wtorek, 20 września 2011

ANNA JURASZEWSKA. Pokazać dobrą stronę świata

(MATERIAŁ Z LIPCA 2005 R. - KOCIEWIAK, DZIENNIK BAŁTYCKI)

Anna Juraszewska. Starsza, dystyngowana pani. Na wieczorze poetów kociewskich i gdańskich w Cisie mówiła jakże inne wiersze od tych gabinetowych, intelektualnych i przeintelektualizowanych. - Byłam przestraszona. Jedynie moje wiersze były rymowane, takie do zaśpiewania - mówi trochę zażenowania. - Proste i o przyrodzie, bo przyroda uszlachetnia człowieka.
















Rozmawiamy w mieszkaniu pani Ani w Pinczynie. Hmm.. Pokaż mi swój dom, a powiem ci, jaki jesteś...

O czym mówią przedmioty

O czym mówią przedmioty w mieszkaniu Anny Juraszewskiej? Że jest zakochana w romantykach - Mickiewiczu i Norwidzie (zdradzają to grzbiety książek), że jest religijna (zdradzają przedmioty i czasopisma - Pielgrzym, Nasz Dziennik - później się okaże, że pani Ania jeździ na pielgrzymki), że jest zakochana w tej naszej kociewskiej lokalności (gazety i czasopisma lokalne), że jest otoczona muzyką (przy ścianie stoi fisharmonia męża Alojzego, organisty). Spokojna, wyważona, pięknie mówi - czyżby dama ze szlacheckiego gniazda i nauczycielka?


Wszystko się zgadza. Jej babcia, rodem ze Śliwic, w Tucholi miała przydomek "von". Jej ojciec był rządcą na majątku, a to wtedy był KTOŚ (dziś powiedzielibyśmy MENEDŻER). A ona jest - emerytowaną nauczycielką. W szkole przepracowała 37 lat - najpierw pod Tucholą, potem w Bobowie, gdzie w 1955 roku wyszła za mąż za Alojzego - organistę, następnie w Pałubinku koło Pinczyna. Tam był dłuższy przystanek - 17 lat pracy w wiejskiej szkółce. I wreszcie Pinczyn. Cały czas nauczanie początkowe. Stąd też zapewne ten spokojny, klarowny sposób mówienia.

Wydawałoby się, że pani Ania - taka dama - nie pasuje do Pinczyna, ale nic podobnego. Ona żyje w tej społeczności i mnóstwo jej daje. Od 9 lat prowadzi zespół wokalno-kabaretowy Relax, wcześniej też zajmowała się tu teatrem. Trochę się obawia, co będzie po niej, ale chyba się ktoś znajdzie. Ktoś młody? Może. Idą nowe pokolenia. Ludzie często zagubieni, ale przecież człowiek się z mienia.

Skąd to zamiłowanie do teatru

Już to w człowieku jest. Czasami pojawia się w wieku dziecięcym, kiedy to w ogrodzie wiesza się koc i robi pierwszą inscenizację.
- Tu chciałam dać coś emerytom. Zaczęłam pisać skecze i robić teatr, bo to lepsze, niż plotkować na zebraniach koła emerytek. Piszę też gawędy, gwarą, choć nie zawsze - mówi pani Ania.
Są sukcesy. Na festiwalu teatrów jednego aktora w Płocku pierwsze miejsce za sztukę o wiejskim chlebie.

Jest liderką pań

Pisze scenki, reżyseruje, ćwiczy z ludźmi grę aktorską raz w tygodniu. W domu kultury. Kiedyś, gdy nie mieli sali, przytulił je ksiądz Mindykowski. Ciągnie wielkie pinczyńskie tradycje teatralne. Przecież kiedyś był tu Teatr Przy Kawie. Panie znały różne formy teatralne. Sporo zawdzięczają - podobnie jak w innych wsiach - Alicji Kłos, wielkiej animatorce kultury, która między innymi organizowała spotkania i warsztaty teatralne aż w Podkowie Leśnej pod Warszawą. W Pinczynie na Teatr Przy Kawie przychodziło pod setkę osób.

Pomysły do skeczy, gawęd, spektakli czerpie z życia. Obserwuje to życie, codzienne, najbliższe i przekształca w teksty w zeszytach. W takie trochę krzywe, ale sympatyczne zwierciadełko rzeczywistości. Czasami jednak wystawia coś z literatury - na przykład Misterium Męki Pańskiej na podstawie Jezusa z Nazaratu na podstawie Romana Brandstaettera. Wspaniałe przedstawienie w kościele w Pinczynie. Grało sporo młodzieży.

Polityki nie chce

- Kobiety na wsi nie zajmują się polityką, oddają to mężczyznom - stwierdza pani Ania. - Zresztą i tak nie warto, bo w polityce zawsze coś przekręcą. I nigdy nie wiadomo, ile w tym prawdy. Na wsi kobieta żyje w cieniu mężczyzny, co najwyżej coś doradzi.
Ale Wiadomości ogląda, choć nic dobrego w nich nie ma. W TV jeszcze ogląda teatr. To wszystko. Są, poza telewizją, inne wartości. Również historia, dawne pieśni. Czasami panie śpiewają je sobie na spotkaniach.

Teraz już nie gra

Kiedyś, owszem, grała na scenie, ale tylko dobre role i w klasycznych spektaklach, na przykład w Balladynie. Pomimo wrodzonej nieśmiałości. W swoich wyreżyserowanych przedstawieniach potrafi zaskoczyć widza, na przykład "aktorem - śpiochem". Na czym to polega? Ano siedzi sobie taki ukryty aktor wśród widzów, niby ogląda jak każdy, a nagle wstaje i - ku zaskoczeniu innych - zaczyna grać. Tak było w kościele podczas Misterium. Chce w tych sztukach, skeczach pokazywać dobrą stronę świata. Zło ludziom się nie podoba. Spektakl w wymowie musi być radosny i z zabawnymi wstawkami, jak ta o nietoperzu, który niedowidzi, niedosłyszy, a się czepia.

Gdyby złota rybka

Teraz w swoich zeszytach pisze sporo gwarą. Dobrze, że jest taka moda, bo przez to nie zginie. Ludzie mówią gwarą i lubią się z tych starych słów pośmiać.
Ostatnio w sobotę na wieczorku były pieśni i inscenizacja o rybaku i złotej rybce. Klasyka, Puszkin.
- Pani Aniu, a gdyby mąż przyniósł pani złotą rybkę? O co by pani prosiła?
Chwila milczenia. Nie, nie ma dużych wymagań. Większa emerytura, zdrowie... Złoty Krzyż Zasługi już dostała. Dawali takim, którzy się zbytnio nie wychylali ani na lewo, ani na prawo.

Co dalej?

Cotygodniowe próby, występy w zależności od zamówień i w październiku udział w przeglądzie w Starogardzie. Piosenki i krótkie skecze. Temat - przemijanie.
Powiedzenia.
Tadeusz Majewski

MISTERIUM W PINCZYNIE - 7.03.2004 R. PRZEJDŹ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz