piątek, 18 lipca 2003

Kupi mi pani....

Kupi mi pani bułeczkę? - Południe, dzień targowy. Koło "Kupca". Jeszcze nie wyłączyłam silnika, a już się zbliżają. Kilku zupełnych małolatów, z paluchem w buzi, i kilku starszych, o już ponurych jak u dorosłych minach. Chyba najmłodszy dochodzi pierwszy (tak się przeważnie dzieje). Wyjmuje palec z buzi i cicho mówi: - Pani da 50 groszy na coś do zjedzenia. Podobnie jest na tzw. pasażu Kościuszki (od głównej Kościuszki w stronę "Wojciecha"), pod "Żabianką" i na Rynku. Są też "domokrążcy". W sumie może być ich ze stu. Jeździmy po mieście, zatrzymujemy się w tych miejscach. Pierwszy jest pasaż. Pytamy: co i jak.Do wieczora daleko, więc musi sobie jakoś poradzić, no nie? - Kupi mi pani bułeczkę? - Południe, dzień targowy. Koło "Kupca". Jeszcze nie wyłączyłam silnika, a już się zbliżają. Kilku zupełnych małolatów, z paluchem w buzi, i kilku starszych, o już ponurych jak u dorosłych minach. Chyba najmłodszy dochodzi pierwszy (tak się przeważnie dzieje). Wyjmuje palec z buzi i cicho mówi: - Pani da 50 groszy na coś do zjedzenia. Podobnie jest na tzw. pasażu Kościuszki (od głównej Kościuszki w stronę "Wojciecha"), pod "Żabianką" i na Rynku. Są też "domokrążcy". W sumie może być ich ze stu. Jeździmy po mieście, zatrzymujemy się w tych miejscach. Pierwszy jest pasaż. Pytamy: co i jak. - Mi mama nie każe. Nie pozwala mi prosić o pieniążki - chętnie mówi na oko 12-letni blondynek Kamil. - Ale co mam zrobić, jak jestem głodny? Z jego wypowiedzi wychodzi taki oto obraz życia rodzinnego. Mama daje mu śniadanie i wychodzi z domu - na cały dzień. Chłopiec zostaje zupełnie sam. - Do sąsiadów nie idę, bo to wstyd - opowiada. - A poza tym wszyscy to... (tu wstaw nieparlamentarne słowo, Czytelniku). Do wieczora daleko, więc musi sobie jakoś poradzić, no nie? - dopowiada Robert, kolega Kamila. Sytuacja Roberta w porównaniu z Kamilową jest luksusowa. Na pasażu dotrzymuje mu jedynie towarzystwa. Po ludzku, żeby kumplowi nie było smutno. Kamil nagle się ożywia. Widać, że to towarzystwo dodało mu otuchy. - Ja nie proszę tylko o pieniądze - wyjaśnia. - Pytam, czy ktoś mi kupi coś do jedzenia. Może iść ze mną do sklepu i sprawdzić, czy nie kłamię. Pomimo gehenny wkuwania materiału rok szkolny jest dla niego jak gastronomiczne eldorado. 10 miesięcy codziennie słodka bułka i obiad. Wakacje dla brzucha Kamila to dość ponury okres. A co na to mama? Mamusia na to nic. Problemy syna są jej równie odległe jak problemy Murzynka Bambo w najbiedniejszym kraju Afryki. Wieczór. O tej porze przy jednym z marketów stoją dwie dziewczynki, siostrzyczki. Miłe buzie, smutek w oku. Mają z 6 i 9 lat. Stoją prawie codziennie. Próbujemy nawiązać rozmowę. Nie chcą się przedstawić. Boją się, bo - mówią dyskretnie - pilnuje je mama. Oglądamy się dookoła - szukamy mamy. Widocznie dobrze się skryła. Okres wakacyjny to dla nich czas wytężonej pracy. Zwyczajnie mają więcej wolnych od nauki godzin i stoją tu znacznie dłużej. Proszą tylko o jedzenie, żadne tam grosidła. - Ich mama każe dziewczynkom wszystkie produkty chować do reklamówki i przynosić do domu - opowiada ekspedientka marketu. - Na wspólną kolację? O nie, proszę pani! Towar sprzedaje sąsiadce za połowę ceny. Za tak zarobiony pieniądz kupuje dla siebie alkohol. A dziewczynki? Mogą sobie powąchać kapselek od bełtów. Domokrążcy nie chodzą samojeden. Na ogół jest ich trzech, czterech, tylu, ile mamcia urodziła. Czyli rodzeństwa. Działają profesjonalnie, z przygotowanym dużo wcześniej biznesplanem. - Na ogół wiemy, gdzie kto da. Tam idziemy. Ja idę do jednej klatki, siostra do drugiej, a Przemek (najmłodszy brat) pilnuje na dole siatek z jedzeniem - opowiada szef - najstarszy brat, Radek. - To się tak nie da, się nie bać. Chociaż przychodzimy ciągle do tych samych bloków, to zawsze jesteśmy przestraszeni. To jest strach ze wstydem... Przed czym? Pani mówi, że powinniśmy być przyzwyczajeni do tego, ale tak wcale nie jest. Myśli pani, że nam się to podoba, kiedy dzieci nas przezywają, biją i wyrywają siatki? Personalia? A po co to? Najstarszy z rodzeństwa zdradza jedynie, że mieszka pod Nową Wsią. I jeszcze to, że do "drużyny" nie może dołączyć ten czwarty, bo jak na razie jest malutki i pilnuje go mama. A taty w domu nie ma. - Ja jestem głową rodziny - w głosie Radka nie ma ani odrobiny dumy. Nie ma też żalu. Ot, chłopak jest twardzielem i walczy. - Mogę zrobić chociaż tyle, że nikt nie będzie aż tak głodny... Zdarzają się ludzie, którzy dadzą ubrania, zeszyty i przybory szkolne. Zawsze im powiem "dziękuję". Czasami mi wstyd, że u niektórych ludzi jestem co trzeci dzień i proszę o coś do jedzenia. Ale co zrobić? Wiem, że niektórzy chcą wyłudzić pieniądze. Nieraz już słyszałem: "Ty mały oszuście. Pieniądze ci w głowie...". A ja nie chcę tych pieniędzy. Jak ktoś mi da kawałek chleba, to też się ucieszę. Przez prawdziwych oszustów niektórzy nie chcą nam pomagać, bo myślą, że my tacy sami. Że weźmiemy tylko kasę, a jedzenie wyrzucimy. Dla Radka kwestia rozpoznania, kto jest oszustem, a kto w potrzebie, jest prosta. Ci, co nachalnie zaczepiają i chcą tylko pieniędzy, są podejrzani. Im zależy na szybkim "zarobieniu" paru groszy. Działają nieraz bez skrupułów. Na przykład składają propozycję: "Popilnować samochodu?". Właściciel na ogół mówi "nie", ale odchodzi od pojazdu na zakupy już niepewnie, czy aby za nieuiszczenie "opłaty parkingowej" na karoserii nie pozostanie rysa. Izabela Lemańczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz