika Kociewiak - Dziennik Bałtycki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz