Czarnylas, gmina Skórcz. Można tu chodzić po szpetnych śladach dawnej wielkości, jeżeli oczywiście kogoś interesuje szpetota
Krajobraz po "Zwycięstwie"
W Czarnymlesie pamięć o potędze Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej "Zwycięstwo" jest ciągle żywa. Tym bardziej, że RSP "Zwycięstwo" - oczywiście namiastka tej dawnej - nadal istnieje. Pamięć ta tkwi też w budynkach. Objeżdżamy wieś, robiąc zdjęcia do albumu "wartościowe obiekty Czarnegolasu".
Z czerwonej cegły
Pomijamy pięknie odnowiony gotycki po części kościół - on został już utrwalony na wielu zdjęciach. Pomijamy otaczające go budynki z czerwonej cegły. Są w kiepskiej kondycji. Pomijamy plebanię, rozeźleni niedawno postawionym przed nim betonowym ogrodzeniem. (Jak można było, Księże Proboszczu? Przecież te betony to brzydactwo!) Robimy zdjęcie byłego budynku poszkolnego. Też z czerwonej cegły, pokryty dachówką karpiówką, nie eternitem. Z sieni wychodzi Iwona Migalska i prezentuje tablicję szkoły, jaka wisiała na murze 29 lat temu, w roku zamknięcia placówki. Szkoła w Czarnymlesie, nie w Czarnym Lesie (kiedyś można było pisać i tak, i tak - wyjaśni później spłtys - teraz tylko razem).
Komin z datą
Koniecznie w naszej kolekcji musi być komin. Piękny, strzelisty, ceglany. Ma w ceglanej wnęce żelazną datę - 1874. Jest to przypuszczalnie rok oddania do użytku stojącej przy nim i czynnej do dziś gorzelni. Zapewne w tym samym mniej więcej czasie powstały inne obiekty oraz pałac. No właśnie - pałac... Przeszedł w ręce prywatne i nie przedstawia już teraz żadnej wartości. Wchodzimy od tyłu pałacu, po schodach przybudówki powstałej za czasów świetności RSP "Zwyciestwo". Na ścinie jeszcze barwny napis Bar "Bistro". Krata odgięta. Oglądamy dużą salę gastrononomiczną z drewnianym barem i sufitem z drewnianych kasetonów. Oto ślady peerelowskiej świetności. W interesującym, ale straszliwie zaniedbanym parku (modrzewie, kasztanowce, aleja buków), widać zarys kiedyś cieszącego się wielką sławą stadionu. Z perpektywy drogi idącej z parku RSP Czarnylas jest rozlazły, kompletnie niespójny pod każdym względem, a zwłaszcza architektonicznym, ze szpetną i olbrzymią łąką między majątkiem a kościołem. Ciekawe, czy ta stosunkowo niedawno potężna RSP więcej wsi dała, niż zrobiła złego.
Z jedną pieczątką w życiu
Brunon Kordowski (64 l.), sołtys wsi od 20 grudnia 2006 roku (wybrany jednogłośnie 68 głosami) mieszka w centrum wsi. O RSP wie bardzo dużo.
- Rodakiem jestem z Ocypla, ale rodzice przeprowadzili się tu w 1953 roku. Miałem wtedy 10 lat. Spółdzielnia powstała w 1951 roku i spędziłem w niej całe życie. Trzeba było się na wszystkim znać. Na kowalstwie, samochodach, kombajnach, budowlance. Pracowało tu nawet 320 ludzi. Osiemdziesiąt chłopa w samej budowlance. Dziś w sumie pracuje 50 osób.
Co to znaczy, że przepracował pan tu całe swoje życie?
- Po szkole podstawowej w wieku 15 lat od razu poszedłem do pracy w RSP. Po 40 latach pracy mogłem przejść na wcześniejszą emeryturę. W sądzie pracy obejrzeli papiery i bardzo się zdziwli, że można mieć tylko jedną pieczątkę z jednego zakładu pracy. Ale emerytury nie przyznali. Gdyby to był PGR (państwowe gospodarstwo rolne), to tak, ale RSP (rolnicza spółdzienia produkcyjna) - ich zdaniem - jest jak właśność prywatna, choć wspólna. Ot, gospodarze się zeszli, wybrali prezesa, ale mieli swoje. Musiałem iść z powrotem do pracy, żeby pracować do 65. roku życia. Po jakimś czasie wprowdzili zasiłek przedemerytalny. Kto się nie załapał na wcześniejszą emeryturę, mógł na niego przejść. I do dziś na tym zasiłku jestem. Kiedy skończę 65 lat, przejdę na normalną emeryturę...
Długa historia z tą emeryturą...
- No tak. Okazało się, że tym wszystkim ludziom z RSP nic się od państwa nie należy, bo to spółdzielnia. A w tamtych latach kto na to patrzył? Jak człowiek był młody, wszystko było tu piękne.
Rzeczywiście było tu tak pięknie za potęgi RSP "Zwycięstwo"?
- Tak. W dobrych czasach postawliśmy trzy bloki - 12-, 6- i 4-rodzinne. RSP dała pracownikom członkom mieszkania.
22 mieszkania. To nie tak dużo.
- Z tym, że zawsze i mąż, i żona należeli do RSP. Te bloki postawiono za prezesa Jerzego Szwarca w latach 70. i 80. Za prezesa Szwarca wybudowaliśmy też 8 kurników o długości 60 metrów i szerokości 14 metrów. Hodowaliśmy 6 tysięcy bojlerów. Teraz te obiekty stoją puste. Było też pełno krów, buhajów, opasów.
Pałac też należał do RSP?
- Też. W pałacu mieszkałem dziesięć lat. Ożeniłem się i prezes rzekł: "Zrób sobie w komorach dla dziedziców porządek, to będziesz mieszkał". Za tych dobrych czasów dobudowano do pałacu skrzydło. U góry mieściła się kawiarnia, na dole przedszkole. Dzieci dowożono aż z Barłożna. W kawiarni odbywały się wesela, zabawy, dożynki, dancingi. Czarnylas był słynny i huczny. Na stadionie w parku grali piłkarze z Gdańska. Przy wyjeździe na Wielki Bukowiec było drugie boisko. Na stadionie odbywały się też powiatowe dożynki. Na piętrze w pałacu urządzono hotel z 2- i 4-osobowymi pokojami. Były dwie stołówki. Jedna dla spółdzielców w pałacu, druga specjalnie dla dzieci w przedszkolu. Pracowników do RSP dowoziły dwa autobusy. Jeden jechał po trasie Wda, Ocypel, Lubichowo, Zelgoszcz, drugi po trasie Pączewo, Wolental, Skórcz, Wielki Bukowiec.
Pan tak te czasy idealizuje. Ale za granice nie jeździliście. I nie mieliście samochodów!
- Właśnie że jeździliśmy. Byliśmy na Węgrzech, w Bułagarii, Austrii, Leningradzie - Związku Radzieckim, Czechosłowacji. Szwarc tak organizował, że ludzie wyjeżdżali na przemian. Wszystko miał ustawione, żeby były te zmiany. Bo wtedy takiego sprzętu jak dzisiaj nie posiadano i musieliśmy wiecej sobą zasuwać... Zarobki były dobre i każdy chętnie pracował. Samochód też miałem. Kupiłem sobie "Warszawę 223"... Szwarc dawał ludziom zarobić i dbał o ludzi. Człowiek był dużego kalibru. Rolnik, urodzony w Wysokiej, sąsiedniej wiosce. Wykształcony rolniczo gość. Kiedy odszedł na wicewojewodę, w RSP wszystko zaczęło się pograszać.
Co tu można zrobić
Sołtysem jest pan krótko. Coś już pan zrobił?
- Ustawiliśmy przystanek przy kościele. Poprzednio stał przy szkole i było dla ludzi niewygodnie. Dokończyliśmy plac zabaw dla dzieci. Jest boisko. Grają. Przychodzą do mnie po kosiarkę, dbają o murawę.
Mieliście dwa boiska piłkarskie, teraz macie namiastkę. A tamto w parku?
- Gmina sprzedała pałac, 2 hektary parku razem z nim. Czy ja mogę prywatnemu kazać? Poza tym właściciela prawie wcale tu nie ma. Szkoda, bo to boisko rzeczywiście można byłoby odtworzyć.
Chcieliście zrobić nad tutejszym jeziorem plażę... Jeziorem? Czy to jest jezioro? Maleńkie. Może to staw?
- Ma 44 hektarów, a więc wcale nie maleńkie. Wychodzi z niego rzeczka Węgiermuca, idzie koło Skórcza i przez Bobowo... Jednej soboty w marcu zebrało się ze trzydziestu ludzi i zrobili we wsi porządek. Potem była rozmowa o plaży, którą wymyśliłem. A potem spotkaliśmy się we trzech - wójt Erwin Makiła, Włodzimierz Szarafin z koła wędkarskiego ze Skórcza, które to jezioro dzierżawi i ja. Zacząłem działać, żeby zrobić dostęp do jeziora. Gmina zaprosiła sanepid, pobrali próbki wody, wyszło, że jest zdatna do kąpieli. Wyjaśniłem wójtowi i Szarafinowi, że chcielibyśmy sobie zrobić kawał placyku, by z dziećmi nie jeździć do Głuchego (10 km) czy Ocypla (15 km). Wszystkich miałem umówionych. Gospodarze mieli przyjechać ciągnikami, zrównać, nawieźć żwiru. Wszystko w czynie.
Widać, że ludzie chcą tu działać.
- Bardzo. Miałem nawet 320 podpisów za zrobieniem plaży - również mieszkańców z Wielkiego Bukowca, Wolenta i Pączewa. Każdy chciał przyjść i pomóc. Szarafin powiedział, że tak, owszem, łódki w maju wychodzą na wodę i tu, w miejscu gdzie te łódki stoją, będziecie sobie mogli robić. A potem się odmieniło. Wiesz co Bronek - rzekł mi wójt - oni (wękarze) twierdzą, że nie będą mieli gdzie zostawić samochodów. Jakbyście chcieli, to zostaje prawa strona, gdzie rośnie trzcina... Chciałem na 1 czerwca, na Jana, dzieci na plażę doprowadzić, a tu masz... Człowiekowi od razu po takim czymś odchodzi chęć do działania. Przed wojną, za Lorbieckiego, właściciela pałacu, mieli więcej pomyślunku. To za niego posadzono aleję bukową, wychodzącą na wodę, gdzie za moich czasów były jeszcze końcówki pali po pomoście. Na tych palach był pomost, stały ławki, panowie sobie siedzieli i się opalali.
Zacierające się kontury
Plaża - ambitna sprawa. Chociaż są sprawy bliższe, na przykład wielka łąka w centrum wsi.
- No tak. Ona brzydko wygląda. Tam nawet jest zarośnięty staw, zrobiony za RSP. Będę chciał się dowiedzieć od gminy, dokąd ona jest gminna, a dokąd jest nasza. Drzewek byśmy posadzili.
Jeszcze jedno... Głupio mówić... Chodzi o te betonowe ogrodzenia. U pana też jest... te betony są okropnie brzydkie, a wielu je stawia. Postawił też ksiądz proboszcz... Niby o gustach sie nie dyskutuje, ale...
- Tu jest trasa przelotowa Elbląg - Mermet. Tym z Elbląga się podobają... Może pan ze mną smiało mówić o takich sprawach. Mnie się już te ogrodzenia przestały podobać.
Tadeusz Majewski
Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego, Wirtualne Kociewie
Zdjęcia:
1. Pałac nie ma już dzisiaj żadnej wartości. Fot. Beata Włoch
2. Ładny budynek poszkolny. Fot. Beata Włoch
3. Pani Iwona prezentuje dowód, że stosunkowo niedawno istniała tutaj szkoła. Fot. Tadeusz Majewski
4. Data na kominie przy gorzelni. Fot. Tadeusz Majewski
5. W restauracyjnej sali stoi jeszcze bufet. Fot. Tadeusz Majewski
6. Sołtys Brunon Kordowski pokazuje, gdzie miała być plaża (w miejscu przycumowanych łodzi). Fot. Tadeusz Majewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz