wtorek, 18 kwietnia 2006

Cyryl Rompa. Droga z Zelgoszczy

Cyryl Rompa urodził się na wybudowaniu w Zelegoszczy w 1926 w niezwykłej rodzinie - Józefa i Anastazji Rompów. Ojciec, Józef Rompa, pomysłowy, pełen energii i zapału do pracy człowiek, na podwórzu miał małą zmechanizowaną wytwórnię wyrobów z drewna. Produkował galanterię drewnianą, a w szczególności klamry do wieszania bielizny.

Droga z Zelgoszczy (tytuł prasowy)


Klamerki, galanteria
Cyryl Rompa urodził się na wybudowaniu w Zelegoszczy w 1926 w niezwykłej rodzinie - Józefa i Anastazji Rompów. Ojciec, Józef Rompa, pomysłowy, pełen energii i zapału do pracy człowiek, na podwórzu miał małą zmechanizowaną wytwórnię wyrobów z drewna. Produkował galanterię drewnianą, a w szczególności klamry do wieszania bielizny.

- Ale ojciec zajmował się tym sezonowo - wspomina Cyryl Rompa. - Oprócz tego prowadził usługi w zakresie omłotów po żniwach. Posiadał dwa silniki spalinowe i dużą maszynę do młócenia... Miał wybitne zainteresowania techniczne.

Rodzicom w produkcji klamerek pomagała liczna rodzina Rompów, licząca siedmioro dzieci. Józef zatrudniał ich, kiedy mieli 10 i więcej lat.
- Jak produkowało się klamerki? Na podwórzu stała hala - opowiada Cyryl. - Dość duży silnik poruszał pięć stanowisk. Klamry robiło się z mocnego drewna - bukowego albo grabowego. Z mocnego, żeby klamra wytrzymała wciskanie na linkę. Na godzinę robiliśmy jakieś kilkadziesiąt kop (kopa -60 sztuk).

Ciekawie przebiegał proces szlifowania. Klamry włożone do dużego obracającego się bębna ocierały się o siebie i gubiły wióry. Po oszlifowaniu nawlekało się je na drut, na kopy. To ojciec dostarczał do Starogardu, do detalistów.

Ojciec Cyryla wyrabiał też mątewki (grzybek z długą nóżką z ząbkami, który kobiety używają w kuchni do rozmieszania mąki w wodzie -wyjaśnienie Cyryla Rompy), tłuczki, sztychołki (koc. osełki do kosy).

Żyłka techniczna

W tej ciekawej firmie zawsze coś wymyślano i produkowano. To miało wpływ na zainteresowania dzieci Józefa.
- Trzej bracia później zostali księgowymi, jeden został docentem matematyki, ja miałem żyłkę techniczną - już nie tylko wrodzoną; w czasie okupacji uczyłem się bowiem za stolarza w Zelgoszczy, też u Rompy (dalsza krewność - Rompów w Zelgoszczy było wielu).

Jeden z braci, Benedykt, mając 15 lat uczył się już w szkole podoficerskiej. W czasie okupacji był jaszczurkowcem, z tym że ja mu pomagałem. Jaszczurkowcy to jest taka zelgoska specjalność. Po wojnie Związek Jaszczurkowców był zaliczany do jednej z nacjonalistycznych organizacji i za wiele nie można było o tym mówić.

Rodzina patriotów

Cyryl Rompa: - Jestem jedynym żyjącym z tej rodziny. Moja matka, Anastazja Kłomska, pochodziła z Zelgoszczy, dziadek, Ignacy, pochodził z Kasparusa. Byli patriotami. Matka brała udział w strajku w Zelgoszczy, a mój wuj, Kłomski - członek Rady Szkolnej - musiał jako prowodyr strajku płacić wielką karę. Dziadek był wielkim przeciwnikiem Niemców. W czasie okupacji bratanka mojego dziadka, jednego z Kłomskich, jako sołtysa Kasparusa zamordowali Niemcy.

Jak tam było u nas, w Zelgoszczy? Mieszkało tylko dwóch Niemców, a pozostali - sami Polacy... Zelgoszcz była wsią typowo polską i typowo kociewską. To drugie znaczy, że ludzi z naleciałościami z centralnej Polski było bardzo mało.
W Zelgoszczy urodzili się wybitni ludzie. Znałem Pawła Wyczyńskiego (starszy o 5 lat), Józefa Milewskiego...

Nie myślałem być stolarzem

- Nie myślałem być stolarzem, ale podczas okupacji zaszła taka konieczność. Potem, po wyzwoleniu, marzyłem o tym, żeby być nauczycielem. Nie chwaląc się, byłem w szkole podstawowej bardzo dobrym uczniem.

No więc nie chciałem być stolarzem. Dowiedziałem się o 6-miesięcznym kursie w Starogardzie przygotowującym do zawodu nauczycielskiego. Marzyłem o nauczycielstwie jak brat o wojsku. Wtedy, przed wojną było takie myślenie - żołnierz, nauczyciel, ksiądz... Księdza u nas nie było, ale siostra miała już przygotowaną wyprawę, żeby pójść do zakonu, niestety wojna to uniemożliwiła.

Uczyliśmy się i uczyliśmy dzieci

- Po 6 miesiącach kursu, w 1947, podjąłem pracę jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Wielkim Bukowcu, gdzie dostałem skierowanie. Tam pracowała też moja przyszła żona, Kazimiera. Troszeczkę się dziwili, że pracuję w zawodzie nauczycielskim mając ukończone 6 lat szkoły, ale, widzi pan, cały czas pracując uczyłem się zaocznie. Zrobiłem pedagogiczną maturę i potem podjąłem studia techniczne.

- Pamięta pan pierwszy kontakt z dziećmi?
- Oczywiście. Był bardzo emocjonujący. Dzieci na wsi były bardziej grzeczne, lepiej ułożone, oczywiście zahukane, to wpływ wojny. Złaknione wiedzy.

Człowiek był o jedną lekcję mądrzejszy od uczniów. Sześć klas, przerwa na okupację, kurs 6 miesięcy i intensywna nauka. A w szkole musieliśmy jeszcze pisać tzw. elaboraty, czyli konspekty, których kierowniczka wymagała na cały tydzień. Musiałem najpierw tę wiedzę zdobyć z podręcznika i potem przekazać. I tak to było w pierwszych miesiącach - uczyliśmy się i uczyliśmy dzieci.

Mojemu koledze kazali uczyć j. rosyjskiego, a on nie znał tego języka ani w ząb. Stanął przed klasą i powiedział: "Ja nie znam ani jednej literki. Zobaczymy, kto lepiej i prędzej się nauczy". Nauczyciele muszą cały czas się dokształcać.

W Starogardzie

- Pracowałem w Wielkim Bukowcu dwa lata. Po ślubie w 1949 przeszedłem do Wielbrandowa, do jednoklasówki (jeden nauczyciel, cztery oddziały l, II, III i IV). Taka ciekawostka - uczyłem religii. Po roku przeszedłem do szkoły podstawowej w Skórczu. W 1953 zostałem dyrektorem Zasadniczej Szkoły... Drzewnej w Skórczu. Wiadomo, interesowało mnie drewno. To był okres stalinizmu, ale nie odczuwałem tego tak bardzo. Mnie interesowało drewno, stolarka...

Ze Skórcza przywędrowałem do Starogardu, po likwidacji Szkoły Drzewnej w 1954 roku z uwagi na niewłaściwie warunki lokalowe. Objąłem funkcję dyrektora Zasadniczej Szkoły Metalowej przy ul. Chojnickiej (obecnie Szwoleżerów - w budynku Szkoły Podstawowej nr 3). Od tego czasu zacząłem tworzyć szkoły w Starogardzie, ale to już inna historia.
Not. T. Majewski

Cyryl Rompa utworzył w Starogardzie 6 szkół zawodowych. Od 1958 roku do dnia dzisiejszego szkoły te wypuściły 8250 uczniów. Cyryl i Kazimiera mieszkają dziś przy ul. Piłsudskiego. Są kuratorami Sądu Rejonowego. "To jest dla mnie kontynuacja - mówi Cyryl Rompa - Kontynuacja pracy z młodzieżą".
Gazeta Kociewska 1998 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz