czwartek, 13 września 2007

Zona

Zona
Za granicą byłem na wyścigu osłów. Na imprezie tłumy. Na wstępie nie było celebry. Kilka słów i jazda! A potem zabawa. Ludowa, bez podziałów. Stoły, piwo i śpiew. Głupek bawił się z mędrcem, brzydal z modelką. Nasze imprezy są inne. Na terytorium każdej z nich wprawne oko dostrzeże zonę dla VIP-ów. Na jednej z imprez chciałem wejść do centralnego budynku i musiałem do tej zony wejść. - Identyfikator! - wychrypiał kafar ubrany w coś przypominającego mundur gwardii narodowej z XIX w. - Chcę siusiu - powiedziałem podskakując. Przepuścił. Traf jednak chciał, że w drodze do wc napotkałem znajomego z aparatem najnowszej generacji i z wielkim teleobiektywem. - Pokaż - rzekłem. I zacząłem sobie przez ten teleobiektyw oglądać z zony tłum i scenę. W wielkim powiększeniu lustrowałem twarze celebrantów: księży, gości z województwa, a potem już hierarchicznie (władze powiatowe, prezesi zrzeszeń, władze gminne, ew. sołtys). Przemowy trwają nieraz po 2 godziny i są szlachetne. Np., że chleb trzeba dzielić równo. I na ogół wszyscy sobie dziękują. Po rusku, według hierarchii. Przez teleobiektyw oglądałem gładkie twarze elit - pory, wągry, wąsiki, usta, oczęta, szukając powodów, dla których jedni stoją na scenie, a drudzy pod. Dlaczego tak nierówno dano nam pod deklem, że jedni są wywyższeni, a drudzy poniżeni? - rozmyślałem. Niestety, kafar stał już przy mnie. - Nie wolno robić zdjęć! - rzekł ponuro i stanowczo. Ponieważ generalnie jestem tłukiem, nie zdążyłem zapytać, dlaczego. Oddałem aparat znajomemu i ruszyłem pędem do centralnego budynku. Tam, zgodnie z najnowszymi trendami, prędko założyłem 180 podsłuchów i 20 przemysłowych kamer. Po 2 godzinach celebry między częścią uroczystą a zabawową zrobiła się niedostrzegalna dla zwykłego śmiertelnika półgodzinna przerwa. Czas, kiedy VIP-y dyskretnie, bez głośnego zaproszenia, wchodzą do zony, do budynku centralnego, by nie dostrzegł tego ludek spod stoisk KGW, kolejka po strażacką grochówkę i gromadki zaczynające pić piwo przy stołach na murawie. A w budynku centralnym? Eeech... Szwedzki stół z sutym, polskim jadłem. Oglądam teraz bogaty materiał dowodowy z kamer i podsłuchów. Jakże oni równo dzielą się chlebem i w ogóle jadłem. Równo, czyli do samego syta. Wolę wyścig osłów.
Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz