W przewodnikach ładnie piszą o szlaku elektrowni wodnych na Wierzycy. Nie daj się zwieść - są to piękne obiekty, ale jedynie do zwiedzania wirtualnego. Weźmy elektrownię w Kolinczu. Wejścia strzeże wysoka siatka i groźne napisy.
Zwiedzamy więc wirtualnie.
Elektrownia jest urocza. Ma długą historię. Miała zniknąć w latach 70., jak tysiące tartaków i młynów. Ocalała spośród 108 (inne źródła mówią o 102 w województwie gdańskim) takich obiektów na Pomorzu, a tysiąca w Polsce. Do dzisiaj dotrwało tylko kilka młynów wodnych i parę obiektów podobnych do tego w Kolinczu.
Elektrownię zaczęto budować l.03.1911 r., po roku ukończono. Według opowieści pracującego tu do 1977 roku Franciszka Kowalke, tempo budowy było tak wielkie, bo pracowało tu 56 murarzy i tyluż pomocników. Postawiono ją obok koryta rzeki. Najpierw prawdopodobnie wybudowano kanał - dopływ, potem zbudowano budynki, posadowiono turbiny i inne urządzenia oraz usypano grodzę. Wtedy to puszczono wodę przez elektrownię i upust głębinowy boczny. Po wykonaniu tych czynności można było przystąpić do budowy jazu. Aby zmniejszyć koszty, użyto do budowy żwiru znajdującego się tuż obok.
l.03.1912 r. prąd z tej elektrowni popłynął do Tczewa i zasilił pierwsze żarówki na starym dworcu. Zbudowano też linie do Starogardu i Klonówki, gdzie znajdował się majątek Wiechertów. To właśnie do nich należała aż do zakończenia wojny.
Podobno w 1939 r. w budynku ukrywał się polski oficer. Obsługa obiektu trzymała go w zaimprowizowanym schowku pod schodami. Miał tam swoją pryczę. Służyła przez długi czas po wojnie. Gdy przez Pomorze przechodził front, elektrownia została zaminowana. Jedni podają, że stoi dzięki bezimiennemu bohaterowi, który poprzecinał druty prowadzące do ładunków wybuchowych, inni mówią, że zrobił to Kowalke.
Turbiny, tablica i część oprzyrządowania są oryginalne - są tu solidne austriackie i niemieckie maszyny Siemensa. Będą pracować przez około 50 lat. "Wnętrze elektrowni przypomina do złudzenia muzeum techniki. Wiekowy regulator napięcia, marmurowa tablica nastawcza i przedwojenne przyrządy pomiarowe; w tle jazgot pędzącego wirnika generatora. Całości tych niecodziennych doznań dopełnia głośny hałas znoszących się nawzajem pól elektrycznych. To tu rodzi się prąd" - pisał o elektrowni Marek Grygiel. Stan budynku jest dobry.
Elektrownia ma moc do 350 kW, przełyk ma maksymalnie 8 metrów sześciennych, spad wynosi 7 metrów, a kanał ma 167 metrów. W najbardziej niekorzystnych warunkach, przy najniższym stanie wody, może produkować 50-60 kW. Żeby uzyskać 1 kW trzeba przepuścić przez łopatki 72 tony wody. Przy maksymalnym otwarciu łopatek trwa to... 9 sekund.Obiekt znajduje się pod ochroną Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Przy elektrowni rozciąga się rozlewisko. Obecność wędkarzy świadczy, że są tu ryby.
Może w przyszłości, kiedy właściciele dojdą do wniosku, że daje się zarabiać nie tylko na prądzie, ale i na turystyce, elektrownię będzie można zwiedzać. Oczywiście mówimy tu o konkretnej ścieżce turystycznej, a nie jakimś działaniu "na telefon". Dotyczy to też elektrowni w Czarnocińskich Piecach i Owidzu. Naprawdę jest co oglądać. Do tego wszystkie trzy elektrownie są usytuowane w kapitalnym terenie. Jednak póki co, lepiej pooglądać elektrownie w Kolinczu na zdjęciach i w Internecie.
Na podstawie tekstów Łukasza Lisa i Marka Grygla opracowała Dorota Skolimowska
Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego
Więcej o elektrowni wodnej w Kolinczu
Elektrownia we Wdeckim Młynie
Elektrownia wodna w Czarnocińskich Piecach
Młyn "Dolina" w Skarszewach
Elektrownia wodna w Owidzu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz