piątek, 16 marca 2007

Czarnylas. RSP

Czarnylas - rolnictwo i ludzie. W tej trochę "schowanej" miejscowości odkryjemy
RSP, o dziwo zupełnie dobrze radzące sobie w nowej rzeczywistości i wspomnienia
o dawnej świetności zespołu pitki nożnej...






Jedziemy do Wdy. Niespodziewanie w Wysokiej postanawiamy skręcić na Czarnylas. Tam jeszcze nie byliśmy. Po prawej stronie stoją zabudowania RSP. Instynktownie szukamy syndyka masy upadłościowej, a tu miła niespodzianka. Pani, o której później dowiemy się, że jest zastępcą kierownika ubojni powie, że RSP działa i trzyma się dzielnie, a biura są w samej wsi. Czyli... jak w piosence: "Jedzie my na wieś".

Zawsze to miłe, gdy nasi rozmówcy czytają "Gazetę". W siedzibie RSP przyjmują nas z sympatią.
- Prezesa nie ma - mówi sekretarka - ale jest wiceprezes. Panowie wejdą, usiądą, zaraz go poproszę. Kawę też proponują.

- Witam "Gazetę" - zaczyna wiceprezes Paweł Gidziński.
Już wiemy, że rozmowa nie sprawi nam trudności, W Gidzińskim czujemy pokoleniową duszę. Zaczyna od stwierdzenia, że w Czarnymlesie czytają "Kociewską", a prezes szczególnie lubi czytać sport. Może dlatego, że sam uprawiał piłkę nożną i grał w znanym ongiś zespole Czarnegolasu. Eugeniusz Cherek już w Starogardzie zdradzi, że Gidziński nie był takim sobie przeciętnym
kopaczem, a i jego oficjalne imię brzmi inaczej...














































Wspomnień czar
- Dzisiaj już nie marny zespołu. W latach 70. i 80. mieliśmy jednak silny zespół w okręgówce - wspomina Gidziński. - Większość rocznik 56-58. Prowadził nas Henryk Piotrowski, później Tadeusz
Gajda. Teraz piłki nożnej nie ma.
Piłkarz amator mówi, że wtedy w drużynie grało 30% zawodników ze średnim wykształceniem Byli to pracownicy RSP, często kierownicy. Łączyli pracę (pożyteczne) ze sportem (przy­jemne). Cztery lata temu trzeba byto z piłki zrezygnować. Panowie założyli rodziny, urosły brzuchy i już nie mieli czasu na systematyczne treningi. Ponadto w Czarnymlesie nie byto narybku. a ściąganie do drużyny zawodników z zewnątrz kosztowało za wiele. Chodzi szczególnie o dojazdy na treningi. Ponadto zmieniły się systemy i załoga RSP już nie zgadzała się na finansowanie zawodowego sportu. Cztery lata temu przekazano więc resztki wspomnień do Skórcza, do Pomorzanki.
-Rozwój piłki nożnej w Czarnymlesie to była zasługa ówczesnego prezesa RSP Jerzego Szwarca - przypomina sobie obecny wiceprezes. Jerzy Szwarc został później wicewojewodą i nadal wspierał
sport.

Bez wzlotów i upadków
Przechodzimy do tematu: rolnictwo. Przypominamy, że w ubojni zapytaliśmy, czy RSP jeszcze działa, czy już działa tu syndyk. Spojrzeli na nas ze zdziwieniem! stwierdzili. że "niby dlaczego nie mają działać". Pawła Gidzińskiego też zdziwiło to pytanie. Chociaż zdenerwował się analizując to co się stało z innymi RSP, PGR-ami. w ogóle polskim rolnictwem. "To skandal" podsumował.
-My działamy systematycznie, mamy nakreślony program i go realizujemy. U nas nie byto ani wielkich wzlotów, ani upadków.
Zawsze najważniejsze rolnictwo. W przełomowym momencie (lata 1989-T990) nie "wpadliśmy w zadłużeniową pułapkę i tak działamy do dzisiaj. RSP Czarnylas to nieduża,ale dosyć ciekawa spółdzielnia. Gospodarują na 960 ha ziemi, leżących w trzech gminach: Skórcz, Lubichowo i Bobowo. Zawsze była to spółdzielnia nastawiona na produkcję rolną. Kiedyś mieli fermę bydła i
brojlery. Gdy przyszedł kryzys paszowy (amerykańskie antyrosyjskie restrykcje) z brojlerów musieli zrezygnować. W Czarnymlesie próbowano jeszcze z kurami nioskami. Z jajkami też było bardzo różnie - mówi Gidziński 2 lata temu cielętnik przebudowali na ubojnię i nastawili się na hodowlę świń. Teraz jednorazowo mają 6000 sztuk na stanie i hodują je w cyklu zamkniętym.
Mówiąc trochę przewrotnie, jest to tak: mają maciory, one dają prosiaki, które tu dorastają, by już jako świnie trafić do ubojni i "opuścić" RSP w postaci półtusz. To się nazywa cykl zamknięty.
- Skupujemy także żywiec z zewnątrz, co jest uzależnione od v posiadanych pieniędzy i zapotrzebowania rynku. Można by skupować więcej, ale handel trzyma" ceny i skup z zewnątrz ( coraz mniej się opłaca.Wiceprezes dodaje, że z ubojni są dumni. Mogą przerobić 150 sztuk dziennie.
Podobnie zadowoleni z jednej z najnowocześniejszych chlewni w rejonie. Chcieliby więcej inwestować, np. stworzyć zakład przetwórczy. To wymagałoby wielomiliardowych nakładów, a dzisiaj spółdzielni na to nie stać. Gidziński z szacunkiem mówi o Zdunach, gdzie też się udało wejść w kapitalizm i na dodatek inwestować. Ale to tylko przykłady nieliczne RSP.

Ludzie są
W RSP pracuje 113 osób, nie tylko mieszkańców Czarnegolasu. Dojeżdżają tu do pracy z całej okolicy, To też ważne. Według wiceprezesa, RSP nie padło właśnie dzięki ludziom. Tu jest młoda załoga, emocjonalnie związana z zakładem".
Od 17 lat w RSP pracuje Tadeusz Baczewski, Jest drugą kadencję prezesem. Akurat
przebywa w Holandii służbowo. Sprawdza, co się zmienia w hodowli trzody i jakie są tendencje. Gidziński zauważa z uznaniem, że prezes to rolnik z krwi i kości. "Pochodzi z gospodarstwa, absolwent Olsztyna, to zna się na hodowli i czuje rolnictwo".
Najwyższą władzą spółdzielni jest walne zgromadzenie członków. Ostatnie odbyto się w maju, wtedy wybrano zarząd. Składa się z 5 osób. Obok prezesów tworzą go: Marzena Narloch (z-ca kierownika ubojni poznaliśmy ją na początku). Andrzej Kobus i Zbigniew Eggert.





Ludzie po raz drugi
-Ludzie skromnie żyją- dodaje Gidziński. - Nie ma co ukrywać, że zarobki u nas nie są wysokie. Jeszcze many dniówkę obrachunkową mnożoną przez odpowiedni współczynnik-, ustalany przez zgromadzenie członków. Dzisiaj wynosi 47 tys. zł. Mamy świadomość, że można by płacić więcej, ale byłoby to na krótki czas. Zbyt duży majątek znowu zostałby rozdrapany. Staramy się dniówkę podnosić systematycznie chociażby o tyś. zł miesięcznie.
W RSP nie za bardzo wiedzą co zrobić z 48 mieszkaniami w blokach spółdzielni, Chcieliby je sprzedać mieszkańcom, nie wiedzą jak. - To trudna sprawa. Spółdzielcy ponoszą większość koszty utrzymania (np. ogrzewanie), chcielibyśmy im te mieszkania sprzedać. Nie stać ich jednak na
kupno. Mamy ładne mieszkania 60 - 70 m2) i gdyby tylko liczyć 4-5 mln za m2, a nawet sporo mniej, to kogo przy niskich zarobkach stać na wydanie tylu milionów. RSP próbują więc wypracować inne rozwiązanie.


Baczewski nie "baczewski"
Jeszcze "przed wejściem na biura wepchnęliśmy" głowy do pomieszczeń gorzelni, mieszczących się na parterze. Remont. W sezonie gorzelnia może wytworzy nawet 150 tys. litrów surówki. Musimy wyremontować cztery kadzie fermentacyjne, położyć 200 metrów glazury - to kosztuje ogromne pieniądze. Ale współpraca ze starogardzkim Polmosem układa się dobrze. Tylko że dzisiaj gorzelnia nie jest tak doskonałym Interesem jak kiedyś. Otrzymujemy 13 tys. zł za litr spirytusu (100%), państwo bierze trochę więcej... Gdy Polmos wprowadził na rynek "baczewskiego", co bardziej podejrzliwi mieszkańcy wsi i pracownicy RSP myśleli, że prezes Baczewski ma jakieś udziały
w nowym alkoholu. Było nawet wesoło...


Przyszłość to zmiany
Pytamy, czy spółdzielcze rolnictwo ma przyszłość. Gidziński ma wątpliwości. Mówi. że konieczne są zmiany w uregulowaniach prawnych. Wnioskujemy z tego, że nie wszystko jest piękne. Członkowie spółdzielni nie czują się bowiem właścicielami majątku RSP Czują się pracownikami. Ta sytuacja powoduje, że nie zawsze potrafią myśleć kategoriami właściciela - wolą myśleć jak pracownik
najemny. To należy zmienić. A trzeba pamiętać, że w rolnictwie nie pracuje się 8 godzin. Nie istnieje pojęcie "wolna sobota". Świnie chcą zwyczajnie jeść, a zboże należy uprzątnąć.

Wołanie
Gdy wychodzimy, wiceprezes Gidziński woła: "Wspomnijcie jeszcze o naszej sekretarce. To też wspaniała i oddana firmie pracownica. Także główna księgowa Irena Klin i zootechnik Jerzy Cyrson bardzo dużo zrobili dla spółdzielni". Czynimy to z przyjemnością,
Jacek LEGAWSKI

Na podstawie Gazety Kociewskiej Nr 24 z dnia 16.061995r.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz