poniedziałek, 10 kwietnia 2006

SYLWETKI. Brunon Alfut

Społecznik? Wydawałoby się, że to słowo w kapitalizmie powinno zniknąć. Tymczasem jest ich wielu. Widocznie mają inną krew

Weźmy takiego Brunona Alfuta Artykuły
To było kilka lat temu. Zajechaliśmy pod jego warsztat przy Słonecznej, a tu gorączka. Nie ma czasu, bo trzeba zainstalować gwiazdę na kościele - mówili nam w biegu pracownicy kowalskiego warsztatu Brunona. Zainstalować społecznie, rzecz jasna.



Dzisiaj Alfut ma czas, zresztą się umówiliśmy. Zakład ślusarsko-kowalski też już w dużej mierze prowadzą synowie.

Kiedy ten zakład powstał? Może uporządkujmy... W 1967 ożenił się z Danutą, w 1968 zaczęli budowę domu, w 1969 się wprowadzili. Żona pamięta dokładnie datę, bo akurat w tym roku był pogrzeb księdza Lorenza. Zakład otworzyli w 1970.

Między nimi a centrum było pole

Oboje nie są z Lubichowa. Danuta pochodzi z Gniewskiego Pola za Wisłą, on z Osowa Leśnego, z gminy Lubichowo. Po ślubie mieszkali bliżej centrum wsi. Teraz między ich domem a centrum Lubichowa rozciąga się spore osiedle, za nimi też, ale wtedy było tylko dwóch sąsiadów.
Danuta śmieje się, że kiedy po pracy w POM-ie (Państwowy Ośrodek Maszynowy) się spóźniał, to ona o z okna widziała główną ulicę, taka była pusta przestrzeń. Spóźniał się... Normalna sprawa, że po robocie mężczyźni czasem zahaczali o restaurację "Pod Łabędziem".

To miał być kurnik

Dom powstawał dziwacznie. W latach 60. wcale nie chcieli pozwolić, by ktoś sobie budował "willę". Kupili więc działkę 0,25 hektara argumentując, że to pod hodowlę kur. Potem wznieśli budynek, który Brunon przebudowywał w różnym czasie trzy razy. Źle im się nie powodziło. Brunon był mechanikiem w POM-ie, kowalem, ślusarzem, ale najbardziej pasowała mu praca w pogotowiu mechanicznym, kiedy jeździł naprawiać w polu kombajny i inne maszyny. Pracy miał mnóstwo. Na własną działalność przeszedł mając już papiery mistrzowskie. Był wtedy w Lubichowie jednym z nielicznych tak zwanych prywaciarzy, a swojej branży chyba jedynym.

Żelazna proza życia

Danuta chwali sobie tamte czasy. Mąż zrobił betoniarkę i mieli na miesiąc życia. W sumie zrobił tych betoniarek ponad dwieście. Pracowały na całym Wybrzeżu. Materiał? Często brał ze złomu, gdzie na przykład było sporo zębatek. Potem robił też mieszalniki do pasz. Zresztą w tamtym czasie nie było jednego profilu. Kowal to kowal - musiał klepać lemiesze i pługi, no i oczywiście podkuwać konie. Niby żelazna proza życia, a zdarzały się przypadki śmieszne, jak ten z narowistym koniem. Nie mogli go utrzymać, więc sąsiad - specjalista od uspokajania koni - dał mu wódki. Zwierzę się grzecznie położyło... Koni w Lubichowie i dookoła mieli sporo. Wiadomo, gmina rolnicza i leśna, trzeba było pracować w polu i wozić drewno.

Jak w telewizji

Społecznikiem jest się niezależnie od systemu. Po uporządkowaniu prywatnych i zawodowych spraw Brunon Alfut jak to sie mówi "dał się wybrać" (wystawił go Cech Rzemiosł Różnych) do Gminnej Rady Narodowej. Do rad ludzie tak się nie pchali jak dzisiaj, praca w radzie też wyglądała inaczej, no i radni nie dostawali diet. Poza tym zajmowali się nieco innymi problemami niż ci dzisiejsi. Brunon może porównać, bo jest radnym i teraz, Rady Gminy IV kadencji. Wspomina, jak to powstawały komisje do przydzielania materiałów budowlanych i jeździły po domach. Ciężka to była sprawa - lata 70., materiałów jak na lekarstwo i weź tu podziel... Teraz pracuje w komisjach budżetowej i ładu i porządku. Żona spojrzała na tę jego pracę innym okiem niedawno, kiedy pierwszy raz poszła na sesję. Była bardzo zdziwiona. Wszystko wyglądało jak w telewizji w Sejmie - kto się wstrzymał, kto za i tak dalej. Bardzo uroczyście i poważnie. No może niezupełnie tak samo jak w Sejmie, bo tu, w Lubichowie, wszystko rozpatrują na komisjach, a na sesjach jest kulturalnie.

Marzenie - jeździć na sygnale

Społecznik - jak sama nazwa mówi - musi tkwić mocno w społeczeństwie. Taką pozycję najlepiej daje Ochotnicza Straż Pożarna. On już jako dzieciak kochał strażaków w Osowie Leśnym. I już wtedy sobie planował, że nim zostanie. To tkwiło w jego w marzeniach - jeździć na sygnale, najlepiej karetką pogotowia, żeby wszyscy "pryskali" na boki. To jest chyba jakaś chęć zostania bohaterem, jak to kiedyś bywało. Na pierwsze zebrania straży poszedł już jako lubichowiak w 1969 roku.

Tylko zawyła syrena

Danuta opowiada, jak on tą strażą żył i żyje. Tylko zawyła syrena, już zbiegał po schodach, jeszcze ze skarpetami w kieszeniach, z fruwającą koszulą. Albo jak potrafił zostawić gości i ją, gdy tylko się paliło. A raz się zdarzyło, że zostawił ją na zakręcie szosy w samochodzie. Całe szczęście, że ma prawo jazdy. Nieraz siedział też w niedziele na dworzu i czekał. Jedną niedzielę, zresztą słynną w mediach, to pamięta jak zły szeląg. Pojechał (jest kierowcą) wozem do Ocypla. Tam mówią, że pali się Redanca. Podchodzi niby młodszy strażak i mówi, że pokaże, gdzie się dokładnie pali. Pojechali, dokładnie pokazał, bo... podpalał. To był pierwszy pożar podpalacza. Potem podpalał w różnych innych miejscach.

Wesela już są u nich

Brunon jest trochę zły na unijne ustawy. Mówią, że wóz bojowy na sygnale może prowadzić kierowca do 60 lat. Ale niech będzie... Kierowca to jego jedna praca w lubichowskiej OSP. Jest też zastępcą komendanta. Komendantem był i jest Zygmunt Wysocki, a prezesem Marian Jach. Strażacy pod ich wodzą naprawdę mają sukcesy. Weźmy zeszły roku. Po trzech latach pracy na 100-lecie lubichowskiej OSP oddali do użytku przebudowaną remizę - na 4, nie na 2 wozy, z piękną salą i zapleczem kuchennym. Teraz wesela odbywają się u nich, a nie w Kaliskach, jak było dotąd. Święty Florian, pomysł Brunona, stanął w skrzyni wykonanej przez jego chłopców. Sponsorował Tadeusz Doring, w przebudowie pomagała gmina i nadleśniczy Bronisław Schneider - ich największy sponsor. Podczas obchodów stulecia przy towarzyskim stole poprosili Komendanta PSP w Gdańsku Mariana Kaczyńskiego o pomoc, bo mieli tylko dwa wozy. Pamiętał. W tym roku dostali Jelcza.

Kończy się epoka?

Czy Danuta jest z niego dumna, czy raczej ma to przeklęte? Żartuje, że nieraz go zamykała, żeby nie uciekł. Ale kobiety tak zawsze. Z jednej strony narzekają, z drugiej - pokazują nagrody i odznaczenia. Ta statuetka od wójta, jaką Brunon dostał w tym roku za działalność społeczną, jest bardzo ładna i stoi na odpowiednim miejscu. Zegar też. Inna sprawa, że w tym OSP coś się kończy - właściwie to kończy się chyba cała epoka. Młodych, takich jak kiedyś on, marzących o przejeździe przez wieś na sygnale do pożaru, jest coraz mniej. W jaką stronę to idzie? Być może w stronę straży zawodowej, ale wtedy zabraknie tej całej otoczki, strażackiej kultury. Póki co jednak lubichowska OSP, jednostka istniejąca w Krajowym Systemie Ratowniczym, jest bardzo potrzebna. Nie tylko, kiedy wybucha ogień. Są rozmaite zdarzenia - roztopy, wypadki i tak dalej.

Jeszcze tylko hobby

Brunon Alfut nas odprowadza. Jeszcze mógłby opowiadać o tym, o co walczył na sesjach, a mianowicie o oświetlenie, chodniki, ogólnie - o porządek. I o swojej pracy w GS-ach. Tyle tych tematów... Ale prowadzi do warsztatu, żeby pokazać hobby. Otwiera drzwi, wchodzimy. Stare motory - część już wypiaskowana, część pomalowana, na różnym etapie do drugiego życia. Ale o tym porozmawiamy sobie innym razem.

Tadeusz Majewski
Na podstawie magazynu Kociewiak - piątkowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Wysłany przez kociewiak opublikowano czwartek, 16 marzec, 2006 - 11:54

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz