Kamień leży, to podniesę
Bronisław Szandrach (81 l.) przyjmuje nas w wielkim przedsionku. Ma na sobie przybrudzony strój roboczy, bo właśnie wrócił z gospodarskiego obchodu. Jest stworzony ino do roboty. - Jak pójdę, a kamień leży, to podniosę - mówi. Gratulujemy mu zdrowia, ale zaprzecza: Chorobów to ja miał wiele. I wrzody na żołądku, i przedzawał. Ale jak syn ma robotę, idę do krów pościelić. Żałuję tylko, że mogę jedynie lekko pracować. Na pytanie, kiedy mu się najlepiej na wsi żyło (a żył w Zielonej Górze od urodzenia) nie odpowiada typowo, że za Gierka. - Panie ja tu dobroci nie przeżyłem. Na gospodarce jano robić, robić, robić. A za Gierka kto był cwany, to się dorobił. Kto nabrał pożyczki w tysiącach, a płacił grosze. Jedyne dłuższe "wczasy" pan Bronisław miał za Niemca. W wieku 16 lat pracował na robotach u bauera na Żuławach. Tam miał taką oto przygodę. Siedział nad talerzem przy stole. Cichaczem stanął za nim jakiś Niemiec z Hitlerjugend. Nagle wcisnął mu twarz w zupę, po czym zaczął rechotać. Bronisław hardy był. Wytarł twarz, odczekał swoje i to samo zrobił z Niemcem. Rozległ się wrzask. Pojawił się bauer, wysłuchał co i jak, i spuścił manto młodemu... Niemcowi. Taka przygoda na "wczasach". Poza tym całe życie na roli. No, może z małymi przerwami na wycieczki, jakie organizowała żona. Inna sprawa, że Bronisław Szandrach nigdy, ale to nigdy by się nie przeprowadził do miasta. - No bo gdzie tam patrzeć, jak coś rośnie? Na pytanie, co by zrobił, gdyby wygrał w totolotka, odpowiada: Podzieliłbym na rodzinę. Ale co my tu o totolotku. Pieniądze i bez totolotka Szandrachom się należą. Nieco później pan Bronisław idzie pokazać nam krówki i świnki. Zwierzęta czyściutkie są, zakolczykowane jak należy, już cała gębą unijne. Pan Bronisław pokazuje na nowo powstającą stodołę. Starą trąba wzięła. Dosłownie. Zdarzenie to było szeroko opisywane w prasie. Otóż 6 czerwca 2000 roku przyszła trąba powietrzna, podniosła stodołę i przerzuciła aż przez szosę. Wyrządziła w gospodarstwie szkody. Od tego czasu Szandrachowie czekają na odszkodowanie. I jakoś nie mogą się doczekać. Takie państwo. - A gdybyśmy my tak z jakąś zapłatą zwlekali? Od razu komornik - kiwa głową Bronisław. Niesprawiedliwość taka, że już nawet denerwować się nie chce.
Jeda jak diabeł do ośpic
Genowefa Szandrach (76 l) na wieść o naszym przybyciu wsiadła na rower w Lipinkach Królewskich i prędko przykręciła do domu. Jesteśmy nieco onieśmieleni - pan Bronisław w wieku 81 lat bez pracy jakoś nie może się obejść, pani Genowefa w także dostojnym wieku swobodnie sobie kursuje między Zieloną Góra a Lipinkami jednośladem. Czyżby w tej Zielonej Górze był jakiś specyficzny klimat? Do tego hoduje sporo kaczek i kur. Coś takiego! Pani Genowefa wyjmuje pudełko ze zdjęciami i dyplomy. To świadectwa jej działalności jako przewodniczącej Koła Gospodyń Wiejskich w sołectwie. Sprawowała tę funkcję ponad 30 lat. Od 1959 roku była już członkiem koła. - To były czasy - wzdycha. Na dyplomach wypisane osiągnięcia. Między innymi dotyczą skupu mleka. Co robiło KGW? Jak wszędzie. Kursy kroju i szycia - też i kołder, pieczenia, gotowania, haftowania. No i różne imprezy i wycieczki. Została po niej w świetlicy wypożyczalnia naczyń na 100 osób. - Stale dokupowałam tych naczyń - mówi pani Genowefa. Wtedy kobiety były bardziej aktywne. Pracowało się tak: "Igiel, szmigel, jaja swoje i tort gotowy". Ona sama była zaradna i dzielna. - Raz wracałam z Dnia Kobiet. Zaatakował mnie piżmak, ale ja złapałam go za słabiznę i o asfalt. I fertih. A rowerem to rzeczywiście jeda jak diabeł do ośpic. Na ostatnie zebranie KGW przyszło dziewięć członkiń. To musiało tak wygasnąć. Kiedy wszystkie panie były w równym wieku, to wszystko grało, potem przestało grać. Teraz już nie jest przewodniczącą, ale nadal chce być aktywna - 22 maja pojedzie na wycieczkę na Kaszuby jako jedna z nielicznych z KGW. Jest nieco rozgoryczona ostatnimi wydarzeniami, związanymi ze zmianą przewodniczącej. Wiadomo, do czegoś takiego musiało dojść. Są inne pokolenia, chcą też coś robić, być może coś zupełnie nowego. Ale ją potraktowano niesprawiedliwie. Mimo to nowej przewodniczącej życzy jak najlepiej.
Oprac. na podstawie artykułu w Tygodniku "Kociewiak" - środowe wydanie "Dziennika Bałtyckiego"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz