Może trochę dlatego, że jest chory, a może dlatego, że już tak ma, Henryk Pelowski mówi głosem jak znany ongiś piosenkarz Bogusław Mec. Mam głos baryton - powie później. Akurat kończy pracą z zespołem w Zblewie, pora więc na pewne podsumowanie zawodowego i muzycznego życia. Jego historia zaczyna się od Kalisk. Wędrujemy więc w czasie do tej miejscowości.
Idziemy drogą do Bartla
Kaliska. Uczył tu wtedy śpiewu Zygmunt Beyer. Napisano już nawet o nim pracę magisterską, chociaż on, zupełnie jak za młodych lat, dalej pracuje, teraz z chórem Leśne Echo. W latach 60. miał zdolnego ucznia, właśnie Henryka Pelowskiego. Chłopak edukację muzyczną zaczął od mandoliny. Przydało mu się to potem w nauce gry na skrzypcach i - w nieco starszym wieku - na gitarze. Na zdjęciu młody Henryk idzie drogą w Kaliskach (na Cieciorkę). W tej fotce zogniskowały się jakby tamte czasy. Można je sobie wyobrazić. Furorę robią Beatlesi, po szosach Polski Ludowej włóczy się mnóstwo autostopowiczów, między innymi poeta - bard prowincji Bruno-Milczewski, przy ogniskach śpiewa się hymn hippisów ("Grosza nie mam i nie będę nigdy swego domu miał..."), długie włosy zaczynają być w modzie. Na prowincję jeszcze nie docierają dzwony, czyli spodnie z rozszerzającymi się od kolan nogawkami. W Kaliskach, jak w całej Polsce, jest biednie, ale wesoło. Dzięki Beyerowi prawie każdy tu śpiewa. - A to jest zdjęcie, na którym idziemy drogą do Bartla Wielkiego. Takie nasze rozśpiewane towarzystwo - opowiada drugie zdjęcie Pelowski.
Czasy bitowe
Przechodzimy do następnej dekady. Pelowski kończy Liceum Pedagogiczne, gdzie trzy lata uczył się gry na skrzypcach, mandolinie i gitarze. Potem jest Wyższa Szkoła Muzyczna, ale przerwana. I okres gry w Orkiestrze Garnizonowej w Elblągu i Kołobrzegu. W międzyczasie, w wieku 18 lat, krótka przygoda z zespołem w Kępkach na Żuławach nad Nogatem. - Ot, taka chałturka - określa ten epizodzik muzyk. W 1970 r. rozpoczyna pracę w szkole w Piecach, a w 1973 inspektorzy Falkowski i Lipski z oświaty w Starogardzie kierują go do Zbiorczej Szkoły Gminnej w Zblewie. Chcą mieć nauczyciela muzyki z wykształceniem, a z tym w szkołach było trudno (jak zresztą i dzisiaj).
W tym mniej więcej czasie Pelowski pracował również w szkole w Piecach. Grał na pianinie. Zaczął też grać w zespole "Pech" w Kaliskach (ta przygoda potrwa 16 lat). - Opiekunem zespołu - opowiada - był RSW RUCH. "Pech" wówczas miał jako jedyny w powiecie perkusję elektryczną. Dzięki Alicji Kłos, która odpowiadała za kluby. Był zespołem bitowym, bo nastały bitowe czasy. Grali w nim mój brat Andrzej (Alicja Kłos pchała go różne konkursy wokalne), Krzysztof Bartkowski i Mirosław Kaszubowski. Instrumenty? Gitara basowa, funkcyjna, organy. No i ta wspaniała perkusja (patrz - na zdjęciu). Zespół istniał do 1989 roku. Potem pracowałem dużo w szkole w Zblewie i Pinczynie.
W Domu Kultury
Krótko, w latach 1976 - 1977, Pelowski grał też w zespole przy Związku Nauczycielstwa Polskiego w Starogardzie. Założyła go wizytatorka muzyki na powiat Elżbieta Buca. Od września 1979 r. został dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury w Zblewie. Długo tu nie popracował. Miał jeszcze pół etatu w szkole, grał w "Pechu" - za dużo obowiązków, więc się zwolnił. Był też okres gry w zespole z Bytoni, z Marianem Rząską. - Wchodziłem do zespołów jako perkusista. Graliśmy w soboty. Na zabawach, weselach. Repertuar? Wszystko, co było modne w tamtym czasie. Własne pojedyncze utwory też.
W stronę muzyki ludowej
Został dyrygentem chóru "Lutnia". Ta przygoda też nie trwała długo. Zblewska "Lutnia" powstała 13 maja 1913 roku. To jest dopiero data. Warto reaktywować nawet dla niej samej. - Ale dzieci na chór przychodzą niechętnie - zauważa Pelowski. - Niemniej "Lutnię" reaktywowano. W 1981 roku przygotowaliśmy pieśni na otwarcie pomnika. Tego, który niedawno stanął. Niestety, pomnik wówczas nie powstał i chór się rozpadł.
Później powstał zespół folklorystyczno-ludowy "Rodzina". Założyła go Wanda Pelowska. - Ja byłem odpowiedzialny za niego od strony muzycznej, a Bruski pisał teksty. Grałem w "Rodzinie" od 5 maja 2000 roku do 5 maja 2004.
Mieszają się te daty, bo też mieszają się role - jak to u muzyków - w zespołach i w życiu zawodowym.
Dzisiaj
- Uważam, że muzyka na świadectwie ma dobrą kolejność - mówi Pelowski. - Jest wysoko. Człowiek się z muzyką urodził. Towarzyszyła mu od zarania wieków.
Młodzi, podobnie jak pan kiedyś, chcą śpiewać i grać w zespołach, tymczasem w gminie Zblewo coś z tym słabo. Jak to jest? Nie mówimy o zespołach folklorystycznych, ale młodzieżowych - rockowych, może nawet metalowych.
- Nie lubię muzyki metalowej. Uważam, że w domach kultury na pierwszym miejscu powinien być zespół. Warto taki mieć nawet na imprezy. Widz bardziej się ożywia, jak coś grają czy śpiewają, niż jak mówią, deklamują.
Gmina Zblewo ma wspaniałe tradycje muzyczne, śpiewacze, a tu nic.
- To prawda. Jeszcze w 1979 roku, kiedy odbywały się przeglądy artystyczne wsi, z naszego GOK-u pojechały cztery zespoły: chór, teatr lalek, 4-osobowy zespół muzyczny i teatr kameralny przy kawie. Ale za moich czasów GOK był wspaniale wyposażony muzycznie. Dzisiaj nie ma nic. Nie ma podstawowej bazy: nagłośnienia, kolumn, mikrofonów. Poza tym mieszkam tu 30 lat, a zespołu w Zblewie nie było i nie ma. Nie było i nie ma młodzieży, która rwałaby się do muzyki.
Henryk Pelowski zamyka pewien okres życia kończąc z zespołem "Rodzina". Ale trudno sobie wyobrazić muzyka na emeryturze. Może czas założyć kolejny zespół?
M.K.
Zdjęcia
1. Henryk Pelowski z gitarą na drodze w Kaliskach.
2. Wchodziłem do zespołów jako perkusista.
3. Zespół przy ZNP w Starogardzie. Pierwszy skład: Elżbieta Buca - organy, Eugeniusz Drozd - trąbka, Henryk Pelowski - gitara, Stanisław Aszyk - gitara basowa. Zdjęciu przedstawia zespół nieco później, w zmienionym składzie. Zamiast Elżbiety Buzy jest Laskowski.
4. Zespół Rodzina sprzed roku. Od lewej Henryk Pelowski, Monika Szymańska, Wanda Pelowska, Ewa Nawrocka, Basia Szymańska, Zbigniew Kostka.
Uff... Na czym nie grał pan Henryk. Foto: M. Grania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz