poniedziałek, 24 kwietnia 2006

Tutaj sa moje korzenie

Wiele można osiągnąć, wszystko przezwyciężyć, jeśli zawód jest pasją, anie tylko sposobem zarabiania na życie - powtarzał Augustyn Pawłowski
Pawłowscy, jak pamietają potomkowie rodu, od dawien dawna ścisle związani byli ze Skórczem lub najblizszą okolicą.




Jan Pawłowski w okresie międzywojennym sprzedał wszelkie swoje posiadłości w Skórczu, bo chciał wyjechać na Litwę. Niestety, w ciagu jednej nocy prawie wszystko starcił w wyniku reformy monetranej Władysława Grabvowskiego w 1924 roku. Za zdewaluowane pieniądze mógł tylko kupić skromne gospodarstwo na wybudowaniu wolentalskim, gdzie mieszkał wraz z żona Marianną. Już w latach 20. Jan na terenie swojego gospodarstwa załozył cegielnię. W międzyczasie kupił działkę w Skórczu - Boraszewie, wybudował i wyposażył kaflarnię.
Jan i Marianna Pawłowscy posiadali sześciu synów i dwie córki. Najstarszy syn, Stanisław, zginął w Wojnie Bolszewickiej, najmłodszy, Bolesław, poniósł śmierć w działalności partyznackiej. Za ową działalność syna ojciec Jan był więziony w Stuthoffie, gdzie został stracaony.

Jeden z czterech żyjących synów Antoni, osiadł na ojcowiźnie na gospodarstwie w Wolentalu. Pozostali - Augustyn, Józef i Kazimierz - zamieszkali w Skórczu, natomiast córki migrowały do Wejcherowa.
Augustyn przejawiał największe zainteresowania rodzinnym zawodem. Ojciec Jan widział w nim swojego nastepcę. Chłopak uczył się w Poznaniu rzemiosła ceramicznego. Razem trudnili sie gospodarstwem, kafralrstwem, wyrabiali cegłę szamotową i doniczki, które sprzedawali ogrodniokom w Starogardzie i Grudzi ądzu. Augustyn w roku 1936 ożenił się z Kazimierą Chyłą. Mieli troje dzieci - dwóch synów i córkę.

Synowie, kiedy podkreślili, pobierali nauki w mieście i tam pozostali. Przy rodzicach pozostała córka Barbara. Dość wcześnie poznała tajniki kaflarstwa i od siedemnastego roku życia pomagała ojcu.
- Po wojnie ojciec wprowadzil nowe technologie np. piece do wypalania kafli trocinami, na co otrzymał patent. Zatrudniał 18 ludzi. Wyprodukowany towar wywoził w Polskę, a także zaopatrywał okoliczną ludność. Do Skórcza, sprowadzał stłuczkę szkalną i glinkę aż ze Śląska.

Transportery duże i częste przychodziły pociągiem. Ojciec chciał budować bocznicę kolejową - wspomina Barbara Pawłowska - Scholte.
Jak pamiętają starsi mieszkańcy Skórcza, Pawłowskim zawsze wiodło się dobrze.
- Ojciec był jednym z pierwszych po Litwińskim, wlaścicielu tartaku, posiadaczem samochodu. Był to fiat - wyjasnia pani Barbara,
W roku 1951 firmę Pawłowskich przejął Zarząd Państwowy Augustyna "zrobiono" kierownikiem technicznym. Tę samą funkcję pełnił w Pelplinie i Tczewie. Krążył między tymi trzema miastami.

W 1956 roku panująca atmosfera w upaństwionych zkaładach stawała się nie doznieśenia, ale pozwoliła Augustynowi pozostać w firmie. Zrezygnował z pełnionej funkcji, a tak naprawdę zmuszono go tego.

Został dwukronie wywłaszczony - raz podczas okupacji, kiedy byli zmuszeni zostawić zostawić swoje i zamieszkać z rodziną w Głuche (budynek gdzie dzisiaj zamieszkują pp.Eggert), drugi raz w 1951 roku.
- Ojciec nam, dzieciom wielokrotnie mówił, jak bardzo było to bolesne.

Mniej bolało, jak robili to Niemcy, wielokrotnie bardziej, kiedy robili to swoi - mówi pani Basia.
Po utracie pracy w państwowym zakładzie musiał Augustyn podjąć nowe wyzwanie, miał przecież na utrzymaniu rodzinę. Wynajął szopę (za MDK) i tam rozpoczął produkcję kafli. Robił to już korzystając z pieców elektrycznych. Tutaj bardzo mocno zaangażowała się córka Barbara.
- Pracowaliśmy tylko we dwoje. Praca była ciężka. Wodę woziliśmy z rynku w beczce na kółkach, ale nie poddaliśmy się. Ojciec na swoim był wreszcie w zgodzie z samym sobą. Nie musiał już iść na kompromisy, które naruszały granice uczciwości wobec siebie - dodaje pani Barabara.

Barabra pracowała ze swoim ojcem aż do urodzenia syna, Kalauduiusza, Augustyn po przejściu na emeryturę nadal trudnił się rzemiosłem. Wykonywał certamiczne popielniczki. Nie mógł rozstać się ze swoim fachem. Powtarzał, ze wiele można osiagnąć, wszystko przezwyciężyć, jeśli zawód jest pasją, anie tylko sposobem zarabiania na życie.

A Barabra ? Mimo iż los rzucił ja aż do Holonadii, to po kilkunastu latach wróciła do rodzinnego Skórcza, bo - jak twierdzi - tu są jej korzenie.


Teresa Wódkowska
Na podstawie Tygpdnika Kociewskiego Nr 25 z dnia 20.06.2001r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz