piątek, 7 marca 2014

Klonówka należała do Kalksteinów. Nagle pojawiają się Rudowscy...

Klonówka należała do Kalksteinów. Nagle pojawiają się Rudowscy...

MICHAŁ RUDOWSKI: Niezupełnie nagle... Może najpierw kilka słów o rodzie Rudowskich. Rudowscy herbu Prus II od XIV w. mieszkali na Mazowszu, a od XIX wieku we wsi Rumoka w powiecie Mława. Mój ojciec, Wacław Rudowski, urodził się tam jako ostatnie z osiemnaściorga dzieci z jednego ojca i matki w roku 1883, a zmarł w 1965. Matka Wacława Rudowskiego, a moja babka, żyjąca w latach 1827 - 1907, była rodzoną siostrą właściciela Klonówki, Michała Kalksteina.
- Krótko mówiąc - siostra Michała, Katarzyna, wyszła za Rudowskiego i w ten sposób doszło do skoligacenia rodów (skoligacenie było niejako podwójne, ponieważ druga z sióstr Kalkstein, Teodozja wyszła za Antoniego Rudowskiego, przedstawiciela drugiej linii tego samego rodu). Katarzyna i Szymon mieszkali pod Mławą. Michał Kalkstein i jego żona, Izabela z Borzewskich, byli bezdzietni i właśnie Wacławowi Rudowskiemu, czyli mojemu ojcu, zapisali -jako najmłodszemu synowi Katarzyny i Szymona Rudowskich - dwór i majątek. W ten sposób mój ojciec, Wacław, po śmierci ostatnich Kalksteinów w 1911 r. objął Klonówkę - zgodnie z przechowywanym do dzisiaj testamentem (Michał Kalkstein zm. w 1911, a jego żona w 1909 r.).

- Dramat Kalksteinów - bezdzietność, koniec rodu, zupełnie nowi ludzie przerywają wspaniale tradycje...
- Nie przerywają. Rudowscy czuli się kontynuatorami Kalksteinów. Były też więzy krwi - można mówić o jednej rodzinie. Pamiętam, że w 1940 albo 1941 r. moi rodzice planowali zjazd rodziny z okazji 200-lecia posiadania Klonówki. Rudowscy chlubili się historią Kalksteinów - według przekazów rodzinnych, prześladowanych jeszcze przez Krzyżaków. Według tych przekazów jeden z Kalksteinów został zamordowany przez zakonnych i król polski
wziął pod opiekę matkę z dziećmi. W okresie zaborów dochodziło do róznych sytuacji. Na przykład jeden z Kalksteinów pisał się "von", a drugi "de" (mowa tu o dwóch rodzonych braciach).

- W Klonówce jeszcze przed // wojną światową był pałac i majątek. Podobno pałac był wspaniały.
- Klonówka miała przeszło 5500 morgów pruskich (ponad 1000 ha). Po reformie rolnej w okresie międzywojennym obszar majątku znacznie się zmniejszył. W 1939 majątek liczył 400 ha, z czego więcej jak połowę zajmował las. Do majątku należały między innymi Smoląg (podła droga
była) i Grabowo. Sam dwór był piękny (Michał Rudowski pokazuje fotografie). Cały budynek zbudowany był z cegły, elewacje pokryto tynkiem, a dachy ciemnoszarymi płytkami z łupku. Do szczytowej ściany prawego skrzydła części głównej dobudowano oranżerię. A trawniki strzygło się owcami...
- Starsi mieszkańcy mówią o dobrze prowadzonymmajątku. Czy to było zasługą pana ojca?
- Niezupełnie... Mój ojciec, Wacław, w Klonówce się męczył. Początkowo hodował konie "na remont" (dla wojska - pod siodło), hodował również bydło i owce. Majątek był wspaniale położony jeżeli chodzi o dwór i park, natomiast jako warsztat rolny był słaby. Trzeba jeszcze nadmienić, że po przybyciu na Pomorze Rudowski odziedziczył długi Kalksteinów w złocie... Wacław Rudowski był inżynierem mechanikiem. Zaczynał naukę na Politechnice w Warszawie, a po strajku szkolnym przeniósł się do Darmstadt. Po studiach jako fachowiec łatwo znalazł pracę na Oksywiu, gdzie został wicedyrektorem technicznym zakładów masarskich. Sprowadził tam najnowsze "osiągnięcia techniczne" z Danii. Przedtem był przez dwa lata wicedyrektorem Stada Ogierów w Starogardzie (za dyrektorstwa pułkownika Augusta Donimirskiego). W Klonówce, jak już powiedziałem, się męczył. Zresztą do Klonówki przyjeżdżał dwa razy w tygodniu.

- Nadmienił pan o parcelacji majątku. Jak to wyglądało?
M. RUDOWSKI: W Klonówce proces ten przebiegał bez konfliktów. Od majątku odłączyły się dwa folwarki - Najmusy i Marywil. Pamiętam, że największą parcelę otrzymał pan Loks.
- Urodził się pan w rodzinie ziemiańskiej. Jak wyglądało pana dzieciństwo?
- Urodziłem się we dworze 10 października 1913 r...
- We dworze?
- Tak, we dworze w Klonówce, podobnie jak moja siostra Hanna, ur. 1919 r. i brat Andrzej, ur. w 1922 r. Wszyscy troje uczyliśmy się w domu pod kierunkiem sprowadzonej nauczycielki, siostry jednej z najlepszych warszawskich miniaturzystek Genowefy Dąbrowskiej. W dzieciństwie miałem wielką swobodę, a przede wszystkim siedziałem na koniu. Kiedy wchodziła armia Hallera - l Pułk Ułanów Krechowieckich (szedł z Pelplina), mój ojciec wziął mnie z sobą. Witaliśmy pułk na moście na Węgiermucy, która była naturalną granicą pól klonówkowskich (Rudowski płacze ze wzruszenia). W pałacu nocowało dowództwo pułku. Klonówka jako pierwsza wioska w rejonie znalazła się w ręku polskim. Było to 29 stycznia 1920 r.

- Podobno Haller był w Klonówce. Przy okazji prasa pisała o wspaniałym dworku w modrzewiach...
- Haller rzeczywiście był w Klonówce, ale znacznie później, w 1920 r. Byłem wtedy w domu, pamiętam go doskonale. Oboje Hallerowie byli i ich syn... Faktycznie kronikarz generała pisał wtedy o ślicznym dworku w modrzewiach, ale to należy traktować jako licencję poetycką. Owszem, było kilka modrzewi, ale daleko od pałacu. Hallerowie przyjechali do Klonówki w trzy - cztery samochody, choć nie było szosy...
Później w Klonówce byłem rzadko. W 1924 r. poszedłem do II klasy gimnazjum w Warszawie, a w 1932 złożyłem maturę. W 1933 uczyłem się w szkole podchorążych kawalerii w Grudziądzu. W tymże roku rozpocząłem studia na Wydziale Rolnym Akademii w Poznaniu.

- Wróćmy do wątku - życie ziemiańskie. Jak wyglądało codzienne życie w pałacu?
- Kwitło życie kulturalne. Muzyka, malarstwo literatura. Jeszcze przed Rudowskimi stałym rezydentem Kalksteinów był Ignacy Rudowski, malarz i kopista, który w 1905 r. na wystawie w Zachęcie dostał złoty medal za obraz "Pożegnanie Hektora z Andromachą". Na tejże wystawie w Zachęcie po ogłoszeniu werdyktu babcia Kalksteinowa podeszła do Ignacego i powiedziała: "Ignasiu, podaj mi ramię". Podprowadziła go do nagrodzonego obrazu i zaskoczyła wieścią, że dzieło jest już zakupione - i że wróci do Klonówki.
Rodzina Rudowskich utrzymywała dobre stosunki z baronem von Paleske ze Szpęgawska i z von Herzberg z Jabłowa, który pełnił funkcję wójta. Von Paleske i von Herzberg przyjeżdżali dwa - trzy razy do Klonówki na proszone wieczory, słuchali muzyki i pili herbatę. Moja matka z baronową von Herzberg prowadziła towarzyską rozmowę po francusku, choć doskonale znała język niemiecki. Do ciekawej sytuacji doszło w momencie wybuchu I wojny światowej. Cała rodzina Rudowskich akurat "siedziała w Sopocie u wód", a ponieważ większość pochodziła z Kongresówki, została internowana... Internowanie wyglądało w ten sposób, że Rudowscy zjechali z Sopotu do Klonówki (wszyscy byli oprócz mnie obywatelami rosyjskimi). Siedzieli i się nudzili.

- Wspomniał pan o dobrych stosunkach z Niemcami. W czasie I wojny światowej również?
- Wójt von Herzberg wpadał z rodziną z wizytą, jednocześnie wykonać swój wójtowy obowiązek, to znaczy przestrzec Rudowskich przed antypruskim działaniem. Raz podszedł do mego ojca Wacława i zapytał:,, Von Rudowski, czy pan mi da polskie, szlacheckie slowo honoru, że będziecie spokojni? ". Von Herzberg z rodziną wpadał dwa, trzy razy w roku, podobnie jak przed wojną, pograć w szachy i wypić kieliszek wina. Podobnie było w 1939 roku. Starzy Niemcy po wybuchu II wojny światowej zachowywali się porządnie. Von Paleske ze Szpęgawska i von Wurtz z majątku Kokoszkowy - półarystokraci niemieccy - pozostawili po sobie dobre wspomnienia. Von Wiirtz, kiedy dowiedział się, że zamknęli prałata Szumana, pojechał do starosty z interwencją- prosił, żeby księdza nie męczyli. Starosta kopniakiem wyrzucił go za drzwi.

W 1939 r. mój ojciec był akurat w Gdyni, w rzeźni, ja w Garwolinie, gdzie organizowałem szwadron karabinów maszynowych. W Klonówce została tylko moja matka, Janina z domu Stryjewska. Pojawili się Niemcy. "In zwei sztunde raus on schloss " (w ciągu dwóch godzin z dworu). Matka spakowała pięć najwartościowszych pokoi - mebli, część wyposażenia wyniosła na probostwo i do organisty. Warto nadmienić, że w tej "przeprowadzce" pomagali jej parcelanci. Moja matka była kobietą o niesamowitej energii i wystarała się o wagon. Tym wagonem przewiozła meble pod Płońsk, do siostry, a stamtąd (bo tam powstał Reich) znowu udało jej się te meble przetransportować do Warszawy. Ale i tak jej wysiłek poszedł na marne - 2 sierpnia 1944 r., dzień po wybuchu powstania warszawskiego, wszystko się spaliło. Zostało jedynie pianino, które spaliło się wraz z dworem w 1945 r. Warto tu powiedzieć, że nie były to byle jakie meble. Jadalnia była urządzona kompletem mebli gdańskich, we dworze była również ogromna gdańska szafa - tak wielka, że jej góra nie zmieściła się w wagonie i matka nadała później brakującą część "drobnicą" (o dziwo, ta część dotarła pod koniec października 1939 r.).

Co pozostało po wojnie ze wspaniałego majątku Kalksteinów i Rudowskich? Jak już pisaliśmy, pałac spłonął w niejasnych okolicznościach podczas działań wojennych w 1945 r. Do dziś nie wiadomo czy spalili go własowcy, czy Rosjanie. Michała Rudowskiego odwiedziliśmy w Sopocie. W jego mieszkaniu na jednej ze ścian wisiały dwie kopie Matejkowskiego cyklu królów polskich pędzla Ignacego Rudowskiego. Portrety te uchowały się w jednym z posterunków Milicji Obywatelskiej. Sobieski wisiał w pokoju komendanta. Reszta już jest historią. Michał Rudowski zmarł 21 sierpnia 1993 r. w Gdyni.
Przez prawie czterdzieści lat związany był z hodowlą koni i sportem jeździeckim. Pochowany został w Gdańsku -Wrzeszczu. W orszaku żałobnym nie zabrakło wspaniałego, karego ogiera pod siodłem powadzonego przez umundurowanego masztalerza (vide biogram w: Słownik biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego, t. IV, Gdańsk 1997).

Tadeusz Majewski
Tekst z książki Janusza Marszalca i Tadeusza Majewskiego pt. Klonówka Obszar magiczny
Materiał wprowadzony 2006-10-22

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz