niedziela, 8 czerwca 2008

Wakcząca czarownica z Kamierowa z blogiem na Onecie


Miasto i gmina Skarszewy. Uparta kobieta burzy święty spokój burmistrza Skalskiego



Zaczynam ten reportaż od końca. To znaczy od końcowej rozmowy z bohaterką.

Teraz może się pani spodziewać najróżniejszych opinii...

- Już są. Wiceburmistrz, który mieszka w Kamierowie (o, z mojego okna zobaczy pan jego dom), powiedział mi: "Chodziłem po Kamierowie i wie pani co? Pani nikt nie lubi?". No to ja mu odpowiedziałam: "Witamy w klubie".

- Może teraz powiedzą, że jest pani dziwaczką. Bo na przykład trudno było mi nie zwrócić uwagi, że ma pani dużo psów. Właściwie... za dużo.

- Osiem.

- No właśnie. I to jest dziwne.

- Ale płacę podatki. I płacę za szczepienie i leczenia... Kotów też mam dużo. I dwie kozy. I jeszcze piszę wiersze, i czytam książki. I daję bezpłatne korepetycje z języka polskiego, choć z wykształcenia jestem socjologiem.

- Hmmm.... To wszystko jest dziwne. A przez te zwierzęta to mogą się od pani odwrócić, a nawet zwrócić przeciwko pani.

- To prawda. Czarownicę już ze mnie zrobili. (śmiech).


Zachwyciła się tym terenem

Kamierowo od strony Skarszew. Po lewej w ostrym słońcu mocno się czerwienią dachy i mury z cegły. Bardzo bogate budynki... Dawno tu nie byłem... Jezioro we wsi? Nic się nie zmieniło. Jak było ogrodzone, tak jest. Jezioro, od wieków wiejskie, dziś prywatne.

Mieczysława Krzywińska mieszka w Kamierowie - centrum do 9 lat. Przyjechała z Dolnego Śląska, z Bogatyni, gdzie prowadziła kawiarnię i gdzie jej mąż był celnikiem. Przyjechali oboje bez konkretnego powodu. - Zachwyciłam się terenem - mówi. - Robiliśmy z mężem Mirosławem objazdówkę po Kaszubach i znaleźliśmy to miejsce.

Ależ proszę pani, to nie są Kaszuby!


To wstęp reportażu Tadeusza Majewskiego o kobiecie, która ośmieliła się założyć stowarzyszenie i... monitorować działania władzy miasta i gminy Skarszewy. Czytaj w środę - w najbliższym wydaniu - uwaga, uwaga - "Gazety Kociewskiej"



Zarejestrowałam stowarzyszenie

- Patrzyłam na środowisko w Kamierowie. Młodzi, fajni ludzie. Mówili, że nic się nie dzieje, że chcą działać, ale nie bardzo wiedzą, jak się zorganizować. Mąż podpowiedział, żebym im pomogła. Sam nie mógł, bo jest celnikiem. I założyłam z pomocą sołtys Bożeny Literskiej stowarzyszenie. Żeby zacząć, trzeba 15 osób w komitecie założycielskim, miałyśmy 16. Chciało więcej... No tak. Większość to kobiety.

Na pierwszy zebraniu pół setki

Na zebraniu, podczas którego padła propozycja utworzenia stowarzyszenia, było około pół setki. Na około 140 dorosłych we wsi. Ależ frekwencja.

- Byli zadowoleni., że po raz pierwszy ktoś im zasugerował, że mogą się sami z siebie spotkać i dyskutować. Burza mózgów. Bo po raz pierwszy mówili o swoich potrzebach. Trudno je wypowiedzieć, kiedy nigdy się tego nie robiło. Przede wszystkim chcieli integracji...

Teraz spoglądam na nią trochę nieufnie. Znowu integracja... Czy ona aby nie jest taka, no, taka egzaltowana... Nie. Ma za plecami aniołki. Sporą kolekcję. Aniołki nie kłamią, nawet jak milczą.

Zintegrować, zintegrować, ale coś konkretnego? Czego chcieli?

- Zacząć coś robić razem dla siebie, całej wsi. ...Bardziej szczegółowo? Utworzyć świetlicę. W remizie, owszem, jest sala, ale bardziej taneczna. I kilka pomieszczeń, które można by zagospodarować. Chcieli imprez, festynów. Częstych zebrań, żeby mówić, jakie są ich pomysły i potrzeby, nawet te osobiste. Chcieli w przyszłej świetlicy zajęć pozalekcyjnych dla dzieci.

Tak pula marzeń

Znowu nieufność. Ale anioły i aniołki nadal spoglądają pewnie i spokojnie... Po chwili wychodzi, że na tamtym zebraniu to nie była żadna pula marzeń. Wieś ma intelektualny potencjał. W stowarzyszeniu są ludzie z wykształceniem.

- Jest pedagog, informatyk - matematyk, socjolog i inni. Mamy 2 komputery, około 2 tysięcy książek. Mamy trochę pieniędzy. Dostaliśmy też pieniądze z Fundacji Batorego po wysłaniu projektu na działania w ramach akcji "Masz głos, masz wybór". To jest akcja, która ma na celu zaktywizowanie wyborcze obywateli poprzez organizowanie spotkań z kandydatami do rady przed wyborami, a po wyborach już z radnymi i, ogólnie mówiąc, z władzą gminy. To jest ogólnopolska akcja Fundacji im. Stefana Batorego, która prawdopodobnie widzi, że ludzie się nie angażują w działania społeczne i nie uczestniczą w życiu politycznym, o czym świadczy bardzo niska frekwencja wyborcza. Z kolei władzom to odpowiada, społeczeństwo bierne, wycofane społecznie. Ktoś mi ironicznie zarzucił: "Pani się pomyliła, chciała pani powiedzieć "zacofane". Chciał mnie zdyskredytować, że nie potrafię odpowiednio dobrać słowa i nastawić wrogo do mnie. Wycofany społecznie to nie zacofany. To pojecie z koncepcji Roberta Mertona, określające ludzi, którzy gdzieś tam zostali zapomniani, czują się zniechęceni, bo nic się nie zmienia, którzy się czują niepotrzebni - i oni się wycofują. Wie pan co mnie pociesza? Że następnym etapem według Mertona jest bunt.

Do tego chce pani doprowadzić?

- Absolutnie nie zakładałam stowarzyszenia, żeby doprowadzić do potocznie rozumianego buntu... Zaczęliśmy działać od października ubiegłego roku (komitet założycielski powstał w czerwcu ubiegłego roku)... Drukarka oszalała. Coś drukuje, wczoraj mi wydrukowała Picassa - Panny z Awignion, Bogurodzicę, a dzisiaj Funkcje Trybunału Sprawiedliwości Sądu I Instancji... Jest opcja, ile jest dokumentów zakolejkowanych...


A gdzie byliście przedwyborami?

- Przed wyborami nas jeszcze nie było. Akcję zaczęliśmy prowadzić w tym roku. Według programu działania otrzymanego z Fundacji. Pierwsze działania - zorganizowanie przez nas, uczestników akcji, debaty na terenie gminy, podczas której burmistrz miał wypełnić deklarację liczącą do 5 punktów. Dotyczyły one działań planowanych do końca kadencji, jakie obiecał zrealizować, i 5 do końca tego roku. Podmiotem jest tu stowarzyszenie, a gościem burmistrz. Dobrze oni to wymyślili, bo na ogół debaty (jak w ogóle są) organizuje władza. Odstąpiliśmy od tego, ponieważ w naszej gminie odbyły się w sołectwach spotkania sprawozdawczo-informacyjne... Oczywiście to nie jest to samo, co my chcieliśmy... Poprosiliśmy tylko o wypełnienie deklaracji. Oczywiście z uprzednim grzecznym powiadomieniem, o co nam i fundacji chodzi.

I co?

- I - dzwoniłam, odwiedzałam gminę średnio raz w tygodniu, prosząc o wyznaczenie terminu spotkania. I co? 11 maja upływa termin ostateczny wypełnienia deklaracji przez burmistrza. Pani sekretarz oświadczyła mi, że pan burmistrz nie wypełni deklaracji i nie będzie żadnego komentarza, dlaczego wypełni. Ponad miesiąc ustalał datę spotkania, w końcu nie ustalił. I powiedział, że się nie chce spotkać. Mnie nie dotknął. Upokorzył tych wszystkich ludzi, którzy go wybrali i którzy zaczęli działać w tej akacji.

Co tam było w tych pytania?

- Nie było konkretnych pytań. Dostał czystą deklarację. Ale dokładnie wiedział, na jaki temat ma napisać. Mógł się wypromować niesamowicie, mógł się pochwalić, mógł pokazać gotowość do dialogu społecznego, mógł dużo. Wielu włodarzy wypełnia takie deklaracja, a on nic. On jest bogiem i po co?

- Być może potraktował panią jako oszołoma.

- Nie. Oni mają nadzieję, że ludzie przestaną mi wierzyć, być może, że w jakiś sposób uda się zdyskredytować w oczach kamierowskiej opinii publicznej. Być może potraktował to działanie jako nietypowe, niepoważne. Nie, on nie powinien tego tak traktować, bo przecież każdy samorząd na bank tę akację zna.

A nie odczuła pani, że potraktował panią jako obcą?

- Niczego nie odczułam, bo ja go nawet nie zobaczyłam.

I co było?

- Według zasad akcji w takiej sytuacji tę deklarację musieliśmy wypełnić sami. I wypełniliśmy. Tylko teraz głowę daję, że te punkty - napisane na podstawie wywiadów prasowych, uchwały budżetowej, obietnic przedwyborczych - nie będą dla niego korzystne. Na podstawie tych materiałów wcale nie musiałam być złośliwa. Są niespełnione obietnice (na przykład tania baza hotelowa, pozyskiwanie inwestorów zewnętrznych, z którymi jest bardzo kiepsko, poprawa wizerunku urzędu w oczach mieszkańców, służenie rzetelną informacją).

A nie przestraszyła się pani?

- Ja się nie przestraszyłam. Tutaj - według mnie - każdy się boi. Każdy ma przecież kamyczek w swoim ogródku i oni mogą przyjść i przez ten kamyczek zaczną się kłopoty. Tutaj ludzie nie mają poczucia, że gmina jest przyjazna. Nie mam zamiaru odpuścić. Dostaliśmy na tę akcję pieniądze od fundacji. Następny etap to monitoring działań wymienionych w deklaracji (z konieczności wypełnionej przez nas) i kampania informacyjna. To świetna akcja. Niekosztowana, skuteczna... Ta akcja ma charakter polityczny, ma wyzwalać polityczną ciekawość i aktywność. Chodzi o pobudzenie świadomości politycznej, bo polityka przecież wchodzi w każdą sferę naszego życia. Pomysłodawca akcji bardzo słusznie położył nacisk na informację. Że ta rzetelna informacja przełoży się na świadome zachowanie w przyszłych wyborach. I wzięłam się za informację. Będę się starła docierać do gazet już w trakcie tego monitoringu. I myślę, że debata podsumowująca całą akcję odbędzie się w Skarszewach w listopadzie. To będzie wydarzenie medialne. I o to chodzi.

Ale pani w ogóle nie ma żadnego dostępu do mediów. Pani nic nie znaczy. Kto panią wydrukuję?

- A co pan tu robi? ...Mam komputer, internet i nieograniczone możliwości informacyjne. Wczoraj wysłałam tylko dwa e-maile, do was i do redakcji Fundacji Wspomagania Wsi (mają internetową stronę), z opisem tej całej sytuacji. I będę dalej wysyłać. Mało tego. Założyłam blog na Onecie - moje spojrzenie na tę akcję, ale też na Kamierowo. I to tak się rozchodzi. Będę robić wszystko, żeby zainteresować tą sprawą, bo tu nie chodzi o mnie, a o całą społeczność tej gminy i ideę budowy społeczeństwa obywatelskiego.

Tekst i foto. Tadeusz Majewski

Zapowiedź wprowadzono 8.06.2008 r.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz