piątek, 11 maja 2007

Zblewo. Spacer z ciężkimi walizkami.

Wiem, na co mnie stać, jak idę na maksa, do końca, nie patrząc, czy coś mnie boli, do momentu, aż ciężar pokona mnie ostatecznie



Spacer z walizkami


Zawody o tytuł Siłacza Kociewskiego odbyły się w Zblewie po raz drugi. Z tym że rok temu nie były tak nagłośnione jak w tym. Z zapowiadanych zawodników zabrakło Jarmalika i Głowackiego. Imprezę, pomimo beznadziejnej pogody, obserwowało ponad 600 osób. Filmował je znany reporter telewizyjny Andrzej Raduński, Kociewiak rodem z Mirotek, konferansjerkę prowadziła Dorota Piechowska, ozdobą cielesną był Wojciech Nadolski - mistrz Polski kulturystyki klasycznej fitness do 178 cm wzrostu (brrr, jak on w tym prawie mrozie mógł eksponować nagi tors). Występowała też Julia Notecka - mistrzyni Polski fitness gimnastyczny. Zawody rozgrywano się na Placu 700-lecia. Głównym sędzią był Jan łuka, multimedalista sportów siłowych (dwa rekordy Guinessa - podciąganie na drążku z obciążeniem 105 kg podchwytem i 410 kg w martwym ciągu uchwytem żelaznym). Faworytem był...


Z Arturem Heroldem rozmawia Tadeusz Majewski

Byłeś faworytem…

- Nie do końca. Równie dobrze można powiedzieć, że faworytem był Adam Rożek z Gdyni. Między nami jest duża różnica wagi. Ja ważę 98 kilogramów, on 145. Wygrał w ubiegłym roku Mocarza Kociewskiego Gniewie. Tam cały czas prowadziłem. Był za mną jeszcze po pięciu konkurencjach. Przegrałem wagę płaczu - trzymanie toporów na czas na wyprostowanych w bok rękach stojąc. Topory ważyły 17,5 kilogramów każdy. Nie dałem mu rady, bo mam kontuzjowaną rękę.

To pech. Prowadzić po pięciu konkurencjach i przegrać w ostatniej, a tym samym całe zawody. Tu prawie było odwrotnie. Przegrywałeś, przegrywałeś i... Przeanalizujmy te zawody krok po kroku.

- Dobrze. Pierwsza konkurencja - wyciskanie hantli ważących 65 kilogramów jedna ręką na bark stojąc. 13 kilogramów mniej niż na zawodach Arnold classic w USA.

Arnold od aktora?

- Tak. Pudzianowski przykładowo ani razu tego nie wycisnął, a rekord wynosi 8 powtórzeń…

Próbowałeś tego ciężaru?

- Nie, ale spróbuję wycisnąć… Ja tę konkurencję w Zblewie wygrałem wykonując 9 powtórzeń. Występowałem jako czwarty w kolejności, zaraz po Adamie Rożku. On wycisnął 6 razy. Część nie wycisnęła w ogóle.

Następna konkurencja...

- Martwy ciąg. Tak na marginesie, startowały trzy osoby z Kociewia: Patryk Langowski z Lubichowa, Tomasz Schade z Borzechowa i ja... Teraz występowałem jako ostatni. Taka zasada. Jeżeli ktoś wygrywa pierwszą konkurencję, startuje w drugiej konkurencji na końcu. Ciężar - 250 kilogramów. Zrobiłem 7 powtórzeń. Siedem razy podniosłem ciężar do pasa, albo może lepiej powiedzieć - do pozycji wyprostowanego krzyża. Dałem z siebie wszystko. Adam Rożek też miał 7, również Patryk Lagowski. Chciałem te konkurencję wygrać, ale niestety - źle to rozegrałem taktycznie.

To jest w tym jakaś taktyka? Myślałem: podchodzisz, bo masz krzepę i dźwigasz…

- O nie. Jest taktyka. Masz minutę na podnoszenie. Bardzo istotne jest odpowiednie rozłożenie w tej minucie wysiłku. Ja wykonałem 7 powtórzeń ciągu 30 sekund i się spaliłem. Gdybym podnosił wolniej, mógłbym odpoczywać. I z pewnością podniósłbym ten ósmy raz.

No tak. Bodajże konferansjerka mówiła, że w tym sporcie piekielnie ważny jest oddech... Ale nadal zajmowałeś pierwszą pozycję. Trzecia konkurencja…

- Spacer farmera z hantlami po 120 kilogramów każdy na odległość. Znowu wystąpiłem jako ostatni…

Ten spacerek jest bardzo widowiskowy.

- Dlatego oglądają go na prawie każdych zawodach. Z tym że nieraz zawodnicy mają hantle o ciężarze 130 kilogramów… Mimo ogromnego dopingu publiczności przegrałem z Rożkiem o 2 metry. On miał 46,30 m, a ja 44,30. |Dla porównania najsłabszy miał 26,13 m.

Czy ty trenujesz przed zawodami każdą konkurencję z osobna?

- Tak, ale ćwiczę też ogólnorozwojówkę z tej racji, że wzmacnia wytrzymałość organizmu. Oprócz ćwiczeń siłowych biegam i pływam. To dużo daje. Same ćwiczenia siłowe powodują usztywnienie mięśni… Jak ktoś jest silny, to poradzi sobie z każdą konkurencją.

Ile metrów przeszedłeś jako farmer treningowo?

- Około 60 metrów.

60 metrów na treningach, tu 44. Dlaczego taka różnica?

- Przyczyny bywają różne. Zawsze coś może nawalić. Na przykład źle uchwycisz rączkę i wyruszasz. Idziesz i oczywiście już nic nie możesz poprawić.

Potem były worki.

- Tak, czwarta konkurencja. Polegała na przerzucaniu worków ważących 100 kilogramów na wysoki podest na czas. Worki trzeba było przenieść do podestu z 10 metrów. Wprowadzono tu utrudnienie. Worek należało przerzucić za głowę na barki. Na innych zawodach przeważnie biorą do pasa i biegną.

Zwykli śmiertelnicy przenoszą worki ważące bodajże do 50 kilogramów.

- Tu wzięliśmy dwa razy więcej. Ale następnym razem zwiększę ciężar do 120 kilogramów. Żeby było ciekawiej.

Hmmmm… ciekawiej. Dobre określenie. Po tej konkurencji straciłeś prowadzenie.

- Zająłem trzecie miejsce, chociaż według jednego z dwóch sędziów wygrałem.

Co to znaczy?

- Między trzecim, czyli mną, a drugim była różnica czasu 0,09 sekundy. Z tym że jego stoper pokazał czas korzystny dla mnie. Przez to trzecie miejsce Adam Rożek miał już nade mną 3 punkty przewagi.

Przed piątą, ostatnią konkurencją byłeś niesamowicie "nabuzowany". Powtarzałeś: "Dość zabawy". I to całkiem serio. A ja myślałem, że wy, siłacze, startujecie bardziej dla widzów niż dla walki.

- To prawda, poszła mi adrenalina. To jest walka jak w każdym innym sporcie. Jeżeli tyle lat trenujesz, to walczysz w każdej konkurencji do końca.

Noszenie kowadła, tak się nazywała ta konkurencja. Niewinnie. Kowadło zdobyliście skąd?

- Z Lubichowa.

Ważyło, bagatela…

- 180 kilogramów. Wyszukaliśmy największe. Na zawodach takie stosują. A czasami żelazne tarcze o wadze 220 kilogramów.

Mówił mi jeden z widzów, że to bardzo urazowa konkurencja.

- Nieprawda. Jest to za to konkurencja bardzo pokazowa. W ogóle te konkurencje w ruchu są bardzo widowiskowe.

180 kilogramów. Najpierw trzeba było to wziąć z podestu. Niektórzy już z tym mieli kłopoty.

- Bardziej chodziło o dobry uchwyt. Kowadło jest niezręczne do uchwytu. Uchwyt jest bardzo ważny. Od niego potem zależy, jak pracują nogi, krzyż, zależy też twoja wytrzymałość w czasie marszu. Niektórzy, ja też, mieli pasy. Kowadło ma długie kłykcie i te pasy chronią przed nimi. Z drugiej strony ten pas wychylał kowadło do przodu i krzyż mocniej pracował.

Czyli coś za coś… W tej konkurencji też liczyła się odległość. Ale nikt z widzów nie wierzył, żebyś mógł pokonać Rożka. Kowadło - 180 kilogramów, ty ważysz niecałe 100, a on 140!

- A ja wierzyłem w siebie. Wiem, na co mnie stać, jak idę na "maksa", do końca, nie patrząc, czy coś mnie boli, do momentu, aż ciężar pokona mnie ostatecznie.

Miałeś 3 punkty straty do Rożka, tym bardziej wydawało się niemożliwe zwycięstwo w całych zawodach. Nawet gdyby był w tej konkurencji za tobą, drugi, to odrobiłbyś tylko 2 punkty - jeden wynikający z miejsca, drugi - bonus za zwycięstwo.

- Ale ja liczyłem, że Rożek przegra ze Szczurowskim z MIłobądza, który walczył z Tomaszem Schade z Borzechowa o trzecie miejsce. Tomek był po czterech konkurencjach na tym trzecim miejscu, ale musiał pokonać w tej walce o "pudło" bardzo mocnego w tej konkurencji Szczurowskiego. I się sprawdziło. Tomek przegrał. Miał wynik 40 metrów, a Szczurowski 48. Ale bardziej interesował mnie pojedynek Rożek - Szczurowski. I na to właśnie liczyłem - Rożek z nim przegrał. Przeniósł kowadło na odległość 47 metrów.

A ty miałeś tu coś do udowodnienia…

- Startowałem przed Rożkiem, więc musiałem zdeklasować… Byłem zły, bo te kilka punktów mogłem przecież zdobyć wcześniej i ta złość mi dodała siły. Postanowiłem iść do momentu aż padnę. Szedłem i szedłem… To się z zewnątrz wydaje, że idzie się lekko. Nie widzi się kryzysów, wysiłku. Kryzys przyszedł po 40. metrze. Resztę przeszedłem na rezerwach.

Ładne rezerwy. W sumie 72,90 metrów. Niewiarygodne… Odrobiłeś stratę i zajęliście obaj z Rożkiem w sumie pierwsze miejsce.

- Tak. To się rzadko zdarza, żeby dwaj zawodnicy mieli po tyle samo zwycięstw w poszczególnych konkurencjach (po trzy) i żeby dwóch zawodników uzyskało tyle samo małych punktów.

Jesteś szczególnym zawodnikiem w Zblewie. Nie tylko startujesz, ale i organizujesz te zawody jako wicewójt. Czy w zblewie będzie więcej takich zawodów|?

- |We wrześniu chcę zorganizować wojewódzkie zawody strongmenów z plejadą gwiazd. Sam też będę startował.

Będziesz wygrywał?

- To sport. Poza tym tu decydują różne czynniki. Ja mam strasznie silne barki, nogi, krzyż, ale na przykład mogą decydować palce. Dobrze wypadam w martwym ciągu, w kowadle...

Mogą decydować palce?

- Tak. Niektórzy mają dłuższe palce i są o wiele lepsi w uchwycie. Przykładowo Pudzianowski przegrywa z przysłowiowym "leszczem" przesz to, że ma krótsze palce i nie może dobrze zrobić blokady uchwytu, mówiąc po prostu - dobrze uchwycić.

Takie zawody są bardzo interesujące.

- Jak wszędzie. Przychodzą popatrzeć wszyscy, również dziewczyny. Przychodzą też miłośnicy tego sportu, na przykład był Mirosław Ćwikliński, był - jako sędzia - Kazimierz Jasiński, przychodzą też wszyscy, którzy uprawiali i rozumieją sport wyczynowy, jak choćby wójt Krzysztof Trawicki.

Wójt? Ach tak… Przecież on trenował piłkę ręczną.



Foto


1. Najpierw hantelki... Fot. Adam Gila


2. Potem martwy ciąg...Fot. Adam Gila


3. Pora na woreczek...Fot. Adam Gila


4. I - na końcu - kowadełko... Fot. Adam Gila


5. Maszeruje Adam Rożek


6. Teraz już wszyscy są szczęśliwi. Każdy wygrał - jak nie w zawodach, to z samym sobą.


7. Widać, że to się podoba dziewczynom. Niektóre nawet filmują. Fot. Tadeusz Majewski


Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego



-






-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz