niedziela, 8 czerwca 2008

Każdy zrobił swoje - historia niby codzienna

Właściwie to są. Nikomu nie przeszkadzają. Wychodzą z domów, siadają pod ścianami domów i siedzą. Hmm... Siedzą. Tak sobie myślę, że siedzenie samo w sobie, siedzenie dla siedzenia, musi być strasznie męczące. Poza tym pytanie: A co siedzi w ich głowach? Ale generalnie nikomu nie przeszkadzają.




Tego dnia nie siedzieli. Gdzieś wsiąkli.

Wsiadłem do samochodu, włączyłem silnik. Jakoś tak leniwie. Nigdzie się nie spieszyłem.

Wyszli z drzwi kamienicy. Dwaj. Oni. Zrobili kilka kroków - miękko, jakby się przelewając. Ten siwy pokonał tych kroków kilkanaście, zatoczył się i oparł się o mur. Ten drugi, chudy, przyklęknął na kolano. Naprzeciw mojego samochodu. Przez długą chwilę klęczał na tym kolanie z opuszczoną głową. Zastygł jak przy "moja wina".

Naprzeciwko mojego samochodu stał drugi. Dwoje młodych ludzi było zajętych sobą. Spojrzeli na klęczącego jak ja. Obojętnie, jak patrzy się u nas na pijanych na ulicy.
Chłopak zgiął drugie kolano. Teraz klęczał jakby pokutował. Nie widać było twarzy, bo miał już zupełnie opuszczoną głowę..

Myśl - wyjść, zapytać, co się stało. Niechęć. Kiedyś oglądałem z okna mojego domu, jak na chodnik upadł facet w garniturze. Padając wypuścił teczkę, która legła od niego z metr. Podbiegła starsza kobieta, pochyliła się. Pytała, co się stało.
- Ty k...! - wrzasnął mężczyzna. - Nie przeszkadzaj! Nie dadzą się wyspać! ...I zostaw moją teczkę!
To też wtedy było w biały dzień.

Szczupły chłopak upadł. Dziwnie. Przegapiłem ten moment. Nie wiem, czy padł na twarz, czy na plecy. W każdym razie, kiedy znowu leniwie obróciłem się w jego stronę, leżał na plecach.
Prędko podeszła do niego kobieta. Z tych "znamy się tylko z widzenia". Młody człowiek, który chyba jej towarzyszył, podszedł wolniej. Kobieta dotknęła jego twarzy. O coś go pytała. Po chwili wyjęła komórkę i zadzwoniła. Na pogotowie.

Sprawdź puls - pomyślałem.
Zrobiła to. Jakby czytała w myślach.

Z drugiej strony ulicy podszedł mężczyzna. Kiwnął do mnie głową. Z ust wyczytałem "dzień dobry". Ano dobry. Podszedł do leżącego. Po chwili podeszło kilka innych osób. Również dzieci. Te stanęły kilka kroków dalej. Jedno rzuciło się szukać informacji, kim jest ten chłopak.

Kobieta znowu zadzwoniła. Mówiła szybko, chyba już zdenerwowana.
Wyjąłem aparacik. Dyskretnie, żeby nie zobaczyli. Cyk - zdjęcie. Nie, niedobrze. Przeszkadza lusterko. Przez otwarte okno zgiąłem lusterko, żeby nie przeszkadzało w następnym zdjęciu. Nie przeszkadzało.

Od Hallera nadjechał wóz Straży Miejskiej. Dwaj strażnicy podeszli do leżącego. Razem z kobietą obrócili go na bok, a potem z powrotem na plecy. Podłożyli coś pod głowę.
Znowu zdjęcie. Z trzech metrów. Ale czy nie lepiej wyjść i zrobić z bliska?


Ciąg dalszy tej historii - środa, najbliższe wydanie "Gazety Kociewskiej"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz