czwartek, 13 września 2007

W Kaliskach kazali mi rapować

Kiedy wydam trzeci tom o Kociewiu, urządzę sprzedaż książki o północy w Starogardzie. Tak jak to było z Harry Potterem

W Kaliskach kazali mi rapować

Nie wiem, czy przede mną jakiś literat po wydaniu książki starał się o spotkania literackie (oczywiście mówię o Kociewiu). Po moich wojażach z "Przeplotnią" mogę tylko stwierdzić, że albo musiało to być bardzo dawno, albo w ogóle takich spotkań nie było. To dziwne, bo przecież autorowi powinno zależeć na bezpośrednim kontakcie z czytelnikami. No i na promocji. Jak się wydało książkę, to nie powinno się z nią chować w szafie. Wręcz przeciwnie. Ja, kiedy wydam trzeci tom o Kociewiu, urządzę sprzedaż książki o północy w Starogardzie. Tak jak to było z Harry Potterem.
Każde ze spotkań, jakie mi zorganizowano, było inne.
Po kolei. Dwa spotkania - w Osiecznej i Pączewie. Kameralne, sympatyczne, coś nowego dla obu stron. Dwa spotkania w gimnazjum w Lubichowie... Te dały mi odwagę na przyszłość. Dwa razy po 45 minut mojej gawędy o książce i... oni to wytrzymali. Każdy belfer wie, jakie to trudne. Jedno nieudane z uwagi na frekwencję spotkanie w domu kultury w Skarszewach. Wyszło, jak dużo zależy od reklamy. Wielkie spotkanie w szkole w Bolesławowie. Tu pojawił się problem akustyki. Potem niezapomniane spotkanie w domu kultury w Skórczu. Bardzo wyrobieni czytelnicy, do tego znający moją twórczość. Miłe. Niezwykłe spotkanie w domu kultury w Kaliskach, na które przyszło ponad pięćdziesiąt osób! Pytania, odpowiedzi, żywa ciekawość. Reżyserowała je dyrektor domu kultury. W pewnym momencie kazała mi... rapować utwór, jakie napisałem o czarnej autostopowiczce. Miałem też spotkania w Gdańsku - krótki referat na temat "Przeplotni" w Ratuszu Staromiejskim na zebraniu Kociewiaków mieszkających w Trójmieście i spotkanie autorskie w Bibliotece Wojewódzkiej.
Niestety, z braku czasu nie odbyły się wstępnie ustalane spotkania w Pelplinie i Gniewie.
Teraz zaczynam tournee numer dwa - z "Oj, oj, Ojczyzną". Trochę późno, bo sporo książek już się rozeszło. Zaczynam od Starogardu, za co dziękuje dyrektorowi Biblioteki Miejskiej Wiesławowi Prollowi. W tym miesiącu będę miał też spotkanie w Gdańsku. Organizuje je niestrudzony Hubert Pobłocki. I jeszcze w bibliotece w Morzeszczynie.
Lubię te spotkania. Ludzie są ciekawi róznych rzeczy, pytają. Niektórzy dobrze znają teksty z gazet. Czasami sam czytam utwory (przekonałem się po tych wszystkich spotkaniach, że jednak czytać powinien autor). Na jednym z najbliższych spotkań przeczytam tekst z "Oj, oj..." pt. "Pułapka miasteczek". Sądząc po mailach, bardzo się podoba. Chyba musiałem tym tekścikiem uderzyć w jakąś strunę prawy o człowieku.

Pułapka miasteczek
To nie ma znaczenia, czym tu przybyłeś. Przyjechałeś, zajechałeś, a może nawet ciebie przywieźli. To nie ma znaczenia. Znacznie ma tylko chwila, której możesz nawet świadomie sobie nie przedłużyć albo nie zauważysz, że właśnie mija, bo nie jesteś typem romantycznym. Zresztą cóż ona właściwie znaczy, ta chwila, wobec tego, co było i co będzie w twoim pracowitym życiu? Właściwie jest to chwila dla zbieraczy chwil teraźniejszych, koneserów sekund, może, w skrajnych wypadkach, minut, które smakuje się jak idealnie dojrzałe wiśnie. Chwila, w której stajesz przy szosie i napawasz się widokiem, kontemplujesz. Albo napawasz się widokiem możliwości. Ogarniasz panoramę miasteczka - otoczonego murami, wieżami, fosą, łąką. Miasteczka chcącego przez te mury podkreślić tę swoją zwartość, tę wyjątkową osobność życia, te zamknięte w sobie codzienne i wyłącznie własne sprawy, rozmowy, cisze nocne, drobne sukcesy, czasami skandaliki - i myślisz: to jest właśnie ten moment wyboru, ta chwila, w której możesz poczuć się czysty; oto porzuciłeś za sobą całą przeszłość. I zastanawiasz się, czy teraz wjechać przez wąską i ostrą bramę do tego miasteczka, żeby rozpocząć nowe życie. Zupełnie incognito, bez życiorysu, jak nowo narodzony człowiek. To jest dopiero pokusa! Po czym ruszasz dalej. Nieważne, czy pieszo, autem, czy motorem. Chwila minęła jak smak idealnie dojrzałej wiśni. I jak ta chwila prysły myśli o wjeździe w cień tego miasteczka, w jego codzienne sprawy, w życie na nowo. B taki wjazd jest niemożliwy. Gdziekolwiek zajdziesz, prędzej czy później wyda się twoje curriculum vitae.
Tadeusz Majewski





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz