LUBICHOWO. Publiczne Gimnazjum w Lubichowie jako jedyne w powiecie starogardzkim poza Starogardem ma samodzielną siedzibę, to znaczy nie "mieszka" ze szkołą podstawową. Naukę pobiera tu 314 uczniów. Rozmawiamy w tej szkole o plusach i minusach reformy i o innych sprawach.
Dużo plusów- Samodzielność zdecydowanie daje więcej plusów - mówi dyrektor gimnazjum Jerzy Fiałek. - Dzięki temu mamy możliwość spełnienia założeń reformy. W takim gimnazjum nauczyciel, żeby osiągnąć sukces, musi się specjalizować pod kątem określonego wieku rozwojowego młodzieży. W takiej szkole można również zająć się dokształcaniem ponadgimnazjalnym i nawet na poziomie akademickim.
Tu dyrektor nas zaskakuje. Poziom akademicki?
Okazuje się, że to nie przesada. Placówka stara się o patronat szkół wyższych. Akurat ma podpisać umowę z UMK, uniwersytetem w Opolu i uczelnią w Radomiu. Kontakt z Opolem, Toruniem i Radomiem został nawiązany przez studentów, którzy w czasie letnich wakacji pracowali z młodzieżą z gminy Lubichowo, realizując tu program "Studenci z klasą".
Są jednak minusy
Odłączenie gimnazjum od podstawówki ma jednak też swoje minusy. Tu paradoks - to, co miało być bardzo poważnym argumentem ZA reformą, a mianowicie oddzielenie młodzieży od dzieci, bo to rzekomo dwa różne światy, staje się teraz kontrargumentem. Okazuje się, że młodzież w gimnazjach uważa się już za dorosłych, co nie jest dobre, a przez to, że uczy się tylko 3 lata, nie czuje się ze szkołą związana. W Niemczech uznano to za sprawę bardzo ważną i teraz wraca się tam do ośmioletnich podstawówek i czteroletnich szkół średnich.
- To prawda. W gimnazjach nie ma spójności, jedności pokoleń - zgadza się Fiałek. - Do tego uczniowie stracili poczucie odpowiedzialności za młodsze koleżanki i kolegów.
Mniej godzin i wiedzy
Jerzy Fiałek dostrzega jednak znacznie większe błędy reformy. Najpoważniejszy dotyczy programu gimnazjów. - Zakres umiejętności i wiedzy w III klasie gimnazjum jest znacznie okrojony w stosunku do programów dawnej klasy VIII szkół podstawowych! Stało się tak, gdyż ograniczono liczbę godzin chociażby matematyczno - przyrodniczych. W klasach II i III takie przedmioty, jak fizyka, chemia, biologia, geografia w ramowym planie nauczania mają po godzinie tygodniowo, a w dawnych szkołach podstawowych te zajęcia miały po 2 godziny.
Czyli że uczniowie mniej wiedzą i umieją. Potwierdzają to zresztą światowe rankingi.
Czas pokaże
Tak więc - po bliższym przyjrzeniu się krajobrazowi po reformie - pokazują się obok plusów minusy. Jakich znaków jest więcej? Czas pokaże, gdyż niektórzy mówią, że efekty reformy można ocenić dopiero po kilku latach. - Gdyby okazało się, że potrzebny jest odwrót, czyli powrót do dawnego systemu, to - zauważa dyrektor - byłby to sprawa bardzo trudna i mógłby zdezorganizować na 2-3 lat proces nauczania. Ale ten powrót nie jest niemożliwy.
Pomógł przypadek
Zostawmy jednak te dywagacje. Nich gimnazjum w Lubichowie cieszy się swoją wyjątkowością w powiecie. Inna sprawa, że ta wyjątkowość wiąże się trochę z przypadkiem, podobnie jak powstanie szkoły w Żabnie, gdzie pierwotnie miał być... czterogwiazdkowy hotel. W Lubichowie, kiedy jeszcze nikomu nie śniła się reforma, od 1986 r. wznoszono budynek na 4-oddziałowe przedszkole. Do poziomu pokrycia dachowego było wznoszone w czynie społecznym. Budowę sponsorowały zakłady pracy, również te spoza gminy, mające nad tutejszymi jeziorami swoje ośrodki wypoczynkowe.
- Tę zmianę celu i rozbudowę obiektu wymusiła zmiana sytuacji społeczno-gospodarczej i wprowadzenie reformy oświaty - zauważa dyrektor Fiałek.
W 1997 roku dobudowano południowe skrzydło. Gimnazjum istnieje od 1999 r.
Jest tu czysto, jasno i przestronnie. Widać, co dają nowoczesne technologie. To prawda, że pomógł przypadek, ale druga prawda - władze też temu przypadkowi pomogły. Podobnie jak w Starogardzie.
Co po stanie zerowym?
Do pełni szczęścia, przynajmniej jeżeli mówimy o budynkach, brakuje jeszcze pełnowymiarowej sali gimnastycznej z zapleczem rehabilitacyjnym, socjalnym, kuchnią, stołówką i świetlicą. Są już pod to wszystko fundamenty. Po ich zaizolowaniu i zasypaniu wykopów osiągnie się tak zwany stan zerowy budowy. Potem zaczną się schody. Koszt inwestycji do "łyżeczki", a więc od sali do kuchni z pełnym wyposażeniem wynosi około 4 mln zł. To blisko półroczny budżet gminy. Tymczasem gmina nie ma i przez jakiś czas nie będzie miała pieniędzy na inwestycje, ponieważ kredytuje ukończenie kanalizacji. Oczywiście władze gminy szukają innych źródeł finansowania. Są już nawet wstępne deklaracje Urzędu Wojewódzkiego, ale trzeba znaleźć przynajmniej połowę środków. Pomysł, że miejscowość taka jak Lubichowo może wybudować salę we własnym zakresie, jest dla dyrektora nierealny.
- To nie te czasy. Sytuacja społeczna kolosalnie się zmieniła w stosunku do sytuacji sprzed kilku lat i to w całej Polsce. Podstawowy powód to zubożenie społeczeństwa. Poza tym jest wymóg formalny - inwestycja w całości wymaga zabezpieczenia środków przez samorząd. Sprawy też nie da się "załatwić" przez naszych posłów, gdyż czasy "załatwiania" sal, co skutecznie robił poseł Krzysztof Trawicki, już dawno minęły. Dzisiaj to idzie zawiłą drogą. A sprawa wydaje się przecież prosta - wystarczyłoby wyciągnąć średnią: liczba uczniów w gminie na jedną salę. I od tego uzależnić dotacje.
Na podstawie artukułu Tygodnika Kociewiak środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz