wtorek, 1 kwietnia 2008

Radni do tablicy. Przewodniczący J. Trocha

Przewodniczący musi być arbitrem, nie stroną

Rozmawiamy z przewodniczącym Rady Gminy Zblewo Januszem Trochą

Zacznijmy od daty i miejsca urodzenia...
- Urodziłem się 9 sierpnia 1948 w Zblewie w rodzinie nauczycieli. Jakiś czas nauczycielem był mój ojciec Jerzy, nauczycielem i między innymi kierownikiem szkoły w Karolewie był mój dziadek Marian.






W okresie okupacji został zamordowany w Szpęgawsku. Mama, Felicja, pracowała jako pomoc dentystyczna w ośrodku zdrowia.

Urodzony w 1948 roku... Jak by pan nazwał swoje pokolenie?
- Pierwsze powojenne.
Hmmm... "Pierwsze powojenne". To rodzi wiele pytań. Ale najpierw: czy cały czas mieszkał pan w Zblewie?
- Tak. Cały czas w Zblewie.

Jak spędzało czas to "pierwsze powojenne" pokolenie w Zblewie?
- Wyróżniało je to, że nasze dzieciństwo było znacznie swobodniejsze niż dzieciństwo teraz. Mimo obowiązków szkolnych mieliśmy o wiele więcej wolnego czasu. Nie było telewizji ani komputerów, w związku z tym mieliśmy więcej zabaw.

Zabawy... Zostały opisane te powojenne, ale w Starogardzie. W co graliście?
- W "kijki"... Stawiało się dwie cegły na sztorc, na tym krótki kijek. Długim kijem odrzucało się ten krótki w stronę partnera, z którym się grało. Po tym ten długi kijek po wybiciu układało się na cegłach, natomiast partner tym krótkim kijkiem starał się zbić - strącić ten długi z cegieł. Jeżeli strącił, to nastąpiła zmiana pozycji. Jeżeli krótki kijek spadł w pobliżu cegieł, to stojący odmierzał kijem długości od cegieł do małego kija i ile się mieściło odległości tych długich kijków, tyle było punktów. Super gra.

Coś nowego... To znaczy w mieście chyba nieznanego... Szkoła?
- Chodziłem do Szkoły Podstawowej przy ulicy Chojnickiej w Zblewie...
Ile ma pan wzrostu?
- 187 centymetrów...
To pewnie był pan niezłym sportowcem?
- Szkolnego sportu nie było. Najczęściej skakaliśmy wzwyż i trochę w dal. Mieliśmy jeszcze boisko do ręcznej: dwie drewniane brami i plac z kretowiskami. W piłkę nożną nie graliśmy. Poza szkołą nie było gdzie grać. Na stadion jako chłopcy nie chodziliśmy.

Szkoła średnia? Humanista czy umysł ścisły?
- "Czerwone" LO w Starogardzie... Wolałem fizykę, chemię... Ze Zblewa w mojej klasie była jeszcze koleżanka Felicja Odya. Maturę skończyłem w 1966 roku....

Po maturze?
- Przez rok pracowałem w zakładzie "Elektrometal" w Tczewie, który produkował kotły c.o. Pracowałem w kontroli technicznej. Pracę załatwił mi ojciec, który pełnił tam funkcję kierownika technicznego... Potem poszedłem na Studium Wychowania Fizycznego do Oliwy (późniejsze WSWF, a teraz AWF). Po studium w 1969 r. podjąłem pracę w Szkole Podstawowej w Zblewie jako nauczyciel WF-u. I w Zblewie przepracowałem do 2005 roku. Nie cały czas w tej szkole, ponieważ przez 4 lata byłem inspektorem oświaty (lata 1984 - 1988), a w latach 1995 - 2002 - kierownikiem Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego placówek Oświatowo-Wychowawczych... Od 1976, wyjmując te okresy, byłem zastępcą dyrektora szkoły w Zblewie.

Bogaty życiorys nauczyciela i urzędnika... W sumie jednak był pan wuefistą.
- Tak. W trakcie pracy w 1976 r. skończyłem WSWF, z dyplomem magisterskim.
Mówią, że mało kto ze Zblewa nie wyszedł spod pana skrzydeł... To padło na sesji... jest pan w portalu "nasza-klasa.pl"?
- Przeszukałem i nie znalazłem nikogo z moich rówieśników. A moi pierwsi uczniowie to 1954 rocznik... No tak, mogłem ich poszukać.

Próbował pan obliczyć, ilu tych uczniów spod pana "wyszło"?
- Kilka tysięcy się przewinęło. Co roku ze szkoły wychodziło od 80 do ponad 100 uczniów, zdarzało się i do 120...
Od kiedy jest pan radnym?
- Jestem radnym drugą kadencję, czyli IV i V kadencji. Do obydwu Rad startowałem z Komitetu Wyborczego Andrzeja Gajewskiego.

Miał pan dużo głosów w ostatnich wyborach?
- Wybrali mnie stosunkiem głosów... Miałem chyba trzeci wynik w Zblewie. W gminie? Nie pamiętam...

Widzi pan, jaka pamięć jest ulotna... Nie pamięta pan, ile głosów. Czy nie sadzi pan, że na ścianach w Urzędzie Gminy powinny wisieć zdjęcia radnych i wójtów? Na przykład w Skórczu są duże portrety burmistrzów...
- Chyba dobry pomysł. Ściany są puste. Dobrze byłoby je zapełnić.



Został pan przewodniczącym na sesji czy w kuluarach?
- Radni głosowali, wybierali przewodniczącego, ale rzeczywiście - prawda jest taka, że wybiera ta opcja, która ma przewagę. W wyborach do Rady wygrała opcja Gajewskiego, Czesława Kuczkowskiego z Komitetu Wyborczego Wiesława Ossowskiego i Tomasza Boszki, który doszedł jako radny niezależny. Układ był 8 do 7. I tak wygrałem. Tamci mieli swojego kandydata, chyba pana Kosznika.

Nie czuje pan dyskomfortu, że jest pan przewodniczącym Rady Gminy z jednej opcji?
- Dyskomfortu to może nie, ale chciałbym, żeby o sprawach, nad którymi dyskutujemy, nie decydowały podziały klubowe, a zdrowy rozsądek. To jest najistotniejsze w tym wszystkim, a nie to, do jakiej grupy się należy. I tak staram się prowadzić sesje, żeby te decyzje w jak najmniejszym stopniu były uzależnione od woli klubów. Jestem w klubie, ale próbuje być w tym wszystkim obiektywny... Mogłoby się wydawać, że wszystkie głosowania są po myśli naszego kubu, ale tak nie jest.

Macie jednak klub. Kto jest jego liderem?
- Nie mamy lidera. My się po prostu spotykamy od czasu do czasu, żeby pewne kontrowersyjne sprawy przedyskutować, ale nie ma to nic wspólnego z Gajewskim.
A jak się nazywacie?
- Nie ma żadnych określeń. Jesteśmy grupą. Wynika to z tego, że byliśmy w jednym komitecie. Poglądy polityczne są różne. To, że jesteśmy grupą, nie ma nic wspólnego z za i przeciw.

Ale kluby są. Nazwy też powinny być.
- Nie chciałbym nazw. Nazwy konfliktują. U nas nie ma sztywnej linii podziału. Bardzo wiele uchwał jest tak podejmowanych, że stosunek głosów jest różny.

Podziwiałem pana na sesji dotyczącej budowy Polomarketu w Zblewie... Był pan jak nauczyciel...
- Nerwowy? Jako były belfer powinienem być nerwowy...
Nie nerwowy, wręcz przeciwnie... Emanujący spokojem... Niektórzy belfrzy tak mają.
- Na sesjach staram się nie ulegać emocjom. Wiem, że jak następują tarcia między radnymi, muszę je załagodzić.

Najtrudniejsza sesja?
- Dla mnie pierwsza. Bo był wybór komisji. Robiłem to po raz pierwszy. Sesja, podczas której mówiono o budowie marketu, nie była trudna, bo od strony prawnej Rada nie była stroną, od strony prawnej nie mogliśmy podejmować jakiejkolwiek uchwały.

Mówili na tej sesji, że Rada niewiele może...
- Może tyle, na ile pozwala jej ustawa o samorządzie gminnym. Poprzez konstrukcje budżetu i inwestycje. To my ustalamy wieloletni program inwestycyjny (to oddzielny dokument). Teraz na sesji będzie przyjęta strategia do 2013 roku. Jest też funkcja kontrolna Rady poprzez komisję rewizyjną. Rada może bardzo dużo. Pewnie niektórzy wyobrażają sobie, że powinna sterować w szczegółach działaniami wójta. Tu Rada nie ma takich uprawnień i bardzo dobrze. Nas jest 15, każdy miałby inny pomysł.

Pana hobby?
- Majsterkowanie. W drewnie, metalu. Proste meble.
Myślałem jednak, że sport... Ma pan 187 cm wzrostu. Ile wynosi pana rekord życiowy w skoku wzwyż?
- Skakałem w średniej szkole. 178 cm, ale byli lepsi ode mnie. Sportem się interesuję od 1969 r. Przez 25 lat byłem sekretarzem Szkolnego Związku Sportowego Gminy i organizowałem wszystkie zawody gminne na naszym terenie.

Nie uważa pan, że piłka nożna w sporcie jest ponad wszystkim?
- Piłka nożna ponad wszystkim? Nie. U nas w gminie jest tak dużo tej piłki, bo na to pozwalają nam warunki. Lubię pływanie. Robiłem specjalizację z pływania i koszykówki. Lubię LA. Pamiętam radiowe transmisje Tomaszewskiego z trójmeczów Polska - NRD - ZSRR. Piłka nożna nie jest moim ulubionym sportem, może dlatego, że nigdy nie miałem talentu, ale oczywiście kibicować bardzo lubię.

A pana ulubiona drużyna w gminie Zblewo?
- Ulubiona drużyna... Nie powiem, bo nie wypada. Jestem członkiem Rady Gminnej Zrzeszenia LZS.
Rozmawiał Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz