Adam Kościelny (48 l.) od 1979 r. mieszka w Pinczynie. Jest właścicielem zakładu dekarsko-blacharskiego. Od dziecka jako trampkarz grał w LZS Rywałd, gdzie mieszkał do 16. roku życia. Potem, w juniorach, kopał piłkę w Famorze Starogard (przemianowanym później na Stoczniowca Starogard) i dwa lata w Gedani w klasie wojewódzkiej. Jako senior - w Unii Starogard w latach 1976 - 1978, do 1982 r. w SKS-ie ("na dzisiejsze czasy w IV lidze"), w Pinczynie Meteor i w Sokole Zblewo. Dzisiaj jest działaczem sportowym. Na zdjęciu Adam Kościelny z synem Adamem na boisku przy swoim domu.
Jaka impreza może w małych miejscowościach przyciągnąć więcej niż 100 widzów? Jakie - pomijając msze święte - cykliczne wydarzenia są w stanie zgromadzić nieraz i jedną trzecią wsi? Nie występy teatrów, artystów, nie spotkania z politykami. Na te ostatnie przychodzi garść ludzi, przykładowo na spotkanie z trzema posłami (w tym jeden w randze ministra) przyszło w Zblewie niecałe 40 osób. Jakie zdarzenia są w stanie dzisiaj oderwać od TV? Tylko piłka nożna! Jeszcze się kręci, jeszcze ją kopią, ale jakby siłą bezwładu. Jakieś odpowiednie do jej roli finansowanie? W ogóle jakiś system? Mówi o tym Adam Kościelny z Pinczyna
Na podłodze pokoju w domu pana Adama wielka siata z ciuchami. To po meczu oldbojów. Żona pana Adama, Barbara, wypierze.
- Kocham piłkę nożną, w ogóle sport. Tu, obok domu, jest boisko. Przychodzą chłopcy, grają. Muszę od czasu do czasu z nimi zagrać. Grają też i synowie. Mam ich pięciu: Bartosza, Piotra, Adama, Marka i Patryka. Są też dwie córki Patrycja - bliźniaczka Patryka, i Anita. Synowie też grali i grają w piłkę. Kiedy grałem w Pinczynie, trochę ich trenowałem. Bartosz, najstarszy, grał nawet całkiem dobrze. Dziś ma 26 lat. Młodszy, Adam (12 l.), gra w młodzieżowej drużynie w szkole. Lubię ich potrenować. Poza tym po pracy też sobie nieraz pogram. Od razu przechodzi zmęczenie.
Teraz pan Adam jest działaczem.
- To regularnie widowisko - odpowiada na pytanie, czym jest piłka na wsi. - Ludzi przychodzi sporo, ale nie tylko obejrzeć sport, bo po meczach odbywają się też i inne imprezy, na przykład festyny. Kiedy drużynie idzie dobrze, frekwencja rośnie. Jak u nas była A-klasa i w drużynie grali miejscowi, to przychodziło ponad 150. Na wyjazd jechało 50 i trzeba było wynająć dodatkowo autobus. To było w sezonie 1985/86 r. Teraz przychodzi mniej, z 50, 70. W różnym wieku. Niektórzy kibice nie upuścili żadnego meczu, nawet wyjazdowego. Na przykład mój sąsiad Ciesielski.
Od kiedy jest pan opiekunem drużyny, działaczem, trenerem?
- Pierwszy raz trenowałem Meteor, kiedy grał w A-klasie, od 1985 roku. W trenerce mam rozeznanie wzięte z boisk jako zawodnik. To trwało do 1990 r., do spadku z A do B-klasy. Wtedy pałeczkę trenerską przejął Mariusz Szymanek, jeden z tych z Pinczyna, którzy grali w Starogardzie. To nie pomogło. Spadli jeszcze niżej. I piłka w Pinczynie zaczęła się rozsypywać. Ale ci zażarci kibice ciągle jeszcze przychodzili. I do dzisiaj przychodzą.
W jakim miejscu jesteście na piłkarskiej mapie Polski? Niech pan opowie o całej strukturze...
- Jest ekstraklasa, potem II liga, III liga międzywojewódzka, IV liga wojewódzka (z naszej gminy grają w niej Brzoza Kleszczewo i Sokół Zblewo), V liga to jest A-klasa i B-klasa. Niżej już nic nie ma. My jesteśmy w B-klasie. W najniższej klasie. Kiedy ja trenowałem, owszem, zespół spadł do B-klasy, ale jeszcze była C-klasa.
I znowu pan trenuje...
- Od tej zimy. Janusz Wołoszyn, kierownik pinczyńskiego LZS-u, który wnosi duży wkład w rozwój piłki, porosił mnie, żebym zajął się drużyną zimą. Prowadzę działalność gospodarczą, ale zimą miałem trochę więcej wolnego czasu i się za to wziąłem. Teraz zrobiło mi się żal drużynę opuścić i staram się pociągnąć do końca sezonu. Chłopacy chętni są... Mają chodzić w niepotrzebne kierunki? Bez trenera, opiekuna nie ma treningu. Piłkarze mają od 16 lat do 40 lat. Trenują dwa razy w tygodniu po 2 godziny.
Dostaje pan coś za to?
- Nie, co pan. Lubię to.
I jak Meteorowi idzie?
- W B-klasie gra 13 drużyn. Jesienią z 4 punktami byliśmy na ostatnim miejscu. Podobnie jak w ubiegłym sezonie. Kiedy to przejąłem, zdobyliśmy w rundzie wiosennej 4 pkt (wygraliśmy z Kolibrem Lubichowo, zremisowaliśmy z Łęgiem, przegraliśmy z Neptunem Zduny). Jedną kolejkę pauzowaliśmy. Gdybyśmy te zaległy mecz wygrali, to znaleźlibyśmy się w środku tabeli.
Gmina Zblewo słynęła z dużej ilości drużyn. Ile gra teraz?
- Było osiem. Kleszczewo, Zblewo grały wyżej, a potem były Borzechowo, Jezierce, Miarodowo, Pinczyn, Bytonia, Radziejewo. Zostały cztery: Kleszczewo, Zblewo, Radziejewo i Pinczyn. Drużyny wykruszyły się same z powodu braku funduszy.
No tak. Było ich za dużo. Akurat byłem na spotkaniu, gdzie mówiono o jakiejś silnej reprezentacji gminy, jednej drużynie, a nie aż tylu. Może to i słuszne?
- Raczej wygodne. Oczywiście, z jednej strony to jest dobrze, że są lepsze drużyny, bo można iść pokibicować, ale z drugiej strony to nie są nasi zawodnicy, to zaciężni. No i z trzeciej strony - gdzie ma grać nasza młodzież?
A może to nie jest tylko kwestia pieniędzy? Może nie ma takich zapaleńców jak pan? Może się młodym nie chce grać?
- Mieszkam ze 2 km od centrum Pinczyna. Niech pan zobaczy po drodze, ilu kopie piłkę... Wszędzie kopią. Fundusze są najważniejsze. Bez sponsorów nie da rady. Dziś nie da się utrzymać drużyny nawet na podstawowym B-klasowym poziomie. Minimalnie na sezon musi być 10 tys. zł. My dostajemy od gminy dotację na sport - 2200 zł. To musi wystarczyć na przygotowanie boiska, na wapno, koszenie (robią to zawodnicy), na opłacenie sędziów. Sędzia bierze regulaminowo - ok. 82 zł. Przyjeżdża jeden. Koszty pozostałe to przejazdy. Moja żona pierze stroje dla oldbojów, bo mamy jeszcze taką drużynę, a stroje młodej drużyny pierze żona Janusza Wołoszyna. Oni też maja pięcioro dzieci. Ci, co mają najwięcej dzieci, to dostają najwięcej do prania. I to się oczywiście robi gratis. Na oldbojów też mamy przyznaną pulę. 400 zł na sezon wiosenny. Tutaj sędziowie kosztują 350 zł.
Oldboje grają dla własnej przyjemności. Zostawmy ich. Mówmy od drużynie, która gra w systemie ogólnopolskich rozgrywek... Kto pomaga?
- Firma Dekpol daje na transport. I to już jest bardzo dużo. Gdyby nie sponsorzy, byli zawodnicy, byłoby ciężko.
Czy za PRL-u było lepiej?
- Był dużo łatwiejszy dostęp do finansów. Poza tym były inne relacje cenowe. Zrobiliśmy dyskotekę, to z przychodów tej dyskoteki stać nas było sfinansować wyjazdy przez cały sezon. Do tego dodajmy pieniądze z LZS-ów. Przydzielano na każdą wioskę na sport i na kulturę proporcjonalnie według liczby mieszkańców. Dlatego grali w każdej wiosce. A teraz to umiera. W takich Jeziercach jak zaprzestali grać, to na boisku rośnie trawa do pasa. I tego tak łatwo się nie da odbudować.
O ile szacunkowo mniej osób kopie piłkę niż wtedy?
- Z 40 procent na pewno.
I co? To będzie tak trwało? Czy dyskutujecie o tym, że mogłoby być inaczej? Pan - trener, Wołoszyn - kierownik, zaowdnicy...
- Tu nie ma kierownika. Nazywamy tak Wołoszyna, człowieka ambitnego i z charakterem. Ale te stanowiska to są samozwańcze. Każdy to robi z własnej woli... Oczywiście, że po każdym meczu dyskutujemy o przyszłości. I oczywiste jest, że to powinno się zmienić. Bo czym przyciągnąć młodzież? To jedyny spektakl we wsi, który przyciąga tyle osób... Mamy na uwadze szatnie. Walczymy o to. Siedziby nie mamy. Są trzy baraki kupione z inicjatywy Franka Bielińskiego. Od czasu do czasu je malujemy i odnawiamy. Imprez nie ma, jak grali oldboje, to był festyn.
Niech pan sobie wyobrazi, że Meteor dostaje na sezon 200 tys. złotych...
- Co byśmy kupili? W każdej drużynie mają buty piłkarskie, a my nie mamy. Jest sponsor, który nam kupi. Stroje nam kupił na ten sezon. To syn Henryka Radomskiego, który grał u nas. On u nas grał i Mariusz Szymanek - jego zięć. To ten, co grał i trenował. Dresów w ogóle nie mamy. Gdyby były takie pieniądze, to 22 zawodników grałoby bez problemu. Sa i inne koszty... Takie karty sztywne. Też kosztują. A kluby są biedne. Nie ma nawet środków, że by zrobić ogłoszenia o meczu. Chłopaków naprawdę przychodzi bardzo dużo, ale jak ich przyciągnąć na dłużej, kiedy nam trudno zapłacić za kartę sztywną.
To może jakiś układ patronacki, z silniejszym klubem?
- W miastach kluby też są biedne. Taki Starogard. Widzi pan, jak jest... Cofamy się, a co dopiero porównywać z Zachodem. Byłem w Anglii. W Londynie to jest boisko przy boisku. Na takiej wiosce jak nasza powinny być co najmniej dwa boiska i to porządne.
Najważniejsi są jednak ludzie. Tacy jak pan. Działa pan społecznie, bo panu żal drużyny. A gdyby panu dawali etat, to wziąłby się pan?
- Mam zamiłowanie do sportu. Być może.
Oprac. na podstawie artykułu w Tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego
W gazecie opublikowano zdjęcie drużyny z roku 1986 na boisku w Lubichowie. Od lewej stoją: Marcin Smukała, Hubert Modrzejewski, Jarosław Otta, Krzysztof Niemczyk, Grzegorz Kozłowski. W przysiadzie: Franciszek Bieliński, Adam Kościelny, Marek Frefta, Grzegorz Kozłowski, Jacek Hofman.
Tel. (058) 588 32 78. Kom. 506 730 472.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz