poniedziałek, 3 listopada 2008

Krzysztof Kłos. Piłka nasza kopana

Widziane z trybuny

Obiadów w Sheratonie nie jemy


Powszechnie się uważa, że polskim drużynom piłkarskim brakuje pieniędzy. Czyli jest źle, bo nie ma za co grać. Klasyczne narzekanie jak w każdej dziedzinie. Może jednak tych pieniędzy tak naprawdę nie brakuje, a problem tkwi zupełnie gdzie indziej?

Na te pytania odpowiadam twierdząco: tak, problem tkwi gdzie indziej, a pieniędzy nie brakuje.

Do takich wniosków doszedłem ostatnio po obejrzeniu kilku spotkań naszych kociewskich drużyn oraz przyjrzeniu się temu, co dzieje się w naszej polskiej piłce nożnej na linii: prokuratura - PZPN - Ministerstwo Sportu. Jako polski patriota nie wspomnę nawet o FIFA i UEFA, bo wstyd mi za naszych urzędników chodzących na ich smyczy, a prezesa Listkiewicza będą pewnie w przyszłości wymieniać podręczniki historii.

Na poparcie moich tez przytaczam kilka argumentów.

Budka dla trenera i zawodników na stadionie w Kaliskach.


W Starej Kiszewie na szczęście nie padało. Piłkarze Victorii Kaliska podczas przerwy.

Murawa, budki, sporadycznie trybuna

Ostatnio miałem możliwość odwiedzić kilka miejscowości i zobaczyć, jakie mają stadiony. To, co można zaobserwować na tych wszystkich gminnych i wiejskich obiektach, nie napawa optymizmem. Układa się jednak w logiczną całość i występuje pomiędzy nimi pełna analogia. Nie jest istotne, w jakiej gminie znajduje się boisko. Nieistotne też, w jakim powiecie - starogardzkim czy innym. Na każdym z nich istnieje murawa, jakieś zadaszone budki dla drużyn, trenera i zawodników rezerwowych. Z prysznicami, porządnymi szatniami i trybunami jest już różnie. Na stadionie Victorii Kaliska znajduje się trybuna z ławkami dla kibiców, natomiast w Starej Kiszewie kibice co najwyżej mogą sobie postać przy boisku lub posiedzieć tylko na kilku prowizorycznie skleconych ławkach.

Gdyby zapytać, dlaczego tak się dzieje, od razu padnie odpowiedź, której można się spodziewać: brakuje pieniędzy i nie ma jak tego zrobić. W mniejszych miejscowościach buduje się boisko, które tylko kosi się dwa razy w roku przed jakimś meczem i już. Na tym kończy się wykorzystanie i rola tego obiektu. Czy tak być musi? Czy nie można by jakoś lepiej ich wykorzystać? Jeśli tak, to co do tego potrzeba i jak to zrobić?

A tyle się mówi, żeby nie siadać w przeciągu (Grabowo).


Na trybunach w Starej Kiszewie...

Samo boisko nie wystarczy

Odpowiedź na te pytania wydaje mi się prosta. Trzeba już wcześniej, kiedy planuje się budowę boiska, przewidzieć, że same boisko nie wystarczy. Nawet jak nie dysponujemy w danej chwili środkami finansowymi, to i tak powinniśmy przewidzieć, że boisko trzeba będzie kiedyś ogrodzić, podłączyć prąd, że trzeba będzie zbudować trybuny z ławkami, że zawodnicy po meczu będą się musieli gdzieś umyć, że potrzeba będzie wybudować toalety czy w końcu postawić jakiś budynek, gdzie będzie można przechowywać siatki, piłki i inny sportowy sprzęt. Boisko z takim zapleczem mogłoby być wykorzystane w dużo większym stopniu, a nie tylko sporadycznie.

Tak, tylko jak widać, do tego potrzeba trochę wyobraźni, a tej decydentom często brakuje.


Za niewielkie pieniądze

W większości wsi, gdzie już zrobiono boisko, te wszystkie inne elementy, o których pisałem powyżej, można widzieć tylko w kategoriach pobożnych życzeń. Aby cokolwiek z tego zrealizować, trzeba od początku oglądać obiekt, przekonywać radnych, wójta itp. Tymczasem w skali budżetu gminy na zrealizowanie tego nie potrzeba wcale dużych środków. Na inne, mniej potrzebne inwestycje, wydaje się większe pieniądze. Ostatnio w jednej z gminnych miejscowości naszego powiatu postawiono nowy przystanek autobusowy za 18000 złotych. Przystanek naprawdę wart tych pieniędzy: mocna solidna konstrukcja, drewniana dachówka (gont), pośrodku coś na kształt komina. Szkoda tylko, że wieczorem służy za toaletę. Jako że jest nieoświetlony, można tam sobie usiąść i wypić piwko czy coś innego, spokojnie posiedzieć, a jak potrzeba, to i dyskretnie wysiusiać. Czy warto było wydawać te 18000? Czy nie lepiej byłoby zainwestować te pieniądze w któreś z wiejskich boisk? Ogrodzenie, toalety, prysznice, ławki - za 18000 na pewno coś z tego dałoby się zrobić. To tylko jeden z przykładów.


...i w Grabowie.

Świetlice - kluby przy boiskach

Wydajemy pieniądze na "duperele" zamiast na konkretne cele. Takie boisko z zapleczem służyłoby przez wiele lat wszystkim mieszkańcom. Tam, gdzie nie ma świetlic wiejskich, a dzieci, młodzież i dorośli nie mają gdzie spędzać wolnego czasu, budynek przy boisku z większą salą mógłby bez problemu spełniać rolę świetlicy - klubu. Warto się chyba nad tym zastanowić coś planując.


Za same łapówki można by...

Przy okazji ostatnich i wcześniejszych afer korupcyjnych w piłce nożnej okazało się, że kluby mają pieniądze, skoro tylko ostatnio zatrzymany taki Jerzy W. miał 500 tysięcy złotych na łapówki. Za 500 tysięcy można by ogrodzić i wyposażyć kilka wiejskich boisk. Z tego co się orientuję, Jerzy W. był jakimś 130. zatrzymanym w całej aferze. Pomyśleć, ile tam "przemielili" pieniędzy. Do takich boisk mogliby też dorzucić się działacze PZPN-u. Zamiast w bizantyjskim stylu świętować zjazd i wybory nowego prezesa w Sheratonie, mogliby skorzystać z jakiegoś mniej wystawnego i co się z tym wiąże tańszego hotelu, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na coś naprawdę związanego z piłką nożną. Na to się jednak nie zanosi. Nowy prezes PZPN Grzegorz Lato jako senator był tak aktywny, że w ciągu całej kadencji zabrał głos aż 5 razy. Jak mu wyliczyli dziennikarze RMF-u, średnio co około 290 dni. Z drugiej jednak strony jak się nie ma nic mądrego do powiedzenia, to może rzeczywiście lepiej się nie odzywać?

tekst i zdjęcia: Krzysztof Kłos

PS. Mam nawet hasło zawołanie dla działaczy PZPN - u: Obiadów w Sheratonie nie zjadamy - ławki na jedno boisko mamy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz