piątek, 29 października 2004

Ambroziak o Szkolnym Ośrodku Kariery

Dariusz Ambroziak uczy w tutejszym gimnazjum wuefu i informatyki. Jak mało gdzie potrafi wykorzystać komputery w pracy.

Dariusz Ambroziak (45 l.) - urodził się i mieszkała w Gdańsku. Ukończył AWF - specjalizacja: kajakarstwo i piłka ręczna. 21 lat mieszka w Zielonej Górze (gm. Lubichowo). Po studiach, po wysłuchaniu radiowej audycji nt. pracy na wsi, objechał województwo.
- To był mój świadomy wybór - mówi. - Szukałem jakiegoś spokojnego miejsca. Podobało mi się w Chmielnie na Kaszubach, ale tutaj, w Lubichowie, był konkretny dyrektor szkoły. Stefan Brzeziński. Przyjechałem do niego, rozmowa trwała 5 minut.
Radny III i obecnej kadencji RG Lubichowo. W gimnazjum w Lubichowie wuefista i informatyk. Jako instruktor sportu zajmuje się w gminie Lubichowo zwłaszcza piłką nożną. Jego uczniowie biorą udział w kociewskiej lidze gimnazjalnej. Jako informatyk m.in. prowadzi w gimnazjum Szkolny Ośrodek Kariery - czyli SzOK. W Zielonej Górze dba o obiekty sportowe - dwa boiska piłkarskie.

W lubichowskim gimnazjum są drzwi z napisem "Szkolny Ośrodek Kariery". Poważnie brzmi. A jednak pomyślałem: to niedobrze, że już w szkole robi się karierę. Cóż to takiego ten Ośrodek?
- Tu chodzi o to. Rok temu ogłoszono, że jest ministerialna koncepcja ośrodków SzOK i że można otrzymać granty, pieniądze. Napisaliśmy więc program. Powędrował do Gdańska, do OHP. Oni to zweryfikowali i wysłali do Warszawy. I w październiku ubiegłego roku otrzymaliśmy te pieniądze. W sumie zgromadziliśmy około 16 tys. zł. Program zaczęliśmy realizować w grudniu. Idea naszego programu jest taka, że uczeń przychodzi do nas, do SzOK-u i dowiaduje się wszystkiego o ponadgimnajalnych szkołach w powiecie, o zawodzie, jaki może zdobyć, ucząc się dalej w określonym kierunku i o perspektywach zatrudnienia.

SzOK mieści się w sali. Czyli za tymi drzwiami jest po prostu punkt informacji o szkołach gimnazjalnych? Rozumiem, jako że jest pan informatykiem, że to punkt urządzony w sposób nowoczesny?
- Tak. Tam jest sala komputerowa. Oprócz mnóstwa broszur, różnych wywieszek na tablicach, mam w komputerach bazę danych o tych ponadgimnazjalnych szkołach. Uczeń siada przed monitorem i zdobywa informacje, wchodząc przez linki na strony tych szkół.

Proste. Zdobywanie informacji przez internet. To chyba dzisiaj normalne?
- Dla nas to nie było proste. Kiedy ogłoszono, że jest coś takiego jak SzOK, ktoś palnął w ministerstwie, że to dla szkól, gdzie jest stałe łącze internetowe. A u nas takiego łącza nie było. Absurdalne stwierdzenie. Przecież ideą SzOK-u było to, żeby takie ośrodki powstawały właśnie w małych miejscowościach, gdzie są przecież problemy techniczne ze stałym łączem. Coś, co jest niezależne od nas. W ogóle odnoszę wrażenie, że w Warszawie ktoś rzucił pomysł ośrodków SzOK i sam nie wiedział, jak to ma wyglądać. To śmieszne, rodzi się akcja ministerialna i nie ma koncepcji.

Może ktoś wiedział? Może zabrakło w terenie informacji albo były w internecie?
- Nie wiedzieli. Pojechałem na zebranie do Warszawy, do tych "szokowców", a tam ogólniki. Szukam w internecie - też ogólniki. Wobec tego napisaliśmy program sami.

I jednym z elementów tego programu było owo nowoczesne centrum informacji o szkołach ponadgimnazjalnych. Co jeszcze?
- Był w projekcie też mój pomysł pod nazwą "Karta kariery ucznia". Jest realizowany od lutego tego roku.

Znowu bardzo poważna nazwa. Na czym to polega?
- Są kwestionariusze, ankiety, które uczeń wypełnia raz w roku w każdej klasie gimnazjum. Pytania do tych kwestionariuszy wziąłem z poradnika.

I uczeń pisze wypracowanie o sobie, swoich osiągnięciach, predyspozycjach, zainteresowaniach?
- Nie ma opisowych odpowiedzi. Kwestionariusz powstaje w komputerze.

Czyli test.
- Nie nazywam tego testem, ale trzeba wypełniać prędko, bo pytań jest nawet ponad 70. Są też odpowiedzi nie składane w formie komputerowej, ale innej. Na przykład jest polecenie: "Narysuj swój największy sukces życiowy". I uczeń rysuje siebie dźwigającego sztangę. Oczywiście w trzech kolejnych klasach są różne kwestionariusze. Zastanawiam się, czy robić to w pierwszej klasie. Świat dla pierwszoklasisty gimnazjum jest jeszcze abstrakcją.

Co te kwestionariusze dają?
- Pod koniec III klasy gimnazjum dają odpowiedź, jaki ten uczeń jest, jakie ma predyspozycje, charakter, osiągnięcia. Do tego dołączamy wyniki nauczania.
To mnóstwo pracy.

- Niezupełnie. Mamy je w komputerach, w exelu. Wszystkie wyniki ucznia. Pod koniec każdego semestru wychowawcy klas wklepują je do komputerów, a uczniowie dostają świadectwa komputerowe. Z materiałów w exelu powstaje statystyka szkoły, dane do obróbki, do wyciągnięcia średniej klasy, średniej ocen każdego ucznia, średniej klas pierwszych, drugich, trzecich, średniej ocen z przedmiotów humanistycznych, matematyczno-przyrodniczych i tak dalej. Program szereguje też najlepszych. Powstaje obraz nauki ucznia z kilku lat.

Hmm...Świadectwa komputerowe. To chyba coś nowego, a przy tym coś tak oczywistego. Tym bardziej, że w szkołach jest mnóstwo komputerów i wszyscy o nich mówią. Tak na marginesie - ile jest w gimnazjum w Lubichowie?
- Ze 40. W SzOk-u, w normalnej sali komputerowej, ma dyrekcja, są w bibliotece, niebawem będzie GCI, też z komputerami.

A co to będzie GCI?
- Gminne Centrum Informacji. Na razie powstaje program.

Z tego, co pan mówi, wynika, że każdy nauczyciel jest z komputerem za pan brat i wszystko umie zapisywać w formie elektronicznej. Z mojej wiedzy wynika, że tak nie jest.
- Oczywiście, że tak nie jest, co nie znaczy, że tak nie może być. Jak na razie mnóstwo gada się o komputerach, programach, internecie, a mało kto tego używa. Ba, robi się kursy komputerowe, szkolenia, dostaje certyfikaty, a potem taki nauczyciel pokazuje świadectwo pisane ręcznie. Ale niedługo to się zmieni. Taka jest przyszłość i ludzie to rozumieją. Dam taki przykład. Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zorganizowała u nas w szkole trzy kursy dla rolników: obsługi komputera, agroturystyka, rachunkowość rolna. Liczyliśmy, że przyjedzie ze sto osób, a przyszło około trzysta. I jeszcze byli chętni. W szkole wystarczy sobie uświadomić, ile dzięki komputerowi można zaoszczędzić czasu. Przykładowo ja dziennik wypełniam 15 minut. Chodzi o rubryki wyników końcowych po drugim semestrze. Dzięki exelowi. On podlicza wszystko od razu. A są nauczyciele, którzy nadal sumują, liczą i popełniają przy tym błędy. Komputer przy umiejętnym zastosowaniu to nieoceniona pomoc. Na przykład na wuefie łapię czasy w biegu na 60 m na komórce (ma stoper, który wyłapuje 20 czasów), potem idę do szkoły i przenoszę te dane do komputera. Exel przelicza to na oceny. Po drugie program szereguje każdy wynik. Dzięki temu mam rekord życiowy każdego ucznia. Ba, sto najlepszych wyników w krótkiej historii gimnazjum w trzech biegach - na 60, 250 i 1000 metrów, w żonglowaniu piłką (należy do Arkadiusza Duszaka, który podbił piłkę 2196 razy - robił to pół godziny i trzeba było przerwać) i w wyciskaniu 30 kg sztangi (rekord ma Marek Żygowski - wycisnął 200 razy - a rok temu rekord wynosił 70 kg, widać, jak się chłopaki wzięli). I te po 100 wyników w każdej z wyżej wymienionych konkurencji wyników wisi w gablotce szkolnej.

Czyli tworzy pan wirtualną kronikę szkoły, którą w każdej chwili można przelać na papier. Zna pan szkoły, gdzie odnotowuje się rekordy w np. biegach, rzutach, skokach itp.?
- Nie jest to powszechne.

Skąd u pana, po AWF-ie, takie zainteresowanie informatyką?
- Już po skończeniu szkoły średniej wahałem się, czy iść na AWF, czy na politechnikę. A komputer w pracy w szkole w Lubichowie wykorzystywałem już w 1986 roku. Organizowaliśmy wtedy zawody w LA i obsługiwaliśmy je komputerowo. Z każdej szkoły startowało w biegu krótkim, długim, w rzucie piłeczką palantową i lekarską po 10 zawodników. Po tych zawodach siadały kilkuosobowe zespoły i przeliczały wyniki na punkty, a potem je sumowały, żeby było wiadomo, kto wygrał. Przy stu uczniach w zawodach rejonowych to była makabra. Każdy zespół po zawodach liczył z godzinę, a ja to robiłem sam znacznie krócej na Atari. Mam go do tej pory.

Wróćmy do SzOK-u. Uczniowie kończą gimnazjum. Ma pan jego kwestionariusze w komputerze, średnie oceny. Co teraz?
- Przychodzą oni albo częściej ich rodzice do SzOK-u i pytają o szkoły. Już tak było w maju. Przychodzą przede wszystkim rodzice, którzy są zainteresowani szkołami średnimi i tym, co może być dalej, po szkole średniej. Na marginesie - w zeszłym roku szkolnym na cztery osoby pytające o szkoły średnie jedna pytała o zawodową. Tym ostatnim mówiłem, że po zawodowej szkole nie dostanie się pracy. Sugerowałem rodzicom, na podstawie zgromadzonych danych, do jakiej szkoły powinien iść - o profilu technicznym, przyrodniczym, artystycznym czy innym.

Można powiedzieć, że dzięki komputerowi tworzy pan scenariusze życiowe. Inaczej mówiąc, do komputera wrzuca się dane z 3 lat pracy ucznia, potem te dane się analizuje i określa "co dalej, młody człowieku". Czy nie obawia się pan, że to jest zbytnio stechnicyzowane, zdehumanizowane?
- Absolutnie nie. Zapomniał pan o jednym, że jestem nauczycielem. Tu kolejność jest taka: praca z człowiekiem, obróbka danych, analiza danych. I tu mam przewagę nad poradnią psychologiczno-zawodową. Ja znam uczniów, jego rodzinę, rodzeństwo, tatę i mamę. Wiem, kiedy patrzę na dwóch uczniów, że jeden ma średnią 3 i drugi też 3, ale jednemu bogaty tata da pracę, a drugi musi zbierać jagody. Wiem, że oni będą mieli zupełnie inną drogę kariery. Uczę ich wuefu, to też widzę. W meczu jest dobry, ale przegra kilka razy i jest po nim. Wniosek - mało odporny na stresy. Inna sprawa, że dzisiaj w szkole nauczyciel ma mało czasu na poznanie ucznia. Podstawówka, 3 lata gimnazjum i 3 lata szkoły średniej i ciach. Za szybki cykl, nawet pod względem wychowywania. Za krótko, za szybko. Z tym że nie powinno się dzisiaj oceniać reformy, efekty będzie widać za jakieś 5 - 8 lat.

Czy to, co pan robi przy pomocy komputerów, jest pionierskie?
- Nie chcę odpowiadać na to pytanie. Ale realizuję wciąż nowe pomysły. Niedługo rodzic, który będzie chciał znać bieżące oceny syna, będzie miał własne konto i dostęp do bazy danych, czyli do ocen ucznia.

No tak, proste. Potrzebny tylko w domu komputer podłączony do internetu. I oczywiście SzOK, gdzie rodzic będzie mógł sobie zajrzeć.
Rozmawiał Tadeusz Majewski

Zdjęcie
Dariusz Ambroziak pokazuje Atari, pierwszy komputer, który służył mu do pracy. Foto. T. Majewski

Tygodnik Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Wysłany przez kociewiak opublikowano piątek, 29 październik, 2004 - 13:14

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz