niedziela, 19 grudnia 2004

Znasz bajkę?

Znasz bajkę?
Przystanąłem w jednej z wsi, usiadłem na ławeczce, przy piwie, wśród innych - swoich i obcych. "Znasz bajkę" - zagadnął bełkotliwie jeden z siedzących.
I przypomniało mi się. - Znasz bajkę? - powtarzał Wolnikowski leżąc w łóżku.
Wcześniej spił się, pobił przed sklepem z kumplami, łeb mu poharatali stłuczoną butelką, jucha zalała oczy. Położyli go na łóżku, wezwali pogotowie. Wydawało się, że już, już ducha wyzionie, tyle tej krwi się lało. Ciężko oddychał, oczy zamknął - czy aby nie na amen? - szeptano. Długonoga pielęgniarka zakładała mu opatrunek. W pewnym momencie Wolnikowski otworzył powieki i ze swojej perspektywy zobaczył to, co zobaczył, a mianowicie od dołu długie nogi pielęgniarki, znikające w cieniu fartucha. I nagle, błyskawicznie, z szelmowskim uśmiechem, w stanie pomroczoności jasnej ręką chwycił za jedna z tych nóg. - Znasz bajkę? - bełkotał.
To powiedzenie mi się spodobało.
Bajek jest dookoła mnóstwo. Na przykład bajka o Czerwonym Kapturku - uczennicy V klasy publicznej szkoły podstawowej.
Czerwony kapturek zaszył się w ciemnym lesie w celu wykonania codziennej normy, a mianowicie nazbierania 5 litrów czarnych jagód. Dzięcioł sobie stuka, muchy brzęczą, ważki parzą się wlocie, a dziewczę z mozołem zbiera te czarne jagody. Aż tu nagle wychodzi, wychodzi, wychodzi... zły wilk? A wcale nie. Wychodzi jej brat, hurtownik, biznesczajld. Odbiera od niej jagody i znika, znowu zostawiając niebożę samiutką w ciemnym lesie.
Brat Czerwonego Kapturka - VI klasa publicznej szkoły podstawowej - ma zadatki na biznesmena. Idzie na "berlinkę" - nad wielka rzekę samochodów. Tam ma już przygotowane stoisko (taty mu przygotowali), wsypuje świeżo odebrany towar do litrowych słoików i w oczekiwaniu na klienta czyta wyświechtany komiks o Kaczorze Donaldzie.
Zgaduj zgadula - kim za lat powiedzmy 20 będzie ten brat, a kim będzie Czerwony Kapturek?
Zatrzymuje samochód. Chłopak podrywa się z siedzenia. Wyjaśniam, że chcę zrobić zdjęcie do gazety, a nie kupić jagody. Robię zdjęcie, a na odchodne pytam:
- Aha, a po ile te jagody?
- Jak dla pana okazyjnie, 5 złotych litr.
Ślicznie dziękuję. - A ile kosztują nieokazyjnie?
- Hmmm - stropił się chłopak - 5 złotych litr.
Zgaduj zgadula. Czy chłopiec będzie rekinem kapitalizmu? Czy Czerwony Kapturek będzie informatykiem w wielkim koncernie?
Dla kierowców stoiska z kurkami i jagodami, prowadzone przez dzieci (ewentualnie emerytki i rencistki) przy trasie Skórcz - Osiek i przy "berlince" są rzeczą normalną. Nie irytują, nie dziwią. Ale czy powinny? Czy to jest normalne?
Przyjeżdża filozof z warszawki i ma gotowe recepty na zbawienie prowincji. Jagody, chleb ze smalcem, agroturystyka - cmoka. A dzieci niech się uczą podstawowych zasad handlu; szerzej - biznesu przy drodze. (a przy okazji niech się uodpornią na ołów ze spalin).
Czekam, kiedy ktoś wpadnie na pomysł, żeby ogrodzić Bory Tucholskie, poprzebierać tubylców w stroje indiańskie i proponować turystom grę - polowanie na ludzi (są takie naboje z farbami). Może by i tak z górnikami? Po co ich zwalniać. Niech by tam po sztolniach sobie pobiegali w charakterze czarnych charakterów. Oczywiście polowanie na górnika byłoby odpowiednio droższe niż polowanie na człowieka lasu - w kopalni turysta - myśliwy wydzieli więcej adrenaliny, a za to powinien odpowiednio więcej zapłacić. (Jak to robić, pokazują głupawe amerykańskie filmy, np. Nieuchwytny cel z Van Dammem - o polowaniu na ludzi). Można by też zorganizować polowania na zbędne pielęgniarki w szpitalach.
Niedawno pani Kurowska drukowała pamiętnik pt. "Urodziłam się za wcześnie". Myślę, że nikt się nie rodzi ani za wcześnie, ani za późno. Każdy rodzi się akurat w swoim czasie, wyznaczonym przez Stwórcę. Dlatego grzechem jest narzekać na czas, w którym przyszło nam żyć. Co najwyżej można próbować zmienić warunki.
W PRL-owskich podręcznikach czytaliśmy, że w kapitalizmie w fabrykach pracuje młodzież, a czasami i dzieci. Dzisiaj dzieci ciężko pracują po lasach i przy "berlinkach". Można to oczywiście zmienić, ale trzeba dostrzec, że to jest złe.
W życiu człowieka jest czas na zabawę, czas na naukę, czas na pracę i czas na odpoczynek. W przyszłych skomputeryzowanych życiorysach te dzieci w rubryce "czas na zabawę" napiszą "nie było". Albo pociągną w tym miejscu długa kreskę. A w rubryce "czas na naukę" napiszą "Nie wchodziło mi do głowy, bo zbieraliśmy jagody i sprzedawaliśmy przy szosie".
Zgaduj zgadula - czy chłopiec będzie rekinem kapitalizmu? Czy Czerwony kapturek będzie informatykiem w wielkim koncernie? Marne szanse.
Znasz bajkę? O czym? O zawodówce i bezrobociu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz