sobota, 4 grudnia 2004

Ślady na ścianach

Na każdej kamienicy są tu odciski historii. W stylu, gzymsach, w datach uformowanych w tynku, a nawet w reklamach i śladach po reklamach. Kamienice są świadectwem przemijania. Zupełnie jak książki. I o tym będzie ten tekst.

W jednej z takich kamienic mieszka Zygfryd Anhaldt - historyk, redaktor Tygodnika Parafialnego, znakomity trener i działacz społeczny.

Popularny Zyga wolałby rozmawiać o sporcie, bo ten zdaje się jest mu znacznie bliższy niż historia, tymczasem nas dzisiaj akurat interesuje nie sport, a ślady przemijania, formy przechowywania pamięci.

Czy zauważyłeś ślady historii w architekturze Skórcza? Czy spostrzegłeś, że co któryś tam budynek ma w zwieńczeniu wytłoczoną w tynku datę? - pytamy Zygę. - Albo czy zauważyłeś, że w centralnym miejscu Skórcza, na budynku przy fontannie macie orła bez korony?

Zyga jest nieco zakłopotany. Okazuje się, że nie zwrócił dotąd na to uwagi. Nie mamy oczywiście o to do niego pretensji - jakoś tak się dzieje, że idąc przez miasto nie spoglądamy wyżej niż do wysokości pierwszego piętra. Ba, z biegiem czasu chyba nawet spoglądamy coraz niżej, spuszczamy nos w kwintę, jak to się mówi.

Nie patrzyłem pod tym względem - mówi Zyga. I opowiada o miasteczku, które przez wiek w zasadzie się nie zmieniło, bo z 70 lat temu było prawie tyle samo ludzi co teraz, czyli około 3 tysięcy. Jedyne to to, że się rozrosły budynki, co w konsekwencji musiało doprowadzić w latach 70. do powstania dwóch nowych osiedli poza centrum miasteczka.

A te daty to zwyczaj pruski - zauważa Anhaldt. 1901, 1904, tysiąc dziewięćset nasty - z okresu zaborów. Zyga nigdy nie zadawał sobie pytań o jakiś głębszy sens datowania domów. Po prostu taka była wówczas moda. Jeden wybudował, chciał uwiecznić zakończenie datą, drugi podpatrzył i też to zrobił.

Dla nas to ma głębszy sens. Po pierwsze - ludziska zapewne miały wówczas większe poczucie dumy z powodu wybudowania domu, więc trzeba było to dzieło zwieńczyć, podstemplować, zapisać po kronikarsku. Po drugie - (tu dwywagacje): może tamci ludzie mieli żywsze poczucie przemijającego czasu? Może mieli większą świadomość, że to oni bardziej przemijają, niż otaczający ich świat, że wszystko jest nietrwałe i bardzo kruche? Może ta świadomośc kazała im obowiązkowo napisać po tekście nawet na kruchej wydawałoby się pocztówce datę? Na kartce, a co tu dopiero mówić o budynku.


Tak więc ma Skórcz tych dat na budynkach sporo, więcej niż 16 razy większy Starogard. Ale tu było poczucie dumy, lokalnej wielkości. Przecież to w Skórczu przed I wojną światową było centrum z dwoma aż hotelami i szkołami polską i niemiecką. Fakt, że te hotele to nie były żadne Hiltony, ale zawsze. Miały konkretną klientelę - lasaków z tych wszystkich Kasparusów, Mermetów, Skrzyń, a nawet Kamionek. Przyjeżdżali na świni rynek furmankami z odległych o 15 - 20 kilometrów miejscowości, sprzedawali, kupowali, handlowali, pili i wiadomo, zatrzymywali się na noc.

To poczucie dumy, miejskości, ważności kazało niektórym nie tylko budować bogate kamienice, ale i je z uporem datować.
Anhalt nie patrzył na te daty też i z innego względu. Dla niego równie ważne jak pozostawianie śladów na kamienicach jest pozostawianie śladów na papierze. Zwłaszcza w formie książek. (A swoją drogą to zaskakujące - w dobie jak to się mówi internetu, filmów etc. książka jako archiwum pamięci ciągle cieszy się wzięciem, ba, budzi ogromny szacunek i respekt.)

Najwięcej książek w stosunku do liczby mieszkańców powstaje w Skarszewaach, ale Skórcz też się przebudził. Pierwsza książka o wyszła na 30-lecie miasteczka - mówi Anhaldt. Maria Romanowska, pisząca w gazecie jako Honorata, była autorką rozdziału o gospodarce. Część pisał Józef Milewski.

Działalność wydawnicza ożywiła się tutaj zwłaszcza w ostatnich trzech latach. Wyszła książka o OSP, album pokazujący Skórcz w starej fotografii, a nauczyciele z uczniami w tym roku zrobili wędrówkę po Skórczu i na podstawie zebranych informacji opracowali coś w rodzaju przewodnika po historii i teraźniejszości miasteczka.

Ten ruch wydawniczy - zdaniem Zygi - był w dużym stopniu wywołany redagowanym przez niego Tygodnikiem Parafialnym - najstarszą parafialną gazetką w dekanacie. Wyszedł już jej 710. numer. Oczywiście pisze się w niej o sprawach Kościoła, ale z tego względu, że miasto nie ma innej gazetki, były i są też zamieszczane teksty o wszystkim - czyli teksty powiedzmy świeckie, o ile coś na tym świecie takie jest.

Na łamach Tygodnika obyczajowe artykuły zamieszczała Honorata, Józef Grzonka pisał językiem, jakim mówiono u niego w domu, czyli po swojamu, a Kazimiera Jerkiewicz pisała legendy. Wszyscy troje już nie żyją. Ale coś po sobie pozostawili, bo to właśnie Anhaldt wydał Legendy i opowiadania Skórcza i okolic Jerkiewicz w formie książkowej i kilka opowiadanek Honoraty - Marii Romanowskiej, autorki, którą wszyscy w Skórczu i nie tylko tu się zachwycali. Umiała ludziom pokazać Wilno - mówi Zyga. - Czułeś się, jakbyś był na targu w Wilnie.

A Jerkiewicz robiła spacer po Skórczu. Oczywiście tym starym, bo co z tego nowego godne opisywania? Bloki? Chciała w Tygodniku numer po numerze przedstawić w gawędziarski sposób każdy dom za domem. Szła od ulicy Starogardziej do torów, przez Plac Wolności i dalej. Nawet część z tego napisała, ale materiały zabrała z sobą jej córka Barbara Pawłowska. Szkoda, w Tygodniku miał ukazać się pierwszy numer tej gawędy, ale autorka zmarła.

Chciałbym, żeby materiały z Tygodnika wyszły w formie książkowej - marzy Zyga. Owszem, w bibliotece skórzeckiej jest cały komplet pisma, ale co książka, to książka. Mam to poczucie przemijania - mówi historyk. - Jestem najstarszy wśród nauczycieli. Wielu ich już nie ma między nami.

Przy okazji ten stary, wspaniały belfer wypowiada kilka zdań krytyki. Że kiedyś uczniowie mieli wielki szacunek do nauczycieli. Że teraz to oni już nawet nie chcą słuchać. Że nie ma tej kultury osobistej, co dawniej. Zyga dodaje, że jest oczywiście prawicowcem, ale tu musi o Peerelu powiedzieć kilka lepszych słów. Za dzisiejsze zwyrodnienie obyczaju jego zdaniem odpowiadają w dużej mierze media, a zwłaszcza telewizja, gdzie na 100 bohaterów filmów 99 to pozytywni, szlachetni bandyci. Do tego szkolnictwo idzie w złym kierunku.

My próbujemy wysnuć z tego wniosek, że jest tak, bo młodzi żyją w szalonym tempie, w wielkim wyścigu szczurów, zapatrzeni w dobra materialne, bez refleksji nad czasem i sensem życia. Gdzie im w takim świecie spoglądać do góry na szczyt kamienicy, na napis na przykład A.N. 1912. Chociaż może nie jest tak źle, może to nasze widzenie, pokolenia schodzącego. I może po tym tekście jakiś młody człowiek weźmie aparat i zrobi albumik pokazujący owe daty. Z przekory wobec tych słów, a może po prostu z własnej wewnętrznej potrzeby odciśnięcia swojego kolejnego śladu w historii miasteczka.

Tadeusz Majewski, Marek Grania

1. Zygfryd Anhaldt: Tygodnik Parafialny spowodował, że ludzie zaczęli pisać.

2. W centrum Skórcza zachował się wielki PRL-owski bilbord. To na nim jest orzeł bez korony.

3 Książka wydana przez Z. Anhaldta Legendy i Opowiadania Kazimiery Jerkiewicz (1996)

4. Osiem błogosławieństw w opowiadaniach Honoraty (1996 r.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz