czwartek, 9 października 2008

Żegnając Ocypel

Ocypel to pięknie położona miejscowość. Można go z całą pewnością nazywać turystyczną perłą Kociewia. Malownicze jeziora, lasy obfitujące w grzyby, cisza i spokój to wizytówka tego miejsca. Wiele osób marzy by tu na stałe zamieszkać. A jednak, pani Teresa Szulczewska postanowiła opuścić Ocypel i przenieść się do miasta...
Do Ocypla sprowadziła nas przyjaźń
- Do Ocypla przyjeżdżaliśmy z mężem już w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Sprowadziła nas tu przyjaźń - mąż miał tu kolegę - Bronka Grdenia. Taką przyjaźń spotyka się dziś tylko w książkach. Gdy przyjaciel męża zmarł zaopiekowaliśmy się jego córką pomagając jej w czasie studiów - opowiada pani Teresa Szulczewska. - Początkowo, przez jedenaście lat wynajmowaliśmy tu mieszkanie. Mieliśmy już w nim nawet swoje meble, bo spędzaliśmy tutaj każdą wolną chwilę. W końcu kupiliśmy działkę i wybudowaliśmy niewielki drewniany dom. Po latach sprzedaliśmy go, a za uzyskane pieniądze kupiliśmy ten, w którym obecnie, po śmierci męża, mieszkam z córką - Małgosią. Mąż pracował jako dyrektor i redaktor naczelny w Wydawnictwie Morskim. Prowadził też wykłady z filologii na Uniwersytecie w Poznaniu a potem w Technikum Budowy Okrętów oraz Conradinum. Pamiętam, jak koledzy z pracy śmieli się, gdy zapraszał ich na grzyby. "Po co tyle koszyków?" - mówili. - "Pewnie przywieziemy ze trzy podgrzybki". Ale gdy potem widzieli bogactwo tutejszych lasów byli zadziwieni. Sami później wracali tutaj na grzyby - dawaliśmy im tylko klucze do naszego domku. W końcu mąż z powodu pogarszającego się stanu zdrowia musiał zrezygnować z pracy. Wkrótce jego stan na tyle się pogorszył, że także i ja musiałam cały czas poświęcić na opiekę nad nim. Obecnie mieszkam tu wraz z córką.

Bo jestem z miasta...
- Jak się mieszka w Ocyplu?
- Muszę powiedzieć, że brakuje mi miasta. Nic na to nie poradzę. Tak byłam wychowana. W domu rodziców często bywali goście, znane osobistości świata polityki, sztuki i medycyny. Tu w Ocyplu jest dużo zieleni, cisza i spokój ale brak rozrywek. Czasami jest mi smutno i nie mam gdzie wyjść i się rozerwać. A jeśli o wychodzeniu mówimy, to te nasze nieutwardzone "niby ulice" są tak nierówne od ciężkich samochodów, że tworzą się gigantyczne kałuże. Czasami trzeba iść polem żeby je ominąć, a zimą zamarzają i jest bardzo ślisko. Myślę obecnie o zamianie domu. Chcemy się przeprowadzić do miasta.
- Aż tak źle?
- Jak się jest młodym i ma się samochód to żyje się tu całkiem nieźle ale w moim przypadku to już i wiek i zdrowie nie te. Czy wie pan, że w latach siedemdziesiątych miałam przeszczep nerki. W tamtych czasach to był wielki sukces naszej medycyny. Jestem chyba jedyną osobą, która tak długo przeżyła po przeprowadzanych wtedy przeszczepach. Gdy przed operacją poproszono mnie do spowiedzi odmówiłam tłumacząc, że nie chcę rozmawiać z Panem Bogiem będąc w sytuacji podbramkowej, w olbrzymim stresie. Wtedy ksiądz, który miał mnie spowiadać, doniósł na mnie swemu zwierzchnikowi i tak miałam okazję poznać przyszłego papieża, Karola Wojtyłę. Przyszedł, pocieszał mnie i miał rację - operacja się udała... Ostatnio będąc w kościele obserwowałam mieszkańców Ocypla. Dominowały starsze, siwe kobiety. W ciągu kilku tygodni zmarło tu ostatnio czterech mężczyzn. Prawie wszyscy młodzi pouciekali za granicę. Ciężko się tu żyje starszej kobiecie. Gdy się coś zepsuje lub trzeba wykonać jakieś męskie prace przy domu to nie możemy znaleźć nikogo, kto by się tego za opłatą podjął. Ostatnio trzy tygodnie musiałam czekać na porąbanie drewna. Brak mężczyzn i mało młodzieży. A ta, która jest, chyba nie bardzo wie co ze sobą zrobić bo rozrywek tu niewiele.

Ogród "od serca"
- A ten piękny ogród?
- Tak, nasz ogród dwa lata temu wygrał nawet gminny konkurs. Jak się wyraził jeden z oceniających to jest ogród "od serca" a nie "wyświechtany" na pokaz. Obecnie jednak mając problemy z kręgosłupem nie mogę aż tak o niego dbać. Na szczęście pomaga mi córka. W ogrodzie i wokół niego można spotkać wiele zwierząt. Przychodzą tu z lasu, który znajduje się tuż za ogrodzeniem. W budkach nad płotem latem mieszkają ptaszki a zimą wiewiórki. W tym roku z budki wyszło mnóstwo młodych ptaszków. Naliczyłam 24. Każdy miał czerwony brzuszek i białe plamki na skrzydłach. Gdy obsiadły drzewo, to aż zrobiło się kolorowo. Moja córka Małgosia zaniosła im trochę rozdrobnionej suchej bułki i razem obserwowałyśmy jak jedzą. Teraz budki stoją puste, ale jesienią powinni się pojawić nowi lokatorzy - wiewiórki. Są dwie. Latem wyprowadzają się do lasu, zimą wracają do nas. Małgosia karmi je nawet orzechami, które specjalnie kupuje i łuska. Jedna z wiewiórek zadomowiła się w tej środkowej budce dla ptaków. Wejście było za małe więc je sobie poszerzyła ząbkami. Można zobaczyć ślady wokół otworu...

W jednej z budek dla ptaków zadomowiła się wiewiórka. Widać nawet jak przy pomocy zębów poszerzyła sobie otwór wejściowy.
Pod stertą drewna przed domem mieszka obecnie kuna. Wcześniej jedną zimę mieszkał tam lis, który wykopał sobie norę. Potem przez jakiś czas były trzy szare króliki. Jak jedne zwierzęta odchodzą to przychodzą inne. Gdy otrzymaliśmy tę nagrodę za najpiękniejszy ogród, kupiliśmy kilka drzewek ozdobnych. Przez kilka lat rosły dobrze ale potem zaczęły przemarzać. To dziwna sprawa. W ogródkach po drugiej stronie ulicy nie mają tego problemu a u nas u sąsiadów często drzewka przemarzają.

Pani Teresa Szulczewska wraz z córką Małgorzatą mieszkają w Ocyplu już od wielu lat.
Rosyjska patelnia
- A plony obfite w tym roku?
- Trochę kwiatów z drzewek owocowych opadło na wiosnę, gdy nagle się ochłodziło. Warzywa dobrze obrodziły chociaż ziemia tutaj jest raczej słaba. Nie ma co sadzić szlachetnych i wymagających odmian. W miejscu naszych ogródków jeszcze nie jest tak źle, ale otaczające Ocypel tereny to właściwie sam piasek. Jak spadnie deszcz to już następnego dnia wszystko suche. Z gospodarstw to tutaj chyba nikt nie wyżyje i dlatego ludzie podejmują dodatkową pracę lub sprzedają ziemię na działki. Z własnych owoców i warzyw robię przetwory. Trochę jest z tym roboty. W tym roku śliwy obrodziły. Właśnie smażę z nich powidła. Mam taką specjalną patelnię, którą przywiozłam kiedyś z Rosji.


Obecnie większość czasu spędzam robiąc przetwory z owoców - mówi pani Teresa Szulczewska. - mam nawet specjalną, rosyjską patelnię do smażenia powideł.

Lubię też robić gęste kompoty. Prawie nie dodaję do nich wody. Gdy się da dużo cukru to woda w czasie gotowania sama wychodzi z owoców... A w lesie bardzo dużo grzybów w tym roku. Dzisiaj sąsiedzi pojechali w nasze grzybowe miejsce, zaledwie po dwóch godzinach przywieźli 2 kosze i pełną siatkę grzybów. My z córką mówimy, że to jest takie miejsce, gdzie grzybów się nie zbiera tylko przebiera. Jest ich tam tyle, że wybiera się tylko te najładniejsze - śmieje się pani Teresa.
- A co w wolnym czasie?
- Ostatnio właśnie sąsiadka się dziwiła. Już któryś raz z rzędu zdarzyło jej się wstać w nocy i zawsze to samo - cała wieś śpi a u Szulczewskiej światło się świeci. Ja podziwiam tutejszych mieszkańców - o godzinie ósmej wieczorem gasną światła. A ja właśnie wtedy lubię sobie poczytać. Czasami do późna w nocy. Zawsze wręcz pochłaniałam książki. Pamiętam, że kiedyś, jeszcze w młodości poszłam do biblioteki i tam zauważyłam jak jedna bibliotekarka popychała drugą w moją stronę szepcząc "idź do niej, bo ja już nie wiem co jej dać - wszystko przeczytała".
W mieście to właśnie wieczorem, po pracy, toczyło się życie. Wykonywaliśmy wszelkie zaległe czynności związane z pracą zawodową i domem. Wieczorem też przychodzili znajomi. Jakoś nie mogłam nigdy się przestawić na ten tutejszy tryb życia.

Wracając do domu podziwiam piękno okolic Ocypla. Któż by tu nie chciał zamieszkać? Okazuje się, że nie wszyscy. A może, po prostu, po kilku dziesiątkach lat życia w jednym miejscu ludzie potrzebują odmiany?


Piotr Madanecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz