Wrześniowy numer "Pomeranii" w sprzedaży już od 27 sierpnia. To dla nas miesiąc przełomowy, od tego czasu nabyć nas będzie można w salonach EMPIK w całej Polsce!
1. Spis treści
2. Listy
Ad multos...
400 numerów... Czy ktoś w ogóle przejrzał je wszystkie, oprócz być może Edmunda Kamińskiego, Wojciecha Kiedrowskiego i tego dzielnego męczennika nauki, który ostatnio podobno skompilował spis zawartości czasopisma? (O ile to nie był dowcip pierwszokwietniowy, bo podany w numerze 4)
Mnie - przypadkiem, nieprzypadkiem - zdarzyło się niedawno przejrzeć ostatnie kilkanaście roczników "Pomeranii", czyli około 100 numerów, i z tej perspektywy napiszę co o tym wszystkim myślę. Sto numerów to może nie tak dużo, ale zawsze przynajmniej czterech naczelnych. (więcej w "Pomeranii") - Stały Czytelnik
W recenzji mojego słownika ("Biografia chełmińska zamiast niepospolita - pospolita", "Pomerania", maj 2007, s. 42-43) obok pozytywnych stron tej publikacji Roman Robaczewski doszukał się błędu polegającego na tym, że jakoby poświęcenie w walce zbrojnej o niepodległość było czymś normalnym. Tymczasem walka ta była bohaterstwem i często kończyła się śmiercią. To samo dotyczy udzielania pomocy materialnej ludności podbitej przez okupanta, co groziło poważnymi konsekwencjami. Dlatego nie widzę tu żadnego błędu. Jestem długoletnim historykiem i uważam, że R. Robaczewski nie zawsze odpowiednio podchodzi do historii. (więcej w "Pomeranii") - Stefan Rafiński
Będąc wiernym czytelnikiem "Pomeranii", z zainteresowaniem zapoznałem się także z ożywioną dyskusją o opublikowanej przez Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej monografii "Historia Redy" (zob. teksty S. Cholchy "1 kg wiedzy á 50 zł" w numerze 4 z br. oraz J. Tredera "Pustosłowie złośliwe... pod publikę", K. Krośnickiej "To nie tak..." i E. Kamińskiego "Dziwna promocja książki »Historia Redy«" w numerze 6 z br.), której jestem współautorem i przedstawicielem wydawcy. Nie chcąc nadużywać redakcyjnej i czytelniczej cierpliwości, wypowiedź ograniczę jedynie do kilku, ujętych w punktach, myśli, odnosząc się przede wszystkim do zarzutów E. Kamińskiego, gdyż na recenzję S. Cholchy celnie już odpowiedział J. Treder. (więcej w "Pomeranii") - Bogusław Breza
5. Renata Sobieralska, Ochrona tradycji sadowniczych i przetwórstwo owoców w
Dolinie Dolnej Wisły
Często powracam myślami do dawnych, dziecięcych czasów, kiedy to głównym terenem mych zabaw z innymi dziećmi był stary, rozległy sad. Na rozłożystych, prawie poziomych gałęziach jabłoni Boiken huśtałam się, budowałam letnie domki. Od sierpnia do czerwca następnego roku jabłka, gruszki i śliwki były podstawowymi owocami jadanymi w różnych postaciach. Pamiętam zapach i smak wspaniałej Zorzy, pieczonych Boskoopów. Po sadzie pozostał tylko ślad w mojej pamięci. Ilekroć przechodzę obok miejsca, gdzie kiedyś rósł zastanawiam się, czy nie można było go uratować? Dla mnie, dla mojego syna… Powoli odchodzą w zapomnienie tradycyjne metody przerabiania owoców, przedmioty służące do tych prac. A przecież zajmowano się tym wcale nie tak dawno temu. Jeszcze moja babcia... (więcej w "Pomeranii")
9. Tadeusz Majewski, Gorzki smak jagód
Jeszcze kilka lat temu ludzie przy berlince rozmawiali chętnie. Nawet pozowali do zdjęcia do prasy. Dzisiaj są nastawieni wrogo, zacięli się. Coś się stało. Czuję, co. Bo oni tak stoją, a przed oczami przejeżdżają im lśniące bryki. Z luksusowych autobusów patrzą na nich ciekawskie oczy, które zobaczyły egotykę. W końcu zbudziło się pytanie: "Oni... A my, tubylcy, to co?".
Chętnie rozmawiali nawet w roku podróży papieża przez Polskę. Sięgam po notatki. Mówili na przykład, że stawianie pomników komuś za życia jest złe. Albo o tym, że bogaty nie może opowiadać o głodzie. Albo jak S. zaproponował siebie na patrona szkoły. Niby absurd, ale jak tak się zastanowić... Po śmierci już nie zaproponuje, no bo jak? Przez komórkę? (więcej w "Pomeranii")
12. Kazimierz Ostrowski, Grzybiarze (felieton)
Niezapomniane opowiadanie "Grzybnik" Anny Łajming. "W przedrannej ciszy tu i tam skrzypiały drzwi chat, z których pojedynczo wymykały się postacie z koszami i szybko znikały w pobliskim lesie. Po trzech godzinach ci sami ludzie wracali z lasu, już w blasku słońca, a ich kosze pełne były żółtych kurek. Aby grzyby nie wyschły chowano je w piwniczkach wykopanych w ziemi.(...) Brakowało im już grosza na sól, kaszę i cykorię". Po godzinach wyczekiwania zaskrzypiał na moście wóz handlarza, zwanego grzybnikiem, który okazał się nikczemnym oszustem. Po dokonanej transakcji patrzyli za odjeżdżającym: "Nad czubkami drzew sosnowego lasu, w który wjechał wóz handlarza, zakrążyło stado wron, kracząc złowrogo i beznadziejnie. Wówczas gromadka bosonogich ludzi, milcząc, rozeszła się po domach". (więcej w "Pomeranii")
13. Anna Miloch, Witómë w Brusach, czyli jak Kaszubi na IX zjazd jechali
Zjazdy Kaszubów zainicjowane zostały w 1999 roku, gdy reforma administracyjna zwiększyła obszarowo powierzchnię województw w Polsce, zmniejszając zarazem ich liczbę do 16. Dzięki temu całe Kaszuby znalazły się w granicach jednego województwa - pomorskiego. Od początku zjazdy są okazją do promocji kaszubszczyzny, podtrzymywania tradycji regionu, integracji ich rodzimych mieszkańców, których na Pomorzu, według szacunkowych danych, żyje obecnie około pół miliona.
28 lipca tego roku na długo pozostanie w pamięci Kaszubów i miłośników ich kultury, uczestników takiego spotkania w Brusach. Dla większości z nich rozpoczął się on bardzo wcześnie. Kaszubska "bana" Transcassubia, specjalny zjazdowy pociąg, wyruszyła z Helu kilka minut przed piątą rano. Po drodze zabierała pasażerów w Jastarni, Władysławowie, Pucku, Redzie. Kiedy zatrzymała się na gdyńskim peronie, słychać było śpiewy, gromkie przywitania i życzenia "Chcemë le so zażec". Wielka kaszubska rodzina zmierzała na południe Kaszub, do krainy zwanej Zaborami. Na stacji końcowej, w Brusach, wysiadło ponad tysiąc zjazdowiczów. Tam czekali już mieszkańcy miasta, zaś bracia kurkowi na cześć gości oddali wystrzał z niewielkiej armaty. (więcej w "Pomeranii")
14. Leszek Szymański, Dariusz Zalewski, Nowe na morzu
16. Janusz Kowalski, Kociewiacy, łączcie się!
Jacek Legawski zaalarmował w "Dzienniku Kociewskim" z 6 czerwca br., że życie powiatu starogardzkiego płynie "Bez koła ratunkowego" (tytuł artykułu). Napisał, że "w zderzeniu z coraz silniejszymi Kaszubami i wielką aglomeracją - od Wejherowa po Tczew - powiat starogardzki może nie mieć żadnych szans". Dalszy ciąg tekstu był w podobnym stylu, jednak jego autor nie wymienił przyczyn peryferyzacji tego terenu, a podał "za to" podżeganie wiceprezydenta Starogardu Henryka Wojciechowskiego, niegdyś wojewody gdańskiego, do walki z Kaszubami, bo oni są "niebezpiecznie aktywni dla powiatu starogardzkiego". Wojewoda znaczy: wodzący wojów. Starogardzianie, nie stańcie się wojami mości Henryka! (więcej w "Pomeranii")
17. Konkurs Lato na Kaszubach
18. Konstancja Kępowicz, Marta Gucka, Twój świat moimi oczami
Kto dziś narzeka na młodzież, że jest leniwa, mało ambitna i mało twórcza, zdziwiłby się widząc uczestników polsko-niemieckich warsztatów dziennikarskich, organizowanych przez Ludwig Wolker Haus w Berlinie oraz Dom Pojednania i Spotkań im. św. Maksymiliana Kolbego w Gdańsku.
W projekcie tym udział wzięli uczniowie z I Liceum Ogólnokształcącego w Gdańsku oraz młodzież z berlińskich gimnazjów, którzy nie tylko wspaniale bawili się i integrowali, ale przede wszystkim ciężko pracowali. Efektem trwających dwa tygodnie zajęć jest polsko-niemiecka gazeta "Dwa spojrzenia - Zwei Blicke". (więcej w "Pomeranii")
19. Tomasz Żuroch-Piechowski, Ukraść festiwal (felieton)
Widmo krąży po Kaszubach, widmo "nowego". Tym razem nowe dotarło do gminy Parchowo w powiecie bytowskim, gdzie lokalna, wyłoniona w ubiegłorocznych wyborach, władza postanowiła wykazać swój profesjonalizm. Jak się zostaje profesjonalistą w IV RP? Poprzez dokonania własne? Autorskie pomysły? Kreatywność? Innowację? A gdzie tam! To dobre dla wołów roboczych - istnieje metoda znacznie prostsza. Najlepiej wykazać, że poprzednicy na urzędzie byli zbiorem siedmiu plag egipskich i każdy, kto miał z nimi kontakt jest "zarażony" trądem. W takim razie w kilkutysięcznej gminie Parchowo "zarażeni" są wszyscy, jednak od łaskawości nowej władzy - a raczej tejże łaskawości braku - zależy kto oberwie. (więcej w "Pomeranii")
20. Stanisław Pestka, Pod chmurką 25 raz
Tego pleneru, podobnie jak i 24 wcześniejszych, nie byłoby, gdyby nie przekonanie o niepowtarzalnym pięknie sztuki ludowej, upór i konsekwencja w przełamywaniu trudności oraz żywe zainteresowanie i życzliwość okazywane przez głównych animatorów Kaszubskiego Uniwersytetu Ludowego - Marka i Ewę Byczkowskich - całej rzeszy twórców, nawiązujących do rustykalnej tradycji Kaszub i Pomorza.
Uroczysty wernisaż zatytułowany "Starbieniński dwór sztuki ludowej", połączony z sympozjum pt. "Sztuka ludowa Kaszub i Kociewia na plenerach w Wieżycy i Starbieninie, 1983-2007", stanowił końcowy akcent XXV pleneru twórców nieprofesjonalnych. Tym razem do Starbienina przybyła silna, bo licząca prawie 30 osób, grupa sztukmistrzów, nie tylko z naszego regionu, reprezentujących różne kunszta, m.in. rzeźbę, haft, malarstwo na szkle i sztalugowe, plecionkarstwo. Na szczególne względy mogli liczyć przedstawiciele tzw. ginących zawodów, do których należy ciesielstwo, kamieniarstwo. (więcej w "Pomeranii")
23. Iwona Joć, Mennonici - opowieść o pracy i wierze
Bo któż miałby mu być milszy niż oni, którzy uprawiali tłustą ziemię w pocie czoła i z miłością, którzy przekopywali pracowicie kanały, budowali śluzy, stawiali wiatraki, śpiewali psalmy i hymny i nigdy, pod żadnym pozorem, nie chcieli brać broni do ręki? - tak o społeczności, której ojczyzną przez czterysta lat była delta Wisły napisał Paweł Huelle w opowiadaniu "Stół" ("Opowiadania na czas przeprowadzki", Gdańsk 1999). Jej też poświęcona została, trwająca właśnie, wystawa w Oddziale Etnograficznym gdańskiego Muzeum Narodowego pt. "Mennonici na Żuławach. Ocalone dziedzictwo".
- Jest ona opowieścią o zachowanych śladach ich obecności - mówi Ewa Gilewska, komisarz ekspozycji. - Pomysł na nią zrodził się kilka lat temu. Początkowo planowaliśmy zorganizować ją wspólnie z Muzeum Narodowym w Poznaniu, koniec końców placówka ta przygotowała własną, poświęconą "olendrom". Otwarcie tej naszej, 30 czerwca, połączone była ze Światowym Zjazdem Mennonitów. Było więc "hucznie", z udziałem potomków dawnych Żuławiaków z Niemiec, Holandii, Stanów Zjednoczonych, Kanady. (więcej w "Pomeranii")
26. Marek Adamkowicz, Wielka przygoda w zielonych murach
Osiemnastowieczny spichrz przy ulicy Franciszkańskiej w Toruniu trudno skojarzyć z wojażami. Przywodzi raczej myśl o trwaniu, osadzeniu w miejscu. Ale to chyba dobrze, bo przecież po nawet najdłuższej podróży trzeba wrócić do domu. Dla globtroterów jest nim - można tak powiedzieć - ów toruński zabytek. Tutaj się spotykają, dzielą wrażeniami z wypraw, zostawiają zdobyte podczas nich "trofea". Lubią to miejsce, ale akurat to nikogo dziwi.
W zielonych murach leciwego budynku znalazło swoją siedzibę Muzeum Podróżników. Jego historia nie jest długa, ledwie kilkuletnia. Tyle czasu wystarczyło jednak, by placówka obrosła legendą. Sporą w tym zasługę ma jej patron - Tony Halik (1921-1998) pisarz, dziennikarz, filmowiec, a przede wszystkim podróżnik i odkrywca. (więcej w "Pomeranii")
27. Jerzy Dąbrowa-Januszewski, Wrzesień wspomnień (felieton)
W trakcie wakacyjnego wędrowania wiele godzin spędziłem w Warszawie, w Muzeum Powstania Warszawskiego. Zawiodły mnie tam wspomnienia słupszczanki Krystyny Dymowskiej-Krajewskiej, których wysłuchałem w czerwcu pisząc dla letniego wydania "Stolicy" artykuł o słupskim pomniku powstańców warszawskich, oraz wywiad z nią. Po raz któryś oglądałem w muzeum autentyczne powstańcze eksponaty i śledziłem w pamięci drogę powstańczą 17-letniej sanitariuszki "Kaśki" i "Krysi": od siedziby Komendy Głównej Armii Krajowej na Dzielnej 63, poprzez obozową gehennę w Rzeszy, aż po Słupsk - miejsce pierwszych dni wolności, wśród wielu powstańców. (więcej w "Pomeranii")
28. Jędrzej Jednacz, W obiektywie wroga - Gdynia 1939
Fotografie należą do wyjątkowej kategorii źródeł, dzięki którym poznajemy historię. Uwiecznione na kliszy sceny przemawiają o wiele bardziej niż jakikolwiek opis, a oglądane po latach bardzo często rzucają nowe światło na, wydawałoby się, zamknięty rozdział dziejów. Bywają także znakomitym uzupełnieniem relacji świadków wydarzeń, weryfikują bowiem ich wiarygodność.
Na odbywającej się niedawno wystawie pt. "Gdynia 1939. Początek okupacji" zaprezentowano fotografie o szczególnej wartości. Obrazują one początek najstraszniejszej z wojen na terenie Gdyni. Wykonane zostały przez nieznanego z nazwiska podoficera Wehrmachtu, z którego prywatnego albumu pochodzą, zaś szerszej publiczności zaprezentowane zostały po raz pierwszy. (więcej w "Pomeranii")
29. Krzysztof Zajączkowski, Wrześniowe archiwum Melchiora Wańkowicza
Dzięki życzliwości Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, pisarki, byłej asystentki Melchiora Wańkowicza, której pisarz przekazał w testamencie swe archiwum, miałem możliwość obejrzenia dwóch znajdujących się w nim teczek. Dokumentacja dotycząca "Września żagwiącego" oraz "Westerplatte" ma niebagatelną wartość poznawczą i skłania do refleksji. Zawiera też klika interesujących wątków gdańskich.
Melchior Wańkowicz skrupulatnie, przez lata zbierał wszelkie wzmianki i recenzje dotyczące swoich dzieł. Gromadził korespondencję, zaproszenia, umowy z wydawcami itp. Gdy z kimś rozmawiał, lubił zaimponować mu, podchodząc do szafy i wyciągając odpowiedni materiał. Pęcznienie archiwum (teczki zapełniały dwie duże szafy w jego mieszkaniu) było swoistym świadectwem wielkiej popularności, jaką cieszył się autor. Każda z teczek została starannie opisana. Osobno trzymane były listy z lat emigracji, osobno korespondencja prywatna, z czytelnikami, wydawcami, pisarzami (Miłoszem, Kossak-Szczucką, Dąbrowską, Catem-Mackiewiczem). Każda opublikowana książka miała własną teczkę z recenzjami i listami. Jak wspomina w publikacji "Blisko Wańkowicza" A. Ziółkowska-Boehm, pisarz najbardziej lubił zaglądać do tych zatytułowanych "Ataki i walki" (a było ich cztery), zawierających anonimy i kąśliwe artykuły. Ilość zgromadzonych w nich dokumentów stanowiła wymowny dowód na to, że nie mógł on narzekać na brak adwersarzy ani na niedostatek zainteresowania swoją twórczością. (więcej w "Pomeranii")
33. Andrzej Grzyb, Historyczne rachunki (felieton)
Niektórzy mówią, że człowiek powinien żyć w stanie zadziwienia każdą chwilą, każdym dniem. Ma ich bowiem tak niewiele. W tym roku małosolne, miast kisić się w zgodzie z koprem i chrzanem, zabuzowały i wybuchły. Kryzys rozlał się po kuchni i zepsuł atmosferę.
Każdy ratował, co mógł. Podejrzewał wodę, sól i same ogórki. Może źle gnojone były, czy, nie daj Boże, przez te deszcze nadpsute, albo w szklarni ktoś zaspał. Kto? Wiadomo, główny ogrodnik! I smak jakiś do bani. Niezjadliwe ostatecznie. Co robić? Kisić od nowa czy poddać się, bo może to nowe kiszenie też skończy się nieszczęściem. (więcej w "Pomeranii")
34. Maria Roszak, Cytrynek
Czasem sia zdarza, że jak sia lezie béz jakaś lewizna wiosnóm abo latem to je tyla kwiatków i robactwa, że aż oczoplonsu idzie dostać. Wszystko sia kiełbasi: fiołki zéz mnieniakami (to só take modre motylki), groszek leśny zéz bodziszkam, kwiatki podkolana (jak nié wiéta co to je, to już do łapsków ksióżka przyrodnicza!) zéz kolczakam, boleoczy zéz cytrynkam… Właśnie, właśnie! Jak je za gnojówom zéz pegeerów tan biszong co taka rzeczka zachwaszczona kele niego je, to tamoj mnieszkał se motylek - cytrynek Tymek. Do roboty lejtał dziań w dziań na ochwatniki, kaczeńce i insze zielsko po nektar, potem tym handlował i jako tako mu szło. Ale raz se deliberuje: ,,trza mnieć lelija, ba samemu cianżko i sia przykrzy, a larwiaki téż już czas majstrować, co to za chłop, co baby i dzieciów nie daje rady se obzorgować. No i sia zaczęło. (więcej w "Pomeranii")
35. Lektury
39. Kleka
45. Z życia Zrzeszenia
52. Rómk Drzeżdżónk, Kolbôłtowô réza (felieton)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz