Przy Grunwaldzkiej, gdzie mieszkał Kazimierz Deyna, zawiśnie we wtorek pamiątkowa tablica (tekst pisany w miniona środę). Poszliśmy sprawdzić, jak przebiegają roboty i odwiedziliśmy siostrę "Kakiego". Kazik - Wypatrzony w niewielkim klubie Włókniarz w Starogardzie za poręczeniem Leszka Jezierskiego trafił do Łódzkiego KS, gdzie jednak rozegrał tylko jeden mecz. Wiele klubów toczyło o niego prawdziwą batalię.Ostatecznie trafił pod skrzydła Jaroslava Vejvody do stołecznej Legii, gdzie spędził niemal całą karierę zawodniczą. "Kaka" był przywódcą w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Niesamowity talent Deyny rozwijał się szybko i - co najważniejsze - prawidłowo. Początkowo grywał wraz z Robertem Gadochą w ataku "wojskowych". Vejvoda dostrzegł jego cechy przywódcze i przesunął go do pomocy - to było najlepsze co mógł zrobić, bo "Kaka" w klubie i reprezentacji stał się prawdziwym łącznikiem między obroną i atakiem. Jego znakomita wytrzymałość w połączeniu z piłkarskim geniuszem dawała fantastyczne efekty. Podczas meczów potrafił kilkudziesięciometrowym podaniem "do nogi" otwierać partnerom drogę do bramki rywala. Był niezwykle skutecznym egzekutorem rzutów karnych. Miał niesamowitą boiskowa intuicję - potrafił z niezwykłą skutecznością przewidywać rozwój wydarzeń na boisku. Nawet jego słynne "kółeczka" miały swój cel. Dawały czas jego kolegom na lepsze ustawienie na boisku, wprowadzały w błąd rywala, a czasem zwyczajnie usypiały przeciwników. Jego idolami byli Guenter Netzer i Roberto Rivelino.
Danuta
Deyna urodził się 23.10.1947 r. w Starogardzie. Miał dziewięcioro rodzeństwa. "Kociewiak" dotarł do jego siostry, Danuty Perlikowskiej, która mieszka do dziś w domu przy Grunwaldzkiej 7, w którym "Kaka" się wychował. Budynek jest właśnie remontowany, bo ma na nim zawisnąć tablica pamiątkowa.
Pani Danuta opowiada o sąsiadach, którzy nawet w latach największej jego świetności zawsze znajdowali powód, żeby wetknąć jakąś szpilkę. Tak jest niestety do dziś. Siostra Deyny nadal kłania się złośliwym sąsiadom, bo nie umie gniewać się na kogokolwiek. Rozmawia z nami chętnie. Ogólnie nie lubi udzielać wywiadów, ale jeżeli chodzi o brata, to udziela - chciałaby, aby pamięć o nim pozostała. Nie lubi mediów, bo źli ludzie zrobili bratu dość krzywdy, próbując zbić kapitał na jego śmierci. Ciekawe, czy tak też nie będzie z dokumentalnym filmem o tym fenomenalnym piłkarzu, który akurat powstaje. Panią Dankę odwiedzili już jego realizatorzy. Podobnie jest z pamiątkami. Kiedy OSiR organizował turniej im. K. Deyny siostra piłkarza pożyczyła im zdjęcie. Nie wróciło, a jej bardzo zależy na tej pamiątce. Jaki był brat, kiedy jeszcze nie zabłysły jupitery? Grał nawet w domu. Raz dostało mu się za wybicie dużej szyby w drzwiach dzielących pokoje. Poza boiskiem był człowiekiem skrytym, stroniącym od towarzystwa. Jego koledzy pamiętają jednak jego niezwykłe poczucie humoru. A kiedy zabłysły te jupitery? Był gwiazdą na murawie, ale nie cierpiał tego, co działo się po zejściu do szatni. Nie lubił wywiadów, peszyły go mikrofony i kamery.
Kazik
Powspominajmy. Słynny stal się Kazikowy rzut wolny z 1969 r. w meczu Legii z Pogonią Szczecin. Deyna umieścił piłkę po rzucie wolnym w prawym okienku. Sędzia jednak nakazał powtórzyć rzut. Deyna ze stoickim spokojem po raz drugi umieścił piłkę w okienku - lecz tym razem w lewym.. Z Legią dwukrotnie był mistrzem Polski (1969, 70), w edycji 69/70 awansował też do półfinału Pucharu Europy. Mistrz olimpijski z Monachium w 1972 (z dziewięcioma golami król strzelców tego turnieju), wicemistrz z Montrealu cztery lata później.
Kazimierz Deyna w latach 60., a szczególnie 70. uważany był za najlepszego, obok J. Cruyfa, G. Mullera i F. Beckenbauera, piłkarza świata. W 1974 r. zdobył z reprezentacją srebrny medal za trzecie miejsce mistrzostw świata na boiskach RFN. Tam został wybrany trzecim piłkarzem imprezy, również trzecim w plebiscycie "France Football" na najlepszego gracza Europy. W Argentynie w 1978 Polacy zajęli piąte miejsce. Dla Polski zagrał 102 razy, strzelając 45 goli. W finałach MS 13 razy prowadził reprezentację jako kapitan (lepszy bilans mają tylko Argentyńczyk D. Maradona - 16 i Włoch D. Zoff - 14 razy). Piłkarz 75-lecia PZPN i drugi w plebiscycie na gracza 80-lecia. Kochany w Warszawie, znienawidzony na Śląsku. Tam gwizdano na niego nawet, gdy strzelając bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego w meczu z Portugalią wprowadzał Polskę do finałów MS w Argentynie. Wielu miało mu za złe, że na mistrzostwach świata 1978 spudłował karnego przeciwko Argentynie, który mógłby zadecydować o awansie Polaków. Nigdy nie pudłował karnych, ale tamtego wieczoru nawet mistrzowi nie wyszło... Pożegnanie było smutne - Polska przegrała z Brazylią 1-3. W tym meczu Deyna po raz 57. poprowadził biało-czerwonych jako kapitan. W tym samym roku został piłkarzem Manchesteru City. Skończyła się jego wielka kariera w Polsce i 15-letni pobyt w wojskowym klubie. Wyjechał jednak zbyt późno do Anglii. Nie pasował mu tamtejszy styl gry. Po trzech latach zdecydował się wyemigrować do USA. Jeszcze zabłysnął w kalifornijskim klubie, trzykrotnie zdobywając halowe mistrzostwo USA. Ostatnie lata jego życia nie były udane. Menedżer prowadzący jego sprawy przez 10 lat okazał się hochsztaplerem. Okradł Deynów na setki tysięcy dolarów. Występował jeszcze w reprezentacji oldbojów. Ostatni raz zagrał 27.07.1989 r., kiedy w duńskim Aalborgu wystąpił przeciwko Włochom w zwycięskim (3-1) meczu. Dwa miesiące później (1.09) zginął w wypadku samochodowym na autostradzie w San Diego, koło granicy amerykańsko- meksykańskiej. Wracał z treningu swojej drużyny, zginął na miejscu. Samochód prowadzony przez Deyne wpadł na nieprawidłowo zaparkowaną ciężarówkę. Pozostawił żonę Mariolę i dziś prawie 30-letniego syna Norberta.
Danuta
Jest podobna pod pewnym względem do "Kakiego". Nie lubi tego blichtru. Kiedy pojechała do warszawskiego hotelu Mariott odbierać w imieniu brata nagrodę za tytuł najlepszego piłkarza XX w., była speszona i cała w stresach. Pieczołowicie przechowuje otrzymana tam pamiątkową paterę. A inne nagrody? Siostra Teresa ma do niej żal, że pozbyła się pamiątkowej gwiazdy z drewna. Kupił ją pewien kolekcjoner zapewniając, że znajdzie godne miejsce. To sytuacja zmusiła panią Danutę do takiego kroku. Nie ma pracy, a piątka dzieciaków chce jeść.
- Syty głodnego nie zrozumie - słyszymy. I po chwili: - Żeby choćby do sprzątania ktoś przyjął... Lubi sprzątać, o czym świadczy jej mieszkanie. Będzie jeszcze ładniej. Przez ten remont. Przed domem trwają prace. Przy rusztowaniach uwijają się Piotr Raszeja i Jerzy Kabat. Wiedzą, że mieszkał tu Kazimierz Deyna. Pozują do zdjęcia, bo to miłe mieć udział w czymś, co inni będą potem podziwiać. Musi szukać dróg wyjścia z tarapatów finansowych i czasami wyprzedaje pamiątki. Cóż - takie jest życie. Nie zawsze razem z mistrzem dorabia się jego rodzina.
Jej córka, Irmina, też straciła pracę. Może obie dzięki temu tekstowi ją znajdą. Żeby nie trzeba było wyprzedawać tych pamiątek.
Tekst i foto: Jarosław Stanek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz