czwartek, 7 grudnia 2006

Stachowicz chce być jak Kwaśniewski

Stachowicz chce być jak Kwaśniewski - prezydentem wszystkich starogardzian. Czy to możliwe?

Kiedy ta cała broń wystrzeli?

Tadeusz Majewski
t.majewski@prasa.gda.pl
biuro@kociewiacy.pl

W ostatnim "Kociewiaku", w cyklu "najnowsza historia polityczna Stargardu", w tekście "Biegli strzelając sobie w kolana", napisaliśmy z analitykiem naszej lokalnej sceny politycznej o tym, jak to nasza wspaniała prawica plus centro biegła po fotel prezydenta Starogardu. W efekcie tego biegu w 65 procentach prawicowe miasto wybrało lewicowego kandydata z przewidywaną przez nas dużą przewagą (ok. 1700 głosów). Nasi prawicowi liderzy przez swoją bylejakość wręcz zmusili część prawicowego elektoratu do głosowania na "komucha". Na tym biegu polityka jednak się nie zakończyła. Proszę poczytać, jakie teraz mogą zacząć się hopsiupy.


Dwa tygodnie po wyborach. Nasz trafnie przewidujący analityk otrzymuje telefony od małych ludzi wielkich czynów z propozycją wstąpienia w ich szeregi jako "piar". Przy małej obwodnicy od wczoraj nie ma światła. Poznikały wyborcze plakaty, w witrynach widać już św. Mikołaja. Nie mamy jeszcze wiceprezydentów.
Tak wygląda szkic krajobrazu po bitwie. Krajobrazu, który po przyjrzeniu się politycznym trupom podpowiada, jakie armie w tej bitwie były silne, a jakie walczyły na szkapach o szprotawych nogach.

- Z całą oczywistością okazało się, że inteligentnych ludzi ma tylko Platforma Obywatelska - dywaguje patrząc z lotu ptaka na to pobojowisko nasz analityk. - Oni, mając już opanowane starostwo, mocno teraz pracowali nad strategią opanowania urzędu miasta. Chodzi oczywiście o władztwo urzędnicze. O stworzenie swoistego urzędniczego imperium, PO-wskiej "ośmiornicy".

Nasz analityk wykrył tę strategię robiąc przed wyborami zestawienia personalne list poszczególnych partii. Ujrzał otóż w ogromnym chaosie nazwisk i danych i poracy po stronie kandydatów z PO regularność, świadczącą o wyrafinowanej grze. Wyszło mu, że PO wykorzystała ordynację wyborczą, która pozwala urzędnikom starostwa i urzędnikom jednostek starostwu podległych kandydować na radnych to rady miasta. Takich urzędników PO wysunęła wielu.

- Jest też wielce prawdopodobne, że wodzowie PO w osobach: Neumann, Cychnerski, Gabig, "zainstalowali" swoich ludzi też pod szyldami innych ugrupowań. Na przykład w PiS-ie Banacha - dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy, bezpośrednio podległego pod starostę, w Stowarzyszeniu Kociewskim - Gabriela - szefa oświaty w starostwie. Być może - zgaduje (?) nasz analityk - w pierwszej wersji Banach miał być wiceprezydentem "zainstalowanym" do PiS-u. Podobną funkcję być może miał zdobyć później Gabriel, być może Cychnerski. Obaj byli na pierwszych miejscach na listach wyborczych. Z drugiej strony kadrowo straszliwie osłabiony został Głuch. Nie było chyba przypadkiem, że Liga Miejska straciła dwa filary - Sławomira Ruśniaka i Marię Schulz (którzy przedtem bronili Głucha jak niepodległości). Te filary dały się "wymontować" i zasiliły szeregi PO. Z LM został "wymontowany" też Kurkowski. Przeszedł do PiS. Głuchowi zostali ostatni najwierniejsi pretorianie: Grażyna Hoppe i Kubkowski. Tak niewielu, że nie wystawił nawet pełnej drużyny na listach. Mamy uwierzyć, że ten "demontaż" był przypadkiem? Nie, to był zapewne efekt stretegii i gry PO. Strategii "demontażu" LM i przeniknięcia do SK i PiS... Najprawdopodobniej liderzy PO na zasadzie prymitywnych obliczeń zakładali, że Stachowicz nie przejdzie do do II tury, a przejdzie Neumann jako lider PO, i że będzie w tej II turze niezagrożony, bo doszlusuje do niego swój człowiek, "wmontowany" w inne ugrupowania (Gabriel, Gajda). Po tym ci "mężowie zaufania" mieli najprawdopodobniej zrezygnować z wyścigu, czego Głuch nigdy by nie zrobił. Układanie się z nim przed wyborami byłoby zupełnie bezsensowne. "Wmontowanie" do gry Gabriela miało też na celu przejęcie elektoratu Karbowskiego, co już prawie się udało - przecież Karbowski jako prezydent i jeszcze jako kandydat na prezydenta nie mógł zebrać pełnej drużyny.

Wybaczcie, Czytelnicy, za ten język, ale nasz analityk już tak ma - wszędzie pod z pozoru prostą sytuacją widzi tajne mechanizmy, więc używa języka jakby z podręcznika "I ty zostaniesz TW".
- ...Tak zapewne wyglądała gra wstępna PO, czyli przygotowanie stolika do tej gry - "wmontować" jak najwięcej osób w PiS, mieć swoje SK, osłabić Głucha |"wymontowując" mu filary, wprowadzić do gry Gabriela w celu zebrania głosów na SK, które następnie miały w całości przejść na Neumanna.

To są zbyt daleko idące spekulacje - oponuję. - One zakładają, że wszyscy dopasowali się jak bezmyślne narzędzia do nakreślonego przez PO scenariusza, albo - trzymając się pana stylistyki - byli "manipulowani". A może Gabriel po prostu zapragnał być prezydentem i tyle...? Każdy szuka awansu.
- Gabriel jako naczelnik wydziału w starostwie był całkowicie zależny od Neumanna. Sugeruje pan, że zamarzyła mu się niezależność i że po ewentualnym dostaniu się do II tury mógłby chcieć się "wyrwać spod kontroli"? A co by mu pozostało w przypadku przegranej w II turze? Dalej by pracował w starostwie?

Jeszcze raz powtórzmy, jaki był według naszego analityka układ sił przed wyborami widziany prawdopodobnie oczyma PO.
SLD prawie nie ma, SK (Stowarzyszenie Kociewkie) - zdominowane przez PO, PiS - zdominowane przez PO, LM - "spacyfikowana", Karbowski|? - dwa warianty PO: 1/ na niewejście do II tury (SK "trzebi" wtedy elektorat Karbowskiego), 2/ na wejście.
Taki jest wstęp do gry. Widać, że to PO przygotował stołek.
I rozpoczyna się gra. Pierwszy odpada Karbowski. Teraz dopiero zostają rozdane karty, z których prawie wszystkie są znaczone przez PO.
Taki najprawdopodobniej jest scenariusz liderów PO..

Oczywiście druga strona też ma swój scenariusz. Milewski rejestruje swój komitet wyborczy, aby odebrać elektorat Stachowiczowi. Zakłada, że wystartuje Karbowski, Stachowicz nie wejdzie do II tury, a on zostanie wiecprezydentem.

A teraz spójrzmy na obraz po grze, walce, czyli po wyborach. "Demontaż" grupy Głucha przyniósł efekty - dodał PiS-owi 3 radnych. PiS z 8 radnymi wygrywa wybory, ale tylko pozornie. I teraz dopiero zaczyna owocować strategia przygotowania przez PO. PiS "dostaje" 8 radnych, ale... przegrywa. Bo teraz dopiero wychodzi, że poseł Daniela Chrapiekiwicz nie ma żadnego wpływu na "swoich" PiS-owów, gdyż są oni "wmontowani" przez PO.
Tak widzi to nasz analityk.

Obecny przy naszej rozmowie gość z niedowierzaniem kiwa głową. - To są naciągnięte hipotezy - mówi. - Co miałoby niby tak uzależniać wszystkich od PO?
- Praca - krótko stwierdza analityk.
- Tylko praca? - gość.
- Tylko czy aż?! - krzyczy analityk na gościa. - Tak. Oni są uzależnieni w sposób bezpośredni i pośredni przez pracę... Będąc czyimś pracownikiem jesteś z nim związany na śmierć i życie. A co ci wszyscy kandydaci by robili, gdyby nagle znaleźli się na życiowym aucie? Co oni umieją samodzielnie? I gdzie ich by w tym wieku zatrudnili?
- Hmmm - kiwa głową postronny gość.

- Po wyborach jest pozorny szok - wraca do głównego tematu analityk. - Partia, która znokautowała liczbowo wszystkie ugrupowania (8 "sztuk" radnych - specjalnie mówię "sztuk", bo nie mają nic do powiedzenia; PO - 6 radnych, komitet Stachowicza - 3, SK - 2, Porozumienie dla Starogardu - 1 i Liga Miejska 1), przegrywa wszystko.

A mogła wygrać wszystko? Przecież 8 radnych to za mało. Rada miejska liczy 21 osób...
- Mogła wygrać wszystko! W prosty sposób. Przypuśćmy, że PiS dogaduje się z dwoma "strzelcami" (Jankowski i Kubkowski) i już jest 10, może spróbować z SK, ale to by nie wyszło (bo SK "zależy" od PO), ale powoduje, że jeden radny z lewicy przechodzi do PiS-u (nagle ktoś z Komitetu Wyborczego Wyborców Stachowicza zmienia barwy klubowe, bo "nieoczekiwanie" zmienił orientację na PiS-owską, takie rzeczy się zdarzają) i PiS ma 11 radnych. To mógł być jeden wariant i sprawa byłaby zamknięta. PiS miałby większość i niepodzielnie, bez żadnej koalicji z "komuchami" czy kimkolwiek rządziłby w 21-osobowej radzie miejskiej. I zapewne jeszcze by ugrał wiceprezydenta - bonus za stworzenie spokoju Stachowiczowi. To byłoby bardzo proste. To, że PiS tego nie zrobił, potwierdza przpuszczenie, że był "przesiąknięty" przez ludzi z PO. Byłby jeszcze inny wariant, który dałby pełną władze PiS-owi bez udziału lewicy...

Ale na to pierwsze nie poszedłby Stachowicz!
- Nie? Mając na względzie dobro miasta, czyli dobrą współpracę z radą miejską? I deklarując wcześniej, że będzie prezydentem poza podziałami? Mógłby, w celu osiagnięcia tej dobrej współpracy, równie dobrze oddać PiS-owi dwóch wiceprezydentów. A PiS wygrałby też w oczach opinii publicznej, bo by się nie "stotumfacił" z SLD. Bo wygrany Stachowicz oddałby dwie wicprezydentury z dobrego serca, a nie z politycznego układu... PiS nie zrobił takiego prostego ruchu. To kuriozum w skali ogólnopolskiej, żeby zwycięzca nie chciał skonsumować władzy. I żeby nie chciał wygenerować z siebie naturalnego kandydata do wyborów prezydenckich za 4 lata. Mógł być nim na przykład Gajda, który co prawda wyskoczył na scenę jak kiszony ogorek z beczki, ale zdobył znaczne poparcie. Nie wolno było go "puknąć".

Cd. w jutrzejszym magazynie "Kociewiak" - dodatek do piątkowego wydania "Dziennika Bałtyckiego"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz