niedziela, 30 września 2007

W cieniu tartaku – cz. 2


Kaliski "belweder" - jeden z najstarszych budynków w Kaliskach.
Kaliska pozazdrościły Warszawie Belwederu, "Belweder" (zdjęcie nr 1) - tak społeczność Kalisk ochrzciła jeden z starszych, piętrowych budynków, wykonany całkowicie z drewna. W tym okazałym budynku mieszka 9 rodzin, przeważnie wielodzietnych. Kaliskim "belwederem" opiekują się Zakłady Przemysłu Drzewnego, czyli popularny tartak.
cd.

Żegnam przemiłych, wesołych gospodarzy. Idę do następnych lokatorów, mieszkających naprzeciwko. Stukam do drzwi. Przedstawiam się, wyjaśniam, że zbieram materiał do reportażu.

W kuchni zastaję sześć osób. Przy oknie - najstarszy członek rodziny (później dowiaduję się, że jest to wujek gospodyni). Gospodarze przedstawiają się - państwo Lewandowscy.
Pan Zbigniew, ur. w 1947 r., nigdzie nie pracuje - jest na drugiej grupie inwalidzkiej, Pani Jadwiga (rocznik 1950) pracuje w tartaku, od1975 r. do chwili obecnej.

Państwo Lewandowscy wychowali pięcioro dzieci. Najstarsza córka, Bożena, ur. w 1969 r" nigdzie nie pracuje. Jest mężatką i ma pięcioro dzieci. Jej mąż pracuje w Czarnej Wodzie w Zakładach Płyt Pilśniowych.
Druga z córek, Mariola, ur. w 1970 r., także jest mężatką. Ma dwoje dzieci i wspólnie i mężem prowadzi małe gospodarstwo rolne na terenie gminy Stara Kiszewa.
Dwudziestoletnia Ewa (jest w trzecim miesiącu ciąży) mieszka z mężem w Jabłowie. Mąż pani Ewy pracuje w PGR Jabłowo.

Elżbieta, najmłodsza z córek państwa Lewandowskich, uczy się zawodu w Zespole Szkół Przemysłu Skórzanego w Starogardzie.
Dwunastoletni Adam, jedyny syn moich gospodarzy, uczy się w Szkole Podstawowej w Kaliskach.

Siódmym z domowników jest licząca już przeszło 80 lat matka pani Jadwigi. W trakcie mojej wizyty u państwa Lewandowskich spotykam Ewę, która akurat przyjechała z mężem z Jabłowa.

Pytałam, jak wiążą koniec z końcem. Jadwiga zarabia w tartaku 2 400 000 zł. Wujek pani Jadwigi całą swoją emeryturę - 2 200 000 zł oddaje do budżetu domowego. Matka gospodyni dostaje rentę po mężu - 1 000 000 zł, a pan Zbigniew otrzymuje 400 000 zł zapomogi z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kaliskach. Ogółem budżet rodzinny zamyka się kwotą 6 000 000 zł.

Gospodyni uważa, że jest to kwota zbyt mata na tak liczną rodzinę, - Jak nie wystarcza do pierwszego, to zadłużam się u rodziny - mówi, - Mieszkanie jest jako tako urządzone, mebli kupować nie musimy.
- Przydałby się remont mieszkania - wtrąca pan Zbigniew. Przede wszystkim wstawienie nowych okien. Okna są bardzo zniszczone. Ramy okienne już przegniły i cieknie przez nie woda.
Państwo Lewandowscy mieszkają w Kaliskach od 1977 roku. Pani Jadwiga pochodzi z Cieciorki, pan Zbigniew z Borzechowa.

Odwiedzam mieszkanie położone z drugiej strony budynku, od torów kolejowych. Wchodzę do położonego na parterze mieszkania państwa Prabuckich.



Pan Zygmunt (zdjęcie nr 4), dziś już rencista, urodził się w 1935 r. w Iwicznle. Wiele lat pracował w tartaku. Dziś nie słyszy na jedno ucho - stracił słuch - skutek długoletniej pracy przy tartaku.
Pani Teresa (zdjęcie nr 5), ur. w 1929 roku w Piecach, całe życie przepracowała w tartaku. Jest na emeryturze. W Kaliskach Prabuccy mieszkają 30 lat, mają czworo dzieci. Najstarszy syn, Tadeusz, urodził się w 1852 r. Dzisiaj mieszka w Bielsku-Białej, jest żonaty, ma pięcioro dzieci.



Syn Jan, ur. w 1955 r., również jest żonaty, ma troje dzieci, mieszka w Studzienicach, a pracuje na kolei w Zajączkowie Tczewskim. Córka Genowefa, ur. w 1957 r., mężatka, pracuje w tartaku, gdzie jest główną księgową, ma pięcioro dzieci. Syn Adam urodził się w I963 r. Żonaty, jedno dziecko, mieszka w Bytoni. pracuje na kolei w Gdańsku.
Emerytura i renta im wystarcza. Teresa Prabucka mówi: - Synowie, jak byli młodsi, to chodzili do lasów na rykowiska jeleni i zbierali poroża.

W pierwszym pokoju zauważyłem na ścianach bardzo dużą ilość pięknie wykończonych poroży. Kończę wizytę u Prabucklch i Idę do mieszkania naprzeciwko.
Drzwi otwiera starsza starsza pani. Przedstawiam się, mówię, że robię reportaż. Starsza pani nie chce rozmawiać.

Idę na pierwsze piętro i stukam do drzwi. Nikt nie odpowiada. Kieruje się naprzeciwko i znowu pukam. Teraz drzwi otwiera mężczyzna. Wchodzę do kuchni i siadam przy stole. Dowiaduję się, że gospodarz nazywa się Wikarski (zdjęcie nr 6). Mówi, że jest na rencie chorobowej - miażdżyca. Żona pracuje w tartaku. Zaskoczenie. Mieszkanie jest bardzo zadbane. W kuchni szafki na ścianie, lodówka i zamrażarka. Na stole estetyczna cerata w jasnym kolorze. W pierwszym pokoju segment na całą ścianę w kolorze jasnobrązowym, dwie wersalki, ława szwedzka, dwa fotele, stolik z telewizorem, odtwarzacz wideo i antena satelitarna "Astra".


W pierwszym pokoju nie ma pieca, jest grzejnik. Zarówno w kuchni jak i w pierwszym pokoju na suficie jest wykładzina plastikowa w kolorze białym. Drugi pokój jest większy. Zauważam segment młodzieżowy i segment drugi, różnią się: stół, stolik z telewizorem, ławę, fotele. Podłogi
w mieszkaniu są pomalowane, jasnobrązowe. Pan Mirosław Wikarski, ur. w 1S42 roku, pochodzi z województwa bydgoskiego, 11 lat przepracował w tartaku. Pani Lidia Wikarska, żona pana Mirosława, ur. w 1950 roku, pracuje w tartaku. Państwo Wikarscy mieszkają 12 lat w Kaliskach. Mają dwie córki, starsza Danuta urodzona w roku 1969, panna, mieszka z rodzicami i pracuje w
Fabryce Mebli Okrętowych "F AMOS" w Starogardzie Gd. Druga córka, Grażyna, ur. w roku 1974, mężatka, jedno dziecko, pracuje w Spółdzielni Odzieżowej "Kociewlak" też w Starogardzie. Obecnie jest na urlopie wychowawczym. Pan Mirek otrzymują 1 450 000 zł renty, a pani Lidka zarabia 1 700 000 zł. Córka Danuta daje symboliczną kwotą, 400 000 zł, do budżetu domowego.

Na pytanie, czy przedstawione wyżej kwoty wystarczą na cały miesiąc, gospodarz odpowiada: - Musi wystarczyć na życie. Mieszkanie już jest urządzone i na razie nie wymaga remontu. Tartak nie dba o dach budynku i gdy pada, są przecieki. W trakcie rozmowy dowiaduję się, że gospodarz ma inne podejście do sprawy estetycznego wyglądu mieszkania, Na przestrzeni lat zawsze z żoną co roku naradzał się, jaki by wykonać remont domu. Widzę, że są z tego efekty.

|W kuchni zauważam na szafce pod sufitem klatkę z dwoma papużkami, Zorientowały się, że w mieszkaniu jest obca osoba i zaczęły strasznie hałasować, zagłuszając w ten sposób dialog z gospodarzem. Gospodarz informuje, że jego żona poszła do młodszej córki, ponieważ jej półroczny syn zachorował, a starsza córka poszła do koleżanki, Gospodarz dodaje: - Na podwórku nie ma zabezpieczenia, tzw. podwórkowego. Miał na myśli ogrodzenie.
Następne, które chciałem odwiedzić, było mieszkanie panny z dwojgiem dzieci. Ale owa niewiasta nie otworzyła drzwi i powiedziała, że ją reportaż nie interesuje. Było chyba już zbyt późno...
Edward KORDAS
Gazeta Kociewska. 11.03.1994

Część pierwsza - wejdź...

Tutaj można przeczytać przedmowę do części I i II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz