Nowy, kwietniowy numer "Pomeranii" ukaże się 30 marca br.
1. Spis treści
2. Listy
W marcowym numerze "Pomeranii" ze zdumieniem przeczytaliśmy list Eugeniusza Pryczkowskiego zatytułowany "Kaszubskie ożywienie z Gdyni?". Autor roztacza w nim wizję rozkwitu kaszubszczyzny w naszym mieście, której głównym motorem ma być rozbicie gdyńskiego oddziału. Co na ten temat sądzimy, napiszemy w dalszej części, chcemy bowiem po kolei odnieść się do wszystkich poruszonych przez niego wątków.
Najpierw przedstawiony został stan liczebny Kaszubów w Gdyni, w oparciu o badania przeprowadzone w 2005 r. przez doktora Jana Mordawskiego. Dokładnie zamieszkuje tutaj 72 900 Kaszubów i osób z częściowym rodowodem kaszubskim, co stanowi 28,23 proc. wszystkich mieszkańców miasta. Dotychczas podawano, że odsetek ten wynosi w granicach 15-16 proc. Ów wzrost ma różne przyczyny, jak chociażby stały napływ ludzi z ościennych kaszubskich miejscowości. Jedną z nich jest na pewno działalność tutejszego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, który systematycznie pracuje nad budzeniem poczucia rodowej przynależności wśród mieszkańców Gdyni oraz nad wszechstronną popularyzacją w niej kaszubszczyzny. (więcej w "Pomeranii")
4. Elżbieta Ball-Szymroszczyk, Zwyczaje wielkopostne i wielkanocne na Kaszubach
Święta Wielkanocne, Wielkanoc, Wielka Niedziela, Jastrë - te najważniejsze święta chrześcijan stanowią też ważny etap w ludowym roku obrzędowym. Przypadające na czas zimowo-wiosennego przesilenia, obfitują, obok praktyk religijnych, w obrzędy i zwyczaje o charakterze symbolicznym i magicznym. Ten długi cykl świąteczny trwa od Wielkiej Nocy do Zielonych Świątek. Poprzedza go okres Wielkiego Postu, zaczynający się w Środę Popielcową, która kończy czas zapustnych zabaw, tańców, muzyki. (więcej w "Pomeranii")
7. Grozek, Grozkowe wspomnienia wielkanocne (tekst w gwarze mazurskiej)
Ze tes cłoziek nie zie, kedy go co w zyciu trasi. Zułem sobzie ani ten Pan, ło nic sie nie kłopotałem a naziencyy sie ciesułem, co ni s tego nasego cejtunku pokój dali. Bo przet-tem tom co niedziela musiał jem te przypoziastki poziedać. Jek-em jech w koncu zwywodziuł, coby mi te naremniki pokój dali, to w koncu usłuchali ji zaconem zyć jek Pan Bóg przikazał. Ale jak-eś raz zgrzesuł, tedy ci tego nie zabaco ani s to lustracyjo. Ji wej siedze robzie doma ji przemyślam ło starech casach, a tu jednoraz bziałka mózi: Grozku, jakeścik pany do cie przijechali! Kegos psa - miśle sobzie - moze melicyja? Alem łonski rok po bozemu przezuł, tedy sie za fest nie zląk-em. Mózie, co ma bić to bedzie, wołaj jech! Weśli te pany, z nieni taka psiękna pani ji odras pitajo: cy to Pan Grozek? Jo, to ja - mózie, ale dumam, co jech tu prziniosło? A ta pani mózi, co słyseli, ze tu w Jansborku zyje stary przemyślak, co go Grozkem nazywajo, tedy postanozili, ze muso go obaceć. Ji tem sposobem so ji chco, cobym jem gadke ło Zielgejnocy napisał. Roześniałem sie, bo psisanie tom jus dawno zabacuł, choć nichtórne buchsztaby esce panientam. Tedy jekem jem to poziedział, to poziedzieli, cobym sie nie kumrował, bo łoni mogo sani napisać to co ja jem poziem. Jek-em poziedział, tak-em zrobili. Enom jem ferbytował, coby wsiego nie poprzekrącali, bo cale nic s tego nie bedzie, tlo kupa wstydu. (więcej w "Pomeranii")
9. Bogumiła Cirocka, Przez krziż do Boga. IV Kaszëbskô Droga Krziżewô
Kaszëbskô Królewô! Bożi snôżi kwiat!
Panëjesz ju nama hewo od stalat.
Do Ce më sa żôlimë, wiedno modlimë,
O bokadosc wiarë co dzéń prosymë.
Swiónowskô nasza Matinko,
Na strażë stojimë kol Ce,
Wez prowadzë kaszëbsczi lud,
Dze skrzi sa nieba wieczny wid!
Śpiewając tę pieśń, z kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Sianowie powoli wychodzi tłum wiernych. Na czele proboszcz parafii (i kustosz Sanktuarium NMP Królowej Kaszub) ks. Waldemar Piepiórka, obok niego ks. Zenon Pipka, wikariusz z parafii pw. Świętego Leona Wielkiego w Wejherowie. Do śpiewu i do procesji przyłączają się ludzie zgromadzeni na placu przed Domem Pielgrzymkowym. Z krzyżem, pochodniami i płonącymi zniczami w dłoniach, idziemy do pierwszej stacji Drogi Krzyżowej: Pón Jezës na smierc przez Piłata skôzóny. (więcej w "Pomeranii")
9. Edmund Zieliński, Jak powstała Droga Krzyżowa w Sianowie
We wtorkowy wieczór, 6 marca 2001 roku, zatelefonował do mnie kolega Marek Byczkowski - dyrektor Kaszubskiego Uniwersytetu Ludowego w Wieżycy z wiadomością, że jest propozycja wykonania przez artystów ludowych Drogi Krzyżowej dla sanktuarium Matki Bożej w Sianowie. Byłem kompletnie zaskoczony. Serce się radowało, że to właśnie nas zaproszono do wykonania tego dzieła. A przecież tak niedawno pracowaliśmy - według scenariusza Mariana Kołodzieja - nad rzeźbami do ołtarza papieskiego w Sopocie. To wielkie dzieło zmobilizowało 49 twórców z całego Pomorza. Ołtarz był piękny. Zachwycała różnorodność prac, jakby na spotkanie z Ojcem Świętym przywędrowały przydrożne krzyże i kapliczki z Kaszub, Kociewia, Powiśla, Borów Tucholskich i Krajny. Wszystkie one wróciły potem na rozstaje dróg, do kościołów i do sanktuarium w Matemblewie. (więcej w "Pomeranii")
12. Jerzy Nacel, Wielka cisza w Wielkiej Kartuzji
Po obejrzeniu dokumentu filmowego "Wielka cisza" o życiu w klasztorze kartuzów w Grande Chartreuse zdałem sobie sprawę, że dotknąłem czegoś naprawdę wyjątkowego. Pokazuje on ludzi, z twarzy których emanuje pewność i wewnętrzny spokój. Ktoś powiedział, że przyjemność oglądania tego filmu można porównać do tej, jaką daje obserwowanie delikatnie szemrzącego strumyka.
Domem macierzystym Kartuzji Kaszubskiej (zwanej czasem gdańską) był założony w 1087 r. przez św. Brunona z Kolonii, a usytuowany w głębi dzikiego masywu Chartreuse (okolice Grenoble - Francja), klasztor Kartuzów. Ta Wielka Kartuzja, w której początkowo było siedmiu pustelników, co znalazło swój wyraz w zakonnym emblemacie (siedmiu gwiazdach nad globem z krzyżem), ulokowana została w miejscu, gdzie panuje surowy klimat z obfitymi opadami śniegu, samotność, cisza, ubóstwo…(więcej w "Pomeranii")
15. Andrzej Grzyb, Smutna godzina (felieton)
Oto kamień. Z ledwością można w nim zauważyć wyrobiony ludzką ręką kształt głowy, wydatnych piersi, potężnej, wspartej na szerokich biodrach, kolebki brzucha. Dwa słowa pośród wielu. Wygładzony wiatrem, rozmyty deszczami wzgórek. Tyle zostało po ludach, po kulturach, które przepadły w otchłani wieków. Po innych, jakże licznych, nie pozostało nic.
A kto powiedział, że choćby tyle będzie po nas?
Nie wiedząc, pytasz o ten kamień, o dwa słowa, o wzgórze, pytasz o swoich bliższych i dalszych krewnych. (więcej w "Pomeranii")
16. Marek Adamkowicz, Agnieszka, co we wspomnieniach mieszka
Zjawiska mają to do siebie, że... są. Trudno je uchwycić, ująć w kształt konkretu. Jak więc zabrać się za pisanie o Agnieszce Osieckiej, która takim właśnie zjawiskiem była?
Ilu znajomych, tyle o niej głosów. Prawdziwych, a zarazem jakby wzajemnie wykluczających się. W dziesięć lat po śmierci i ponad pół wieku od pierwszego przyjazdu na Wybrzeże jej postać straciła na ostrości. Rozpływa się w trudnych do potwierdzenia datach, w strzępkach ledwie pamiętanych rozmów i zdarzeń. Widocznie tak być musi. Wszak mamy do czynienia z poetką.
O Agnieszce z czasów pierwszych pobytów nad morzem można usłyszeć, że była dziewczyną całkiem zwyczajną, choć wszędzie widoczną. Brzydulą i szarą studentką, która pociągała, z którą każdy chciał porozmawiać. Jedyne co jest w tym wszystkim pewne to to, że roztaczała wokół siebie dobrą energię. W innym przypadku jej tchnienie nie przetrwałoby do tej pory w różnych zakątkach Gdańska i Sopotu. (więcej w "Pomeranii")
18. Anna Flisikowska, Nieliteracki wątek w biografii gdańskiego literata
Biografie literatów obfitują w wydarzenia, które nie są związane z literaturą, w tym z ich twórczością. Nierzadko to właśnie one wzbudzają większe zainteresowanie czytelników (a czasem też krytyków i badaczy), niż samo pisarstwo. Są pośród nich wątki mało znane lub zapomniane, które na światło dzienne wychodzą niekiedy zgoła nieoczekiwanie.
Gdański poeta Zbigniew Szymański nie należał i nie należy do popularnych przedstawicieli środowiska literackiego Trójmiasta. Nie może poszczycić się bogatą bibliografią swoich tekstów, co zapewne nie wynika jedynie ze słabego zapału do pracy. Sprawia to jednak, że poeta nie utrwalił się w świadomości czytelników. (więcej w "Pomeranii")
21. Stanisław Pestka, Kaszubszczyzna w zaklętym kręgu?
Jubileusz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego niekoniecznie musi być dla niego momentem przełomowym, znamienne jednak jest to, że prowadzona podczas niego (2 grudnia 2006 r.) wymiana zdań i argumentów bardziej wyraziście zarysowała linie sporu. Wynikające z różnych analiz i rozważań diagnozy nie zawsze można sprowadzić do wspólnego mianownika. Z konieczności trzeba ograniczyć się więc do wypunktowania zrzeszeniowych spraw i trosk uznanych za szczególnie ważne:
- Język kaszubski jako twórcza siła zdolna do kreowania rzeczywistości nie tylko artystycznej;
- Czy nadal aktualny jest zeszłowieczny postulat dotyczący unowocześnienia mentalności Kaszubów i Pomorzan?
- Zrzeszenie wobec świata współczesnego, który zmusza społeczeństwa głęboko zakorzenione w tradycji do stawiania nowych pytań;
- Czy problematyka pomorska będzie w większym stopniu absorbować uwagę młodego pokolenia społeczników?
- Czy nie zniewala nas zbytnio "myślenie przeszłością"?
- Tworzywem tożsamości Kaszubów jest tradycja etniczna, kultura, religia, obyczajowość i język, a w jakim stopniu polityka?
Nim zanurzę się głębiej w niektóre kontrowersje, wypadałoby zatrzymać się nad trwaniem czasowym Jubilatki, która osiągnęła piękny wiek 50 lat i ciągle tryska młodością. (więcej w "Pomeranii")
26. Tomasz Żuroch-Piechowski, Pies Tomasza Kantzowa (felieton)
Położyłem się tuż po północy, odkładając na bok pożyczoną "Historię Kaszubów". Cztery godziny później pobudka, pakowanie plecaka i spacer na dworzec. Bana, zwana teraz autobusem szynowym, turlała się w kierunku Gdyni, gdzie zawsze słyszę słowa piosenki o Janku Wiśniewskim. Sąsiad z fotela obok mocno pachniał tytoniem i choć nosił się nieco nowocześniej, poznałem, że to ten sam chłopiec z Grabówka, chłopiec z Chyloni, który był tutaj, gdy mnie jeszcze nie było. I będzie tak jeździł do skończenia świata, gdy mnie już nie będzie.
Na dworcu głównym, który długo jeszcze będzie budził wypieki wstydu na naszych policzkach (oby nie do końca świata!), przesiadłem się na pociąg do stolicy Wielkopolski. Tam wskoczyłem do tramwaju i wysiadłem obok kościoła - ponoć najbliższego w mieście. Byłem na miejscu 20 minut za wcześnie. Nauczony niegdyś przez śp. ks. Antoniego Liedtkego, że starsi ludzie żyją rytmem, którego nie należy burzyć, zaczekałem z naciśnięciem dzwonka do godz. 15. (więcej w "Pomeranii")
27. Jacek Kriegseisen, Rzemiosło złotnicze w Gdańsku w XVIII wieku
W osiemnastowiecznym Gdańsku złotnictwo należało do najlepiej rozwijających się rzemiosł. Świadczy o tym nie tylko duża liczba zachowanych, wyprodukowanych tutaj, często wysokiej klasy, przedmiotów, ale i obszar ich występowania. W przypadku naczyń liturgicznych jest on mniejszy i ogranicza się głównie do kościołów protestanckich i katolickich Gdańska oraz ościennych terenów Prus Królewskich, choć wcale nierzadko spotykane są one również głębi Rzeczypospolitej, a nawet na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Dla zobrazowania znaczenia złotnictwa gdańskiego trzeba wspomnieć, że nadmotławskie miasto było jedynym na terenie Prus Królewskich, w którym działał silny cech złotniczy. Nie oznacza to, że był on jedyną korporacją tej specjalności, ale pozycja Gdańska, jego znaczenie, oddziaływanie gospodarcze oraz daleko sięgająca, zasłużona sława, spowodowały, że złotnicy w mniejszych ośrodkach działali tylko na potrzeby wąskiego rynku lokalnego. (więcej w "Pomeranii")
32. Eligiusz Józef Sitek, Kult Błogosławionej Alicji Kotowskiej (1899-1939)
20 listopada 1899 roku, w wigilię święta Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, przyszła na świat druga z kolei córka Kotowskich. Otrzymała ona imiona Maria Jadwiga. Kotowscy wywodzili się ze zubożałej szlachty, herbu Trzaska. Ojciec Marii, Jan Stanisław, urodził się w Ciechanowie w 1869 roku. Miał zamiłowanie do muzyki. Wstąpił do Konserwatorium Muzycznego w Warszawie na wydział dyrygentury. Powołany w międzyczasie do armii, przebywał w Petersburgu, gdzie założył orkiestrę wojskową. Po powrocie i ukończeniu studiów otrzymał dyplom kapelmistrza i nauczyciela muzyki. Pracował również jako organista, podejmując dodatkowo inne. Żona artysty - Zofia Barska zajmowała się szyciem i haftowaniem. Była to rodzina wielodzietna, bardzo dobrze zorganizowana, głęboko religijna. Mieszkali w Krasińcu pod Ciechanowem. Później przenieśli się do Warszawy. (więcej w "Pomeranii")
35. Jerzy Dąbrowa, Ksiądz generał (felieton)
W Bibliotece Publicznej w Miastku istnieje niezwykła ekspozycja: Izba Pamięci Księdza Generała Broni Bernarda Wituckiego. W ubiegłym roku postaci tego niezwykłego duszpasterza swoją pracę magisterską poświęcił miastczanin z urodzenia, od niedawna posługujący w parafii św. Maksymiliana Kolbego w Słupsku, ks. Piotr Zieliński.
O jej istnieniu dowiedziałem się z pogawędki z samym autorem podczas jego kolędowej wizyty w moim domu. Kilka dni później duchowny spełnił dane mi przyrzeczenie i wspomnianą rozprawę przysłał pocztą mailową. Nie taiłem, że to cenne opracowanie wzbogaci moje zbiory dotyczące Pomorza.
Jego bohater to zasłużony oficer, członek francuskiego ruchu oporu w czasie drugiej wojny światowej. A po niej niezwykle witalny proboszcz kolejnych parafii na Ziemiach Odzyskanych, na owej duszpasterskiej pustyni wymagającej od kapłana odwagi i całkowitego poświęcenia się obowiązkom. (więcej w "Pomeranii")
36. Grzegorz Gola, Narodziny wsi żuławskiej
Zagospodarowanie ziem u ujścia Wisły od zarania wieków wymagało wykonywania ogromnej pracy, sporych umiejętności, a przede wszystkim wielkiej determinacji. Zorganizowane osadnictwo na tym terenie sięga średniowiecza. Z tego okresu pochodzą akty lokacyjne pierwszych wsi żuławskich. Dzisiaj, podziwiając tutejszy krajobraz, przez wiele ostatnich dziesiątek lat skutecznie chroniony od powodzi, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie czasów pierwszych osadników, którzy nieomal gołymi rękami egzekwowali od przyrody prawo do godnej egzystencji.
Znamiennym przykładem walki człowieka z żywiołami jest opis założenia wsi Cyganek, dawniej nazywanej Tiegenhagen. Nazwa ta w wolnym tłumaczeniu może oznaczać przesiekę w lesie nad rzeką Tugą. Miejscowość jest obecnie częścią sołectwa Żelichowo (niem. Petershagen) od północy graniczącego z Nowym Dworem Gdańskim. (więcej w "Pomeranii")
37. Wacław Dobosz Tempski, Na gruzowisku (2)
Po przyjściu na świat siostry Eufemii rodzina powiększa się jeszcze o kota, czarnego w białe łaty. Przypłynął do stoczni remontowej na statku pasażerskim "Batory", chlubie przedwojennej żeglugi. Przez długie tygodnie nie wiemy jak wygląda. Schowany pod łóżkiem, pije tylko wsuwane tam na talerzyku mleko.
Zwierzak nie jest jedynym prezentem przyniesionym z portu. Po przyjściu z pracy ojciec wyjmuje z teczki złowione węgorze i - nie wiem, w jaki sposób zdobywane - amerykańskie papierosy. Przysmażone na brąz ryby są naszym najczęstszym dodatkiem do chleba.
Na Wielkanoc na stole pojawia się po raz pierwszy szynka i biała kiełbasa własnego wyrobu. Nasz mały gość wychodzi z ukrycia, dołącza do świątecznego śniadania. Gdy próbuję go wynieść na dwór, broni się rozpaczliwie i lotem błyskawicy wskakuje do domu. Domyślam się, że jest prawdziwym wilkiem morskim, skoro wyjście poza drzwi traktuje jak przekroczenie burty, a podwórko to dla niego złowieszcze morze. (więcej w "Pomeranii")
44. Maria Roszak, Morówka Wiesia (tekst w gwarze kociewskiej)
Wiéta, dzie je take bajoro za zagónami, jak sia kopel zaczyna? Jo? Tamoj je taka pacia zéz kalmusam i eszcze dalji je taka wyglandna eltka. I pode tom eltkom je psiankne, barzo walne morowisko.
Wéw tym morowisku to wiadóm: robota non stop, morówki ciangam sia kitrajó, ketki tych morówków darujó i darujó, drapam od biszonga żgajóm óni zéz jeściem na puklach. A to jeście to wiéta: robóny, pendróny, nasiónka, listki, nypki chłondów, okruszki jakeś, nawét pyrcek radyski jedna morówka targa. Tego wachujó strażnicy, przydupasy królowy. Óni manujó te insze morówki co by przyscipniej szli. Jak kto maneguja, to ich nalatujó namolnie i zara bolechujó:
- Na nó! Co to je za tałatajstwo? Tachaj do królowy, bo sia zjadowja!
Zawdy to pomaga. I tak robota daruja, nawét zgnilce i zdechlóny zgrodzóm to co trza. Ale… (więcej w "Pomeranii")
45. Kazimierz Ostrowski, Kamyk do naszego ogródka (felieton)
Życie społeczne nie zawsze przystaje do naszych wyobrażeń, nie daje się wtłoczyć w ramy, w jakich pragniemy je widzieć. Podczas gdy u ambitnych działaczy bywa to powodem zniechęcenia i rozczarowania, inni nie poddają się i nadal żywią niezmącony optymizm.
Wydaje się, że optymizmem ponad miarę tchnie wypowiedź Eugeniusza Pryczkowskiego na temat kaszubskiej perspektywy Gdyni ("Pomerania", nr 3/2007). To prawda, że Gdynia "wyrosła na całkowicie kaszubskim podłożu" i zapewne prawda, że blisko trzecia część jej mieszkańców "może się wykazać kaszubskimi korzeniami". Może, ale czy tego chce? Czy ci gdynianie, których pradziadkowie przed 80, 70 laty przywędrowali z kaszubskich wsi, aby furmanić na budowach i rozładowywać statki w porcie, są przynajmniej wątłą emocjonalną nicią związani z miejscami, z których przybyli ich przodkowie? Czy zastanawiają się, choćby przelotnie, nad swym etnicznym rodowodem, a może już w ogóle zobojętnieli na te sprawy? (więcej w "Pomeranii")
46. Jan Zbrzyca, Państwo silne samorządnością i społeczeństwem obywatelskim
O Lechu Bądkowskim usłyszałem od Tadeusza Bolduana w sierpniu 1958 roku w redakcji dwutygodnika "Kaszëbë", którego Tadeusz był redaktorem naczelnym. Mówił o nim z uznaniem jako o Pomorzaninie, który walczył na Zachodzie w Polskich Siłach Zbrojnych, charakteryzując go jednocześnie jako znakomitego publicystę i dobrze zapowiadającego się pisarza, żywo zainteresowanego sprawami Kaszub i Pomorza, zarówno w przekroju historycznym, jak i współczesnym.
Pierwszespotkanie z Bądkowskim nastąpiło także w redakcji "Kaszëb", której współpracownikiem byłem od połowy 1958 roku. Naczelny przedstawił mnie zaznaczając, że jestem w piśmie nową postacią z kaszubskiego partykularza, która swoim piórem chyba udowodni, że potrafi obiektywnie opisywać regionalną rzeczywistość. Na takie dictum Lech zareagował tak, jakby poczuwał się do odpowiedzialności za misję i tożsamość "Kaszëb".
- W takiej redakcji jak ta potrzeba i żaru, i ducha przebojowości - usłyszałem. (więcej w "Pomeranii")
48. Edmund Zieliński, Koraliki pani Józefy
Czy niniejszym wspomnieniem zdołam wyrazić szacunek dla tej, która dzieliła się z nami zdolnościami swoich rąk i umysłu, a z której odejściem zamknięty został pewien rozdział w historii rękodzieła ludowego w naszym regionie? Rzecz to niezwykle trudna, bo Józefa Izdebska była artystką niepospolitą, jedyną w swoim rodzaju.
Urodziła się 16 czerwca 1912 r. we wsi Sidorki (obecnie w granicach administracyjnych Białej Podlaskiej). Matka, o pięknym imieniu Marcjanna, urodziła pięć córek, z których jedna - Helena Oczak, z mężem Stanisławem - mieszka w Gdańsku. Gościłem w ich domu i wsłuchując się w opowieści rodzinne, rysowałem wyobraźnią obraz tamtych stron i tamtej wsi. Pomagały mi w tym liczne zdjęcia pani Józefy z wczesnej młodości. (więcej w "Pomeranii")
50. Janusz Kowalski, Śladami Remusa
Otwarcie XXII Kaszubskiego Spływu Kajakowego Śladami Remusa odbędzie się nad zachodnią (bytowską) częścią jeziora Dywan, skąd krótki wypad pieszo nad wschodnią (kościerską) jego toń, a trasa spływu głównie poprowadzi przez dwa parki krajobrazowe: Zaborski (chojnickie) i Tucholski.
Miejscowości, obiekty i krajobrazy będą przypominać dwa, w swoich rodzajach najwybitniejsze, dzieła literatury kaszubskiej: powieść Aleksandra Majkowskiego "Żëcé i przigodë Remusa" oraz wspomnienia Anny Łajming "Dzieciństwo". Będziemy mianowicie w Remusowej Zvadzie, czyli w Dywanie (młyn) i Pełku (piła). Tam miał miejsce pjekjelni litkup po tym, jak kaszubski pan, ale zaprzaniec, ojcowiznę swą, Zvadę, sprzedał Niemcowi. Będziemy przepływać blisko Przymuszewa, gdzie urodziła się A. Łajming, z domu Żmuda-Trzebiatowska, i przez Parzyn, gdzie Trzebiatowscy mieszkali po pierwszej wojnie światowej. (więcej w "Pomeranii")
53. Lektury
58. Klëka
59. Z życia Zrzeszenia
62. Kow., Informator regionalny
64. Rómk Dzreżdżónk, Szpéglowanié (felieton)
Minało ju tëli lat od pamiatnégo 1989 roku. Terôzka przeszedł czas na spowiédz.
Jo, jo, jem jô dzecka czerzwionégo PRL. Skażony jem ostôł ną czerzwioną choroscą ju kol spłodzeniô. Gwësnégo, komudnégo, zëmowégo dnia drëch Édward, gôdającë "Pomożeta?!" wid wëwrëknął… ë jem sa stôł. Ti co kol mojégo narodzeniô przëtomny bëlë, gôdają, że jem całi czerzwiony na swiat przëszedł - pierszé objawë zarażeniô.
Cesza sa baro, że jem sa na ti zemi pojawił w nëch pësznëch latach sétmedzesątëch. Choc tëch jimperialisticznëch bananów ë pomarańczów jem długo nie znôł a na oczë ni miôł widzóné, ale zó to bómków ë szokolôdów miôł jem bokadosc. Nie musza dodawac, że ne miodnoscë owijóné bëłë w czerzwioné papiórczi. (więcej w "Pomeranii")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz