wtorek, 26 października 2004

Trzęsienie przy berlince

BYTONIA, GM. ZBLEWO. Nie trzeba trzęsienia ziemi, żeby na stole drżały szklanki. Wiedzą o tym mieszkańcy domów stojących tuż przy berlince. Jakoś problem ten umyka uwadze inwestorom, którzy wznoszą przy tej coraz ruchliwszej szosie domy.

Jacek Milewski ma przy berlince gospodarstwo. Mieszka wraz z rodziną w domu, który stoi tuż przy krawędzi szosy. Dom jest stary, z drewna, na kamiennej podmurówce. Najprawdopodobniej stoi tak blisko szosy, gdyż kiedyś kasowano tu pieniądze za użytkowanie drogi. Ot, taki dom na rogatkach. To jednak tylko domniemanie. Z powodu takiego usytuowania domu względem berlinki postawiono nawet ostrzegawczy znak.
- Przy szosie - opowiada pan Jacek - mieszka się dosyć uciążliwie. Jest wielki hałas i wszystko się trzęsie. Ale z czasem do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Drewno amortyzuje wstrząsy. Gorzej mają ci, którzy mieszkają w domach murowanych. Tam widać pęknięcia. Tak bliskie sąsiedztwo z berlinką rodzi także niebezpieczeństwo. Kiedyś w nocy samochód osobowy zahaczył o róg domu. Na szczęście wyrwał tylko deski. Innym razem ktoś wjechał w płot. Jakiś pojazd zniósł pobliskie drzewo.
Najgorsze dla mieszkańców domu są obciążone tiry, jadące na ogół po godzinie 22. Kiedy przejeżdżają, na stole w kuchni, która znajduje się w skrzydle domu z drugiej strony od berlinki, trzęsą się szklanki. Nie ma zmiłuj też w weekendy. Pojazdy jadą non stop i trudno przejść na drugą stronę. Dzieci są przeszkolone. Nie przejdą, jak nie ma stuprocentowo jasnej sytuacji, że szosa jest akurat pusta.
- Można się przyzwyczaić - powtarza pan Jacek. - Kiedy kupiliśmy ten budynek 7 lat temu, trudno było zasnąć. Tutaj, w Bytoni, sytuację pogarsza to, że wieś leży na zdrojach (nazwa Bytonia pochodzi od bagien) i przez to drgania są większe, i to że ta część szosy nie została przykryta asfaltem. Wielkie, betonowe płyty leżą tak, jak je położono w okresie okupacji. Największy hałas jest w momencie, kiedy koła przejeżdżają przez szczeliny, a więc z płyty na płytę. Szkoda, że tegoroczne prace na naszym starogardzkim odcinku berlinki nie objęły wsi. Po odnowionym asfalcie od Rokocina do Karolewa jedzie się fantastycznie i ciszej. Taki nowa nawierzchnia znacznie złagodziłaby uciążliwość przejazdów.
Obejście pana Jacka jest bardzo ładne. Urokliwie wygląda skryta w roślinności weranda, ładnie wygląda hopla - duży wybieg dla konia. Stajemy przed bramą wybiegu, gospodarz przenikliwie gwiżdże. Pasąca się kilkadziesiąt metrów dalej sportowa klacz Pola reaguje natychmiast. Moment i jest przy nas. Zachowuje się jak pies. Daje część podnosząc nogę, całuje.
;@ A jak ten ruch na berlince wpływa na zachowanie zwierząt?
- Jak na ludzi. Cielaki są od małego, to się przyzwyczajają. Koń też jest od małego, więc już nie reaguje.
Zaglądamy do innych stojących przy berlince domów w Bytoni. Mieszkaniec Czarnej Wody, który akurat przebywa w budynku po przedszkolu, daje nam do zrozumienia, że ma to przeklęte, chociaż w Czarnej Wodzie nie mieszka przy samej szosie. No tak - z większych miejscowości w powiecie najgorzej mają Czarna Woda, Bytonia i oczywiście Starogard.
Co mogą zrobić odpowiedzialne za berlinkę firmy? Nic. O asfalcie np. w Bytoni nie ma mowy, o metalowych barierach odgradzających na przykład dom Milewskiego od szosy też nie. Brak pieniędzy. Ekrany wygłuszające dźwięk to dla Bytoni bardzo odległe marzenie.
- Na wiosnę chcę obłożyć dom nowymi deskami - mówi pan Jacek. - Też trochę wygłuszą.
Cóż, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Udowadnia to Pola - przesymatyczny koń Milewskich.
Inna sprawa - wracamy do tych, którzy budują nowe domy przy berlince - po co się przyzwyczajać, jeżeli można budować dalej od szosy?

Na podstawie artykułu Tygodnika Kociewiak środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz