czwartek, 2 sierpnia 2007

Siedzę w tym internecie

Masz papier - "mgr nauczyciel...". Jako pierwszy Twoje kwalifikacje zweryfikuje rynek pracy. Postawi przed Tobą pytanie: Czy jesteś w stanie się nauczyć innego zawodu?

Siedzę w tym Internecie

Kasia Kaliszewska cztery lata temu skończyła romanistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Przed UG uczyła się w I Liceum Ogólnokształcącym w Starogardzie Gdańskim. Języka francuskiego uczyła ją Aleksandra Lipowicz, córka Elżbiety Waśkowskiej, również nauczycielki francuskiego. Już wtedy zainteresowała się romanistyką. Uczyła się w programie rozszerzonym. Dodatkowo jeździła do Człuchowa, gdzie udzialała jej lekcji tłumacz przysięgły języka francuskiego, która zresztą uczyła jej mamę. Poza tym Kasia na południu Francji ma ciocię. Jeździła do niej w czasach ogólniakowskich. Bardzo jej się tam podobało. Język, przyroda, kuchnia, morze i ciepło, ciepło. To wtedy podjęła decyzję (choć nie tak zupełnie do końca), że zostanie nauczycielką języka francuskiego.

Jeszcze się zastanawiałam
- Przed podjęciem ostatecznej decyzji jeszcze się zastanawiałam, czy iść na romanistykę. Rodzice, związani z leśnictwem, nie chcieli, żebym szła w ich ślady. Woleli, żebym miała spokojną pracę, taką dla kobiety, z wakacjami, po prostu w szkole. Z podobnego względu upadła sugestia taty, żebym poszła na farmację.
Przy okazji, jak już opowiedziałaś o swoich wyjazdach do Francji... Jak oni nas widzą?
- Nadal uważają, że u nas jest bardzo zimno, żyją białe niedźwiedzie, że jest ogólna bieda. Też słyszałam, że jesteśmy antysemitami. Z drugiej strony rzecz biorąc, my też ich nie znamy.
I poszłaś na romanistykę. Ile lat trwają studia?
- Pięć lat. Miałam stypendium naukowe. Cztery lata temu obroniłam pracę. "Stopień najwyższy przymiotnika i przysłówka w języku francuskim i jego polskie ekwiwalenty". Znam też łacinę, bo romanistyka to nie tylko francuski.
Stypendium naukowe... Musiałaś się dobrze uczyć.
- Mieszkałam na stancji. To lepiej niż w akademiku, jak jest dużo nauki. Ma się lepsze oceny.
Jeżeli tak dobrze się uczyłaś, to dlaczego nie zostałaś na uczelni?
- Broniłam pracę przed urodzeniem córeczki i wcale nie myślałam o karierze naukowej. Ogólnie zakładałam, że będę nauczycielką.

Schody, a nawet szlaban
Rodzice mieszkają w Kaliskach?
- Tak. Ja zamieszkałam w Czarnej Wodzie, bo na trzeciem roku studiów wyszłam za mąż za Grzegorza - leśniczego, który mieszkał tutaj, w byłej leśniczówce, dziś w mieszkaniu służbowym.
Dobrze, że masz mieszkanie... Nie przypuszczałaś, że ze zdobyciem pracy w szkole będą takie schody, a raczej szlaban?
- Już wiedziałam, kiedy poznałam męża. Już wtedy dowiedziałam się, że romanistyka jest egzotyczna nie tylko w Czarnej Wodzie, ale także w Chojnicach czy Starogardzie. Od dawna śledzę przez Internet rynek pracy. Zdarzało się, że była oferta dla nauczyciela języka francuskiego w szkole prywatnej, ale dla takiego, który ma już stały etat i ktoś inny płaci za niego ZUS.
Może trzeba było posłać jakieś podania o pracę, a nie zdawać się na Internet?
- Oczywiście posyłałam. Kiedy córeczka miała już rok, a więc mogłam podjąć pracę, rozesłałam z 50 podań do wszystkich możliwych szkół - podstawowych, gminazjów, średnich. Jeżeli ktoś przysłał mi odpowiedź, to odmowną, Tu, w Czarnej Wodzie, dyrektor rzetelnie powiedział, że nie może przyjąć, bo co on by zrobił, gdybym zachorowała czy się wprowadziła.
No tak, miałby poważny problem... A kto z absolwentów uczelni ma największe szanse na zdobycie pracy?
- Oczywiście angliści i germaniści. Śledzę to na bieżąco. Nawet nie muszą kończyć studiów, mogą mieć tylko egzamin państwowy.

Co umiem
Co dalej? Od studiów minęły już cztery lata pracy i ta twoja wiedza się zaciera.
- W międzyczasie mąż skończył leśnictwo w Warszawie. Myślałam, żeby zrobić jakieś podyplomowe studia. Może bibliotekoznawstwo, bibliotekarstwo.
Też zapewne byłyby problemy z pracą... Co umiesz, oprócz tego, czego nauczyłaś się na studiach?
- Co umiem? Umiem dobrze pisać. Na studiach trzeba było bardzo dużo pisać.
Z pisania trudno wyżyć. Co jeszcze?
- Umiem pracować z komputerem na wyższym poziomie...
Co to znaczy "na wyższym poziomie"?
- To, że siedzę w Internecie i daję ogłoszenia. Muszą być napisane w odpowiedniej formie, muszą być odpowiednio wysłane. Komputer i Internet są dla mnie ważniejsze niż telewizor.
Dodaj te umiejętności: język francuski, łacina, obsługa komputera, pisanie... A może szkoła prywatna? Może trzeba ci trochę odwagi, żeby zacząć samemu?
- To już zostało sprawdzone. Moja znajoma, anglistka, chciała otworzyć taką szkołę w Czarnej Wodzie. W ofercie oprócz angielskiego był francuski i włoski. Nie znaleźli się chętni nawet na korepetycje.

Goldeny
Mówią, że jak ktoś chce, to jakieś źródło dochodu znajdzie. Ty znalazłaś...
- To wynikło z przypadku i hobby. Chciałam mieć rasowego pieska, Golden Retrievera. Ta rasa zawsze mi się podobała. Przekonałam męża, kupiliśmy suczkę. Zakładałam, że będą szczenięta, ale nie myślałam, żeby to jakoś rozwijać... A potem poród. To było dla mnie ogromne przeżycie. Rodzi się żywa istota i trzeba pomóc przyjść jej na świat. Suczka pozostawona sama sobie na pewno by nie przeżyła. I wtedy pomyślałam - a może to jest jakiś sposób? Ciągle myślałam o pracy, bo nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że zajmuję się tylko domem.
Od tej suczki się zaczęło. Jak jest dzisiaj?
- Dziś mam dwie suczki i piętnaście szczeniaków. Oczywiście tego nie da się traktować jak normalną pracę. Są bardzo wysokie koszty utrzymania. Krycie, weterynarz, odrobaczania i szczepionki, opłata do związku kynologicznego i bardzo droga karma (musi być specjalna, żeby na przykład prawidłowo rozwijały się kości) - to wszystko kosztuje. Ale spodobało mi się. Byłam amatorką, a dostałam dwa medale na krajowej wystawie w Toruniu i krajowej wystawie w Chojnicach. Jeżdżę na wystawy. Suczki muszą się ileś razy pokazać, żeby sędzia uznał, że rodzice są naprawdę z rodowodem.
Golden Retriever... Ciekawa rasa. Pewien hodowca odmówił mi wywiadu na temat swojej hodowli tych psów. Stwierdził, że ludzie i tak tego nie zrozumieją, bo te psy nie mają podobno w sobie żadnej agresji, a ludziom to nie odpowiada.
- Goldeny nie są hałaśliwe, nie są głośne, można je ciagnąć za włosy i nic się złego nie stanie. Stąd bierze się je do dogoterapii.
Co to znaczy dogoterapia? Jak to wygląda?
- Zabiera się pieski do ośrodka, niepełnosprawne dzieci podchodzą, mogą pogłaskać, pobawić się. To mogą być tylko goldeny. Niepełnosprawne dzieci nie zdają sobie sprawy, z jaką siłą ciągną, a goldeny są anielsko cierpliwe. Nasza córeczka jeździła na nich jak na koniu. Mówią: duży pies, a złodzieja wpuści do domu i zaliże na śmierć.
Co dalej, jeżeli o takiej hodowli nie można mówić, że to praca, a raczej hobby?
- Siedzę w tym Internecie i biegle wysyłam różne informacje i zdjęcia do sklepów internetowych, i pomyślałam sobie...
Stop! Coś wymyśliłaś. Chyba wiem, co. Nie zdradzaj tego. Zobaczymy, co z tego wyjdzie za rok.
Rozmawiał Tadeusz Majewski

1. Milenka i pieski. Fot. Tadeusz Majewski
2. Miała być nauczycielkś francuskiego. Dziś zajmuje się pieskami, a jutro? Dziwny jest ten świat. Fot. Tadeusz Majewski





Tutaj można poczytać więcej o domowej hodowli Kasi Kaliszewskiej

Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego, Wirtualne Kociewie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz