piątek, 4 maja 2007

Publicystyka. Starogardzcy kupcy

Oni tam, w Chojnicach

Taki wstęp.
- Niech pan nam powie, jak mieć decyzję na to, co robi władza (tu kilka określeń na temat władzy) - pyta rozżalony na władzę znajomy przedsiębiorca.
- Zdobyć tę władzę... Ilu macie radnych?
- Hmmm... Żadnego.
- No właśnie. Nieobecni nie mają racji.

Potem do redakcji przychodzi grupka. Kupcy, przedsiębiorcy, właściciele nieruchomości na terenie starej części Starogardu.
- Przyszliśmy w związku z tym, że od niedawna są organizowane spotkania dotyczące rewitalizacji starego miasta. Jedno odbyło się w Cechu Rzemiosł Różnych, ostatnio w sali Polpharmy. To ostatnie to była konferencja, naukowe przedstawianie tematu. Mówiono, jak się robi rewitalizację w kontekście wymogów unijnych. Podawano przykłady miast we Włoszech i Francji. Ta konferencja była rzeczowa i przekonywująca, choć nie dotyczyła pojedynczego miasta.
- Byliśmy zaskoczeni, że na tej bardzo ciekawej konferencji zabrakło naszych wójtów, burmistrzów i starosty. Powinni być, skoro mówimy o regionie kociewskim. Powinni się dowiedzieć, jak to robią inni. Ze Starogardu oprócz prezydenta kręciło się tylko kilku radnych. Tłumaczyli, że nałożyły się terminy - tej konferencji i obrad komisji do spraw infrastruktury rady miejskiej. To świadczy o złej organizacji, bo jak można było nie skorelować terminów. Jest to tym bardziej groteskowe, że organizatorem oprócz Politechniki Gdańskiej i Centrum Rewitalizacji z Krakowa był Prezydent Starogardu.
- Na konferencję dostaliśmy od prezydenta dziesięć miejscówek trzy tygodnie wcześniej, na spotkaniu w Cechu Rzemiosł Różnych w sprawie rewitalizacji całego starego miasta. Tamto spotkanie prowadziła firma z Olsztyna, która podobno w ubiegłym roku wygrała przetarg na opracowanie projektu rewitalizacji szeroko pojętej starogardzkiej starówki.
- Po tamtym spotkaniu w Cechu Rzemiosł Różnych byliśmy (kupcy i właściciele nieruchomości) trochę wzburzeni i zawiązaliśmy Społeczny Komitet Zagospodarowania Śródmieścia w Starogardzie. Zebraliśmy deklaracje, wybraliśmy zarząd i złożyliśmy oficjalne zawiadomienie do prezydenta miasta i przewodniczącej rady miejskiej. Była to też forma naszego protestu przeciwko pewnym tezom przedstawionym na tym spotkaniu.
Przeciwko jakim tezom?
- Chodzi przede wszystkim o warianty wykluczenia ruchu kołowego z Rynku. Tak, całkowitego wykluczenia. Jest to pomysł jakby główny. Proszę, tu jest płytka CD z tym projektem, jak pan nie wierzy. W innym wariancie jest częściowe dopuszczenie ruchu - jedną stroną Rynku, ulicami Paderewskiego i Podgórną, bez możliwości zatrzymywania się lub w wersji z częściowym parkowaniem.
- Były dwie koncepcje i kilka wariantów. Na spotkaniu w Cechu Rzemiosł Różnych firma wyłożyła to spod stołu, jakby nie była przygotowana. Wzorowali się na tym, co wcześniej przygotowało w tym zakresie miasto. Było nas tam ze trzydziestu. Wszyscy o tych planach dowiedzieli się po raz pierwszy.
- Jaki proponowali objazd wokół Rynku? W tych wariantach określili między innymi, że ruch ma się odbywać ulicami: Chojnicką, Kościuszki, Sobieskiego, na dół, do Tczewskiej. Jakby te ulice mogły ten cały ruch udźwignąć. Natomiast ruch na ulicach typu Paderewskiego, Sambora, Zajezdna, Kilińskiego ma być uspokojony, tylko dla potrzeb dojazdu właścicieli nieruchomości. Cały ten ciąg ma być wyciszony. Wypowiadali się też na temat ewentualnego przedłużenia ulicy Pelplińskiej do Drogi Owidzkiej, która miałaby to wszystko (ten cały ruch) zbierać.
- Te koncepcje były pokazane niby po to, żeby potoczyła się publiczna debata. Ale czy ta publiczna debata nie mogła się potoczyć wcześniej? Przecież bez naszego udziału powstały już poważne projekty. Nawet z tym spotkaniem... Było ogłoszenie w telewizji kablowej, której nie ma, i w jakiejś gazecie, i podobno zostały zaproszone jakieś osoby.
- Ja otrzymałam takie zaproszenie, natomiast wiele osób mających sklepy czy nieruchomości na terenie starej części miasta twierdziło, że nie dostało.
Ależ w tej debacie powinni brać udział wszyscy starogardzianie, nie tylko ci związani ze starą częścią ekonomicznie.
- Nie jestem przekonany. Gdyby zapytać, czy chcieliby mieć na Rynku deptak i kawiarenki, to dziewięćdziesiąt procent ludzi niezwiązanych ekonomicznie z Rynkiem powiedziałoby, że oczywiście, jak najbardziej... Myślę, że ci związani ekonomicznie ze śródmieściem, najemcy, właściciele i handlowcy (a więc też najbardziej zobligowani do dbania o kamienice), powinni mieć większy wpływ.
Nie przesadzajmy z tymi dziewięćdziesięcioma procentami starogardzian z zewnątrz Rynku, którzy chcieliby na Rynku deptak. Ludzie mają swój rozum. Jeżdżą na Rynek, bo im się podoba właśnie taki, jakim on jest, czyli centrum handlowym.
- Już była kiedyś zamknięta część Rynku, ta strona, gdzie stała fontanna, naprzeciw Empiku. I nic z tego nie wynikło?
- Wszyscy podobno alarmują, że na Rynku nie ma ruchu, więc oni podają alternatywę, co zrobić, żeby ten ruch był. Ale o jaki ruch idzie?
No właśnie. Przecież na Rynku jest ruch niesamowity.
- Nie chodzi im o taki ruch. Oni chcą, żeby to był ruch turystyczny. Żeby tam były kawiarenki wiedeńskie itd. Każdy z nas by chciał, żeby ten Rynek był ruchliwym, pełnym kafejek miejscem, ale nie można tego robić sztucznie. Fakty są takie, że w niedziele o godzinie 20 restauracja na Rynku jest regularnie zamykana. Czyli akurat takiego ruchu nie ma. Zresztą o tym ruchu może coś powiedzieć starosta. Zajął w zeszłym roku ławami sporo jezdni. Mieszkam na Rynku i mogę powiedzieć, że przysiadało się tam mało ludzi. Był też letni namiot przy ratuszu. Ludzie, zanim weszli do autobusu, siadali, wypijali piwo. Natomiast kiedy potem pan Kosecki zrobił drewnianą budę, gdzie nie dochodziło słońce, to nie wszedł pies z kulawą nogą... Nie gońmy za wirtualnym turystą, tylko stwórzmy warunki dla tych, którzy tu mieszkają.
- Może powinno być tak, żeby ci, którzy chcą wiedeńskich kawiarenek na Rynku, zainwestowali w ich budowę swoje pieniądze?
- W krótkim czasie, bo podczas tego bardzo ciekawego seminarium w Polpharmie, poznaliśmy problematykę rewitalizacji. Mówili o tym ludzie cieszący się dużym audytorium. Ale temat w zasadzie dotyczył miasteczek, chociaż o dużych miastach też była mowa. Byli prelegenci nawet z Holandii i Włoch. Mówiono też o rewitalizacji 15-tysięcznego Solca Kujawskiego, ale i Wrocławia jako najprężniej rozwijającego się dużego miasta w Polsce. I to nie były akademickie koncepcje, a konkretne przykłady. Zdobyliśmy pewną wiedzę, jak wygląda rewitalizacja w Pucku, w Nowym Dwórze Gdańskim, w Ustce, w Chojnicach czy Mławie.
- Podkreślano, że chodzi o współdziałanie władz ze społeczeństwem. Że na przykład organizuje się warsztaty dotyczące współpracy z przedsiębiorcami, programów partnerstwa lokalnego, tematu rewitalizacja a lokalne rynki pracy.
- Wyszło z tych wykładów, że rewitalizacja to nadanie innych funkcji martwym punktom, ożywienie martwych punktów. Pytanie, czy nasz Rynek jest martwym punktem? Nie jest! Jak nigdy żyje handlowo. Więc tu chyba nie należy mówić o rewitalizacji, a o renowacji. Odnowić, zrewitalizować to można tę substancję, która znajduje się od tyłu Rynku, ale to w większości dotyczy podupadłych budynków ZBM-ów.
- Niech rewitalizują młyny.
- Oni, w innych miastach, są dużo dalej od nas. Niektóre gminy dokonały na przykład analizy przychodów dla gminy od mieszkańców. Wyszło im, że najwięcej przychodów rocznie jest od... emeryta. Albo więcej od ludzi na stanowiskach kierowniczych - z PIT niż z CIT-u, czyli z podatku od nieruchomości (!). Mówiono też, że nie mamy się tak podniecać strefami wolnymi. Mówio też, że żaden logicznie myślący włodarz nie wprowadza wielkopowierzchniowych (powyżej 2000 m kw.) sklepów do centrów miast, bo nic z tego dla miasta nie ma. Że trzeba tworzyć żłobki, przedszkola, zapewnić miejsca pracy, infrastrukturę, żeby ludzie nie uciekali, a wręcz przeciwnie, żeby chcieli zamieszkać z zewnątrz, w najlepiej kadra kierownicza.
- Weźmy takie Chojnice i Człuchów. jak oni tam myślą. Te miasta ułożyły się między sobą, żeby uzbrajać działki i budować na terenie między sobą, bo doszli do wniosku, że same Chojnice czy sam Człuchów nie mają przebicia, ale już jako związek dwóch miasta tak. dwa miasta, które przecież nie muszą narzekać na inwestycje. Człuchów ma obwodnicę, a Chojnice przez ostatnie 7 lat ściągnęły zdecydowanie ponad 50 mln złotych środków zewnętrznych.
- Tam jest jedna komórka, która pod kierownictwem młodego architekta przygotowuje wszystkie projekty renowacji. To wszystko powstaje w urzędzie, łącznie z uzgodnieniami konserwatorskimi, i jest przedstawiane właścicielom, żeby uzyskać akceptację, i potem oni, urzędnicy, prowadzą nadzór. A te opracowania są nieodpłatne. Miasto nawet czasami dokłada, jeżeli komuś brakuje na elwację. Albo zwolnia z podatku.
- W Chojnicach są tabliczki, które informują, jaki udział w inwestycji |(chodzi o obiekty publiczne) ma miasto, a jaki instytucje zewnętrzna. Działają biuro obsługi inwestora, gotowe realizować inwestycje w ramach partnerstwa prywatno-publicznego.
- na konferencji w Polpharmie poruszono sporo takich tematów. Widać, że w wielu miastach w Polsce działa się wspólnie, a nie na zasadzie "władza wie najlepiej".
- Wracając do naszego miasta... Są w starogardzie sklepy, których nie uświadczysz nigdzie. Po ciuchy przyjeżdżają klienci z Gdańska i z Tczewa. Przyjeżdżają, bo cały handel skupia się w 100-metrowych sklepach. Albo weźmy taki sklep Sarnowskiego. Ilu ludzi się tam kręci. A dlaczego? Bo gdzie w marketach kupi guzik. Albo obuwie... W marketach buty są tylko sieciowe.
- Powstają "galerie". A co wspólnego z galerią ma to, co buduje pan Mariusz Szwarc? Na dole mają być sklepy, na piętrze pracownie czy biura i mieszkania, czyli jak w starym budownictwie. I tak niech będzie.
- Niech miasto się nie przejmuje, kto to zbuduje. Niech miasto po prostu podzieli teren na działki i ogłosi przetarg, gwarantując sobie tylko to, że inwestor zbuduje to, co zadeklarował. Chojnice, sprzedając nieruchomość do renowacji, sporządzają umowę z wekslem. Jeżeli inwestor tego nie zrobi w określonym czasie, traci nieruchomość.
- Niech przeprowadzają się tu z Gdańska i inwestują, bo powstaje wartość dodana, niech pan Szwarc obrasta w tłuszcz, bo to nasz człowiek i odprowadza podatki do naszego budżetu. W Chojnicach kamienicę kupi przede wszystkim chojniczanin, bo miasto wie, że pieniądze do miejskiej kasy będzie miał od niego. A stawiając hipermarket blisko centrum zablokują możliwość inwestowania drobnym przedsiębiorcom, którzy zatrudniają rzeszę kierowników odprowadzających wspomniane wyżej podatki. Miasto musi patrzeć, co leży w jego interesie, a to można zwyczajnie obliczyć.
Zanotował Tadeusz Majewski



Na zdjęciu Rynek w Starogardzie zawsze budził kontrowersje. Jedni widzieli w nim najpiękniejszy rynek w Polsce, inni największy, jeszcze inni najbrzydszy, teraz niektórzy widzą w nim martwe miejsce. Fot. Beta Włoch

Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz